niż ty, bo to chodzi z latem: Wprzód trzeba być złym hyclem niźli dobrym katem.” Słysząc to, sam się w sobie rozśmieję szkaradnie: O, jako przypodobał rzeczy z sobą ładnie! 484 (F). AEQUIVOCATIO
Jedna wdowa w swojej wsi, dla poprawy mostu, Prosi sąsiada na gać o spuszczenie chrostu, Nie mając go w swym lesie. Niech jejmość nie płaci,
Odpisze ten, bo darmo spuści dla niej gaci; Owszem się sam przyłoży, ile tylko zduże, Żeby mógł odchylisko zatkać jej kałuże. 485 (F). CILICIUM ALBO WŁOSIENNICA
Zalecając dewotkę jeden mnich po śmierci, Prawi, że cilicium z włosów
niż ty, bo to chodzi z latem: Wprzód trzeba być złym hyclem niźli dobrym katem.” Słysząc to, sam się w sobie rozśmieję szkaradnie: O, jako przypodobał rzeczy z sobą ładnie! 484 (F). AEQUIVOCATIO
Jedna wdowa w swojej wsi, dla poprawy mostu, Prosi sąsiada na gać o spuszczenie chrostu, Nie mając go w swym lesie. Niech jejmość nie płaci,
Odpisze ten, bo darmo spuści dla niej gaci; Owszem się sam przyłoży, ile tylko zduże, Żeby mógł odchylisko zatkać jej kałuże. 485 (F). CILICIUM ALBO WŁOSIENNICA
Zalecając dewotkę jeden mnich po śmierci, Prawi, że cilicium z włosów
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 215
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
. Kwintyjus w Rzymie po zagonie długiem Wczora kładł skiby i sterował pługiem; Dzisia buławą włada i hetmani, I Sabińczyków bezpieczeństwo gani, A jarzmo, które pozdejmował wołom, Na karki kładzie swym nieprzyjaciołom; Sprawiwszy dobrze jako wierny sługa, Składa urzędy, wraca się do pługa I toporami, znakiem rządu swego, Narąbie sobie chrustu zielonego, Albo te rózgi, którymi był groźny Rzymowi, wrzuci w piecyk pod czas mroźny. Tak się świat i z tym, co na nim jest, toczy,
Że prócz odmiany człowiek nic nie zoczy; Dlatego ani daj się złemu pożyć, I w dobrym pomnij, że złe może ożyć. I tobie,
. Kwintyjus w Rzymie po zagonie długiem Wczora kładł skiby i sterował pługiem; Dzisia buławą włada i hetmani, I Sabińczyków bezpieczeństwo gani, A jarzmo, które pozdejmował wołom, Na karki kładzie swym nieprzyjaciołom; Sprawiwszy dobrze jako wierny sługa, Składa urzędy, wraca się do pługa I toporami, znakiem rządu swego, Narąbie sobie chrustu zielonego, Albo te rózgi, którymi był groźny Rzymowi, wrzuci w piecyk pod czas mroźny. Tak się świat i z tym, co na nim jest, toczy,
Że prócz odmiany człowiek nic nie zoczy; Dlatego ani daj się złemu pożyć, I w dobrym pomnij, że złe może ożyć. I tobie,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 118
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
w gęste zapuszczam się bory, Kędy świerk czarny roście w górę spory I modrzewina czerni nie znająca, I terpentyną jedlina płacząca, I sośnia wielkiej w budynkach wygody, I kadzidłowej jałowiec jagody. Trzeci raz różnie próbując ochłody, Chodzę po brzegach przezroczystej wody: Tam mam dostatnie chłody topolowe, Olsze czerwone i wierzby domowe, Chrust dereniowy, więzy, rokicinę, Tawułę, bagno i złotą wierzbinę. Ale cóż po tym? Lubo ta zasłona Schroni mej głowy od Hiperyjona, Lubo mi na czas psia gwiazda sfolguje, Zaraz te pustki miłość opanuje. Próżno się tedy cieniem z wierzchu chłodzę, Gdy w sobie noszę ogień i z nim chodzę. DYSKRECJA
