, Ochocze wojska w tak gorącej chwili W lot przeprawili.
O hospodarze potym nam nowiny Wołoskim przyszły, że do Bukowiny Uszedł z swoimi, lubo ich niemało Na rzeź zostało.
Zaczym generał Korycki posłany Z mocną parcją, żeby lud strwogany
Uwiodł z tych lasów przed srogim pożarem Z ich hospodarem.
Gdy zatym świetne krzyże się błysnęły, Wnet Ottomańskie miesiące poczęły Blednąć a wojska, co ich otoczyły, Pola okryły.
Długo im nasi szyk prezentowali, Szyk boju chciwy, czekając, azali Wódz ich i żołnierz, dzielnością wsławiony, Wstydem ruszony
Odprawi taniec marsowy w przestrzeni, Nie za okopy; lecz darmo wabieni Harcem, od których oddalić się bali
, Ochocze wojska w tak gorącej chwili W lot przeprawili.
O hospodarze potym nam nowiny Wołoskim przyszły, że do Bukowiny Uszedł z swoimi, lubo ich niemało Na rzeź zostało.
Zaczym generał Korycki posłany Z mocną partyą, żeby lud strwogany
Uwiodł z tych lasow przed srogim pożarem Z ich hospodarem.
Gdy zatym świetne krzyże się błysnęły, Wnet Ottomańskie miesiące poczęły Blednąć a wojska, co ich otoczyły, Pola okryły.
Długo im nasi szyk prezentowali, Szyk boju chciwy, czekając, azali Wodz ich i żołnierz, dzielnością wsławiony, Wstydem ruszony
Odprawi taniec marsowy w przestrzeni, Nie za okopy; lecz darmo wabieni Harcem, od ktorych oddalić się bali
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 485
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Aby, gdyż mistrzem wszytkich był nauk Febowych,
Jak poety wielkiego obtoczone wkoło Febowej Dafny liściem było jego czoło. Albo ten wieniec połóż, który swymi wiła Rękami Europa i rogi zdobiła Wołu, który za morze uniósł ją na sobie; Lub ten, co Ariadnie na wyspie w żałobie Odbieżanej wziął Bakchus i który ogniami Nowymi błysnął, siadszy w jeden rząd z gwiazdami. W kasolety zaś srebrne, w święte kadzielnice Nałupaj z tego drzewa pachniącej żywice, W którym zamknięta Mirra wstydliwej kradzieży Płacze, że po niej jedna łza za drugą bieży; I z kadzilnego drzewa, które swą przykryło Skórą, co snadź pięknego w Leukotojej było. Na świece pogrzebowe
Aby, gdyż mistrzem wszytkich był nauk Febowych,
Jak poety wielkiego obtoczone wkoło Febowej Dafny liściem było jego czoło. Albo ten wieniec połóż, który swymi wiła Rękami Europa i rogi zdobiła Wołu, który za morze uniósł ją na sobie; Lub ten, co Aryjadnie na wyspie w żałobie Odbieżanej wziął Bakchus i który ogniami Nowymi błysnął, siadszy w jeden rząd z gwiazdami. W kasolety zaś srebrne, w święte kadzielnice Nałupaj z tego drzewa pachniącej żywice, W którym zamknięta Mirra wstydliwej kradzieży Płacze, że po niej jedna łza za drugą bieży; I z kadzilnego drzewa, które swą przykryło Skórą, co snadź pięknego w Leukotojej było. Na świece pogrzebowe
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 136
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
Owszem, jakby z nią zmówiła się zgodnie, Mnie tylko w sercu podżega pochodnie. Ale ty mścij się mej szkody, twej wzgardy, I państwem, które nad nami masz, hardy, Napełń ją ogniem, niech i ona czuje, Że kiedy świecisz, każda-ć rzecz hołduje I każda, lubo odporna, jako ty Błyśniesz na niebie, zapada w zaloty. Co jeśli sprawisz, będę-ć życzył, aby Obrok cię z źródeł dochodził niesłaby I żebyś wsiadszy na wóz miasto słońca Wiódł szczęśliwy rok od końca do końca. MINUCJE
Kiedy dwudziesty lipca dzień nadchodzi, Jasna na niebo kanikuła wschodzi; Wtenczas gospodarz niech uważa, z jakim Łączy się nocny
