z winiony Sam świat spalony;
Ciebie ja nędzny, bo to twoje dzieło Wszechmocnej ręki szczegolne sprawiło, Że jeszcze żyję, żem dawno z martwymi Nie oddan ziemi;
Żem z podobnymi sobie dawno razem Niepołożony okrutnym żelazem Ani na opas nie był zostawionym Zwierzom łakomym;
Że też i insze rozliczne przygody, Które tak chatki, jak wyniosłe grody Równo nawiedzać zwykły, mnie mijały, Żem uszedł cały;
Ciebie, którego wyrok świątobliwy Pomni z radością człowiek nieszczęśliwy, Że ty nie pragniesz zginienia prędkiego Człeka grzesznego,
O to niegodny grzesznik, wieczny Panie, Proszę, nade mną miej swe zlitowanie Ani mię zdmuchaj, póki na twe drogi Błądzące
z winiony Sam świat spalony;
Ciebie ja nędzny, bo to twoje dzieło Wszechmocnej ręki szczegolne sprawiło, Że jeszcze żyję, żem dawno z martwymi Nie oddan ziemi;
Żem z podobnymi sobie dawno razem Niepołożony okrutnym żelazem Ani na opas nie był zostawionym Zwierzom łakomym;
Że też i insze rozliczne przygody, Ktore tak chatki, jak wyniosłe grody Rowno nawiedzać zwykły, mnie mijały, Żem uszedł cały;
Ciebie, ktorego wyrok świątobliwy Pomni z radością człowiek nieszczęśliwy, Że ty nie pragniesz zginienia prędkiego Człeka grzesznego,
O to niegodny grzesznik, wieczny Panie, Proszę, nade mną miej swe zlitowanie Ani mię zdmuchaj, poki na twe drogi Błądzące
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 340
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
złotoblaskie słonie Swoje zmordowane konie W głębokim morzu napawa A po nim piękna nastawa
Diana z krzywymi rogi, Gdy z pustyń w pola zwierz srogi Idzie na żyr, gdzie zielone Łąki rosą pokropione;
Gdy pod kopą porzucony, Lubo w siano zagrzebiony Pasterz, lubo legł pod lipą, A wołki mu trawę szczypą;
Gdy tak chatki jak pałace Umilkły od swojej prace, Biedny człowiek odpoczywa; Kiedy ziemie mrok przykrywa;
Gdy i wojsko niezwalczone, Na czułe straże spuszczone Po ciężkim marsowym dziele, Zażywa spokojnej chwile;
Kiedy i sam świat przestrony Umilkł jakoby uśpiony; Gdy się wszytko uciszyło, I tobieby się godziło,
Ulubiona panno moja, Brać się na
złotoblaskie słonie Swoje zmordowane konie W głębokim morzu napawa A po nim piękna nastawa
Dyana z krzywymi rogi, Gdy z pustyń w pola zwierz srogi Idzie na żyr, gdzie zielone Łąki rosą pokropione;
Gdy pod kopą porzucony, Lubo w siano zagrzebiony Pasterz, lubo legł pod lipą, A wołki mu trawę szczypą;
Gdy tak chatki jak pałace Umilkły od swojej prace, Biedny człowiek odpoczywa; Kiedy ziemie mrok przykrywa;
Gdy i wojsko niezwalczone, Na czułe straże spuszczone Po ciężkim marsowym dziele, Zażywa spokojnej chwile;
Kiedy i sam świat przestrony Umilkł jakoby uśpiony; Gdy się wszytko uciszyło, I tobieby się godziło,
Ulubiona panno moja, Brać się na
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 379
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
.
Cny Milczewski, ty nigdy nie będziesz milczany, Tyś duszę swoję wylał przez okrutne rany. A trup twój nieschowany leży w polu goły, Samo mając za wszytkie niebo mauzoły. Brzozowskiemu towarz. het.
Przez srogie krwawe boje, przez wielkie przygody, Przez rożne ciężkie razy nie odniozszy szkody W tej tu mizernej chatce nadłomałem szyje, O jak się przed nieszczęściem żaden nie ukryje! Steph. Morsztynowi
.
I tyś mój bracie między rycerzmi mężnymi Policzony, w okrutnym szturmie pobitymi, Bowiem tegoż momentu z tej niziny płaczu Z nimi do niebieskiego leciałeś pałacu. W potrzebie rozsiekanemu.
Tu schowane w potrzebie zabitego ciało, Tak zrąbane
.
