Ośme siedm lat mu Język ROZUMEM wspomaga.
63. Dziewiąte siedm rachując, ma Wiek DOSKONAŁY. Ale czerstwych uszczerbek odtąd sił nie mały. W tych dwóch leciech wspomnianych pomarło nie mało, W których Bojem, Pokojem wiele się wsławiało. Lata te są Fortuny, przypadków, igrzyskiem, Gubiąc wielu na świecie, swych faworów błyskiem.
70. Tandem śmierć w lat siedmdziesiąt nieużyta wabi Do GROBU, by się brali już STARCOWIE słabi. o ASTROLOGII
WIESZCZBIARSTWO z FIZJOGNOMII tuż się mieści pod Astrologią; które nie co innego znaczą, tylko Koniekturę domyślanie się z Włosów Członków, Symetryj, Proporcyj, Koloru, Cery, Kompleksyj Człeka, o jego temperamencie,
Osme siedm lát mu Ięzyk ROZUMEM wspomaga.
63. Dziewiąte siedm rachuiąc, ma Wiek DOSKONAŁY. Ale czerstwych uszczerbek odtąd sił nie mały. W tych dwoch leciech wspomnianych pomarło nie mało, W ktorych Boiem, Pokoiem wiele się wsławiało. Lata te są Fortuny, przypadkow, igrzyskiem, Gubiąc wielu na świecie, swych faworow błyskiem.
70. Tandem śmierć w lat siedmdziesiąt nieużyta wábi Do GROBU, by się brali iuż STARCOWIE słabi. o ASTROLOGII
WIESZCZBIARSTWO z FIZYOGNOMII tuż się mieści pod Astrologią; ktore nie co innego znaczą, tylko Koniekturę domyślanie się z Włosow Członkow, Symmetryi, Proporcyi, Koloru, Cery, Komplexyi Człeka, o iego temperamencie,
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 181
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
który zakopciełemi chce in clarescere Antonatów Portretami, a sam ani iskierki przydaje ad Splendorem: prowadzi Genus od Arkadesów, mających się za dawniejszych, niżeli na świecie Księżyc, a Cnoty. Rozumu. Nauki, poloru, nec micam w nim upatrzysz, a na cóż tej Zacności jastantia?
Zaczym Ornant SZLACHCICA Arma et Litere: błysk Oręża: to Jaśnie Oświecony Tytuł na Szlachetnej Osobie: Rany, Blizny na Ciele, opalone aestubelli Cera, to cerae illustres. Z tej racyj animując Bellatorów Annibal (jako namieniłem) mówił Qui Hosłem feriet. ille mihi Carthaginenfis erit: Głowa Laurem Mądrości Uwieńczona, to Zacna i Znaczna. Z tąd Alfons Aragoński.
ktory zákopciełemi chce in clarescere Antonatow Portretámi, a sam ani iskierki przydaie ad Splendorem: prowadzi Genus od Arkadesow, maiących się za dawnieyszych, niżeli na świecie Xiężyc, á Cnoty. Rozumu. Nauki, poloru, nec micam w nim upatrzysz, à na coż tey Zacności iastantia?
Zaczym Ornant SZLACHCICA Arma et Literae: błysk Oręża: to Iaśnie Oświecony Tytuł na Sżlachetney Osobie: Rany, Blizny ná Ciele, opalone aestubelli Cera, to cerae illustres. Z tey racyi ànimuiąc Bellatorow Annibal (iako namieniłem) mowił Qui Hosłem feriet. ille mihi Carthaginenfis erit: Głowa Laurem Mądrości Uwieńcżona, to Zacna y Znacżna. Z tąd Alfons Aragoński.
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 382
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
uczynił, tym się zacnym stawa. 566. Krótkość żywota.
Godzina za godziną niepojęcie chodzi, Był przodek, byłeś ty sam, potomek się rodzi. Krótka rozprawa: jutro, coś dziś jest, nie będziesz, A żeś był, nieboszczyka imienia nabędziesz. Dźwięk, cień, dym, wiatr, błysk, głos, punkt, żywot ludzki słynie, Słońce więcej nie wschodzi, to które raz minie. Kołem niehamowanym lotny czas uchodzi, Z którego spadł niejeden, co na starość godzi. Wtenczas kiedy ty myślisz, jużeś był nieboże; Między śmiercią, rodzeniem, byt nasz ledwie może Nazwań być czwartą częścią mgnienia,
uczynił, tym się zacnym stawa. 566. Krotkość żywota.