Owszem, jakby z nią zmówiła się zgodnie, Mnie tylko w sercu podżega pochodnie. Ale ty mścij się mej szkody, twej wzgardy, I państwem, które nad nami masz, hardy, Napełń ją ogniem, niech i ona czuje, Że kiedy świecisz, każda-ć rzecz hołduje I każda, lubo odporna, jako ty Błyśniesz na niebie, zapada w zaloty. Co jeśli sprawisz, będę-ć życzył, aby Obrok cię z źródeł dochodził niesłaby I żebyś wsiadszy na wóz miasto słońca Wiódł szczęśliwy rok od końca do końca. MINUCJE
Kiedy dwudziesty lipca dzień nadchodzi, Jasna na niebo kanikuła wschodzi; Wtenczas gospodarz niech uważa, z jakiem Łączy się nocny
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 155
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
); Kto by też był rzekł, że ta godność potka Nieszczęśliwego matki swej wyrodka,
Żeby szedziwe opuściwszy głowy, Na młodego dać afektu narowy Sprawę tak trudną boginie owe trzy Miały. A wiedząc, że kto tu opieprzy, Kto nasmaruje, ten pojedzie sporzej, Każda swych skarbów szkatułę otworzy. Najpierwej Juno złotym berłem błyśnie, Które mu ślubi dochować umyślnie; Królewskie przy tym obieca korony, Jeśli ten owoc przysądzi Pomony. Pallas mądrości klejnoty mu drogiej, Którą nie ludzi, ale zrówna bogi, Jeśli uprzejmie, czego sobie życzy, Pierwszą w regiestrze gładkości policzy. Lecz gdy się Wenus do naga rozbierze, Ani korona, ani mądrość
); Kto by też był rzekł, że ta godność potka Nieszczęśliwego matki swej wyrodka,
Żeby szedziwe opuściwszy głowy, Na młodego dać afektu narowy Sprawę tak trudną boginie owe trzy Miały. A wiedząc, że kto tu opieprzy, Kto nasmaruje, ten pojedzie sporzej, Każda swych skarbów szkatułę otworzy. Najpierwej Juno złotym berłem błyśnie, Które mu ślubi dochować umyślnie; Królewskie przy tym obieca korony, Jeśli ten owoc przysądzi Pomony. Pallas mądrości klejnoty mu drogiej, Którą nie ludzi, ale zrówna bogi, Jeśli uprzejmie, czego sobie życzy, Pierwszą w regiestrze gładkości policzy. Lecz gdy się Wenus do naga rozbierze, Ani korona, ani mądrość
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 277
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
. TENŻE
Dosyć też już o łysych, gniewają się, słyszę, Ale jeszcze aby raz o nich co napiszę; Jak ci mnie gdzie opadną wszyscy na przestrzeni, Bez mała się i moja głowa nie wyleni*. Przybiegł łysy furyjer od chorągwie wprzódy, Żeby pisał dla Niemców w mojej wsi gospody; Lecz tylko co błyśnie łbem z kapelusza gołem, Aż huzno napisane przeczytam nad czołem. Zwady ten złodziej szuka, aż go kat z oduznem Zadziergnie; swoję własną głowę zowie huznem. Śmieszno mi; cóż po piśmie, co, myślę, po świadku? I bez nich twój nagi łeb podobien do zadku. Pojźrę jakoś w kapelusz, aż
. TENŻE
Dosyć też już o łysych, gniewają się, słyszę, Ale jeszcze aby raz o nich co napiszę; Jak ci mnie gdzie opadną wszyscy na przestrzeni, Bez mała się i moja głowa nie wyleni*. Przybiegł łysy furyjer od chorągwie wprzódy, Żeby pisał dla Niemców w mojej wsi gospody; Lecz tylko co błyśnie łbem z kapelusza gołem, Aż huzno napisane przeczytam nad czołem. Zwady ten złodziej szuka, aż go kat z oduznem Zadziergnie; swoję własną głowę zowie huznem. Śmieszno mi; cóż po piśmie, co, myślę, po świadku? I bez nich twój nagi łeb podobien do zadku. Pojźrę jakoś w kapelusz, aż
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 422
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
