i 30 Grudnia padających około południa woda przedmieście zalała, o 3 z południa do miasta wpadła, o 10 tak miasto zatopiła iż na rynku zeglować można było. Połowy domów w mieście, a wszystkich na przedmieściu drugie piętro pod wodą zostawało. Skrzynie i szasy Fuldą rzeką, niewiadomo skąd, płynęły z sukniami, i z bielizną. Tegoż dnia rzeka Lahn rozlawszy fortyfikacje zepsowała i tak miasto Giessen zalała, że przez ulice na koniu przeprawić się nie można było. 7 Stycznia w Neufchatel nawałność u portu 3 okręty zatopiła, z których jeden 55 lat służył. Powodź w Utrechcie i w całej Holandyj. Rzeka Leck na 72 cale wyższa była niż
y 30 Grudnia padaiących około południa woda przedmieście zalała, o 3 z południa do miasta wpadła, o 10 tak miasto zatopiła iż na rynku zeglować można było. Połowy domow w mieście, á wszystkich na przedmieściu drugie piętro pod wodą zostawało. Skrzynie y szasy Fuldą rzeką, niewiadomo zkąd, płynęły z sukniami, y z bielizną. Tegoż dnia rzeka Lahn rozlawszy fortyfikacye zepsowała y tak miasto Giessen zalała, że przez ulice na koniu przeprawić się nie można było. 7 Stycznia w Neufchatel nawałność u portu 3 okręty zatopiła, z ktorych ieden 55 lat slużył. Powodź w Utrechcie y w całey Hollandiy. Rzeka Leck na 72 cale wyższa była niż
Skrót tekstu: BohJProg_II
Strona: 231
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki, traktaty
Tematyka:
astronomia, historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
, pod którą będąc, i pieszo musiał iść przy armatach, i w tłoku różnych niewolników pełnym brudu i smrodu zostawać.
Z Swierznia mimo Mińsk przybyliśmy do Radoszkowic, gdzie pułkownik Krasiński, ulitowawszy się nad mizerią kapitana Dawo, wziął go do siebie. Złożyliśmy się na potrzeby jego i ja dałem mu cienką bieliznę moją. Stamtąd ruszyliśmy się do Iwieńca, gdzie z racji blisko nadchodzącej Moskwy w wojsku naszym trwoga była, a nazajutrz ruszyliśmy się komunikiem, chcąc jakiejsi dokazać imprezy, i poszliśmy pod Wołożyn, ale gdy ta impreza żadnego skutku nie miała, przyszliśmy do liii. Tam kilka dni zabawiwszy, przyszliśmy
, pod którą będąc, i pieszo musiał iść przy armatach, i w tłoku różnych niewolników pełnym brudu i smrodu zostawać.
Z Swierznia mimo Mińsk przybyliśmy do Radoszkowic, gdzie pułkownik Krasiński, ulitowawszy się nad mizerią kapitana Dawo, wziął go do siebie. Złożyliśmy się na potrzeby jego i ja dałem mu cienką bieliznę moją. Stamtąd ruszyliśmy się do Iwieńca, gdzie z racji blisko nadchodzącej Moskwy w wojsku naszym trwoga była, a nazajutrz ruszyliśmy się komunikiem, chcąc jakiejsi dokazać imprezy, i poszliśmy pod Wołożyn, ale gdy ta impreza żadnego skutku nie miała, przyszliśmy do liii. Tam kilka dni zabawiwszy, przyszliśmy
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 97
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
pocznie pokazywać coś czerwoności albo woda odchodzić słomianego koloru; to stój/ nie poruszaj/ nie nalewaj wody/ bo już ma dosyć/ i spędzona jest żółtość. Tym czasem póki moknie szafran. Jeżeli soku gotowego z kwaterkę nie masz/ miej choć ze sześć lub dwanaście znienadgniłych owych pełnych cytryn. Obłup pięknie ż skorki/ bieliznę co pod skorą bywa precz odskrób/ rozerznij/ wyciśnij sok w naczynie gliniane. Nie wadzi choć wpadną jąderka albo i sztuczka jaka całkiem/ bo bez tego trzeba będzie przecedzić. To co zostanie na chustce po przecedzeniu/ i tego nie porzucaj/ ale włóż we szkło/ nalej octu winnego z kwaterkę jak najmocniejszego/ a
