? Dosyć ten ma wiadomości rzeczy w sobie /dosyć miłości ludzkiej/ dosyć potęgi z rodzenia dosyć przyjaciół/ dosyć dostatków/ dosyć u Boga i u ludzi łaski/ wszytko miał przy wielkim sercu swoim/ cokolwiek do dobrego i poczciwego życia mężowi zacnemu mieć się godzi. Ale cóż to wszytko pomogło? śmierć nieużyta jako nanajniższe chaty/ tak i na wysokie i wyniosłe Pałace się porywa. Oto wytrąciela zacnej Familii Błonę/ mogę rzecz Krzystałową przez którąPanu łacno było wszytkie defekty w Ojczyźnie w Domu i Familii/ zawsze obaczyć mógł. Wytracieła starożytny Filar Domu zacnego wytrąciła (mowię) pocięchę krewnych Podporę powinnych wsparcie przyjaciół nadzieję naśladujących otuchę scześliwych i uprzejmych sług jego
? Dosyć ten ma wiádomośći rzecży w sobie /dosyć miłośći ludzkiey/ dosyć potęgi z rodzenia dosyć przyiaćioł/ dosyć dostátkow/ dosyć v Bogá y v ludźi łáski/ wszytko miał przy wielkim sercu swoim/ cokolwiek do dobrego y pocżćiwego żyćia mężowi zácnemu mieć sie godźi. Ale coż to wszytko pomogło? śmierć nieużyta iako nánayniższe cháty/ ták y ná wysokie y wyniosłe Páłace sie porywá. Oto wytrąćielá zácney Fámiliey Błonę/ mogę rzecz Krzystałową przez ktorąPánu łacno było wszytkie defekty w Oycżyznie w Domu y Fámiliey/ záwsze obacżyć mogł. Wytraćiełá stárożytny Filar Domu zacnego wytrąćiła (mowię) poćięchę krewnych Podporę powinnych wspárćie przyiaćioł nádźieię náśladuiących otuchę scżeśliwych y vprzeymych sług ie^o^
Skrót tekstu: SpiżAkt
Strona: Gv
Tytuł:
Spiżarnia aktów rozmaitych przy zalotach, weselach, bankietach, pogrzebach
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
mowy okolicznościowe
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
„Musisz, chłopie, ty dać! O tym się ja nie pytam, masz, czy nie masz — trzeba, Po którym-em ja zjachał, żołnierzowi chleba.” W tym deptata zapale proszę o cierpliwość. Aż miasto tej żałosną odnoszę zelżywość. Obuchem pulsu, skory, jak mi zaczął macać. Iść mi z chaty mej przyszło, nie zaraz się wracać.” Przyszła do tych skądś białogłowa, Na wspomniałych ucisków trafiła ich słowa.
Rzęsistymi zaleje oczy swoje łzami. „A toż się, co i ze mną — rzecze — dzieje z wami. Jeden tylko mój miałam dość szczupły posiłek, Krówkę jednę, ubóstwa sam istotny
„Musisz, chłopie, ty dać! O tym się ja nie pytam, masz, czy nie masz — trzeba, Po którym-em ja zjachał, żołnierzowi chleba.” W tym deptata zapale proszę o cierpliwość. Aż miasto tej żałosną odnoszę zelżywość. Obuchem pulsu, skory, jak mi zaczął macać. Iść mi z chaty mej przyszło, nie zaraz się wracać.” Przyszła do tych skądś białogłowa, Na wspomniałych ucisków trafiła ich słowa.
Rzęsistymi zaleje oczy swoje łzami. „A toż się, co i ze mną — rzecze — dzieje z wami. Jeden tylko mój miałam dość szczupły posiłek, Krówkę jednę, ubóstwa sam istotny
Skrót tekstu: SatStesBar_II
Strona: 733
Tytuł:
Satyr steskniony z pustyni w jasne wychodzi pole
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
Angelo. Do Fulinu mil 3 górami gładkiemi, z których doliny równe z ciekącemi kanałami i ze skał wodami widać było; na tych dolinach wsi i miasteczka, wszystkie oliwami i pinelowem drzewem wysadzone, że niepodobna było napatrzyć się położenia miejsca. Droga w górach nad samemi dolinami, z których górnych dróg, wsi jako maluczkie chaty, ludzie jako dzieci zdały się przez gór wysokość a dolin niskość; droga gładka gdzieniegdzie skalista. Stałem al San Giorgio.