czy że jest osadzeń tak cudno. Na sznurach złotych ta toż machina wisiała, Która wodza strasznego cudnie okrywała, A jeszcze bogatszymi od złota dywany Podłoga i podnóżek był jego wysłany, Który pyszną Holofern nogą swoją deptał, A miłość całym sercem z oczu Judyt chłeptał. Ta tedy tak stanąwszy przed pańskim obliczem, Jako słońcem błysnąwszy urodziwym licem, Pojrzawszy na hetmana, wnet na ziemię padła, Adorując tyrana niby z zmysłu zbladła. A ledwo się rzuciła tam pod jego nogi, Zmiękczył się ów człek dumny i zbyt dotąd srogi. Kinie na sługi swoje, by upaść nie dali I jako ją najprędzej w górę pyjdnoszali. Ochoczo się rzucili i rzyśko
czy że jest osadzeń tak cudno. Na sznurach złotych ta toż machina wisiała, Która wodza strasznego cudnie okrywała, A jeszcze bogatszymi od złota dywany Podłoga i podnóżek był jego wysłany, Który pyszną Holofern nogą swoją deptał, A miłość całym sercem z oczu Judyt chłeptał. Ta tedy tak stanąwszy przed pańskim obliczem, Jako słońcem błysnąwszy urodziwym licem, Pojrzawszy na hetmana, wnet na ziemię padła, Adorując tyrana niby z zmysłu zbladła. A ledwo się rzuciła tam pod jego nogi, Zmiękczył się ów człek dumny i zbyt dotąd srogi. Kinie na sługi swoje, by upaść nie dali I jako ją najprędzej w górę pjjdnoszali. Ochoczo się rzucili i rzyśko
Skrót tekstu: JabłJHistBar_II
Strona: 532
Tytuł:
Historie arcypiękne do wiedzenia potrzebne ...
Autor:
Jan Kajetan Jabłonowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1749
Data wydania (nie wcześniej niż):
1749
Data wydania (nie później niż):
1749
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
, ostatek twojej własnej zostaw wiadomości modicum et non videbitis me. Oto najwyższy rządca nie da się zrozumieć modicum videbitis. Oglądacie mię przejrzycie się we mnie; przedcię ja wam zniknę z-oczu. Et non videbitis me. 2. MODICUM. Świat odmienny naukę tę pełni, ale nie zbawiennie pełni. coś się błyśnie, wyniknie, pokaże, videbitis, aż się to zaćmi, znocnieje, et non videbitis. Napadnie bogatego fantazyja, wszystkiego po dostatku, et videbitis. jest co widzieć, pochwalić, ba i dziwować się, aż to wszytko wnet pochowają, szczupleje, wszytko w-oczach zaproszonych zginie, et non videbitis me.
, ostátek twoiey własney zostaw wiádomośći modicum et non videbitis me. Oto naywyższy rządcá nie da się zrozumieć modicum videbitis. Oglądaćie mię przeyrzyćie się we mnie; przedćię ia wam zniknę z-oczu. Et non videbitis me. 2. MODICUM. Swiat odmienny náukę tę pełni, ále nie zbawiennie pełni. coś się błyśnie, wyniknie, pokaże, videbitis, áż się to záćmi, znocnieie, et non videbitis. Nápádnie bogátego fántazyia, wszystkiego po dostátku, et videbitis. iest co widźieć, pochwalić, bá i dźiwowáć się, áż to wszytko wnet pochowáią, zczupleie, wszytko w-oczách záproszonych zginie, et non videbitis me.
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 89
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
gdzie królewskie łoże? Gdzie i wczasy warszawskie? Takli, o mój Boże, Królewskiemu synowi w ubogiej chałupie Zostać, jako wzgardzonej żółwiowi skorupie?
Chude ściany. Szczęśliwyś i ty Wielkolesie: Żadna Memfis, żaden cię nigdy nie przeniesie Mury swemi Babilon, gdzie nadzieja ona Nieśmiertelna, gdzie wielki poległ syn Hamona. Błysnęły okna grube, zakwitły podwoje, Gdy w kąty twe skurzone światła one swoje, Tem wdzięczniejsze wylewał, im w Tetym daleki Zapadły, a już wyniść nie miały na wieki. Ratuj, hej! kto przyjaciel, z żadnej, żadnej strony Nie zostawa nadzieje ani już obrony. Czyli konie Faeton tak rącze zaprzęże,
gdzie królewskie łoże? Gdzie i wczasy warszawskie? Takli, o mój Boże, Królewskiemu synowi w ubogiej chałupie Zostać, jako wzgardzonej żołwiowi skorupie?
