Firmamentem Tak ludziom miłość/ piątym Elementem Ta w pracach folgą/ ta żywot ten słodzi; Ona świat trzyma/ ona ludzi rodzi. Chor. Wierna to rada i pomyśli była/ Jak sługa radzi Pani uczyniła Bo Damie meża jako szkapie grzebła Trzeba. Pierwszego chociaż niepogrzebła. Tak bywa/ sokół kiedy bystrym okiem/ Bujając sobie pod niebem wysokiem: Zajrzy szczebietny Dzierzby: zaraz doni Nie poścignionym lotem/ bark swój skłoni. Albo gdy owo za dżdżystej Jesieni Niesytym wilcy głodem przemorzeni; W Polach sierotę kiedy sarnę żoczą. Wnet ją łakomie ze wszech stron obskoczą. Tak i ta wdalsze zajechawszy kraje/ Siłom przyczynę do Komendów daje: Tych gładkość
Firmámentem Ták ludźiom miłość/ piątym Elementem Tá w pracách folgą/ tá zywot ten słodźi; Oná świát trzyma/ oná ludźi rodźi. Chor. Wierna to rádá y pomyśli byłá/ Iák sługá rádzi Páni vczyniłá Bo Dámie meżá iáko szkápie grzebłá Trzebá. Pierwszego choćiasz niepogrzebłá. Tak bywa/ sokoł kiedy bystrym okiem/ Buiáiąc sobie pod niebem wysokiem: Záyrzy szczebietny Dźierzby: záraz doni Nie pośćignionym lotem/ bárk swoy skłoni. Albo gdy owo zá dzdzystey Ieśieni Niesytym wilcy głodęm przemorzeni; W Polách śierotę kiedy sárnę żoczą. Wnet ią łákomie ze wszech stron obskoczą. Ták y tá wdálsze záiechawszy kráie/ Siłom przyczynę do Kommendow dáie: Tych głádkość
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 186
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
RODZICOM NAJPIĘKNIEJSZE ICH SIĘ WIDZĄ DZIECI
Potka sowa jastrząba: „Dokąd lecisz?” „W łowy.” „Wiesz, że w dawnym przymierzu z jastrząbami sowy. Nie pojedzże mi dzieci; są większe i mniejsze.” A jastrząb: „Jakież ony?” Sowa: „Najpiękniejsze.” Widzi, bujając, z góry kanie i krogulce, Pstre dzięcioły, lecz żądzy przybiera hamulce. Widzi sroki i sójki: „Mej to siostry dzieci”; Gile i piękne szczygły. Aż, gdy dalej leci, Sowięta się na gnieździe jako żaby gniotą. Rzekszy: „Już też to brzydkie”, pozjada z ochotą. Potkawszy
RODZICOM NAJPIĘKNIEJSZE ICH SIĘ WIDZĄ DZIECI
Potka sowa jastrząba: „Dokąd lecisz?” „W łowy.” „Wiesz, że w dawnym przymierzu z jastrząbami sowy. Nie pojedzże mi dzieci; są większe i mniejsze.” A jastrząb: „Jakież ony?” Sowa: „Najpiękniejsze.” Widzi, bujając, z góry kanie i krogulce, Pstre dzięcioły, lecz żądzy przybiera hamulce. Widzi sroki i sójki: „Mej to siostry dzieci”; Gile i piękne szczygły. Aż, gdy dalej leci, Sowięta się na gniaździe jako żaby gniotą. Rzekszy: „Już też to brzydkie”, pozjada z ochotą. Potkawszy
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 50
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
odmianę opisując/ w Księgach Pieśni swoich wtórych; tak Filomeli lament poczyna: Ja płaczę, a żal zakryty, Mnoży we mnie płacz obfity: Śpiewa więzień okowany, Tając na czas wnętrznej rany. godne Człowieka godnego rymy/ abowiem jako lepem porwane ptaszątko/ i w klatkę wrzucone/ lubo się lepiej dla pilnego doglądania nie bujając tuczy/ przecię utraconej szukając wolności/ każdą tysiącami razów obleci w klatce kratę/ do ujścia zhożego upatrując miejsca/ tak i więzień spętany łańcuchami/ nie mówię nie mając się dobrze/ lecz codziennie uchlustany więzieniem/ głodem/ robotą udręczony/ tysiąca sposobów szuka/ jakoby na złotą ujść świebodę. Z tych naprzedniejszy/ mądra Pani
odmiánę opisuiąc/ w Xięgách Pieśni swoich wtorych; ták Philomeli láment poczyna: Ia płáczę, á żal zákryty, Mnoży we mnie płácz obfity: Spiewa więźień okowány, Táiąc ná czás wnętrzney rány. godne Człowieká godnego rymy/ ábowiem iáko lepem porwáne ptaszątko/ y w klatkę wrzucone/ lubo się lepiey dla pilnego doglądánia nie buiáiąc tuczy/ przecię vtráconey szukáiąc wolnośći/ káżdą tyśiącámi rázow obleći w klatce kratę/ do vyścia zhożego vpátruiąc mieyscá/ ták y więźień spętány łáncuchámi/ nie mowię nie máiąc się dobrze/ lecz codźiennie vchlustány więźieniem/ głodem/ robotą vdręczony/ tyśiącá sposobow szuka/ iákoby ná złotą vyść świebodę. Z tych naprzednieyszy/ mądra Páni
Skrót tekstu: KalCuda
Strona: 173.