Cny Milczewski, ty nigdy nie będziesz milczany, Tyś duszę swoję wylał przez okrutne rany. A trup twoj nieschowany leży w polu goły, Samo mając za wszytkie niebo mauzoły. Brzozowskiemu towarz. het.
Przez srogie krwawe boje, przez wielkie przygody, Przez rożne ciężkie razy nie odniozszy szkody W tej tu mizernej chatce nadłomałem szyje, O jak się przed nieszczęściem żaden nie ukryje! Steph. Morstynowi
.
I tyś moj bracie między rycerzmi mężnymi Policzony, w okrutnym szturmie pobitymi, Bowiem tegoż momentu z tej niziny płaczu Z nimi do niebieskiego leciałeś pałacu. W potrzebie rozsiekanemu.
Tu schowane w potrzebie zabitego ciało, Tak zrąbane
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 474
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
, bez miary, Chcąc jej jak fałdów przysieść a swojej tęsknicy Kiedykolwiek dać obrok. Ale po próżnicy, Bo wiara ku mężowi i wstyd znamienity Gardzi prośbą i na dar nie patrzy sowity. Krótko, tak goły został dla onej przyjaźni, Jak kiedy wąż na wiosnę, abo ow co w łaźni. Ledwo został przy chatce a jednym sokole. Ten go żywił, ten cieszył, ten truł w głowie mole. I stąd mu w onej nędzy tak był miły potym, Żeby go był z pokładem nie zamienił złotym. Lecz miłość, choć ubóstwem srogim przytłumiona, Żyje w nim jako iskra w popiół zagrzebiona, Acz poprzestał ofertów, wstydząc się
, bez miary, Chcąc jej jak fałdow przysieść a swojej tęsknicy Kiedykolwiek dać obrok. Ale po prożnicy, Bo wiara ku mężowi i wstyd znamienity Gardzi prośbą i na dar nie patrzy sowity. Krotko, tak goły został dla onej przyjaźni, Jak kiedy wąż na wiosnę, abo ow co w łaźni. Ledwo został przy chatce a jednym sokole. Ten go żywił, ten cieszył, ten truł w głowie mole. I ztąd mu w onej nędzy tak był miły potym, Żeby go był z pokładem nie zamienił złotym. Lecz miłość, choć ubostwem srogim przytłumiona, Żyje w nim jako iskra w popioł zagrzebiona, Acz poprzestał ofertow, wstydząc się
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 262
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
abym szukał między posłami i znalazł koniecznie, który by sejm ten podjął się zerwać i nie dopuścić obrania marszałka. Noc całą po Nowym Świecie, po Szolcu, po Wielopolu, po Nalewkach, po Pradze zjeździłem; nikt lepiej jak ja natenczas esencji war-
szawskiego nie skosztował błota; po najbłotniejszych ulicach, kącikach i chatkach capax subiectum szukałem, który by się tak wielkiego mógł podjąć dzieła. Mówiłem przeszło ze trzydziestą, którzy mi się zdawali potrzebniejszymi posłami, dawałem czerwonych złotych tysiąc, którem z kieszeni chciał liczyć; asekurowałem aż do trzech tysięcy czerwonych złotych, bom miał plenipotencyją na to, że je za dwie godziny
abym szukał między posłami i znalazł koniecznie, który by sejm ten podjął się zerwać i nie dopuścić obrania marszałka. Noc całą po Nowym Świecie, po Szolcu, po Wielopolu, po Nalewkach, po Pradze zjeździłem; nikt lepiej jak ja natenczas essencyi war-
szawskiego nie skosztował błota; po najbłotniejszych ulicach, kącikach i chatkach capax subiectum szukałem, który by się tak wielkiego mógł podjąć dzieła. Mówiłem przeszło ze trzydziestą, którzy mi się zdawali potrzebniejszymi posłami, dawałem czerwonych złotych tysiąc, którem z kieszeni chciał liczyć; assekurowałem aż do trzech tysięcy czerwonych złotych, bom miał plenipotencyją na to, że je za dwie godziny
Skrót tekstu: KonSSpos
Strona: 151
Tytuł:
O skutecznym rad sposobie
Autor:
Stanisław Konarski
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1760 a 1763
Data wydania (nie wcześniej niż):
1760
Data wydania (nie później niż):
1763
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma wybrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Juliusz Nowak-Dłużewski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1955
sieniach, ta wchodzących witała inskrypcja
Hospes intrans ave, Tecum mihi svave, Modo sis sincerus, Dictîs, factîs, verus .