pocznie pokázywáć coś czerwonośći álbo wodá odchodźić słomiánego koloru; to stoy/ nie poruszay/ nie náleway wody/ bo iuz má dosyć/ i zpędzoná iest żołtość. Tym czásem poki moknie száfrán. Ieżeli soku gotowego z kwáterkę nie masz/ miey choć ze sześć lub dwánáśćie znienádgniłych owych pełnych cytryn. Obłup pięknie ż skorki/ bieliznę co pod skorą bywá precz odskrob/ rozerzniy/ wyćiśniy sok w naczynie gliniáne. Nie wádzi choć wpádną iąderká álbo i sztuczká iáká cáłkiem/ bo bez tego trzeba będzie przecedźić. To co zostanie ná chustce po przecedzeniu/ i tego nie porzucáy/ ále włoż we śkło/ náley octu winnego z kwáterkę iák naymocnieyszego/ á
Skrót tekstu: SekrWyj
Strona: 185
Tytuł:
Sekret wyjawiony
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Colegii Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1689
Data wydania (nie wcześniej niż):
1689
Data wydania (nie później niż):
1689
hołdownika swojej myśli, i za swoich promotora afektów. Sługę miał sposobnego, który każdego dnia nie dłużej, jak kilka godzin musiał mu usługiwać. Gdy się Pana swego pytał w przytomności naszej, jeżeliby mu czego nie miał rozkazać, odpowiedział mu, myślicieli, że szczególnie dla mojej osoby, dla moich sukiem, i bielizny na świecie jesteście? Chcecieżli tak nie umiejętnym prostakiem umierać, jakimeście się urodzili? Jeżeli nie macie się czym zabawić, siądzcie, i zważajcie, co to jest człowiek: a różne się wam podadzą zabawy. Dawał mu także różne książki do czytania, i kiedy go rozbierał, powinien był opowiedzieć, czym ten dzień
hołdownika swoiey myśli, i za swoich promotora afektow. Sługę miał sposobnego, ktory każdego dnia nie dłużey, iak kilka godzin musiał mu usługiwać. Gdy śię Pana swego pytał w przytomności naszey, ieżeliby mu czego nie miał rozkazać, odpowiedział mu, myślicieli, że szczegulnie dla moiey osoby, dla moich sukiem, i bielizny na świećie iesteście? Chcećieżli tak nie umieiętnym prostakiem umierać, iakimeśćie śię urodzili? Jeżeli nie macie śię czym zabawić, śiądzćie, i zważayćie, co to iest człowiek: a rożne śię wam podadzą zabawy. Dawał mu także rożne kśiążki do czytania, i kiedy go rozbierał, powinien był opowiedzieć, czym ten dzień
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 26
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
rzeczami. Teraz musiałem, przy boku mego Steleja, który jakoby jeszcze był we śnie, i tylko kilka urywczą słów do mnie wymówił, do mego się pośpieszać gmachu. Nasza pierwsza zabawa w samotności ta była, żeśmy długo na siebie patrzyli, żadnego nie wymówiwszy słowa. Potymem się postarał dla niego o bieliznę, i suknie, którymi mię Żyd przed swoim odjazdem obdarzył, lecz nie był sposobnym od wielkiej radości sam się ubrać, musiałem mu pomoc. Patrzył na te rzeczy, które mu dałem, z wielkim podziwieniem, właśnie jakoby był zapomniał do czego ich zażyć Gdy się tedy przebrał: poglądał po sobie nienasyconym okiem
rzeczami. Teraz muśiałem, przy boku mego Steleia, ktory iakoby ieszcze był we śnie, i tylko kilka urywczą słow do mnie wymowił, do mego się pośpieszać gmachu. Nasza pierwsza zabawa w samotnośći ta była, żeśmy długo na śiebie patrzyli, żadnego nie wymowiwszy słowa. Potymem śię postarał dla niego o bieliznę, i suknie, ktorymi mię Zyd przed swoim odiazdem obdarzył, lecz nie był sposobnym od wielkiey radości sam śię ubrać, muśiałem mu pomoc. Patrzył na te rzeczy, ktore mu dałem, z wielkim podziwieniem, właśnie iakoby był zapomniał do czego ich zażyć Gdy śię tedy przebrał: poglądał po sobie nienasyconym okiem
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 116
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
