od ciała Chrystusowego/ które jest Cerkiew jego/ odcięty/ i z Cerkwie wyrzucony. Lecz te przez nas przyjęte Herezje/ wszytkie już są od Cerkwie sądzone/ i za Herezje uznane. Zaczym póki my w nich/ a one w nas/ jakbyśmy się prawdziwie Chrystusową Cerkwią znać chcieli/ przy uważnym każdego z was baczeniu zostawuję. Apologia Daj Boże po szkodzie nam być mędrszymi. Do Narodu Ruskiego. Upomina Autor do zgody. Apologia Uważenie o Cerkwie powszechnej i pomiestnej.
ALE daj my to sobie/ żeśmy Cerkiew/ Zaraz jednak przytym owo dwoje za rzecz pewną wiedzmy. Pierwsze/ żeśmy część Cerkwie/ a nie Cerkiew
od ćiáłá Christusowego/ ktore iest Cerkiew iego/ odćięty/ y z Cerkwie wyrzucony. Lecz te przez nas przyięte Hęrezye/ wszytkie iuż są od Cerkwie sądzone/ y zá Hęrezye vznáne. Zácżym poki my w nich/ á one w nas/ iákbysmy sie prawdźiwie Christusową Cerkwią znáć chćieli/ przy vważnym káżdego z was bacżeniu zostáwuię. Apologia Day Boże po szkodźie nam bydź mędrszymi. Do Narodu Ruskiego. Vpomina Autor do zgody. Apologia Vważenie o Cerkwie powszechney y pomiestney.
ALE day my to sobie/ żesmy Cerkiew/ Záraz iednák przytym owo dwoie zá rzecz pewną wiedzmy. Pierwsze/ żesmy część Cerkwie/ á nie Cerkiew
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 102
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
Coraz mdłe siły, coraz ubywało, Czym się zbolałe serce posilało. I tak jako sen na porannej zorzy W niespanej nocy spracowanych zmorzy, Jak cień spóźniony powoli zniszczeje, Jako gdy lekki wiatr znienagła chwieje Trzciną złamaną, jako gdy pochodnia Spalona i już strawiona od ognia, Tak on gasł właśnie. A jednak w baczeniu Całym i w dobrym rozgarnion sumnieniu, Dom rozporządził, dzieciom błogosławił, Którym za skarby nawiększe zostawił Błogosławieństwo niebieskie obfite, Cnotą przodków swych i swoją nabyte.
Przy swych też własnych błogosławił i tym, Którzy mieli być potomstwem nabytym. A gdy już termin przyszedł, gdy na zgonie Był już ostatnim, wtenczas o koronie,
Coraz mdłe siły, coraz ubywało, Czym się zbolałe serce posilało. I tak jako sen na porannej zorzy W niespanej nocy spracowanych zmorzy, Jak cień spoźniony powoli zniszczeje, Jako gdy lekki wiatr znienagła chwieje Trzciną złamaną, jako gdy pochodnia Spalona i już strawiona od ognia, Tak on gasł właśnie. A jednak w baczeniu Całym i w dobrym rozgarnion sumnieniu, Dom rozporządził, dzieciom błogosławił, Ktorym za skarby nawiększe zostawił Błogosławieństwo niebieskie obfite, Cnotą przodkow swych i swoją nabyte.
Przy swych też własnych błogosławił i tym, Ktorzy mieli być potomstwem nabytym. A gdy już termin przyszedł, gdy na zgonie Był już ostatnim, wtenczas o koronie,
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 428
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
, Gniewów się waszych bynajmniej nie boję.” Tak diabeł — dziwy! — niech kto chce, co gada, Brata Leona pozbawił obiada.
Jest on i w czubach — powiem rzecz nienową – Wiózł na mszą stangret panią podsędkową. Ta woła: „Stangret, trzaskaj biczem silnie, Z drogi nie zstępuj, daj baczenie pilnie,
By się kłaniano. Niech wiedzą, kto jedzie!” Wtem przy kościele z kolaski wysiędzie. Tu ktoś znać daje, że już po kazaniu. „Ha, ten pop — rzecze — w owym swym łajaniu, Nie mógł to na mnie czekać z nabożeństwem? Czy był gdzie despekt z większym okrucieństwem?
, Gniewów się waszych bynajmniej nie boję.” Tak diabeł — dziwy! — niech kto chce, co gada, Brata Leona pozbawił obiada.