22^go^. Z drogi zjechałem, z Fulina do Asyża, dobrze przede dniem: tam słuchałem mszy świętej, i wszystkie reliquias św. Franciszka, jako to: pisma jego, regułę
Angelo. Do Fulinu mil 3 górami gładkiemi, z których doliny równe z ciekącemi kanałami i ze skał wodami widać było; na tych dolinach wsi i miasteczka, wszystkie oliwami i pinelowem drzewem wysadzone, że niepodobna było napatrzyć się położenia miejsca. Droga w górach nad samemi dolinami, z których górnych dróg, wsi jako maluczkie chaty, ludzie jako dzieci zdały się przez gór wysokość a dolin nizkość; droga gładka gdzieniegdzie skalista. Stałem al San Giorgio.
22^go^. Z drogi zjechałem, z Fulina do Asyża, dobrze przede dniem: tam słuchałem mszy świętéj, i wszystkie reliquias św. Franciszka, jako to: pisma jego, regułę
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 87
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
ofiary Dyjonie
Albo jeśli pić raczej mamy wolą, Siądźmy pod lipą albo pod topolą, A tam pod chłodem wolne wiodąc żarty, Gry wymyślajmy, nie dla zysku, w karty.
Spieszmy się, spieszmy, niż nas czas nadgoni I śmierć, której się dobra myśl nie schroni: Ta niedyskretka tejże pchnięciem nogi Otwiera chaty i królewskie progi.
Żyj w skok, bo-ć zamknął do niezmiernej wrota Nadzieje krótki kres dany żywota; Zarwij, co możesz, dobrych dni pod miarą, Wnet będziesz bajką, nieboszczykiem, marą.
A jak się w ziemnym raz oglądasz grobie — Ani ty takich win obiecuj sobie, Ani ochłody pod gęstą drzewiną
ofiary Dyjonie
Albo jeśli pić raczej mamy wolą, Siądźmy pod lipą albo pod topolą, A tam pod chłodem wolne wiodąc żarty, Gry wymyślajmy, nie dla zysku, w karty.
Spieszmy się, spieszmy, niż nas czas nadgoni I śmierć, której się dobra myśl nie schroni: Ta niedyskretka tejże pchnięciem nogi Otwiera chaty i królewskie progi.
Żyj w skok, bo-ć zamknął do niezmiernej wrota Nadzieje krótki kres dany żywota; Zarwij, co możesz, dobrych dni pod miarą, Wnet będziesz bajką, nieboszczykiem, marą.
A jak się w ziemnym raz oglądasz grobie — Ani ty takich win obiecuj sobie, Ani ochłody pod gęstą drzewiną
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 120
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
I dąb Cerery, który będąc obałonym Mścił się swej krzywdy głodem nad Erysychtonem, I drzewo wawrzynowe, którym się okryła
Śliczna Dafne, by żoną Febowi nie była, I te dwie drzewa, w które gospodarz i z żoną Zmienieni, nie zginąwszy ze wsią zatopioną, I to drzewo tu zabierz, które z ichże chaty Ode mnie obrócone jest w kościół bogaty, I Febus niech cyprysu doda zielonego, W który kochany chłopiec obrócon od niego; Na koniec, jeśli będzie na poszycie trzeba Trzciny, możesz narzezać mocą daną z nieba Tej, w którą przemieniona Syrynga, brzydkiego Satyra schraniając się i zalotów jego, Albo tej, którą balwierz szczepił
I dąb Cerery, który będąc obałonym Mścił się swej krzywdy głodem nad Erysychtonem, I drzewo wawrzynowe, którym się okryła
Śliczna Dafne, by żoną Febowi nie była, I te dwie drzewa, w które gospodarz i z żoną Zmienieni, nie zginąwszy ze wsią zatopioną, I to drzewo tu zabierz, które z ichże chaty Ode mnie obrócone jest w kościół bogaty, I Febus niech cyprysu doda zielonego, W który kochany chłopiec obrócon od niego; Na koniec, jeśli będzie na poszycie trzeba Trzciny, możesz narzezać mocą daną z nieba Tej, w którą przemieniona Syrynga, brzydkiego Satyra schraniając się i zalotów jego, Albo tej, którą balwierz szczepił
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 132
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
dobrym obżynku O odpoczynku.