Godzina za godziną niepojęcie chodzi, Był przodek, byłeś ty sam, potomek się rodzi. Krotka rozprawa: jutro, coś dziś jest, nie będziesz, A żeś był, nieboszczyka imienia nabędziesz. Dźwięk, cień, dym, wiatr, błysk, głos, punkt, żywot ludzki słynie, Słońce więcej nie wschodzi, to ktore raz minie. Kołem niehamowanym lotny czas uchodzi, Z ktorego spadł niejeden, co na starość godzi. Wtenczas kiedy ty myślisz, jużeś był nieboże; Między śmiercią, rodzeniem, byt nasz ledwie może Nazwań być czwartą częścią mgnienia,
Skrót tekstu: NaborWierWir_I
Strona: 288
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
, Do jednej mety;
Pod też Helena, Co i Kamena Leci sztylety:
Biegłość i cera, Wszystko się zdziera Pędem gonitwy, DUCHOWNE.
Czas Orła goni, Zrywa Pogoni Wędzidła Litwy. Lwi, Gryfy, Słonie, Lamparty, konie Gdy więc pryskają, Aluzja do różnych Herbów.
W zuchwałym prysku, Przy strojnym błysku W umbrę padają.
Mitry, Buławy Łodzie i Nawy w Fatalnej suszy.
Wiednieją Flory, Gną się Topory, Śmierć Trąby głuszy.
Mur, Góry, Bramy, Nieczynią tamy Fatalnym pędom,
Lilie z Rużą, Refleksje.
Jednako służą Śmierci urzędom
Jednym w też skoki, Drogie Potoki, Toczą się kołem,
Jednakim
, Do iedney mety;
Pod też Helená, Co y Kámená Leći sztylety:
Biegłość y cerá, Wszystko się zdźiera Pędem gonitwy, DVCHOWNE.
Czás Orłá goni, Zrywa Pogoni Wędźidłá Litwy. Lwi, Gryfy, Słonie, Lámpárty, konie Gdy więc pryskáią, Alluzya do rożnych Herbow.
W zuchwáłym prysku, Przy stroynym błysku W umbrę padáią.
Mitry, Bułáwy Łodźie y Náwy w Fatálney suszy.
Wiednieią Flory, Gną się Topory, Smierć Trąby głuszy.
Mur, Gory, Bramy, Nieczynią támy Fátálnym pędom,
Lilie z Rużą, REFLEXYE.
Iednáko służą Smierći urzędom
Iednym w też skoki, Drogie Potoki, Toczą się kołem,
Iednákim
Skrót tekstu: JunRef
Strona: 13
Tytuł:
Refleksje duchowne na mądry króla Salomona sentyment
Autor:
Mikołaj Karol Juniewicz
Drukarnia:
Drukarnia Jasnej Góry Częstochowskiej
Miejsce wydania:
Częstochowa
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1731
Data wydania (nie wcześniej niż):
1731
Data wydania (nie później niż):
1731
, Lecz więcej, z uderzenia gdy w się nasroższego Są niewzruszeni, jak dąb od wichru wściekłego.
XLIX.
Trzaski aż pod obłoki wysokie leciały - Turpinowe mi pisma szczerze powiadały - A znać trzy albo cztery nazad zapalone Spadły, bo sfery ogniów przeszły wywyższone. Potem bohatyrowie szabel dobywają Naostrszych, jak piorunów, gdy z błyskiem spadają, I na napierwszem starciu oba jednem razem W twarz się ugodzą twardem, gniewliwi, żelazem. PIEŚŃ XXX.
L.
W twarz się zaraz ugodzą na pierwszem potkaniu; Ale to w najpilniejszem zaś mają staraniu, Aby koni, na których siedzą, nie ranili, Bo ci przyczyną wojny namniejszą nie byli.
, Lecz więcej, z uderzenia gdy w się nasroższego Są niewzruszeni, jak dąb od wichru wściekłego.
XLIX.
Trzaski aż pod obłoki wysokie leciały - Turpinowe mi pisma szczerze powiadały - A znać trzy albo cztery nazad zapalone Spadły, bo sfery ogniów przeszły wywyszszone. Potem bohatyrowie szabel dobywają Naostrszych, jak piorunów, gdy z błyskiem spadają, I na napierwszem starciu oba jednem razem W twarz się ugodzą twardem, gniewliwi, żelazem. PIEŚŃ XXX.