Jest on i w czubach — powiem rzecz nienową – Wiózł na mszą stangret panią podsędkową. Ta woła: „Stangret, trzaskaj biczem silnie, Z drogi nie zstępuj, daj baczenie pilnie,
By się kłaniano. Niech wiedzą, kto jedzie!” Wtem przy kościele z kolaski wysiędzie. Tu ktoś znać daje, że już po kazaniu. „Ha, ten pop — rzecze — w owym swym łajaniu, Nie mógł to na mnie czekać z nabożeństwem? Czy był gdzie despekt z większym okrucieństwem?
Skrót tekstu: DembowPunktBar_II
Strona: 478
Tytuł:
Punkt honoru
Autor:
Antoni Sebastian Dembowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1749
Data wydania (nie wcześniej niż):
1749
Data wydania (nie później niż):
1749
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
kata I świece w boku, wołać: gore! rata! A też ten ogień tak jest utajony Jako ów, który przenoszą piorony, Który przez dachy przepadszy znikomie, Nieznacznie szkodzi w niewiadomym domie; A jako Etna tak olbrzyma dusi, Że z lekka w górę rzygać ogniem musi, Tak ja, ujęty strachem i baczeniem, Niewytrzymanym jęczę pod milczeniem. Przecię ten zapał, chociaż jest w trzymaniu, To we łzach, to się pokaże w wzdychaniu, I chociaż wnętrzny pożar bojaźń toczy, Przecię go i twarz wyznawa, i oczy; Tak się więc ogień, w ścisłym gmachu skryty, Gwałtem przez okna dobywa i szczyty. ZEGNANIE
Przyszedł
kata I świece w boku, wołać: gore! rata! A też ten ogień tak jest utajony Jako ów, który przenoszą piorony, Który przez dachy przepadszy znikomie, Nieznacznie szkodzi w niewiadomym domie; A jako Etna tak olbrzyma dusi, Że z lekka w górę rzygać ogniem musi, Tak ja, ujęty strachem i baczeniem, Niewytrzymanym jęczę pod milczeniem. Przecię ten zapał, chociaż jest w trzymaniu, To we łzach, to się pokaże w wzdychaniu, I chociaż wnętrzny pożar bojaźń toczy, Przecię go i twarz wyznawa, i oczy; Tak się więc ogień, w ścisłym gmachu skryty, Gwałtem przez okna dobywa i szczyty. ZEGNANIE
Przyszedł
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 238
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
circa justitiã disbutivã. Dla czego nietylko wszystkie ekspektatywy, ale i Gratiae praesentationum, Beneficiorum, godności albo Urzędów jakichkolwiek przez Duchownych, albo Świeckich od J. K. Mci uproszonyne, pod nieważnością adeptorũ, na potym Beneficiorum albo Urzędów, mocą tego Traktatu cofnione, i za nieważne deklarowane są.
Dadzą i na to baczenie, aby Jaśnie Wielm: Ichmć PP: Senatorowie, na rezydencją przy J. K. Mci naznaczeni, tudzież Sekretarze wielcy, Referendarze, Pisarze, i inni Urzędnicy obojga Narodów (szczególną Legalitatem choroby, albo usługi publicznej wyjąwszy) czyniąc obowiązkom swoim dosyć pod ostrością Praw mięszkali u Boku I. K. Mci, Senatus
circa justitiã disbutivã. Dla czego nietylko wszystkie expektatywy, ale y Gratiae praesentationum, Beneficiorum, godnośći albo Urzędow iakichkolwiek przez Duchownych, albo Swieckich od J. K. Mći uproszonyne, pod nieważnośćią adeptorũ, na potym Beneficiorum albo Urzędow, mocą tego Traktatu cofnione, y za nieważne deklarowane są.
Dadzą y na to baczenie, aby Jaśnie Wielm: Ichmć PP: Senatorowie, na rezydencyą przy J. K. Mći naznaczeni, tudźież Sekretarze wielcy, Referendarze, Pisarze, y inni Urzędnicy oboyga Narodow (szczegulną Legalitatem choroby, albo usługi publiczney wyiąwszy) czyniąc obowiązkom swoim dosyć pod ostrośćią Praw mięszkali u Boku I. K. Mći, Senatus
Skrót tekstu: TrakWarsz
Strona: D
Tytuł:
Traktat Warszawski dnia trzeciego Nowembra 1716 roku zkonkludowany
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1717
Data wydania (nie później niż):
1717
Kryminalnie karać będę. Tym którzy są Prawem przekonani, in Criminalibus et Civilibus protekcyj i asystencyj Żołnierskiej, ani żadnej pomocy nie dam, i Żołnierzów swawolnie się bez Ordynansu mego w takowe rzeczy mięszających surowie skarzę, Oficjerów Dysydentów z krzywdą Katolików, aby tyle się w Wojsku, ile Katolików nieznajdowało, słuszne na to dam baczenie, i z Królem Imcią o to conveniã. Tak mi boże dopomóż. Jurament Hetmanów na przyszłe czasy.
