tej mierze,
Gdy twą chwalę urodę, idę z tobą szczyrze, Nic ci nie pochlebując; uznałabyś i to, Jakie ja męki cierpię dla ciebie sowito, Żeś tak piękna a w tym się szczęściu urodziła, Którymeś me fortuny nader przewyższyła, Bowiem żebyś mię ledwo chudego pachołka Przyjęła do wytarcia błotnego podołka. Dlaczego trudno to ma postać na mym sercu, Żebym kiedy o ślubnym miał myślić kobiercu. A to biedny tą tylko cieszę się wolnością, Że mi i do królewny palić się miłością Wolno, choć o to nie dba ani nie wie o tym, Z jakim się dla niej serce me biedzi kłopotem.
tej mierze,
Gdy twą chwalę urodę, idę z tobą szczyrze, Nic ci nie pochlebując; uznałabyś i to, Jakie ja męki cierpię dla ciebie sowito, Żeś tak piękna a w tym się szczęściu urodziła, Ktorymeś me fortuny nader przewyższyła, Bowiem żebyś mię ledwo chudego pachołka Przyjęła do wytarcia błotnego podołka. Dlaczego trudno to ma postać na mym sercu, Żebym kiedy o ślubnym miał myślić kobiercu. A to biedny tą tylko cieszę się wolnością, Że mi i do krolewny palić się miłością Wolno, choć o to nie dba ani nie wie o tym, Z jakim się dla niej serce me biedzi kłopotem.
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 375
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
niebierze do nas, przyszło mi mu część większą wojska odkryć nastąpiwszy nań, gdzie podobieństwo było do zwiedzenia bitwy i onemu plac wyniść z tamtej ciasnoty ostawiwszy. Staliśmy kilka godzin w sprawie przeciwko sobie; niechciał się z swego fortelu ruszyć, jam też niemiał sposobu przez jawnego niebezpieczeństwa w tamtę szyję błotną (zwłaszcza mając świeże od W. K. Mści napomnienie) nastąpić. Podsyłałem harcownika podeń, aby się wywabić mogło, ale go to nic nieruszyło. Zaczem przyszło mi go działami z pola spędzać, który prędko się nazad potem temiż miejscami ciasnemi, lasami do swego za Ossę retirował obozu;
niebierze do nas, przyszło mi mu część większą wojska odkryć nastąpiwszy nań, gdzie podobieństwo było do zwiedzenia bitwy i onemu plac wyniść z tamtéj ciasnoty ostawiwszy. Staliśmy kilka godzin w sprawie przeciwko sobie; niechciał się z swego fortelu ruszyć, jam też niemiał sposobu przez jawnego niebespieczeństwa w tamtę szyję błotną (zwłaszcza mając świeże od W. K. Mści napomnienie) nastąpić. Podsyłałem harcownika podeń, aby się wywabić mogło, ale go to nic nieruszyło. Zaczém przyszło mi go działami z pola spędzać, który prędko się nazad potém temiż miejscami ciasnemi, lasami do swego za Ossę retirował obozu;
Skrót tekstu: KoniecSListy
Strona: 117
Tytuł:
Listy Stanisława Koniecpolskiego Hetmana
Autor:
Stanisław Koniecpolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1672
Data wydania (nie wcześniej niż):
1672
Data wydania (nie później niż):
1672
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
przedtem gładził puklerze, Teraz muszę skubać pierze, I com hecował przyłbice, Teraz wycieram spódnice. Mam-li tak żyć niewesoły, Wolę już chodzić do szkoły, Bo tam ćwiczą w głowie mózgi, Choć się boję rózgi. Niech się w suchedni nie dłużę, Już panu z panią nie służę, A do błotnego podołka Panna niech przyjmie pachołka. DRUGA
Ja trzymam z dworem, Zabiję worem;
Co się nawinie, To u mnie zginie, Więc i te stroje, Co nie są moje, Zdejmcie w skok, bo to, Srebro czy złoto, Ani się zwiecie, Będzie w kalecie. STOLARZ Z DOKTORA
Przedtem chorych dobijał,
przedtem gładził puklerze, Teraz muszę skubać pierze, I com hecował przyłbice, Teraz wycieram spódnice. Mam-li tak żyć niewesoły, Wolę już chodzić do szkoły, Bo tam ćwiczą w głowie mózgi, Choć się boję rózgi. Niech się w suchedni nie dłużę, Już panu z panią nie służę, A do błotnego podołka Panna niech przyjmie pachołka. DRUGA