W Izbie pierwszej Inskrypcje
W tej izbie najpryncypalniejsze miejsce Oratorium pięknie adornowane to sztukaterią, to malowaniem, z Krucyfiksem, obrazkami, i i Relikwiami z inskrypcją taką.
W każdym miejscu i w tej chatce, Cześć daj BOGU, Jego Matce, Poszanuj tu Świętych kości, Uczyń skruchę za twe złości.
Potym idzie w tej izbie taka inskrypcja
Tacitus et Sensatus honorábitur Eccl: 21. Niech koła skrzypią w wozach, na rosie koniki, W błotach żaby krakają, a w lasach słowiki. A ty milcz będąc dobrym,
sieniach, ta wchodzących witała inskrypcyà
Hospes intrans ave, Tecum mihi svave, Modo sis sincerus, Dictîs, factîs, verus .
W Izbie pierwszey Inskrypcye
W tey izbie naypryncypálnieysze mieysce Oratorium pięknie adornowane to sztukateryą, to malowaniem, z Krucifixem, obrazkámi, y i Relikwiami z inskrypcyą taką.
W kaźdym mieyscu y w tey chatce, Cześć day BOGU, Iego Matce, Poszanuy tu Swiętych kości, Uczyń skruchę za twe złości.
Potym idźie w tey izbie taka inskrypcya
Tacitus et Sensatus honorábitur Eccl: 21. Niech koła skrzypią w wozach, na rosie koniki, W błotach żaby krakaią, a w lasach słowiki. A ty milcz będąc dobrym,
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 527
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
z jednego działa burzącego/ dwakroć z siebie kulę wydając/ z dało się ku namiotowi K. I. M. który przy szopie wielkiej Kościelnej rozbili co tak próżno stał/ i nikt przynim nie mieszkał/ gdyż K. I. M. dobrze niżej przy namiotach I. M. P. Hetmana Wielkiego w chatce gliną lepionej stał/ której mu był nieboszczyk po przyjechaniu sko-
ro zachorzawszy ustąpił/ swoje miał stanie. W ten czas Korporała I. K. M. w szopie małej/ nie daleko namiotów tych gdzie z drugim towarzystwem swym siẽdział/ a w ten namiot do stołu sieść podnosił się/ kula w głowę ugodziła/ także
z iednego dźiáłá burzącego/ dwákroć z śiebie kulę wydáiąc/ z dáło się ku namiotowi K. I. M. ktory przy szopie wielkiey Kośćielney rozbili co ták prożno stał/ y nikt przynim nie mieszkał/ gdyż K. I. M. dobrze niżey przy namiotách I. M. P. Hetmáná Wielkiego w chátce gliną lepioney stał/ ktorey mu był niebosczyk po przyiechániu sko-
ro záchorzáwszy vstąpił/ swoie miał stánie. W ten czás Korporałá I. K. M. w szopie máłey/ nie daleko namiotow tych gdźie z drugim towárzystwem swym śiẽdział/ á w ten namiot do stołu śieść podnośił się/ kulá w głowę vgodźiłá/ tákże
Skrót tekstu: ZbigAdw
Strona: C3
Tytuł:
Adwersaria, albo terminata sprawy wojennej
Autor:
Prokop Zbigniewski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1621
Data wydania (nie wcześniej niż):
1621
Data wydania (nie później niż):
1621
. W tych rozmowach minęły całe dnie i nocy, i tyleż przy powtarzaniu naszych przypadków. Stelej pod czas swojej nędzy, gdzie więcej, niż ja, ucierpiał. Bez politowania, bez przyjaciela, przez wszystek czas był niewolnikiem, i co większa, był towarzyszem złośliwego razem wiezionego Kniazia Eskina. Ten potwora przemienił mu jego chatkę wieczorem w piekło, gdy się we dnie ciężaru niewoli nadzwigał. Z tysiąca niskomyślnych psot, których się sama lęka natura, jednę tylko opowiem. Stelej zachorował, i nie mógł się kilka dni z swego podnieść posłania. Przymuszonym być się widział, aby Eskina, gdy wieczorem z kniei przyszedł, prosił, żeby mu naczynie