L.
W twarz się zaraz ugodzą na pierwszem potkaniu; Ale to w najpilniejszem zaś mają staraniu, Aby koni, na których siedzą, nie ranili, Bo ci przyczyną wojny namniejszą nie byli.
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 415
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
o którem Rugiera swojego Widzieć tuszy, wesołą karmi się nadzieją, Serce otuchy jakieś, pociech próżne, grzeją. Na wieżą co godzina wstępuje wysoką, Z której lasy z łąkami i morską głęboką Wodę widzi, więc wielką część gościńca tego, Co do Montalby wiedzie z Paryża wielkiego.
X
Jeśli kto świetnem ciśnie z jasnej błyskiem zbroje, Zaraz weń wlepia ostry wzrok i oczy swoje, Twierdzi, iż to jest Rugier; jeśli zaś pieszego Zajrzy gdzie, rozumie być posłańca od niego, Zbiega co prędzej na dół, aby usłyszała Nowiny, których z wielką radością czekała. A choć się często zdradza, choć się oszukiwa, Przecię jej tem
o którem Rugiera swojego Widzieć tuszy, wesołą karmi się nadzieją, Serce otuchy jakieś, pociech próżne, grzeją. Na wieżą co godzina wstępuje wysoką, Z której lasy z łąkami i morską głęboką Wodę widzi, więc wielką część gościńca tego, Co do Montalby wiedzie z Paryża wielkiego.
X
Jeśli kto świetnem ciśnie z jasnej błyskiem zbroje, Zaraz weń wlepia ostry wzrok i oczy swoje, Twierdzi, iż to jest Rugier; jeśli zaś pieszego Zajrzy gdzie, rozumie być posłańca od niego, Zbiega co prędzej na dół, aby usłyszała Nowiny, których z wielką radością czekała. A choć się często zdradza, choć się oszukiwa, Przecię jej tem
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 5
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
i surowy Zwyczaj, powiada: „Zwyczaj, dawno stanowiony, Nie może być sposobem żadnem odmieniony: Odpuść, łaskawa panno, a jedź w inszą drogę, Bo ja, bym najbarziej chciał, targać go nie mogę”.
XCIX.
Jako we mgnieniu oka lecie chmury gęste, Z których strzela po górach piorun błyski częste, Kryją narozkoszniejszą twarz słońca jasnego, Co wszystkie uwesela kąty świata tego: Tak wnet dziewka na przykre rozkazanie zbladła, Wzrok słupem stanął, cera z ust rumianych spadła; Mieni się, a w minucie, nie poznać godziny, Jeśli to ona siedzi, czy przyszedł kto inny.
C.
Mieni się gwałtem,
i surowy Zwyczaj, powiada: „Zwyczaj, dawno stanowiony, Nie może być sposobem żadnem odmieniony: Odpuść, łaskawa panno, a jedź w inszą drogę, Bo ja, bym najbarziej chciał, targać go nie mogę”.
XCIX.
Jako we mgnieniu oka lecie chmury gęste, Z których strzela po górach piorun błyski częste, Kryją narozkoszniejszą twarz słońca jasnego, Co wszystkie uwesela kąty świata tego: Tak wnet dziewka na przykre rozkazanie zbladła, Wzrok słupem stanął, cera z ust rumianych spadła; Mieni się, a w minucie, nie poznać godziny, Jeśli to ona siedzi, czy przyszedł kto iny.
C.
Mieni się gwałtem,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 26
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
subtelny opuścił i uciekł na stronę. Ta zaraz, porwawszy się, na łóżku usiada I tak z myślami, pijąc łzy obfite, gada:
LIX.
„Patrzcie, jak mi znikome sen pociechy daje, A czucie przeraźliwem bólem serce kraje! To, co mojem weselem i radością włada, Wnet, jako piorun z błyskiem najbystrszem, przepada. Czemuż nie słyszy teraz i nie widzi tego Ocknienie, co dopiero sen porwał od niego? Oczy, na coście przyszły? Zamknione, widzicie Szczęście moje; otwarte, żałość przynosicie!
LX.