Ja trzymam z dworem, Zabiję worem;
Co się nawinie, To u mnie zginie, Więc i te stroje, Co nie są moje, Zdejmcie w skok, bo to, Srebro czy złoto, Ani się zwiecie, Będzie w kalecie. STOLARZ Z DOKTORA
Przedtem chorych dobijał,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 66
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Najazdów prawnych i wszelkiej dzielnice; A miejsce sobie osiadszy stateczne I pożądanej dopadszy stolice, Od Pana, który-ć odjął moc i onę Przeszłą potęgę, świetną wziął koronę. III KANIKUŁA DO JAŚNIE WIELMOŻNEGO JEGOMOŚCI PANA KONIUSZEGO KORONNEGO
Com kiedyś śpiewał podczas kanikuły Nad brzegiem Semu i nad brzegiem Suły, Gdzie Psoł, gdzie Worskło toczą błotne wody I dwa słowiańskie graniczą narody, Tobie, Wielmożny Panie, ofiaruję, Którego jeśli łaskawym uczuję Tej lichej prace, do większej roboty Nabędę siły, nabędę ochoty. Teraz te karty, lubo ważą mało, Tobie nad inszych oddać mi się zdało, Boś, widzę, szczerze myśliwy i w sierci Sobaczej kochać będziesz
Najazdów prawnych i wszelkiej dzielnice; A miejsce sobie osiadszy stateczne I pożądanej dopadszy stolice, Od Pana, który-ć odjął moc i onę Przeszłą potęgę, świetną wziął koronę. III KANIKUŁA DO JAŚNIE WIELMOŻNEGO JEGOMOŚCI PANA KONIUSZEGO KORONNEGO
Com kiedyś śpiewał podczas kanikuły Nad brzegiem Semu i nad brzegiem Suły, Gdzie Psoł, gdzie Worskło toczą błotne wody I dwa słowiańskie graniczą narody, Tobie, Wielmożny Panie, ofiaruję, Którego jeśli łaskawym uczuję Tej lichej prace, do większej roboty Nabędę siły, nabędę ochoty. Teraz te karty, lubo ważą mało, Tobie nad inszych oddać mi się zdało, Boś, widzę, szczerze myśliwy i w sierci Sobaczej kochać będziesz
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 151
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
ławki Nie mając żacy szkolni, łbem się na dół z góry Jeden śmiałek spuściwszy wybierał je z dziury. Drugi za obie nogi trzymając go pyta, Jeśli mu też da kawkę, skoro ich nachwyta. A kiedy tamten zdrajca odmówi podziału, Puści go, że spadł na łeb z muru niżej wału. Toż z błotnej po pas w górę pojrzawszy sadzawki: „Zjesz — rzecze — diabła za to, złodzieju, nie kawki! Alećby ich i sam był nie do końca zażył, Strąciwszy karki, co tak barzo na nie ważył. 158. JAJE NIŻ OKO JAJE NIŻ OKO LEPSZE
Student z okna na Żyda idącego woła. Ten pójźry
ławki Nie mając żacy szkolni, łbem się na dół z góry Jeden śmiałek spuściwszy wybierał je z dziury. Drugi za obie nogi trzymając go pyta, Jeśli mu też da kawkę, skoro ich nachwyta. A kiedy tamten zdrajca odmówi podziału, Puści go, że spadł na łeb z muru niżej wału. Toż z błotnej po pas w górę pojźrawszy sadzawki: „Zjesz — rzecze — diabła za to, złodzieju, nie kawki! Alećby ich i sam był nie do końca zażył, Strąciwszy karki, co tak barzo na nie ważył. 158. JAJE NIŻ OKO JAJE NIŻ OKO LEPSZE
Student z okna na Żyda idącego woła. Ten pójźry
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 268
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
i gdy rozkażą ustąpić z niego musi; jako to jaśnie widzimy w onych wieprzach Gerażeńskich; które czart wyszedszy z opętanych na rozkaz Boży w morzu potopił. Dla trzech zaś rzeczy Pan na lud swój Cygany te piekielne przepuszczać zwykł/ aby nauczył jak wielką diabli mają moc do szkodzenia/ aby wiedzieli wszyscy/ że i do błotnych świni bez dopuszczenia Bożego nic nie mają: aby ukazał iz tysiącorako więcej naludzi nastąpiliby/ gdyby ci nie byli osobliwą łaską Bożą wspomożeni. Jako i na dzisiejszego człeka Jana/ mówię Krawca/ którego obuzdawszy/ po górach i dolinach/ po przepaściach i puszczach Miesięcy trzy tłukąc/ kiedyżkolwiek do Miasteczka Pieczarskiego przypędzili/ snadź
