. Ledwie by godzien strzyc żmudzinom grzywy I uszy — i to, jeśli koń cierpliwy.
Te, co widzicie, rany po mej brodzie, Nie inszej one przyznajcie przygodzie, Nie kot podrapał, nie żona pobiła, Nie zła choroba krostą poznaczyła, Ani przy kuflu, ani z krwawej bitwy Odniosłem, ale od balwierskiej brzytwy. Nie masz nad kozła sztuczniejszego zwierza: Brody nie goli, bojąc się balwierza. NA ŁAKOMĄ
Dziękuję-ć, Zosiu, że moje zawody Doszły u ciebie słusznej nadgrody; Lecz nie wiem, czemu swych posług nie tracę: Czy że cię kocham, czy że dobrze płacę?
Widzę, że pałasz, i
. Ledwie by godzien strzyc żmudzinom grzywy I uszy — i to, jeśli koń cierpliwy.
Te, co widzicie, rany po mej brodzie, Nie inszej one przyznajcie przygodzie, Nie kot podrapał, nie żona pobiła, Nie zła choroba krostą poznaczyła, Ani przy kuflu, ani z krwawej bitwy Odniosłem, ale od balwierskiej brzytwy. Nie masz nad kozła sztuczniejszego zwierza: Brody nie goli, bojąc się balwierza. NA ŁAKOMĄ
Dziękuję-ć, Zosiu, że moje zawody Doszły u ciebie słusznej nadgrody; Lecz nie wiem, czemu swych posług nie tracę: Czy że cię kocham, czy że dobrze płacę?
Widzę, że pałasz, i
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 15
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
co to za ziele, panny? Wiem, że wiecie, Ale że się z gadkami nierady biedzicie,
Powiem wam. Gwoździk. Ale co u drugich mały Gwoździk bywa, ten u mnie pełny i gwóźdź cały. Wam go daję, wy za to, za leki, za dzięki, Brońcie go od żydowskiej i balwierskiej ręki, Bo widziawszy, co robią w ogrodzie nożyce, Nie chce się mu na warsztat ani do bożnice. DO JANA SZOMOWSKIEGO, DWORZANINA POKOJOWEGO JEGO KRÓLEWSKIEJ MOŚCI
Niesłusznie, Janie, niesłusznie to zową, Co my służymy, służbą pokojową. Co to za pokój, co to za wczas taki, Włóczyć się z dworem
co to za ziele, panny? Wiem, że wiécie, Ale że się z gadkami nierady biedzicie,
Powiem wam. Gwoździk. Ale co u drugich mały Gwoździk bywa, ten u mnie pełny i gwóźdź cały. Wam go daję, wy za to, za leki, za dzięki, Brońcie go od żydowskiej i balwierskiej ręki, Bo widziawszy, co robią w ogrodzie nożyce, Nie chce się mu na warsztat ani do bożnice. DO JANA SZOMOWSKIEGO, DWORZANINA POKOJOWEGO JEGO KRÓLEWSKIEJ MOŚCI
Niesłusznie, Janie, niesłusznie to zową, Co my służymy, służbą pokojową. Co to za pokój, co to za wczas taki, Włóczyć się z dworem
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 49
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
nim się zdarła, pierwej Odziewała wszeteczne ciał człowieczych ścierwy. Do czego dzisia przyszła, patrzaj nie bez cudu: Widzisz ją na ołtarzu z gnoju, widzisz z brudu, Kędy Bóg wieczne z ludźmi zawiera przymierze, Widzisz ją na królewskich pałacach w papierze; One brzydkie pieluchy i nieczyste szmaty, By nic inszego, wspomnię balwierskie warstaty, Którymi się nie oczy, lecz myśl ludzka żadzi, Do jakiego honoru czas je przyprowadzi. Wżdy przecie nie z każdego płótna papier będzie, Chociaż na nie jeden len jedna ręka przędzie: Jeśli się które brudnym czernidłem zatłuści, W wodzie nie, chyba w ogniu swoję farbę puści. Ciałoć człowiecze chusta i ta
nim się zdarła, pierwej Odziewała wszeteczne ciał człowieczych ścierwy. Do czego dzisia przyszła, patrzaj nie bez cudu: Widzisz ją na ołtarzu z gnoju, widzisz z brudu, Kędy Bóg wieczne z ludźmi zawiera przymierze, Widzisz ją na królewskich pałacach w papierze; One brzydkie pieluchy i nieczyste szmaty, By nic inszego, wspomnię balwierskie warstaty, Którymi się nie oczy, lecz myśl ludzka żadzi, Do jakiego honoru czas je przyprowadzi. Wżdy przecie nie z każdego płótna papier będzie, Chociaż na nie jeden len jedna ręka przędzie: Jeśli się które brudnym czernidłem zatłuści, W wodzie nie, chyba w ogniu swoję farbę puści. Ciałoć człowiecze chusta i ta
Skrót tekstu: PotNabKuk_I
Strona: 518
Tytuł:
Pieśni nabożne ...