JA NN. Przysięgam P. Bogu Wszechmogącemu, iż Najjaśniejszemu Królowi IMci i Rzpltej wierny będę, i Prawom Cyrkumskrypcyj przez Traktat Warszawski, między J. K. M. i Stanami Rzpltej skonkludowany, postanowionej, urzędu
Kryminalnie karać będę. Tym którzy są Prawem przekonani, in Criminalibus et Civilibus protekcyi y assystencyi Zołnierskiey, ani żadney pomocy nie dam, y Zołnierzow swawolnie się bez Ordynansu mego w takowe rzeczy mięszaiących surowie skarzę, Officyerow Dyssydentow z krzywdą Katolikow, aby tyle się w Woysku, ile Katolikow nieznaydowało, słuszne na to dam baczenie, y z Krolem Jmćią o to conveniã. Tak mi boże dopomoż. Juráment Hetmánow na przyszłe czasy.
JA NN. Przysięgam P. Bogu Wszechmogącemu, iż Nayiaśnieyszemu Krolowi JMći y Rzpltey wierny będę, y Prawom Circumskrypcyi przez Traktat Warszawski, między J. K. M. y Stanami Rzpltey skonkludowany, postanowioney, urzędu
Skrót tekstu: TrakWarsz
Strona: H2v
Tytuł:
Traktat Warszawski dnia trzeciego Nowembra 1716 roku zkonkludowany
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1717
Data wydania (nie później niż):
1717
, którzyby się w to mięszali, kryminalnie karać będę; tym którzy są Prawem przekonani in Criminalib9 et Civilib9 protekcyj i as systencyj żołnierskiej, ani żadnej pomocy niedam i Żołnierzów swywolnie się w takie rzeczy bez ordynansu mego mięszających surowie karać będę. A Oficjerów Dysydentów z krzywdą Katolików nie znajdowało, słuszne dam na to baczenie, i z Królem Imcią o to conveniam. Tak mi Boże dopomóż. Artykuł VI.
Gdy całość Praw i bezpieczeństwo Osób Najjaśniejszych Królewiczów Ichmciów Jakuba i Konstantyna, Konstytucjami et Pactis Conventis mocno jest ustanowione, dla tego pamięci godne w Rzpltej Najjaśniejszego niegdy Jana III. Predecessora J. K. Mci J. K. M
, ktorzyby się w to mięszali, kryminalnie karać będę; tym którzy są Prawem przekonani in Criminalib9 et Civilib9 protekcyi y as systencyi żołnierskiey, ani żadney pomocy niedam y Zołnierzow swywolnie się w takie rzeczy bez ordynansu mego mięszaiących surowie karac będę. A Officyerow Dyssydentow z krzywdą Katolikow nie znaydowało, słuszne dam na to baczenie, y z Krolem Jmćią o to conveniam. Tak mi Boże dopomoż. Artykuł VI.
Gdy całość Praw y beśpieczeństwo Osob Nayiaśnieyszych Krolewiczow Jchmćiow Iákuba y Konstantyna, Konstytucyami et Pactis Conventis mocno iest ustanowione, dla tego pamięći godne w Rzpltey Nayiaśnieyszego niegdy Jana III. Predecessora J. K. Mći J. K. M
Skrót tekstu: TrakWarsz
Strona: Iv
Tytuł:
Traktat Warszawski dnia trzeciego Nowembra 1716 roku zkonkludowany
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1717
Data wydania (nie później niż):
1717
płacić/ upadł do nóg Panu mówiąc: Patientiam habe in me. Miej cierpliwość nademną/ odniósł zarazem: Omne debitum dimisi tibi. Nie sługa/ nie towarzysz/ Matka nasza Ojczyzna/ krwią własną za słusznym karaniem Bożym strwożona/ okaleczona upada/ do każdego z-nas woła: Habe patientiam in me. Miej politowanie/ baczenie/ i cierpliwość nademną. A najdziesz się tak twarde serce/ któreby chciało suffocare Patriam, mówiąc Redde? A uważywszy śmiertelny kres tej Matki/ że już kona/ rzec się może: Nemo dat quod non habet. Do tak słusznego na Ojczyznę respektu prowadzi nas Bóg sam i chwała jego święta/ której się
