weźmie zapłatę. Idąć wiele za światem/ idą za strojami; Ale też idą za to/ w Piekło tysiącami. Więc jeśli z takowemi/ w jednę masz iść drogę/ Strój się jak chcesz/ już strojów ganić ci nie mogę. Za Cóż Bogacz/ piekielną/ zatkał sobą dziurę? Ze się stroił codziennie w Bisior/ i w Purpurę. Ustrojona Jezabel/ gdy oknem patrzyła; Zrucona stamtąd/ własną krwią/ psy napoiła. O was mi tedy idzie/ do Nieba spisane/ Zejście i wy/ od Mody/ nader oszukane. Bo lubo/ z łaski Bożej/ ognia Piekielnego Ujdziecie; nie ujdziecie Czyśća straszliwego. Zejście wiele służyły
weźmie zápłátę. Idąć wiele zá świátem/ idą zá stroiami; Ale też idą zá to/ w Piekło tyśiącami. Więc ieśli z tákowemi/ w iednę masz iść drogę/ Stroy się iák chcesz/ iuż stroiow gánić ći nie mogę. Zá coz Bogácz/ piekielną/ zátkáł sobą dźiurę? Ze się stroił codźiennie w Biśior/ y w Purpurę. Vstroiona Iezábel/ gdy oknem pátrzyłá; Zruconá ztámtąd/ włásną krwią/ psy nápoiłá. O wás mi tedy idźie/ do Niebá spisáne/ Ześćie y wy/ od Mody/ náder oszukáne. Bo lubo/ z łáski Bożey/ ogniá Piekielnego Vydźiećie; nie vydźiećie Czyśćá strászliwego. Ześćie wiele służyły
Skrót tekstu: ŁączZwier
Strona: C2v
Tytuł:
Nowe zwierciadło
Autor:
Jakub Łącznowolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678
I złą wiarę macie, A niecnotliwe sobie ministry chowacie. Pendent oddał i jądra onemu łotrowi, Nabrzydliwszemu w świecie w on czas Tandemowi. Był to doktor przeważny, że za ludzi onych, Wiele fortelmi swymi przechodził uczonych. Ale nad wszytkie franty był to frant wierutny, I na kościół powszechny sprzysięgacz okrutny. Chodził w bisiorze drogim, a w trzy sznury złote Warkocz od głowy plotszy, gdzie kończe wyprote Koło czoła okręcał, jako latawczyki, Którą pompą niemałe zwiódł do siebie szyki. Z osobna trzy tysiące w koło niego byli Zbrojni knechci, co za nim z bardysy chodzili. Że kto przeciwko niemu rzekł niezgrabne słowo, Kazał wiesić, a
I złą wiarę macie, A niecnotliwe sobie ministry chowacie. Pendent oddał i jądra onemu łotrowi, Nabrzydliwszemu w świecie w on czas Tandemowi. Był to doktor przeważny, że za ludzi onych, Wiele fortelmi swymi przechodził uczonych. Ale nad wszytkie franty był to frant wierutny, I na kościół powszechny sprzysięgacz okrutny. Chodził w bisiorze drogim, a w trzy sznury złote Warkocz od głowy plotszy, gdzie kończe wyprote Koło czoła okręcał, jako latawczyki, Którą pompą niemałe zwiódł do siebie szyki. Z osobna trzy tysiące w koło niego byli Zbrojni knechci, co za nim z bardysy chodzili. Że kto przeciwko niemu rzekł niezgrabne słowo, Kazał wiesić, a
Skrót tekstu: ErZrzenAnKontr
Strona: 365
Tytuł:
Anatomia Martynusa Lutra Erazma z Roterdama
Autor:
Erazm z Rotterdamu
Tłumacz:
Jan Zrzenczycki
Drukarnia:
Bazyli Skalski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1619
Data wydania (nie wcześniej niż):
1619
Data wydania (nie później niż):
1619
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
jej się boją strzały, polec musi na placu i stary, i mały, a gdy wszytkich porazi, pana i żołnierza jednym oraz strychulcem w ziemny korzec mierza. Ani twój trup, Krezusie, złoty piasek nieci, ani popiół Rebeki barziej nad cię świeci. Otwórz zgniłe dwa groby, uznaj po kolorze, kto w bisiorach wiek skończył, a kto w grubym worze. Na cóż tedy w tych rzeczach serca swe topimy, których śmierci dekretem odbieżać musimy? Wszytkim termin żywota naznaczony z nieba, a choć późno, choć prędko – przecię umrzeć trzeba. Zostawać tu musimy, a lubo nie razem, umrzeć przecię potrzeba zamierzonym czasem. Gdyby się