Chude ściany. Szczęśliwyś i ty Wielgolesie: Żadna Memfis, żaden cię nigdy nie przeniesie Mury swemi Babilon, gdzie nadzieja ona Nieśmiertelna, gdzie wielki poległ syn Hammona. Błysnęły okna grube, zakwitły podwoje, Gdy w kąty twe skurzone światła one swoje, Tem wdzięczniejsze wylewał, im w Tetym daleki Zapadły, a już wyniść nie miały na wieki. Ratuj, hej! kto przyjaciel, z żadnej, żadnej strony Nie zostawa nadzieje ani już obrony. Czyli konie Faeton tak rącze zaprzęże,
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 47
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
Wisła i Dniepr mech napawa, W morza swe idąc póki biegu stawa. A my ni wichrów z południa się bójmy, Ni się o Arkton północną frasujmy, Mylę się? czyli głos z powietrza czuję, Głos mi poważny nadzieję cukruje. A na znak, co się chmarą kęs zadęło, Zaraz i niebo pogodą błysnęło. TOŻ NA POLSKIE
Muzą ojczystą.
Przewoźne prawem znieście obyczaje Cni Tebanowie, przodków swych zwyczaje Podajcie dziatkom, które dał wiek stary Prawa i wiary. Kościoły, świątość, śprawiedliwość, grody, Prawda i pokój, i zgoda swobody Niech wasze zdobią, do miast ma niecnota Zawarte wrota. Każdy mur niski niecnocie,
Wisła i Dniepr mech napawa, W morza swe idąc póki biegu stawa. A my ni wichrów z południa się bójmy, Ni się o Arkton północną frasujmy, Mylę się? czyli głos z powietrza czuję, Głos mi poważny nadzieję cukruje. A na znak, co się chmarą kęs zadęło, Zaraz i niebo pogodą błysnęło. TOŻ NA POLSKIE
Muzą ojczystą.
Przewoźne prawem znieście obyczaje Cni Tebanowie, przodków swych zwyczaje Podajcie dziatkom, które dał wiek stary Prawa i wiary. Kościoły, świątość, śprawiedliwość, grody, Prawda i pokój, i zgoda swobody Niech wasze zdobią, do miast ma niecnota Zawarte wrota. Każdy mur niski niecnocie,
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 155
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
Nie inaczej, kiedy kto ciągłemi polami Albo ptaków nałowi lgniącemi lepami, Potem na drewnie z pierza oskubione długiem Po jednemu powdziewa, jednego po drugiem, I tak długo ich wtykać na nie nie przestawa, Aż je wszytko wypełni i szpilki nie stawa. Potem drzewo od siebie grabia precz zacisnął, A dobytą od boku Duryndaną błysnął.
LXX.
Złamał drzewo, jakom rzekł, i szable dobywał, Szable, której raz nigdy daremny nie bywał: Za każdym razem, lub beł sztychowy lub cięty, Albo śmiertelnie ranny albo chłop beł ścięty. Zbroja jej najmocniejsza żadna nie strzymała, Gdzie dosięgła, krew płynąć strumieniem musiała. Dopiero Cimoskowi żal,
Nie inaczej, kiedy kto ciągłemi polami Albo ptaków nałowi lgniącemi lepami, Potem na drewnie z pierza oskubione długiem Po jednemu powdziewa, jednego po drugiem, I tak długo ich wtykać na nie nie przestawa, Aż je wszytko wypełni i szpilki nie stawa. Potem drzewo od siebie grabia precz zacisnął, A dobytą od boku Duryndaną błysnął.
LXX.
Złamał drzewo, jakom rzekł, i szable dobywał, Szable, której raz nigdy daremny nie bywał: Za każdym razem, lub beł sztychowy lub cięty, Albo śmiertelnie ranny albo chłop beł ścięty. Zbroja jej najmocniejsza żadna nie strzymała, Gdzie dosięgła, krew płynąć strumieniem musiała. Dopiero Cimoskowi żal,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 188
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905