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
na szyj.
Wola na szyj rozgania/ Gruczołom nabrzmiałości.
Gruczoły i zołzy twarde odmiękcza. Krwi zaciekłej.
Krwi zaciekłej za skorę/ świeżo zielone ziele i z korzeniem utłukszy przykładać. Ranom wielkim miasto zalawtów.
Rany wielkie rozożyste i głębokie ściąga/ haftuje/ spaja/ i leczy/ lepiej daleko a niżli Laziebnice/ albo Barwierskie zalawty i dratwy/ a to bez uprzykrzenia rannego i bez bólu. Wziąć prochu tego korzenia łot/ Kosztywału/ Rapontyku/ abo Jasieńcu który też Rheubarbarum Pontskie i Moskiewskie zowią/ Sarcokole po pół łota. To wszystko co na mielej utłuc/ a tym ranę zasypować/ zwierzchu toż samo ziele z korzeniem plastrując/ doświadczony
ná sziy.
Wolá ná sziy rozgania/ Gruczołom nábrzmiáłośći.
Gruczoły y zołzy twárde odmiękcza. Krwi záćiekłey.
Krwi záćiekłey zá skorę/ świeżo źielone źiele y z korzeniem vtłukszy przykłádáć. Ránom wielkim miásto záláwtow.
Rány wielkie rozożyste y głębokie śćiąga/ háftuie/ spaia/ y leczy/ lepiey dáleko á niżli Láźiebnice/ álbo Bárwierskie zaláwty y drátwy/ á to bez vprzykrzenia rannego y bez bolu. Wźiąć prochu tego korzenia łot/ Kosztywału/ Rápontyku/ ábo Iaśieńcu ktory też Rheubarbarum Pontskie y Moskiewskie zowią/ Sárcokole po puł łotá. To wszystko co na mieley vtłuc/ á tym ránę zásypowáć/ zwierzchu toż sámo źiele z korzeniem plastruiąc/ doświádczony
Skrót tekstu: SyrZiel
Strona: 313
Tytuł:
Zielnik
Autor:
Szymon Syreński
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
botanika, zielarstwo
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1613
Data wydania (nie wcześniej niż):
1613
Data wydania (nie później niż):
1613
(patrzaj Polityki) Raz w gębę włoży/ a zaś dziesięć do mantyki. Gniewno mi/ ażem potym się rekolligował/ Dziś obmyśla/ żeby się jutro niefrasował. Już ci trudno mieć za złe/ opatrzny Filipie/ Bierz dzisiaj/ jutro u mnie nie bendziesz na stypie. Fraszek Do Ekshirurga pienieznego.
PIerwej Balwierską zyłeś/ Głowy/ brody goliłeś/ Włosów przystrzygał/ myłeś/ Kamień lejąc kurzyłeś/ Franca cię mistrzem znała/ Umiałeś zganiać z Ciała/ Galen ci nieplagował/ Z tamtym długoś pracował. Rannych gojąc potrosze/ Na celbat biorąc grosze. Krew puszczał z medianny Gdy chory wszedł do wanny.