jej się boją strzały, polec musi na placu i stary, i mały, a gdy wszytkich porazi, pana i żołnierza jednym oraz strychulcem w ziemny korzec mierza. Ani twój trup, Krezusie, złoty piasek nieci, ani popiół Rebeki barziej nad cię świeci. Otwórz zgniłe dwa groby, uznaj po kolorze, kto w bisiorach wiek skończył, a kto w grubym worze. Na cóż tedy w tych rzeczach serca swe topimy, których śmierci dekretem odbieżać musimy? Wszytkim termin żywota naznaczony z nieba, a choć późno, choć prędko – przecię umrzeć trzeba. Zostawać tu musimy, a lubo nie razem, umrzeć przecię potrzeba zamierzonym czasem. Gdyby się
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 68
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
reformuje i w niewolą panowaniu przyjemną oczywiście i sekretnie sposobi. A mój pater conscriptus nie tylko radzi, ale się i pisze na zdradę ojczyzny, na interes z publicznego prywatny, na mutacyją status, na handel wolności, a prawie już na samego na ostatek absoluta. A mój purpuratus dla przewrotnych i niepodciwych akcji swoich nie bisior, ale wstyd i sromotę albo krew braci przeklęctwem izraelskim na siebie i radę swoję spływającą w purpurze nosi. A mój togatus w publicznym pokoju prywatne niezgody, dysensyje, dyfidencyje, zamieszania, kłótnie, zabójstwa do swego awantażu albo do publicznego sposobi i sforcuje upadku. A mój sagatus we krwi łowi, śmiercią żyje, z
reformuje i w niewolą panowaniu przyjemną oczywiście i sekretnie sposobi. A mój pater conscriptus nie tylko radzi, ale się i pisze na zdradę ojczyzny, na interes z publicznego prywatny, na mutacyją status, na handel wolności, a prawie już na samego na ostatek absoluta. A mój purpuratus dla przewrotnych i niepodciwych akcyi swoich nie bisior, ale wstyd i sromotę albo krew braci przeklęctwem izraelskim na siebie i radę swoję spływającą w purpurze nosi. A mój togatus w publicznym pokoju prywatne niezgody, dysensyje, dyfidencyje, zamieszania, kłótnie, zabójstwa do swego awantażu albo do publicznego sposobi i sforcuje upadku. A mój sagatus we krwi łowi, śmiercią żyje, z
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 178
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
porwał ołtarza. Czczę, bo się boję: I któż im podoła? Żeby mi złego nie zrobili zgoła. Przebóg! tak że jest, a gdzie się podzieję? Czczę, bo się przez nich wszytko dobrze dzieje. Kędy się, mówię, podzieję? Że purpury senatorskie wysokim cnoty godności kolorem, a nie swoim bisiorem, krzesła sposobnością i doskonałością, a nie złotymi gałkami i aksamitem, senat wyborem i dystynkcyją, a nie pozorem ludzi swoję wysoką cenę i szacunek mają, kędy się podzieję? Że panowie dla cnotliwych i wyśmienitych akcji swoich, a nie dla świętnej i nieznośnej inszym ludziom kondycji i fortuny, poszanowanie, miłość i predykament mieć
porwał ołtarza. Czczę, bo się boję: I któż im podoła? Żeby mi złego nie zrobili zgoła. Przebóg! tak że jest, a gdzie się podzieję? Czczę, bo się przez nich wszytko dobrze dzieje. Kędy się, mówię, podzieję? Że purpury senatorskie wysokim cnoty godności kolorem, a nie swoim bisiorem, krzesła sposobnością i doskonałością, a nie złotymi gałkami i aksamitem, senat wyborem i dystynkcyją, a nie pozorem ludzi swoję wysoką cenę i szacunek mają, kędy się podzieję? Że panowie dla cnotliwych i wyśmienitych akcyi swoich, a nie dla świętnej i nieznośnej inszym ludziom kondycyi i fortuny, poszanowanie, miłość i predykament mieć
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 181
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
