kradł ani idąc za pożytkiem Zmazałem duszę występkiem tak brzydkiem; Czylim też i kradł, gdym ludziom poczciwym Sławy uwłaczał językiem pierzchliwym; Mogłem też podczas odkryć złe zawody I tym bliźniego zachować od szkody, Więc te, którymi łowią więc nieuki, Dworskie wykręty i zdradliwe sztuki, Że się ustawnie wkoło mnie bawiły, Snadź i mnie na swe kopyto zrobiły. Jam fałszywego nie jest wolen słowa, Często się z myślą nie zgadzała mowa, Serce daleko było od tej rzeczy, Którą się język widział mieć na pieczy, I żeby dyskurs nieco tym osłodzić,
Śmiałem zmyślone powieści przywodzić. Jam w swym umyśle zapisał gospodę
kradł ani idąc za pożytkiem Zmazałem duszę występkiem tak brzydkiem; Czylim też i kradł, gdym ludziom poczciwym Sławy uwłaczał językiem pierzchliwym; Mogłem też podczas odkryć złe zawody I tym bliźniego zachować od szkody, Więc te, którymi łowią więc nieuki, Dworskie wykręty i zdradliwe sztuki, Że się ustawnie wkoło mnie bawiły, Snadź i mnie na swe kopyto zrobiły. Jam fałszywego nie jest wolen słowa, Często się z myślą nie zgadzała mowa, Serce daleko było od tej rzeczy, Którą się język widział mieć na pieczy, I żeby dyskurs nieco tym osłodzić,
Śmiałem zmyślone powieści przywodzić. Jam w swym umyśle zapisał gospodę
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 223
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
swojej i wieku w poczet już przybrany Inflanckich purpuratów do boku pańskiego: Żeby która z pożaru nieprzyjacielskiego I morskiej inkursji ziemia nam zginęła, W tobie sama przynajmniej pamięć jej słynęła. Co jednak pierwszym saltem twojej jest godności, Przez różne trybowanej rzeczy wiadomości I świata lustracje, w tobie dziś ożyły Muzy święte które gdzieś tylko cię bawiły, Przy pasterskich koszarach, gdzie Faunowie leśni, Na fletach tam trzcinianych proste grają pieśni O swych Amaryllidach. Teraz z tych faworów, Kiedy mają poetów już i senatorów, O jako się podniosły! Lubo ty uczone W krótki wiersz i litery układasz liczone Andrzej Leszczyński wojewoda derpski, dubiński starosta.
Żarty swoje; lubo gdzie
swojej i wieku w poczet już przybrany Inflantskich purpuratów do boku pańskiego: Żeby która z pożaru nieprzyjacielskiego I morskiej inkursyi ziemia nam zginęła, W tobie sama przynajmniej pamięć jej słynęła. Co jednak pierwszym saltem twojej jest godności, Przez różne trybowanej rzeczy wiadomości I świata lustracye, w tobie dziś ożyły Muzy święte które gdzieś tylko cię bawiły, Przy pasterskich koszarach, gdzie Faunowie leśni, Na fletach tam trzcinianych proste grają pieśni O swych Amaryllidach. Teraz z tych faworów, Kiedy mają poetów już i senatorów, O jako się podniosły! Lubo ty uczone W krótki wiersz i litery układasz liczone Andrzej Leszczyński wojewoda derpski, dubiński starosta.
Żarty swoje; lubo gdzie
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 132
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
koniec go jej Brunel ukradł i królowi, Który go barzo pragnął, niósł Agramantowi. Odtąd się jej fortuna zawżdy źle stawiła, Tak, że ją i królestwa nakoniec zbawiła.
VI.
Teraz, jako go skoro na palcu ujźrzała, Tak mu się dziwowała, tak się radowała, Że mniemając, że we śnie bawiły ją mary, Ręce i oku całej nie dawała wiary. Z palca go sobie bierze i niesie do gęby; Ale skoro go jedno włożyła za zęby, Zginęła Rugierowi z oczu w mgnieniu oka, Jak słońce, od czarnego nakryte obłoka.
VII.
On i tam i sam, wszędzie upatrował koło Siebie i jako głupi
koniec go jej Brunel ukradł i królowi, Który go barzo pragnął, niósł Agramantowi. Odtąd się jej fortuna zawżdy źle stawiła, Tak, że ją i królestwa nakoniec zbawiła.