Słodki sen pokój mi dać prędki obiecuje, Ale niespanie wojnę straszliwą gotuje. Cóż po tem,
subtelny opuścił i uciekł na stronę. Ta zaraz, porwawszy się, na łóżku usiada I tak z myślami, pijąc łzy obfite, gada:
LIX.
„Patrzcie, jak mi znikome sen pociechy daje, A czucie przeraźliwem bólem serce kraje! To, co mojem weselem i radością włada, Wnet, jako piorun z błyskiem najbystrszem, przepada. Czemuż nie słyszy teraz i nie widzi tego Ocknienie, co dopiero sen porwał od niego? Oczy, na coście przyszły? Zamknione, widzicie Szczęście moje; otwarte, żałość przynosicie!
LX.
Słodki sen pokój mi dać prędki obiecuje, Ale niespanie wojnę straszliwą gotuje. Cóż po tem,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 44
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
zbroja jego, przez czary zrobiona, Nie może być od prostej szable zdziurawiona.
LXXIX.
Gdy czas niemały męskie się oba silili Bez odpoczynku i tak oczy zabawili, Iż na żadną obrócić nie mogli ich stronę, Ustawiczny wzgląd mając na ciał swych obronę, Nowy jakiś zgiełk i grzmot zatrwożył ich nowy, Jaki więc z błyskiem spada na dół, piorunowy. Obejrzawszy się, widzą ptaka szkaradnego, A on konia pazury żmie Rynaldowego.
LXXX.
Dziw jakiś niesłychany i wielki beł srodze, Od którego w niemałej koń Bajard beł trwodze; Pysk na trzy łokcie dłuższy miał, a postać ciała Nietoperza brzydkiego właśnie wyrażała. Pióra, jak najczarniejsza smoła,
zbroja jego, przez czary zrobiona, Nie może być od prostej szable zdziurawiona.
LXXIX.
Gdy czas niemały męskie się oba silili Bez odpoczynku i tak oczy zabawili, Iż na żadną obrócić nie mogli ich stronę, Ustawiczny wzgląd mając na ciał swych obronę, Nowy jakiś zgiełk i grzmot zatrwożył ich nowy, Jaki więc z błyskiem spada na dół, piorunowy. Obejrzawszy się, widzą ptaka szkaradnego, A on konia pazury żmie Rynaldowego.
LXXX.
Dziw jakiś niesłychany i wielki beł srodze, Od którego w niemałej koń Bajard beł trwodze; Pysk na trzy łokcie dłuższy miał, a postać ciała Nietoperza brzydkiego właśnie wyrażała. Pióra, jak najczarniejsza smoła,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 49
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
głosy w stronę powietrza czarnego. Skwierk najbiedniejszych ludzi Echo szczebietliwa Powtarzając, w odległych górach się ozywa; Łamią o się wspólną moc powodzi gniewliwe, Huczą z razów gwałtownych skały, brzegi krzywe; Odjęła niepogoda słuch na wszystkie strony, Uszy tylko napełnia płacz nieutulony.
XI.
Żartkość wichrów szalonych miedzy skałubami Gwizd najstraszniejszy czyni, błyski z piorunami Niewymownych trwóg dają przyczynę, a srogi Szturm w obadwa okrętu tłucze przykro rogi. Już go zwątlił, już wały, gdzie chcą, niem ciskają, Już władzej marynarze strętwieli nie mają. Poprzeczne wiatry w deszczki ustawicznie biją, A te wierzchem i spodkiem morską wodę piją.
XII.
Oto świszcząc haniebna burza wnet
głosy w stronę powietrza czarnego. Skwierk najbiedniejszych ludzi Echo szczebietliwa Powtarzając, w odległych górach się ozywa; Łamią o się wspólną moc powodzi gniewliwe, Huczą z razów gwałtownych skały, brzegi krzywe; Odjęła niepogoda słuch na wszystkie strony, Uszy tylko napełnia płacz nieutulony.
XI.
Żartkość wichrów szalonych miedzy skałubami Gwizd najstraszniejszy czyni, błyski z piorunami Niewymownych trwóg dają przyczynę, a srogi Szturm w obadwa okrętu tłucze przykro rogi. Już go zwątlił, już wały, gdzie chcą, niem ciskają, Już władzej marynarze strętwieli nie mają. Poprzeczne wiatry w deszczki ustawicznie biją, A te wierzchem i spodkiem morską wodę piją.
XII.
Oto świszcząc haniebna burza wnet
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 230
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905