y gdy roskażą vstąpic z niego muśi; iáko to iásnie widźimy w onych wieprzách Geráżeńskich; ktore czárt wyszedszy z opętánych ná roskaz Boży w morzu potopił. Dla trzech záś rzeczy Pan ná lud swoy Cygány te piekielne przepuszczáć zwykł/ áby náuczył iák wielką dyabli máią moc do szkodzenia/ áby wiedźieli wszyscy/ że y do błotnych świni bez dopuszczenia Bożego nic nie máią: áby vkazał iz tyśiącoráko więcey náludźi nástąpiliby/ gdyby ći nie byli osobliwą łáską Bożą wspomożeni. Iáko y ná dźiśieyszego człeká Ianá/ mowię Kráwcá/ ktorego obuzdawszy/ po gorach y dolinách/ po przepáściách y puszczách Mieśięcy trzy tłukąc/ kiedyżkolwiek do Miásteczká Pieczárskiego przypędźili/ snadź
Skrót tekstu: KalCuda
Strona: 133.
Tytuł:
Teratourgema lubo cuda
Autor:
Atanazy Kalnofojski
Drukarnia:
Drukarnia Kijowopieczerska
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
tej zacnej sprawy jego nie zaginęła, postanowił igrzyska, które były nazwane Pytia, to jest Smoczyny. Od onegoż czasu i samemu Apollinowi przydane to nazwisko Pytius, Smoczyński. Powieść Dwunasta.
INszych rozlicznych zwierząt ziemia narodzieła Dobrowolnie/ skoro się stara przepaleła Woda ogniem Słonecznym/ i ługi wilgotne Wzdęły się od gorąca i kałuże błotne: I ziemią/ jak w żywocie matki obżywione/ Płodne nasiona rzeczy porosły zrodzone. I postać jakąkolwiek z czasem wzięły na się. Tak skoro siedmiorzeki A Nilus mokre za się Role opuścił/ a sam z swoimi wodami Obrócił się dawnymi znowu łożyskami: I skoro się Niebieską gwiazdą już zagrzało Świeże błoto/ mnóstwo się zwierząt
tey zacney spráwy iego nie záginęłá, postánowił igrzyská, ktore były názwáne Pythia, to iest Smoczyny. Od onegoż czásu y sámemu Apollinowi przydáne to nazwisko Pythius, Smoczyński. Powieść Dwánásta.
INszych rozlicznych źwierząt źiemiá národźiełá Dobrowolnie/ skoro się stára przepalełá Wodá ogniem Słonecznym/ y ługi wilgotne Wzdęły się od gorącá y káłuże błotne: Y źiemią/ iak w żywoćie mátki obżywione/ Płodne náśiona rzeczy porosły zrodzone. Y postáć iákąkolwiek z czásem wźięły ná się. Ták skoro śiedmiorzeki A Nylus mokre zá się Role opuśćił/ á sam z swoimi wodámi Obroćił się dawnymi znowu łożyskámi: Y skoro się Niebieską gwiazdą iuż zágrzało Swieże błoto/ mnostwo się źwierząt
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 25
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
bo pomiarkowały Zsobą/ wilgotność z ciepłem/ przez to samo dwoje Wszytkie rzeczy początki naprzód wzięły swoje. Bo gdy się ogień wodzie upornie sprzeciwia/ Wszlaką rzecz wilgotne powietrze obżywia. I tak niezgodna zgoda/ na to się przydawa/ Ze się sama powodem wszytkim rzeczom stawa. Przetoż skoro po świeżym potopie została Błotna ziemia/ i sama w sobie się rozgrzała/ I wielkimi gorący/ i słońcy na niebie/ Niezliczone rodzaje zwydawała z siebie. I częścią starodawne kształty przywrócieła/ Częścią nowotnych dziwów mnóstwo narodzieła. Niechciałać była wprawdzie: ale przecię z siebie W ten czas wielki Pitonie wydała i ciebie O wężu/ nieznajomy pierwszemu wiekowi/ Okrutnym