. W tych rozmowach minęły całe dnie i nocy, i tyleż przy powtarzaniu naszych przypadkow. Steley pod czas swoiey nędzy, gdzie więcey, niż ia, ućierpiał. Bez politowania, bez przyiaćiela, przez wszystek czas był niewolnikiem, i co większa, był towarzyszem złośliwego razem wiezionego Kniazia Eskina. Ten potwora przemienił mu iego chatkę wieczorem w piekło, gdy śię we dnie ćiężaru niewoli nadzwigał. Z tyśiąca niskomyślnych psot, ktorych śię sama lęka natura, iednę tylko opowiem. Steley zachorował, i nie mogł śię kilka dni z swego podnieść posłania. Przymuszonym bydź śię widział, aby Eskina, gdy wieczorem z kniei przyszedł, prośił, żeby mu naczynie
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 117
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
od siebie, że ta bestia, musiała mi dziecię oczarować, bo mi coraz to bardziej schnie, a nikt oczu nieotworzy, że owo próżnowanie kompanijki szukało, kompanijka gorzałeczkę znalazła, ta zaś zaślepiła do nieostrożnego bicia, a bicie niedyskretne, sprawiło dziecięju kalectwo. Rzućmy okiem na Stan ubogi Chłopski. Nędzny wiesniak, chatkę ma ukleconą, jak na sikorke klatkę, i to dziur w nij około pełno; tam gościem prawie w Domu, bo czyli mu swojej roli zadosyć czynić, czyli zaciąg codzienny Panu odprawić; więc jedne dzieci od głodu, biedy i mizeryj, drugie od zimna i niewygody, trzecie od fetoru, i złej
od siebie, że ta bestya, musiała mi dziecie oczárować, bo mi coraz to bárdziey schnie, á nikt oczu nieotworzy, że owo prożnowanie kompaniyki szukáło, kompaniyka gorzałeczkę ználazła, ta zaś zaślepiła do nieostrożnego bicia, á bicie niedyskretne, spráwiło dziecięiu kálectwo. Rzućmy okiem ná Stan ubogi Chłopski. Nędzny wiesniak, chatkę ma ukleconą, iák ná sikorke klátkę, y to dziur w niy około pełno; tam gościem práwie w Domu, bo czyli mu swoiey roli zádosyć czynić, czyli záciąg codzienny Pánu odprawić; więc iedne dzieci od głodu, biedy y mizeryi, drugie od zimna y niewygody, trzecie od fetoru, y złey
Skrót tekstu: GarczAnat
Strona: 43
Tytuł:
Anatomia Rzeczypospolitej Polskiej
Autor:
Stefan Garczyński
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1753
Data wydania (nie wcześniej niż):
1753
Data wydania (nie później niż):
1753
. De amore proximi. Rzeczypospolitej Polskiej.
Więcej niecytuję bobym w tej materyj podobnemi tekstami całą zapisał librę. A tak pro interim solvo argumentum; jakże ów Senator Duchowny ma dać Lumen in materia Senatoria publica Status, gdy in Jurisdictione Pastorali, napatrzy się Poddaństwa własnego, szpetnie, nago chodzącego, w chatkach mieszkającego; a czasem: i pod własnym wspaniałym Pałacem swoim, a nic oto ani mówi, ani radzi, ani charitate niedopomoże proximi, zganiając tylko na kraju zwyczaj, a jeżeli ludzie według zwyczaju żyć powinni, to po żadnej Jurysdykcyj nic, Nonne bona Jurisdictio exuete debet, quod mala induit consuetudo? oczym
. De amore proximi. Rzeczypospolitey Polskiey.
Więcey niecytuię bobym w tey máteryi podobnemi textami cáłą zápisał librę. A ták pro interim solvo argumentum; iakże ow Senator Duchowny ma dać Lumen in materia Senatoria publica Status, gdy in Jurisdictione Pastorali, napatrzy się Poddaństwa własnego, szpetnie, nágo chodzącego, w chatkach mieszkaiącego; á czásem: y pod własnym wspániałym Páłacem swoim, á nic oto áni mowi, áni rádzi, áni charitate niedopomoże proximi, zgániaiąc tylko ná kraju zwyczay, á ieżeli ludzie według zwyczaiu żyć powinni, to po żadney Jurysdykcyi nic, Nonne bona Jurisdictio exuete debet, quod mala induit consuetudo? oczym
Skrót tekstu: GarczAnat
Strona: 71
Tytuł:
Anatomia Rzeczypospolitej Polskiej
Autor:
Stefan Garczyński
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1753
Data wydania (nie wcześniej niż):
1753
Data wydania (nie później niż):
1753