VI.
Teraz, jako go skoro na palcu ujźrzała, Tak mu się dziwowała, tak się radowała, Że mniemając, że we śnie bawiły ją mary, Ręce i oku całej nie dawała wiary. Z palca go sobie bierze i niesie do gęby; Ale skoro go jedno włożyła za zęby, Zginęła Rugierowi z oczu w mgnieniu oka, Jak słońce, od czarnego nakryte obłoka.
VII.
On i tam i sam, wszędzie upatrował koło Siebie i jako głupi
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 228
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
z-kąd jako nie boją się Wojny, Tak nie są od pokoju, byle był przystojny Narodowi wolnemu. Ze jednak w tej mierze Przez się nic nie uczyni, do Starszych to bierze. Czego termin zamierzy, jutrzejszemu dniowi Teraz Hana, imieniem onego pozdrowi. Interea co Poganie i Chmielnicki robią.
Pięć dni te wyjezdzania daremnie bawiły, A nic w-oczu, prócz jakieś Larwy nam stroiły: lako małe dzieciny łudząc jabłkiem ziotym. Czego skutek nie długo dokumentem potym, Gdy Poganin ciekawe puściwszy zagony, Z-ziemie tedy wyganiał niezmierzone plony; A dostane lassery, surowcy ostrymi Umyślnie przed oczyma biczując naszymi, lako bydło parował. Chmielnicki też kilkakroć
z-kąd iáko nie boią sie Woyny, Tak nie są od pokoiu, byle był przystoyny Narodowi wolnemu. Ze iednak w tey mierze Przez sie nic nie uczyni, do Starszych to bierze. Czego termin zamierzy, iutrzeyszemu dniowi Teraz Háná, imieniem onego pozdrowi. Interea co Poganie i Chmielnicki robią.
Pieć dni te wyiezdzania daremnie bawiły, A nic w-oczu, procz iakieś Larwy nam stroiły: láko małe dźiećiny łudząc iabłkiem ziotym. Czego skutek nie długo dokumentem potym, Gdy Poganin ćiekáwe puśćiwszy zagony, Z-źiemie tedy wyganiał niezmierzone plony; A dostáne lássery, surowcy ostrymi Umyślnie przed oczyma biczuiąc naszymi, láko bydło parował. Chmielnicki też kilkakroć
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 61
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
będąc w-tym pierzu I ochronach u Twojej, o Wielki Kanclerzu Pięknej Dziewki, ziemia mu i łoże darniowe I Ciorba, i bastramy, i chude chlebowe Z-wodą były Suchary, póki wyprawione, A długo rachowane, długo i liczone Podarki te oboje, ich nie wybawiły. Którym czasem gdy o tym Traktaty bawiły, Targi się i Bazary otworzyły jawne Po Kozackich Taborach: jednak drogie strawne Od Żywności kupionych płacili tam nasi, I wiele ich przy barszczu a mizernej kaszy, Garła dali, od Chłopów milczkiem porywani, I za lada Tatarom szkapy przedawani. Co głód ciężki sprawował, nie perswadowany Żadnym względem żywota. I lubo Hetmany Obchodzić
będąc w-tym pierzu I ochronach u Twoiey, o Wielki Kánclerzu Piękney Dźiewki, źiemia mu i łoże darniowe I Ciorba, i bastramy, i chude chlebowe Z-wodą były Suchary, poki wyprawione, A długo rachowáne, długo i liczone Podarki te oboie, ich nie wybawiły. Ktorym czasem gdy o tym Traktaty bawiły, Targi się i Bazary otworzyły iawne Po Kozackich Táborach: iednák drogie strawne Od Zywnośći kupionych płaćili tám nási, I wiele ich przy barszczu á mizerney kaszy, Gárłá dáli, od Chłopow milczkiem porywáni, I zá ládá Tátárom szkapy przedawáni. Co głod ćieszki sprawował, nie perswadowány Zadnym względem żywotá. I lubo Hetmány Obchodźić
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 97
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
koło rołi nic nie umiętni chodzić, wszędzie się tułający, jak errones: samą żyli zwierzyną, lwy, króliki, krety, węże, szczury, glisty, ptastwo, na swoje obracali victualia: mieszkania ich w jaskiniach i skał rozpadlinach, ani BOGA, ani starszych nad sobą nie znający. Nawet i białogłowy myślistwem się bawiły; dziecię w pieluszkach na gałęzi zawiesiwszy, od zwierza pożarcia salwując go, szły w pole. W którym Kraju i dziś łuk i strzała, żywią Obywatelów. Nigdzie kupą napaść ich Całego świata, praecipue o AMERYCE
nie mogli Hiszpani, zaraz bowiem po górach rozbiegli się in fuga triumphando.