(pátrzay Polityki) Raz w gębę włoży/ á záś dźieśięć do mántyki. Gniewno mi/ áżem potym sie rekolligował/ Dźiś obmyśla/ żeby się iutro niefrásował. Iusz ći trudno mieć zá złe/ opátrzny Philipie/ Bierz dźiśiay/ iutro v mnie nie bęndźiesz ná stypie. Frászek Do Exhirurgá pięnieznego.
PIerwey Balwierską zyłeś/ Głowy/ brody goliłeś/ Włosow przystrzygał/ myłeś/ Kámień leiąc kurzyłeś/ Fráncá ćię mistrzem znáłá/ Vmiałeś zgániáć z Ciáłá/ Gálen ći nieplágował/ Z támtym długoś prácował. Ránnych goiąc potrosze/ Ná celbat biorąc grosze. Krew puszczał z medyánny Gdy chory wszedł do wánny.
Skrót tekstu: KochProżnEp
Strona: 64
Tytuł:
Epigramata polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
, bo wysokość ciała I miąższość z Leonową osobą równała, Taki jeden, jak drugi; ten się w pole stawił, Ów w miejscu skrytem myśl swą i odludnem bawił.
LXVIII.
Bohatyrki zaś wielkiej insza wola była. Bo jeśli Rugierową szablę przytępiła Miłość zbytnia, tej gniewy tak broń wyostrzyły, Iż nigdy bystrsze brzytwy balwierskie nie były. Pragnie serdeczna dziewka, aby blach stalony Przepędziwszy, jak papier subtelnie ścieńczony, Jednem cięciem do serca drogę otworzyła I nienawisną z niego duszę wystraszyła.
LXIX.
Jako po groźnem grzmieniu burza zapalczywa Wichry w skok rozpędziwszy, dachy rozsiepywa, W mgnieniu oka z piaskami słone miesza wały, Buki wywraca, duże
, bo wysokość ciała I miąższość z Leonową osobą równała, Taki jeden, jak drugi; ten się w pole stawił, Ów w miejscu skrytem myśl swą i odludnem bawił.
LXVIII.
Bohatyrki zaś wielkiej insza wola była. Bo jeśli Rugierową szablę przytępiła Miłość zbytnia, tej gniewy tak broń wyostrzyły, Iż nigdy bystrsze brzytwy balwierskie nie były. Pragnie serdeczna dziewka, aby blach stalony Przepędziwszy, jak papier subtelnie ścieńczony, Jednem cięciem do serca drogę otworzyła I nienawisną z niego duszę wystraszyła.
LXIX.
Jako po groźnem grzmieniu burza zapalczywa Wichry w skok rozpędziwszy, dachy rozsiepywa, W mgnieniu oka z piaskami słone miesza wały, Buki wywraca, duże
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 352
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
tegoż ci ja idę, a nie będzie-lić się jedno podobało, więc drugie najdziemy.
Zło. Ba, tym sposobem tedy będę słuchał.
Czart. Kto nie chce, żeby był skaran za zły uczynek, ten jest jako owo dziecię, co nogę złamie, które dla boleści nie chce przez rzezanie, abo wiązanie barwierskie dać się uleczyć; ale człowiek, który ma nie dziecinne serce, a trefi mu się źle a nieprzystojnie co uczynić, ma iść hnet do sędziego, aby go napra- wił, to jest skarał, jako do lekarza, iżby uzdrawiał, a to dlatego, aby zastarzały wrzód nieprawości do wiecznej a nieuleczonej skazy dusze nie
tegoż ci ja idę, a nie będzie-lić się jedno podobało, więc drugie najdziemy.
Zło. Ba, tym sposobem tedy będę słuchał.
Czart. Kto nie chce, żeby był skaran za zły uczynek, ten jest jako owo dziecię, co nogę złamie, które dla boleści nie chce przez rzezanie, abo wiązanie barwierskie dać się uleczyć; ale człowiek, który ma nie dziecinne serce, a trefi mu się źle a nieprzystojnie co uczynić, ma iść hnet do sędziego, aby go napra- wił, to jest skarał, jako do lekarza, iżby uzdrawiał, a to dlatego, aby zastarzały wrzód nieprawości do wiecznej a nieuleczonej skazy dusze nie
Skrót tekstu: GórnDem
Strona: 256
Tytuł:
Demon Socratis
Autor:
Łukasz Górnicki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1624
Data wydania (nie wcześniej niż):
1624
Data wydania (nie później niż):
1624
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła wszystkie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Piotr Chmielowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Salomon Lewental
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1886
z języka stworzył Białegłowy.