przy sobie, rozkazując mu, żeby z tym poszedł Żydem, i obaczył, czegoby ten Jego Mość, który dzisia z więzienia wyszedł, w swojej potrzebował Stancyj, ponieważ z rozkazu Dworu, aż do swego odjazdu, jak wysokiego urodzenia osoba ma być we wszystko opatrzony. Przyszedł znowu, powiedziawszy mi, że oprócz bielizny, i materacu do spania najpotrzebniejszym domowym opotrzony sprzętem. Dałam mu wszystko sama, czego żądał, a w prawdzie z każdego gatunku co najkosztowniejsze, i byłam markotną, że się służący więcej czego nie dopominał. Powiedziałam mu, żeby te rzeczy dostatecznie porachował, żeby żadna nie zginęła, a moje serce bynamniej
przy sobie, rozkazuiąc mu, żeby z tym poszedł Zydem, i obaczył, czegoby ten Jego Mość, ktory dziśia z więzienia wyszedł, w swoiey potrzebował Stancyi, ponieważ z rozkazu Dworu, aż do swego odiazdu, iak wysokiego urodzenia osoba ma bydź we wszystko opatrzony. Przyszedł znowu, powiedziawszy mi, że oprocz bielizny, i materacu do spania naypotrzebnieyszym domowym opotrzony sprzętem. Dałam mu wszystko sama, czego żądał, a w prawdzie z każdego gatunku co naykosztownieysze, i byłam markotną, że śię służący więcey czego nie dopominał. Powiedziałam mu, żeby te rzeczy dostatecznie porachował, żeby żadna nie zginęła, a moie serce bynamniey
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 155
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
Co dla braci — to kiełbasy, To bigosy, to frykasy! My-ć nie zazdrościmy tego Wam bigosu hultajskiego, Takim takich przysmaków.
Jedno że z takiej biesiady Między nami rosną zwady. Ja bym tę rzecz uspokoił, Tylko bym zrazy wykroił Temu bractwu z pieczeni!
Westyjarza praca cała, Jeśli się wyblichowała. Bielizna — tego pilnować, A jeśli nie, to blichować, Choćby w miedzie lub w winie.
Znać, że blich nie będzie w wodzie, Kiedy z kijem w alamodzie Sam jeden do praczki spieszy. Być może, że się ucieszy, Jak bieliznę popierze.
On ma lisi — my barani Kożuch, on pan —
Co dla braci — to kiełbasy, To bigosy, to frykasy! My-ć nie zazdrościmy tego Wam bigosu hultajskiego, Takim takich przysmaków.
Jedno że z takiej biesiady Między nami rosną zwady. Ja bym tę rzecz uspokoił, Tylko bym zrazy wykroił Temu bractwu z pieczeni!
Westyjarza praca cała, Jeśli się wyblichowała. Bielizna — tego pilnować, A jeśli nie, to blichować, Choćby w miedzie lub w winie.
Znać, że blich nie będzie w wodzie, Kiedy z kijem w alamodzie Sam jeden do praczki spieszy. Być może, że się ucieszy, Jak bieliznę popierze.
On ma lisi — my barani Kożuch, on pan —
Skrót tekstu: MelScholBar_II
Strona: 761
Tytuł:
Dystrakcja w swoich ciężkościach melancholii scholastycznej
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
między 1701 a 1750
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1750
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
Temu bractwu z pieczeni!
Westyjarza praca cała, Jeśli się wyblichowała. Bielizna — tego pilnować, A jeśli nie, to blichować, Choćby w miedzie lub w winie.
Znać, że blich nie będzie w wodzie, Kiedy z kijem w alamodzie Sam jeden do praczki spieszy. Być może, że się ucieszy, Jak bieliznę popierze.
On ma lisi — my barani Kożuch, on pan — my poddani;
On ma kaftan na bawełnie, Pludry, pończochy zapalnie — U nas wszystko łatane!
Jeśli się zaś zastarzały, Lub je mole persowały Ja się trzepać podejmuję, Tylko zakład ten formuję, Żeby na westyjarzu.
Prokurator we wsi siedzi,
Temu bractwu z pieczeni!
Westyjarza praca cała, Jeśli się wyblichowała. Bielizna — tego pilnować, A jeśli nie, to blichować, Choćby w miedzie lub w winie.
Znać, że blich nie będzie w wodzie, Kiedy z kijem w alamodzie Sam jeden do praczki spieszy. Być może, że się ucieszy, Jak bieliznę popierze.
On ma lisi — my barani Kożuch, on pan — my poddani;
On ma kaftan na bawełnie, Pludry, pończochy zapalnie — U nas wszystko łatane!
Jeśli się zaś zastarzały, Lub je mole persowały Ja się trzepać podejmuję, Tylko zakład ten formuję, Żeby na westyjarzu.