Widząc Amerykanie Hiszpanów goszczących w swej
koło rołi nic nie umiętni chodzić, wszędzie się tułaiący, iak errones: samą żyli źwierzyną, lwy, kroliki, krety, węże, szczury, glisty, ptastwo, na swoie obracali victualia: mieszkania ich w iaskiniach y skał rozpadlinach, ani BOGA, ani starszych nad sobą nie znáiący. Nawet y białogłowy myślistwem się bawiły; dziecie w pieluszkach na gałęzi zawiesiwszy, od źwierza pożarciá salwuiąc go, szły w pole. W ktorym Kraiu y dziś łuk y strzała, żywią Obywatelow. Nigdzie kupą napaść ich Całego świata, praecipuè o AMERICE
nie mogli Hiszpani, záraz bowiem po górach rozbiegli się in fuga triumphando.
Widząc Amerykanie Hiszpanow goszczących w swey
Skrót tekstu: ChmielAteny_IV
Strona: 569
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 4
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1756
Data wydania (nie wcześniej niż):
1756
Data wydania (nie później niż):
1756
się wieniec kłosisty na czele rozwinie, Lub Krwawy z macierzystej pokarm piersi płynie. Lubo się oczy nagłym zaleją strumieniem; I palce nie umyślnym załamią plecieniem. Jeśli wezmę piszczałki, te lamenty grają: Jeśli bębny, te smutne Echo wydawają. Ach boję się, by czego te nie wywrożyły Znaki, nazbyt podobno długie mię bawiły Tu godziny. niechaj te z wiatry nadaremne Idą słowa, (Cybele rzece:) tak nikczemne Miałby Jowisz staranie, takby lekce ważył Swe potomstwo, by na jej obronę nie zażył Śmiertelnego piorunu? idź jednak; a skracaj Zal ten, i według myśli znalazłszy powracaj. Tu Ceres pożegnawszy Matkę, cale w
się wieniec kłośisty na czele rozwinie, Lub Krwáwy z máćierzystey pokarm pierśi płynie. Lubo sie oczy nagłym záleią strumieniem; Y palce nie umyślnym záłamią plećieniem. Ieśli wezmę piszczałki, te lámenty gráią: Ieśli bębny, te smutne Echo wydawáią. Ach boię się, by czego te nie wywrożyły Znáki, názbyt podobno długie mię báwiły Tu godźiny. niechay te z wiátry nádáremne Idą słowá, (Cybele rzece:) ták nikczemne Miałby Iowisz stáránie, tákby lekce ważył Swe potomstwo, by ná iey obronę nie záżył Smiertelnego piorunu? idź iednák; á skracay Zal ten, y według myśli ználaższy powracay. Tu Ceres pożegnawszy Mátkę, cále w
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 33
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
? a zgoła kto kiedy od niego uszczypliwe słyszał słowo? Nieprzyjacioły (choć nieprzyjaźni nie był godzien) miłował swoje, a te nieprzyjaźni rosły mu stąd, M. królu, iż cnotliwie W. K. M. i R. P. służył, na żadnę rzecz się nie oglądając, a służył pilnie. Nie bawiły go na stronie folwarki ani stacje, ale ustawicznie on przy boku był W. K. M. z wielkim kosztem swoim, a dwór chowając taki, którymby każdemu niebezpieczeństwu koronnemu snać więtszym dostatkiem, niżby na jego część senatorską przyszło, zabiegać mógł. Dasz W. K. M. świadectwo jako święty pan
? a zgoła kto kiedy od niego uszczypliwe słyszał słowo? Nieprzyjacioły (choć nieprzyjaźni nie był godzien) miłował swoje, a te nieprzyjaźni rosły mu stąd, M. królu, iż cnotliwie W. K. M. i R. P. służył, na żadnę rzecz się nie oglądając, a służył pilnie. Nie bawiły go na stronie folwarki ani stacye, ale ustawicznie on przy boku był W. K. M. z wielkim kosztem swoim, a dwór chowając taki, którymby każdemu niebezpieczeństwu koronnemu snać więtszym dostatkiem, niżby na jego część senatorską przyszło, zabiegać mógł. Dasz W. K. M. świadectwo jako święty pan