Biesiady bez przysady. Niewiem dobrzeli z Polska nazwana Biesiada/ Aza to w posiedzeniach naszych i Bies siada? Lepiej wżdy od uczczenia/ nazwać to ucztami: Albo od pełnych owych baniek/ bankietami. Lecz od których to baniek mamy zwać Bankiety/ Czy co z służby/ czyli co z Barwierskiej kalety? Choć gospodarz nabawi/ baniek z dobrej woli/ Choć kto z swej woli/ wiera z bankietów łeb boli. A co kolwiek gdzie będzie/ uczta/ lub biesiada/ W którym się posiedzeniu Bóg nie czci/ Bies siada.
Bojaźń Boża niepotrzebna. Grom bije a Ksiądz gromi/ przecz się nie modlicie?
z ięzyká stworzył Białegłowy.
Bieśiady bez przysády. Niewiem dobrzeli z Polská nazwana Bieśiádá/ Aza to w pośiedzeniách nászych y Bies śiada? Lepiey wżdy od vczczenia/ názwáć to vcztámi: Albo od pełnych owych baniek/ bánkietámi. Lecz od ktorych to bániek mamy zwáć Bánkiety/ Czy co z służby/ czyli co z Bárwierskiey kálety? Choć gospodarz nábáwi/ bániek z dobrey woli/ Choć kto z swey woli/ wierá z bánkietow łeb boli. A co kolwiek gdźie będzie/ vcztá/ lub bieśiádá/ W ktorym śię pośiedzeniu Bog nie czći/ Bies śiada.
Boiaźn Boża niepotrzebna. Grom biie á Xiądz gromi/ przecz śię nie modlićie?
Skrót tekstu: JagDworz
Strona: A
Tytuł:
Dworzanki
Autor:
Serafin Jagodyński
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1621
Data wydania (nie wcześniej niż):
1621
Data wydania (nie później niż):
1621
zostaje. Bo jej nie wyżenie potem Aż szara,maść i z kłopotem. Acz ta liche daje zdrowie, Kogo mazał, każdy powie, Są, co kurzą, są co parzą, Lecz ci france nie przeswarzą. Najlepsze jest srebro żywe, Chceszli mieć zdrowie prawdziwe. Jakoż takoż, wielkiej męki Zażyjesz z balwierskiej ręki. Będzieć się zdał doktor katem, Wolałbyś się rozstać z światem, Tak ci umie franca, miły, A naszy, nigdy bez kiły. 369. Pieśń.
Dworską się żywić nie myślę, szablą nie będę, Ani za stołem z zwajcami w rzędzie zasiędę, Ale nadobną dzieweczkę ściskający jej rączeczkę Całować
zostaje. Bo jej nie wyżenie potem Aż szara,maść i z kłopotem. Acz ta liche daje zdrowie, Kogo mazał, każdy powie, Są, co kurzą, są co parzą, Lecz ci france nie przeswarzą. Najlepsze jest srebro żywe, Chceszli mieć zdrowie prawdziwe. Jakoż takoż, wielkiej męki Zażyjesz z balwierskiej ręki. Będzieć się zdał doktor katem, Wolałbyś się rozstać z światem, Tak ci umie franca, miły, A naszy, nigdy bez kiły. 369. Pieśń.
Dworską się żywić nie myślę, szablą nie będę, Ani za stołem z zwajcami w rzędzie zasiędę, Ale nadobną dzieweczkę ściskający jej rączeczkę Całować
Skrót tekstu: SzlichWierszeWir_I
Strona: 176
Tytuł:
Wiersze rozmaite JE. Mci Pana Jerzego z Bukowca Szlichtinka
Autor:
Jerzy Szlichtyng
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910