Tytuł:
Teratourgema lubo cuda
Autor:
Atanazy Kalnofojski
Drukarnia:
Drukarnia Kijowopieczerska
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
dostało się widzieć.
Jest też Zwierzątko CHAMAELEON alias Jaszczurka, także Powietrzem żyjąca, którą (innych nie cytując Autorów) Książę Mikołaj Radziwił na swoich piastował rękach, opisał calamo w Peregrynacyj; a ten jeden stanie pro mille testibus. Jest też pewna Species Ryb LOLIGO, która w Morskich fluktach nabujawszy się, na powietrznym Horyzoncie bujając, zdrowego zażywa Powietrza, i znowu do wodnych wraca się delicyj.
POWIETRZE na Górach Olimpu i Atos, dziwnie, czyli gęste, czyli subtelne, że tam ludzie curiositate ducti aż gębką się sekundują, z niej Powietrze w siebie ciągnąc, pod górą nabrane, czyli też Powietrze górne, ale gąbką niejako przecedzone i
dostało się widzieć.
Iest też Zwierzątko CHAMAELEON alias Iaszczurka, także Powietrzem żyiąca, ktorą (innych nie cytuiąc Autorow) Xiąże Mikołay Radziwił na swoich piastował rękach, opisał calamo w Peregrynacyi; a ten ieden stanie pro mille testibus. Iest też pewna Species Ryb LOLIGO, ktora w Morskich fluktach nabuiawszy się, na powietrznym Horyzoncie buiaiąc, zdrowego zażywa Powietrza, y znowu do wodnych wraca się delicyi.
POWIETRZE na Gorach Olympu y Athos, dziwnie, czyli gęste, czyli subtelne, że tam ludzie curiositate ducti aż gębką się sekunduią, z niey Powietrze w siebie ciągnąc, pod gorą nabrane, czyli też Powietrze gorne, ale gąbką nieiako przecedzone y
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 541
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
atmosfera słoneczna, która napełnia wszystkie niebiosa planet nam znajomych. Ta zagrzana ciepłem komety rozpalonej porywa dymy i kurzawy z niej wychodzące i naprzeciw słońca w dalekie strony zanosi. Powtóre. Promienie słoneczne, które, według niektórych, słońce z siebie na kształt pocisków wyrzuca, albo które według innych nakształt bałwanów morskich po niebie bujając, i od słońca oddalając się, rozlewają się, te mówię promienie wpadłszy w rzadziuchne części atmosfery,albo kurzaw komety, one przed sobą w odległe, a na przeciw słońca leżące strony, pędzą. Ogień w istocie swojej niezmieszany z innymi materiami; jest materia na kształt powietrza, lecz nierównie subtelniejsza, słońce otaczająca,
atmosfera słoneczna, ktora napełnia wszystkie niebiosa planet nam znaiomych. Ta zagrzana ciepłem komety rozpaloney porywa dymy y kurzawy z niey wychodzące y naprzeciw słońca w dalekie strony zanosi. Powtóre. Promienie słoneczne, które, według niektórych, słońce z siebie na kształt pociskow wyrzuca, albo ktore według innych nakształt bałwanów morskich po niebie buiaiąc, y od słońca oddalaiąc się, rozlewaią się, te mowię promienie wpadłszy w rzadziuchne części atmosfery,albo kurzaw komety, one przed sobą w odległe, a na przeciw słońca leżące strony, pędzą. Ogień w istocie swoiey niezmieszany z innymi materyami; iest materya na kształt powietrza, lecz nierównie subtelnieysza, słońce otaczaiąca,
Skrót tekstu: BohJProg_I
Strona: 98
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
astronomia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
był wczora. Wznidzie słońce, wionie wiatr, miną z deszczem chmury, Aż w mizernym strumyku grzebą piasek kury. Kto nie umie fortuny płochopiórej zażyć, Prędko go odziać, prędzej może go obnażyć. Jeśli mu co fortuna da na świecie frysztu, Gorzej go diabeł w piekle ma wypierzyć niż tu, Gdzie, dziś bujając ptakiem, co szczekał i co łgał, Będzie parszywą żabą na wiek wieków czołgał. 464. TAKIM BĄDŹ, JAKO SŁYSZYSZ O SOBIE
Chwalą krom oczu ludzie, chwalą cię i w oczy. Mylą się, serce li twe od chwały ich boczy. Na pozwierzchowne sprawy oni patrzą w tobie, Ty patrz, żebyś