, jako słodkie, jako smakowite paszty wyborne świętym zgotowane, kredensowane! Wprzód, niźli gości na bankiet puszczono, każdego w szaty kosztowne ubrano, żeby był godzien oblicza Boskiego i miejsca tego. O, kto pomyśli, jak drogo ubrana oblubienica Chrystusowi dana, dusza w łożnicę jego wprowadzona i uwielbiona! Jako jest ślicznym pokryta bisiorem, nikt nie wyrazi słowem ani piórem, jako drogimi jaśnieje perłami i kanakami. Trudno wymówić, jakiej jest piękności, urody ślicznej, także przyjemności królewna nieba, córka Najwyższego Boga wiecznego. Ale i ciało jako odmienione, ono tak liche, podłe i wzgardzone – jak najśliczniejszy kwiat się rozkwitnyło, jakby nim było. Podobne
, jako słodkie, jako smakowite paszty wyborne świętym zgotowane, kredensowane! Wprzód, niźli gości na bankiet puszczono, każdego w szaty kosztowne ubrano, żeby był godzien oblicza Boskiego i miejsca tego. O, kto pomyśli, jak drogo ubrana oblubienica Chrystusowi dana, dusza w łożnicę jego wprowadzona i uwielbiona! Jako jest ślicznym pokryta bisiorem, nikt nie wyrazi słowem ani piorem, jako drogimi jaśnieje perłami i kanakami. Trudno wymówić, jakiej jest piękności, urody ślicznej, także przyjemności królewna nieba, córka Najwyższego Boga wiecznego. Ale i ciało jako odmienione, ono tak liche, podłe i wzgardzone – jak najśliczniejszy kwiat się rozkwitnyło, jakby nim było. Podobne
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 114
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
było, lecz subtelności ducha dostąpiło: najgrubsze mury wskroś przenikające i przechodzące. Już nie jest ciemne, jak z błota lepione, lecz w przeźroczysty kryształ obrócone; statek prześliczny dziwnej udatności i przyjemności. Statek chwalebny, a już nieśmiertelny, zawsze trwający i nieskażytelny, godny pokoju i oka Boskiego nań patrzącego. Tu niewinności bisior przywrócony, w który gdy człowiek jest przyobleczony, o, jako drogo i pięknie ubrany gość ten wybrany! Więc tak ubrani goście zażywają szczęścia, nad które większego nie mają, błogosławieństwa, na które stworzeni i naznaczeni. To jest, że Boga już już cale mają, Jego w twarz widząc, miłością pałają i mają
było, lecz subtelności ducha dostąpiło: najgrubsze mury wskroś przenikające i przechodzące. Już nie jest ciemne, jak z błota lepione, lecz w przeźroczysty kryształ obrócone; statek prześliczny dziwnej udatności i przyjemności. Statek chwalebny, a już nieśmiertelny, zawsze trwający i nieskażytelny, godny pokoju i oka Boskiego nań patrzącego. Tu niewinności bisior przywrócony, w który gdy człowiek jest przyobleczony, o, jako drogo i pięknie ubrany gość ten wybrany! Więc tak ubrani goście zażywają szczęścia, nad które większego nie mają, błogosławieństwa, na które stworzeni i naznaczeni. To jest, że Boga już już cale mają, Jego w twarz widząc, miłością pałają i mają
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 115
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
że jak bezrozumny tułać się będziesz po polu, będziesz u wszytkich pośmiewiskiem i będziesz wzgardzon. A wy, o senatorowie moi duchowni i świeccy, pomóżcież wy, coście mi przysięgli złe każde odwracać odemnie i zdrowiem swym ono zastępować, a czynicież to? Siedzicie na stołkach, a w aksamitnych chodzicie purpurach, bisiorach, sobolach i rysiach, używacie jako bogaczowie usque ad nauseam, jeździcie jako książęta, majętności kupujecie, pieniądze w worki zbieracie, czerwone złote, jedni dla biskupstw, drudzy dla województw, gdy je na kondycje wystawiają, chowacie, zdradliwie mój chleb jecie, na Boga ani na przysięgę swą nie pomnicie, prawdy mówić nie
że jak bezrozumny tułać się będziesz po polu, będziesz u wszytkich pośmiewiskiem i będziesz wzgardzon. A wy, o senatorowie moi duchowni i świeccy, pomóżcież wy, coście mi przysięgli złe każde odwracać odemnie i zdrowiem swym ono zastępować, a czynicież to? Siedzicie na stołkach, a w aksamitnych chodzicie purpurach, bisiorach, sobolach i rysiach, używacie jako bogaczowie usque ad nauseam, jeździcie jako książęta, majętności kupujecie, pieniądze w worki zbieracie, czerwone złote, jedni dla biskupstw, drudzy dla województw, gdy je na kondycye wystawiają, chowacie, zdradliwie mój chleb jecie, na Boga ani na przysięgę swą nie pomnicie, prawdy mówić nie