Żaden mu rozruch nie rozerwie wczasu, Przykrego nigdy nie słyszy hałasu, Prócz szumu z wody, co snowi pomocy Dodaje w nocy.
Zdrowszy mu owoc, smaczniejsza jarzyna, Co ją wykopie rydlem, niż zwierzyna, Niż chleb podbitą piętą wywierciany, Stojąc przed pany.
To pałac jego — uklecona chata,
Dworzanów trzyma parobcza zaplata, Straż się też wierna na złodzieja sroży, Kundel w obroży.
Ostatek dworu: baran, ciołek, woły; Kapela: ptastwa krzyk z rana wesoły; Piernaty: trawa; namiot pokojowy: Cień jaworowy.
Szkarłatów nie masz ni drogiego złota, Lecz oprócz kwiatków, co rosną u płota
dobrym obżynku O odpoczynku.
Żaden mu rozruch nie rozerwie wczasu, Przykrego nigdy nie słyszy hałasu, Prócz szumu z wody, co snowi pomocy Dodaje w nocy.
Zdrowszy mu owoc, smaczniejsza jarzyna, Co ją wykopie rydlem, niż zwierzyna, Niż chleb podbitą piętą wywierciany, Stojąc przed pany.
To pałac jego — uklecona chata,
Dworzanów trzyma parobcza zaplata, Straż się też wierna na złodzieja sroży, Kundel w obroży.
Ostatek dworu: baran, ciołek, woły; Kapela: ptastwa krzyk z rana wesoły; Piernaty: trawa; namiot pokojowy: Cień jaworowy.
Szkarłatów nie masz ni drogiego złota, Lecz oprócz kwiatków, co rostą u płota
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 163
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, Ginąć tylko, niechaj za twą wolą ginę. I rzecz mi bezpiecznie: Tyrsi, na moją zrzędę Milcz, mów, zmyślaj, prawdę mów, płacz, śmiej się — a będę! PIEŚŃ
Kasiu, czyś chora, czy uporem, Czy zgniewana na sołdaty Nie chciałaś choć z królowej dworem Nawiedzić oboźne chaty?
Nie mogą-ć być straszne te chłody I następujące mrozy, Gdy może płomień twej urody Popalić nasze obozy.
Jeśli się boisz postrzelenia, Darmo o się chodzisz czule, Bo ciebie, gdyś cale z kamienia, Żadne się nie imą kule.
Masz też mocniejsze na obronę Cekauzy swe i armaty, Rzucając z
, Ginąć tylko, niechaj za twą wolą ginę. I rzecz mi bezpiecznie: Tyrsi, na moię zrzędę Milcz, mów, zmyślaj, prawdę mów, płacz, śmiej się — a będę! PIEŚŃ
Kasiu, czyś chora, czy uporem, Czy zgniewana na sołdaty Nie chciałaś choć z królowej dworem Nawiedzić oboźne chaty?
Nie mogą-ć być straszne te chłody I następujące mrozy, Gdy może płomień twej urody Popalić nasze obozy.
Jeśli się boisz postrzelenia, Darmo o się chodzisz czule, Bo ciebie, gdyś cale z kamienia, Żadne się nie imą kule.