był wczora. Wznidzie słońce, wionie wiatr, miną z deszczem chmury, Aż w mizernym strumyku grzebą piasek kury. Kto nie umie fortuny płochopiórej zażyć, Prędko go odziać, prędzej może go obnażyć. Jeśli mu co fortuna da na świecie frysztu, Gorzej go diabeł w piekle ma wypierzyć niż tu, Gdzie, dziś bujając ptakiem, co szczekał i co łgał, Będzie parszywą żabą na wiek wieków czołgał. 464. TAKIM BĄDŹ, JAKO SŁYSZYSZ O SOBIE
Chwalą krom oczu ludzie, chwalą cię i w oczy. Mylą się, serce li twe od chwały ich boczy. Na pozwierzchowne sprawy oni patrzą w tobie, Ty patrz, żebyś
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 278
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
miejsce bezpieczne, i warowne zamki sprowadzili, a wszystko mądrze sporządziwszy, mieli się z ludem swoim na wszelkiej gotowości. Gdy już im wieść przyszła, że Krzyżacy do Żmudzi wtargnęli, oni też nie próżnowali. Olgierd z dywizją swoją do Inflant, Kiejstut zaś z swoją partią do Prus wpadł; a po obfitych sobie ziemiach bujając, kraj wszystek burzyli, i pustoszyli. Krzyżacy zaś wszedszy w ziemię pustą, nie mając żywności, od głodu prawie umierali, i prędzej nazad z niczym powrócić musieli. Tak ich Litwa fortelem podeszła, jakoby rzekła: jedź ty do mnie na głody, a ja do ciebie na gody. 1345.
Gosvinus de Eicke
mieysce bespieczne, y warowne zamki sprowadzili, á wszystko mądrze sporządźiwszy, mieli śię z ludem swoim na wszelkiey gotowośći. Gdy już im wieść przyszła, że Krzyżacy do Zmudźi wtargnęli, oni też nie prożnowali. Olgierd z dywizyą swoją do Inflant, Kieystut zaś z swoją partyą do Prus wpadł; á po obfitych sobie źiemiach bujając, kray wszystek burzyli, y pustoszyli. Krzyżacy zaś wszedszy w źiemię pustą, nie mając żywnośći, od głodu prawie umierali, y prędzey nazad z niczym powroćic muśieli. Tak ich Litwa fortelem podeszła, jakoby rzekła: jedź ty do mnie na głody, a ja do ćiebie na gody. 1345.
Gosvinus de Eicke
Skrót tekstu: HylInf
Strona: 47
Tytuł:
Inflanty w dawnych swych i wielorakich aż do wieku naszego dziejach i rewolucjach
Autor:
Jan August Hylzen
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. Akademicka Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1750
Data wydania (nie wcześniej niż):
1750
Data wydania (nie później niż):
1750
Baltydzie, Więcej z nich wycztasz i w rozumie ci przydzie. O lata piękne, wieki wiecznej sławy Godne, kiedy młódź do wojennej sprawy, Wrodzone do dzieł cnych mając pochopy, Szła z kwitłych lat swych Marsowymi tropy. Kiedy ta pierwsza zabawa jej była, Aby na dobro ojczyzny robiła Przy Marsie swoim, przy orle bujając, A państwo na zachód i wschód pomykając. Nie znała Aten, nie znała Minerwy Pieszczot, kras płonnych, a na siły przerwy, Które gdy w wiekach tych się zagęściły; W mowie a w gnustwie wsze zawisły siły. Powstań-że tedy Polaku z letargu, Zbądź gnustwa, nie chciej mężu, być na targu;
Baltydzie, Więcej z nich wycztasz i w rozumie ci przydzie. O lata piękne, wieki wiecznej sławy Godne, kiedy młódź do wojennej sprawy, Wrodzone do dzieł cnych mając pochopy, Szła z kwitłych lat swych Marsowymi tropy. Kiedy ta pierwsza zabawa jej była, Aby na dobro ojczyzny robiła Przy Marsie swoim, przy orle bujając, A państwo na zachód i wschód pomykając. Nie znała Aten, nie znała Minerwy Pieszczot, kras płonnych, a na siły przerwy, Które gdy w wiekach tych się zagęściły; W mowie a w gnustwie wsze zawisły siły. Powstań-że tedy Polaku z letargu, Zbądź gnustwa, nie chciej mężu, być na targu;
Skrót tekstu: GawTarcz
Strona: 62
Tytuł:
Clipaeus Christianitatis to jest Tarcz Chrześcijaństwa
Autor:
Jan Gawiński
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1680 a 1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1680
Data wydania (nie później niż):
1681
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Dariusz Chemperek, Wacław Walecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Collegium Columbinum
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2003