płáćić/ upadł do nog Pánu mowiąc: Patientiam habe in me. Miey ćierpliwość nádemną/ odniosł zárázem: Omne debitum dimisi tibi. Nie sługá/ nie towárzysz/ Matká nászá Oyczyzná/ krwią własną zá słusznym karániem Bożym strwożona/ okaleczona upada/ do każdego z-nas woła: Habe patientiam in me. Miey politowánie/ baczenie/ i ćierpliwość nádemną. A naydźiesz się tak twárde serce/ ktoreby chćiáło suffocare Patriam, mowiąc Redde? A uważywszy śmiertelny kres tey Mátki/ że iuż kona/ rzec się może: Nemo dat quod non habet. Do ták słusznego ná Oyczyznę respektu prowadźi nas Bog sam i chwała iego święta/ ktorey się
Skrót tekstu: PisMów_II
Strona: 34
Tytuł:
Mówca polski, t. 2
Autor:
Jan Pisarski
Drukarnia:
Drukarnia Kolegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
mowy okolicznościowe
Tematyka:
retoryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
tych P. N. pokazali/ nie godziło się nam już dłużej targować/ abyśmy omijaniem tej tak potężny straży (którą oni w Polsce groźni być chcieli) w-bojaźni/ od którejjeśmy myślami i sercem dalecy obronieni nie byli; a wziąwszy otuchę od Altana/ dostojeństwa panowania/ twego wiernego sługi/ o Pańskim baczeniu/ i miłości/ którą mieć raczysz/ na ludzie Rycerskie co pierwej jeszcze od Pana Hetmana jego Węgrzyna rzatki/ (co nowina) Cnoty i Wiary/ i przetoż go dla dobroci nie zmyślonej/ obywatele tamteczni sobie zmierzyć mieli; widząc do tego że tam w-tych krajach/ siła się znowu podobnego otwiera/
tych P. N. pokazali/ nie godźiło się nam iuż dłużey tárgowáć/ ábyśmy omiiániem tey ták potężny stráży (ktorą oni w Polszcze groźni być chćieli) w-boiáźni/ od ktoreyieśmy myślámi i sercem dálecy obronieni nie byli; á wżiąwszy otuchę od Altáná/ dostoienstwá pánowánia/ twego wiernego sługi/ o Pańskim baczeniu/ i miłośći/ ktorą mieć raczysz/ ná ludźie Rycerskie co pierwey ieszcze od Páná Hetmáná iego Węgrzyná rzatki/ (co nowiná) Cnoty i Wiáry/ i przetoż go dla dobroći nie zmyśloney/ obywátele támteczni sobie zmierzyć mieli; widząc do tego że tám w-tych kráiách/ śiłá się znowu podobnego otwiera/
Skrót tekstu: PisMów_II
Strona: 78
Tytuł:
Mówca polski, t. 2
Autor:
Jan Pisarski
Drukarnia:
Drukarnia Kolegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
mowy okolicznościowe
Tematyka:
retoryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
barzo miłowała i która mu się tak dobrze zasłużyła, upomina i przestrzega, aby każdy był ostrożny w miłości; ukazuje przy tem odmienność i niestateczność ludzi młodych. Przez Logistyllę, która Rugierowi konia skrzydlatego daje, aby na niem po powietrzu jeżdżąc, wszytek świat widział, wyraża ludzi tych, którzy żyją pod posłuszeństwem rozumu i baczenia, wylatując w górę, szczęśliwi i sławni po wszytkiem świecie.
SKŁAD PIERWSZY.
Cokolwiek kiedy było na świecie miłości, Cokolwiek uprzejmości, cokolwiek szczerości I co serc stałych, które wiernie miłowały I w szczęściu i w nieszczęściu stateczność chowały, Napierwsze Olympia miejsce będzie miała Mem zdaniem, choć się jej źle jej szczerość oddała
barzo miłowała i która mu się tak dobrze zasłużyła, upomina i przestrzega, aby każdy był ostrożny w miłości; ukazuje przy tem odmienność i niestateczność ludzi młodych. Przez Logistyllę, która Rugierowi konia skrzydlatego daje, aby na niem po powietrzu jeżdżąc, wszytek świat widział, wyraża ludzi tych, którzy żyją pod posłuszeństwem rozumu i baczenia, wylatując w górę, szczęśliwi i sławni po wszytkiem świecie.
SKŁAD PIERWSZY.
Cokolwiek kiedy było na świecie miłości, Cokolwiek uprzejmości, cokolwiek szczerości I co serc stałych, które wiernie miłowały I w szczęściu i w nieszczęściu stateczność chowały, Napierwsze Olympia miejsce będzie miała Mem zdaniem, choć się jej źle jej szczerość oddała
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 196
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905