Masz też mocniejsze na obronę Cekauzy swe i armaty, Rzucając z
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 300
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
. Z których latorośli Porajowie, Pstrokońscy, i inni urośli. Których aż i podziśdzień świątobliwe plemie, Wszystkę swoję polało krwią sieradzką ziemię, Których rej ty prowadzisz, i sławne ich dzieje Przez się i swych wyrażasz potomków nadzieje. Zmilczęli o kochanku ciebie Jagielloński, Którego z starożytnej przybrał krwie liwońskiej Między swe pan Achaty? ani snać żałuje Bo zna wiarę po śmierci, i w ziemi to czuje, Że się kochasz w umarłym, i cień goniąc lekki, Ciężkie łzami oblewasz po dziś dzień powieki. Nie wstydź się, o Denhofie, fata lub winujesz, I znikomych popiołów póżno już żałujesz: Cnota to bohatyrska, afekt sprawiedliwy,
. Z których latorośli Porajowie, Pstrokońscy, i inni urośli. Których aż i podziśdzień świątobliwe plemie, Wszystkę swoję polało krwią sieradzką ziemię, Których rej ty prowadzisz, i sławne ich dzieje Przez się i swych wyrażasz potomków nadzieje. Zmilczęli o kochanku ciebie Jagielloński, Którego z starożytnej przybrał krwie liwońskiej Między swe pan Achaty? ani snać żałuje Bo zna wiarę po śmierci, i w ziemi to czuje, Że się kochasz w umarłym, i cień goniąc lekki, Ciężkie łzami oblewasz po dziś dzień powieki. Nie wstydź się, o Denhoffie, fata lub winujesz, I znikomych popiołów póżno już żałujesz: Cnota to bohatyrska, afekt sprawiedliwy,
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 78
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
było ubogich pasterzów mieszkanie, Nie piękne, ale dosyć wczesne nad mniemanie; Gdzie jeden z nich, iż już mrok ciemny następował, Prosił go, aby z panną u niego nocował. Przestał na tem, bo w miastach nie tylko budownych, Nie tylko w dworach albo w pałacach kosztownych, Ale we wsiach i w chatach często się trafiają, Częstokroć ludzie grzeczni i ludzcy mieszkają.
LXIII.
Co się zasię między nią, a niem działo potem W ciemnej nocy, każdemu wolno sądzić o tem; Ja, iżem się nie mógł nic pewnego dowiedzieć, Wolę milczeć, niż wam rzecz omylną powiedzieć. Podobieństwo, że zgoda była między niemi
było ubogich pasterzów mieszkanie, Nie piękne, ale dosyć wczesne nad mniemanie; Gdzie jeden z nich, iż już mrok ciemny następował, Prosił go, aby z panną u niego nocował. Przestał na tem, bo w miastach nie tylko budownych, Nie tylko w dworach albo w pałacach kosztownych, Ale we wsiach i w chatach często się trafiają, Częstokroć ludzie grzeczni i ludzcy mieszkają.
LXIII.
Co się zasię między nią, a niem działo potem W ciemnej nocy, każdemu wolno sądzić o tem; Ja, iżem się nie mógł nic pewnego dowiedzieć, Wolę milczeć, niż wam rzecz omylną powiedzieć. Podobieństwo, że zgoda była między niemi
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 311
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
. Mil 2, pokarm we wsi, tu poczynają już i chłopi po włosku mówić.
Skały zbytnie wielkie i niebezpieczne, bo porysowane, spadają na drogi, a obminąć dla wąskości nie podobna, bo jeno tyle spatium miedzy skałami jest, jako wąska droga być może. Tegoż dnia sztuka skały tak wielka, jako chata miarna, przed nami spadła. Drugi zaś szmat na wóz furmański wino tyrolskie prowadzący wpadł, tak, iż beczki poroztrącał na niwecz i wóz pogruchotał. Samym zaś ludziom i koniom przy nim będącym providentia Deo nic nie szkodził.
Tegoż dnia prawie się cud i z nami stał, bo jakochmy konno wszyscy
. Mil 2, pokarm we wsi, tu poczynają już i chłopi po włosku mówić.
Skały zbytnie wielkie i niebezpieczne, bo porysowane, spadają na drogi, a obminąć dla wąskości nie podobna, bo jeno tyle spatium miedzy skałami jest, jako wąska droga być może. Tegoż dnia sztuka skały tak wielka, jako chata miarna, przed nami spadła. Drugi zaś szmat na wóz furmański wino tyrolskie prowadzący wpadł, tak, iż beczki poroztrącał na niwecz i wóz pogruchotał. Samym zaś ludziom i koniom przy nim będącym providentia Deo nic nie szkodził.
Tegoż dnia prawie się cud i z nami stał, bo jakochmy konno wszyscy
Skrót tekstu: BillTDiar
Strona: 140
Tytuł:
Diariusz peregrynacji po Europie
Autor:
Teodor Billewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy podróży, pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1677 a 1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1678
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Marek Kunicki-Goldfinger
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Biblioteka Narodowa
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004