Prokurator we wsi siedzi,
Skrót tekstu: MelScholBar_II
Strona: 761
Tytuł:
Dystrakcja w swoich ciężkościach melancholii scholastycznej
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
między 1701 a 1750
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1750
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
przechodzona, podarta, połatana; czapka nowa złotolita, dużo przechodzona, z galonkiem złotym, aksamitem czarnym i z stąszką ponsowa starą; czapka parterowa w kwiaty srebrne, z aksamitem czarnym, stara, dużo przechodzona, zastawna, od Pawła Skwarczynskiego; czapka parterowa czerwona, z atłasem czarnym, stara, dużo przechodzona. - Bielizna: koszul lnianych 3; fartuchów sztuczkowych 2, z koronkami; tuwalni sztuczkowych 2, wyszywanych szychem; chustek nowych 2, z koronkami. — Posciel: Pierzyna wielka; pierzyna mniejsza; poduszek 6 w drelichu, z poszewkami lnianemi 6, i z poszwą drelichową na większą pierzynę; na mniejsza pierzynę z poszwą lnianą.
przechodzona, podarta, połatana; czapka nowa złotolita, dużo przechodzona, z galonkiem złotym, axamitem czarnym y z stąszką ponsowa starą; czapka parterowa w kwiaty srebrne, z aksamitem czarnym, stara, dużo przechodzona, zastawna, od Pawła Skwarczynskiego; czapka parterowa czerwona, z atłasem czarnym, stara, dużo przechodzona. - Bielizna: koszul lnianych 3; fartuchow sztuczkowych 2, z koronkami; tuwalni sztuczkowych 2, wyszywanych szychem; chustek nowych 2, z koronkami. — Posciel: Pierzyna wielka; pierzyna mnieysza; poduszek 6 w drelichu, z poszewkami lnianemi 6, y z poszwą drelichową na większą pierzynę; na mnieysza pierzynę z poszwą lnianą.
Skrót tekstu: KsKrowUl_4
Strona: 665
Tytuł:
Księgi gromadzkie wsi Krowodrza, cz. 4
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Krowodrza
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Gatunek:
księgi sądowe
Tematyka:
sprawy sądowe
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1758 a 1771
Data wydania (nie wcześniej niż):
1758
Data wydania (nie później niż):
1771
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Księgi sądowe wiejskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bolesław Ulanowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1921
swą do Miasta lub wsi z sobą przynieśli, ale ją ogniem spalić trzeba. Tak sobie także postąpić trzeba zdomem w którymby się ta zaraza pokazała, który mianowicie gozdziami zabić trzeba, spaliwszy wszystkę wnim się znajdującą pościel, i wszystkie odzienia wełniane. Praczkom przytym pod gardłem zakazano być musi, aby wyprawszy bielizną zarażonych ludzi, żadnej od zdrowych do prania nie przyjmowały. Piekarzom nakazać trzeba, aby dobrym i dobrze wypieczonym Chlebem obywatelów opatrowali. Pod czas ciepłych albo gorących dni żadnego trupa nad 24 godzin niepochowanego zostawić nie wolno, i wszystkie głębiej, niż innymi czasy pochować potrzeba. Na ostatek pieczą mieć trzeba o ubogich, aby ich
swą do Miasta lub wśi z sobą przynieśli, ale ją ogniem zpalić trzeba. Tak sobie także postąpić trzeba zdomem w ktorymby śię ta zaraza pokazała, ktory mianowićie gozdźiami zabić trzeba, zpaliwszy wszystkę wnim śię znaydującą pośćiel, y wszystkie odzienia wełniane. Praczkom przytym pod gardłem zakazano bydz muśi, aby wyprawszy bielizną zarażonych ludzi, żadney od zdrowych do prania nie przyimowały. Piekarzom nakazać trzeba, aby dobrym y dobrze wypieczonym Chlebem obywatelow opatrowali. Pod czas ćiepłych albo gorących dni żadnego trupa nad 24 godzin niepochowanego zostawić nie wolno, y wszystkie głębiey, niż innymi czasy pochować potrzeba. Na ostatek pieczą mieć trzeba o ubogich, aby ich
Skrót tekstu: WolfTrakt
Strona: 15
Tytuł:
Traktacik o powietrzu morowym
Autor:
Abraham Emanuel Wolff
Drukarnia:
Michał Wawrzyniec Presser
Miejsce wydania:
Leszno
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1771
Data wydania (nie wcześniej niż):
1771
Data wydania (nie później niż):
1771