Skrót tekstu: GórnDzieje
Strona: 164
Tytuł:
Dzieje w Koronie Polskiej
Autor:
Łukasz Górnicki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1637
Data wydania (nie wcześniej niż):
1637
Data wydania (nie później niż):
1637
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła wszystkie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Piotr Chmielowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Salomon Lewental
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1886
miejsca co się ku waleniu skłaniają/ nadstawiać przykrych: a po równinach też trzeba tak wiele zwyciężać trudności/ i znosić zawady których piasek zwykł pod takiemi przygodami. Po tych tedy drogach bywały te Tamby/ i na wielu też miejsc bywały ogrody wesołe/ i drzewa które zielonością swą/ i ptastwem co po nich się bawiły/ wiele pomagały/ i uciechę dawały podróżnym. Ale powiedzmy teraz ze dwie słowie o mieściech przedniejszych. Peru Szóste księgi. Pierwszej części, Nowy świat. AREQVIPA LIMA, TRUGILLO, etc.
STawi się nam tedy naprzód Tatapata z swym portem pod 21. gradusem: Idzie Aryka/ i gęba rzeki/ i port Quilca
mieyscá co się ku wáleniu skłániáią/ nádstáwiáć przykrych: á po rowninách też trzebá ták wiele zwyćiężáć trudnośći/ y znośić zawády ktorych piasek zwykł pod tákiemi przygodámi. Po tych tedy drogách bywáły te Támby/ y ná wielu też mieysc bywáły ogrody wesołe/ y drzewá ktore źielonośćią swą/ y ptastwem co po nich się báwiły/ wiele pomagáły/ y vćiechę dawáły podrożnym. Ale powiedzmy teraz ze dwie słowie o mieśćiech przednieyszych. Peru Szoste kśięgi. Pierwszey częśći, Nowy świát. AREQVIPA LIMA, TRVGILLO, etc.
STáwi się nam tedy naprzod Tátápátá z swym portem pod 21. gradusem: Idźie Ariká/ y gębá rzeki/ y port Quilcá
Skrót tekstu: BotŁęczRel_I
Strona: 307
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. I
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
przedniejsze chowała I do nich żadna panna wniść nigdy nie śmiała Prócz świadomszej tajemnic. Tam, gdy rzucił okiem, Ujrzał karła, dybiącem co wszedł cicho krokiem; Który wziąwszy się w pasy dość ścisło z królową, Pod się ją chyżo rzucił jakąś fodzą nową.
XXXV.
Jokond mniema, widząc to, iż go sny bawiły: Tak rozerwane wtenczas jego zmysły były. Wytrzeszcza oczy: „Co to - mówi - prze Bóg żywy! Śpięż ja, czyli na jawie widzę takie dziwy?” Potem ledwie samemu uwierzywszy sobie, Na pojedynek, w trefnem co się wszczął sposobie, Patrząc, rzekł: „Takżeś i ty brzydką uwiedziona
przedniejsze chowała I do nich żadna panna wniść nigdy nie śmiała Prócz świadomszej tajemnic. Tam, gdy rzucił okiem, Ujrzał karła, dybiącem co wszedł cicho krokiem; Który wziąwszy się w pasy dość ścisło z królową, Pod się ją chyżo rzucił jakąś fodzą nową.
XXXV.
Jokond mniema, widząc to, iż go sny bawiły: Tak rozerwane wtenczas jego zmysły były. Wytrzeszcza oczy: „Co to - mówi - prze Bóg żywy! Śpięż ja, czyli na jawie widzę takie dziwy?” Potem ledwie samemu uwierzywszy sobie, Na pojedynek, w trefnem co się wszczął sposobie, Patrząc, rzekł: „Takżeś i ty brzydką uwiedziona
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 365
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905