bo pomiárkowáły Zsobą/ wilgotność z ćiepłem/ przez to sámo dwoie Wszytkie rzeczy początki náprzod wźięły swoie. Bo gdy się ogień wodźie vpornie sprzećiwia/ Wszlaką rzecz wilgotne powietrze obżywiá. Y ták niezgodna zgodá/ ná to się przydawa/ Ze się sama powodem wszytkim rzeczom sstawa. Przetoż skoro po świeżym potopie zostáłá Błotna źiemiá/ y sámá w sobie się rozgrzałá/ Y wielkimi gorący/ y słońcy ná niebie/ Niezliczone rodzáie zwydawáłá z śiebie. Y częśćią starodawne kształty przywroćiełá/ Częśćią nowotnych dźiwow mnostwo národźiełá. Niechćiáłáć byłá wprawdźie: ále przećię z śiebie W ten czás wielki Pitonie wydáłá y ćiebie O wężu/ nieznáiomy pierwszemu wiekowi/ Okrutnym
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 26
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
zawarty W tej wielkości. Która niż kolej ich obeszła. Wszytka w-tym do czynienia okazja przeszła, I czas próżno upłynął: owo nic pretszego. Nic nie pierwej od wszytkich nie uważonego Stanąć mogło. Zameczek tam był murowany, Pilawcami, od Rzeki Pilawki nazwany; Acz szczupłym i leniwym nurtem swym płynącej, Jednak błotnej, i przeto nie podobnie lgnącej. Której oba, po naszych mając pilne Szpiegi Gdzie zmierzali, Chmielnicki opanował brzegi: Tam ten sobie, a drugi z-tej tu od nas strony Przeciw zaraz Zamkowi, wroninie przestrony Dawszy Krzywonosowi, naszym prócz zostawił Góry same i doły: Czymby ich przyprawił O szwanki nieobaczne, karków łamanie
záwárty W tey wielkośći. Ktora niż koley ich obeszła. Wszytka w-tym do czynienia okazya przeszłá, I czas prożno upłynął: owo nic pretszego. Nic nie pierwey od wszytkich nie uważonego Stanąć mogło. Zameczek tam był murowány, Pilawcami, od Rzeki Pilawki nazwany; Acz sczupłym i leniwym nurtem swym płynącey, Iednak błotney, i przeto nie podobnie lgnącey. Ktorey oba, po naszych maiąc pilne Szpiegi Gdźie zmierzali, Chmielnicki opanował brzegi: Tam ten sobie, á drugi z-tey tu od nas strony Przećiw zaraz Zamkowi, wroninie przestrony Dawszy Krzywonosowi, nászym procz zostawił Gory same i doły: Czymby ich przypráwił O szwanki nieobaczne, karkow łamánie
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 27
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
trzech palcy ziemię wymierzyła, z której się ciała mego masa urobiła. Tym się też wiek mój musi terminować końcem – proch był życia prologiem, śmierć jest prochu gońcem. Tak gdy glinę w samyskich polach zdun znajduje, kunszt swej ręki z miękkiego błota wyprawuje; naprzód ziemię rozwala motyką ochotną, woda potem odmiękcza ziemię onę błotną; potem żartko obraca kręg swój biegłym kołem i wystawia robotę z zapoconym czołem. Utworzy ją – w tym ledwie zetrwa pół godziny – wnet stłuczona wraca się do swej pierwszej gliny. Na tak słabym i mój wiek zawisł fundamencie, który śmierć w cień przemienia o jednym momencie. Czemuż tedy czas krótki żartkie dromedarze do
trzech palcy ziemię wymierzyła, z której się ciała mego masa urobiła. Tym się też wiek mój musi terminować końcem – proch był życia prologiem, śmierć jest prochu gońcem. Tak gdy glinę w samyskich polach zdun znajduje, kunszt swej ręki z miękkiego błota wyprawuje; naprzód ziemię rozwala motyką ochotną, woda potem odmiękcza ziemię onę błotną; potem żartko obraca kręg swój biegłym kołem i wystawia robotę z zapoconym czołem. Utworzy ją – w tym ledwie zetrwa pół godziny – wnet stłuczona wraca się do swej pierwszej gliny. Na tak słabym i mój wiek zawisł fundamencie, który śmierć w cień przemienia o jednym momencie. Czemuż tedy czas krótki żartkie dromedarze do
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 42
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997