Skrót tekstu: MowaKoprzCz_II
Strona: 98
Tytuł:
Żałosna mowa Rzpltej polskiej pod Koprzywnicą do zgromadzonego rycerstwa roku 1606
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
mowy okolicznościowe, pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1606
Data wydania (nie wcześniej niż):
1606
Data wydania (nie później niż):
1606
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego 1606-1608
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1918
ta nowina gmachu Doszła, że Wodzów Greckich przyjęto. Strachu Jednym było przyczyną, lecz radość w swej cerze Ledwie tai Achilles; już i w tym ubierze, Radby onych oglądał Bohatyrów twarzy; Więc czeka aż się tego okazja zdarzy. A gdy już sowitemi stoły zastawiono Potrawami, i łoża miękkim wyścielono W koło stołów bisiorem; Król po Córki wskaże I po cały Francymer. Więc mijając straże Przy pokojach stojące, porządkiem swym idą: Jako więc po Scyryiskich gdy nad Meotydą, Rozkoszuje zwycięstwach Amazonek grono: Tu dopiero Ulisses to w oczy, to włono Każdej wejźrzy; ale w noc i blask świec jarzących, Wzrok mylą: i skład
tá nowiná gmáchu Doszłá, że Wodzow Greckich przyięto. Stráchu Iednym było przyczyną, lecz rádość w swey cerze Ledwie tái Achilles; iuż y w tym ubierze, Radby onych oglądał Bohátyrow twarzy; Więc czeka áż się tego okázya zdárzy. A gdy iuż sowitemi stoły zástáwiono Potráwámi, y łożá miękkim wyśćielono W koło stołow biśiorem; Krol po Corki wskaże Y po cáły Francymer. Więc mijaiąc straże Przy pokoiách stoiące, porządkiem swym idą: Iáko więc po Sćyryiskich gdy nád Meotydą, Roskoszuie zwyćięstwách Amázonek grono: Tu dopiero Vlisses to w oczy, to włono Káżdey weyźrzy; ále w noc y blásk świec iárzących, Wzrok mylą: y skład
Skrót tekstu: ClaudUstHist
Strona: 141
Tytuł:
Troista historia
Autor:
Claudius Claudianus
Tłumacz:
Jędrzej Wincenty Ustrzycki
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1700
Data wydania (nie wcześniej niż):
1700
Data wydania (nie później niż):
1700
Jakom cię skrycie taiła w moim umyśle, Tobie chęci serca mego jawnie wylałam, A inszych młodzianów dary, Polecania i ofiary Tobie gwoli, niewdzięczniku, w tył odrzucałam.
Nie dbałam ja na wysokie panięce stany, Nie dałam wprzód na dostatnie i wielkie pany, Nie patrzałam na purpury ani bisiory, Fraszka u mnie były szaty, Złotogłowy i bławaty, Za nicem ja poczytała bogate zbiory.
Na ostatek, co płeć białą marnie uwodzi, Nie korzystałam w lubości pieszczonej młodzi, Nie starałam się o złoto i nowe stroje; Tobiem się tylko myśliła Upodobać, tobiem żyła, Chcąc co dzień lepiej zarobić
Jakom cię skrycie taiła w moim umyśle, Tobie chęci serca mego jawnie wylałam, A inszych młodzianów dary, Polecania i ofiary Tobie gwoli, niewdzięczniku, w tył odrzucałam.
Nie dbałam ja na wysokie panięce stany, Nie dałam wprzód na dostatnie i wielkie pany, Nie patrzałam na purpury ani bisiory, Fraszka u mnie były szaty, Złotogłowy i bławaty, Za nicem ja poczytała bogate zbiory.
Na ostatek, co płeć białą marnie uwodzi, Nie korzystałam w lubości pieszczonej młodzi, Nie starałam się o złoto i nowe stroje; Tobiem się tylko myśliła Upodobać, tobiem żyła, Chcąc co dzień lepiej zarobić
Skrót tekstu: ZimSRoks
Strona: 109
Tytuł:
Roksolanki
Autor:
Szymon Zimorowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ludwika Ślękowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983