w gęste zapuszczam się bory, Kędy świerk czarny roście w górę spory I modrzewina czerni nie znająca, I terpentyną jedlina płacząca, I sośnia wielkiej w budynkach wygody, I kadzidłowej jałowiec jagody. Trzeci raz różnie próbując ochłody, Chodzę po brzegach przezroczystej wody: Tam mam dostatnie chłody topolowe, Olsze czerwone i wierzby domowe, Chrust dereniowy, więzy, rokicinę, Tawułę, bagno i złotą wierzbinę. Ale cóż po tym? Lubo ta zasłona Schroni mej głowy od Hiperyjona, Lubo mi na czas psia gwiazda sfolguje, Zaraz te pustki miłość opanuje. Próżno się tedy cieniem z wierzchu chłodzę, Gdy w sobie noszę ogień i z nim chodzę. DYSKRECJA
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 159
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
kwadrat zawierający takie włoki, Łany, Połłanki, abo Ćwierci. Które kwadraty abyś wiedział jaką mają mieć długość i szerokość, wStajach, wSznurach, Laskach, abo wŁokciach; poprzedzające Tablice bz prace pokażą. PRZESTROGI. 1. Jeżeli się wktórej części Gruntu rafią błota, Rzeka, Brody, Staw, Chrosty. Mieć je powinien na pamięci Geometra, i ich plac zamknąć w Kwadrat cbns, mniejszy, większy, jako miara jego zniesie. Toż osypawszy go gorczycą, abo makiem, wszytkie te ziarna ma przenieść na mapę: i wiele placu zastąpią, tyle go przydać d łanu. Naprzykład: wŁanie wymierzonym DEKsZ
kwádrat záwieráiący tákie włoki, Łany, Połłanki, ábo Cwierći. Ktore kwádraty ábyś wiedźiał iáką máią mieć długość y szerokość, wStáiách, wSznurách, Laskách, ábo wŁokćiách; poprzedzáiące Tablice bz prace pokażą. PRZESTROGI. 1. Ieżeli się wktorey częśći Gruntu ráfią błotá, Rzeká, Brody, Staw, Chrosty. Mieć ie powinien ná pámięci Geometrá, y ich plác zámknąć w Kwádrat cbns, mnieyszy, większy, iáko miárá iego znieśie. Toż osypawszy go gorczycą, ábo mákiem, wszytkie te źiárná ma przenieść ná máppę: y wiele plácu zástąpią, tyle go przydać d łanu. Náprzykład: wŁanie wymierzonym DEXZ
Skrót tekstu: SolGeom_II
Strona: 151
Tytuł:
Geometra polski cz. 2
Autor:
Stanisław Solski
Drukarnia:
Jerzy i Mikołaj Schedlowie
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
matematyka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1684
Data wydania (nie wcześniej niż):
1684
Data wydania (nie później niż):
1684
Wżdy ledwie kęs z podagry na nogi się wzmoże, Puści ten głos, że kto mu dziś upatrzy kota, Weźmie kontentacyjej sześć czerwonych złota. Toż do pola co żywo z Warszawy się kinie. Masztalerz Żebrowskiego, w myśliwskim terminie Źle perfekt, obaczywszy na piasku znak tropu, Dojźry kobylej głowy zbutwiałego trzopu W nadwiślnym chruście; że się nie przypatrzył lepiej, Nadzieja go z niezmierną radością zaślepi. W czym skoro pana swego, a pan króla sprawi, Dawszy temu munsztułuk, najmniej się nie bawi: Wsiada na wózek lekki, że na kamień chorem, I jedzie otoczony całym swoim dworem. Jużeśmy do onego przyjeżdżali krzaku, Kiedy się
Wżdy ledwie kęs z podagry na nogi się wzmoże, Puści ten głos, że kto mu dziś upatrzy kota, Weźmie kontentacyjej sześć czerwonych złota. Toż do pola co żywo z Warszawy się kinie. Masztalerz Żebrowskiego, w myśliwskim terminie Źle perfekt, obaczywszy na piasku znak tropu, Dojźry kobylej głowy zbutwiałego trzopu W nadwiślnym chruście; że się nie przypatrzył lepiej, Nadzieja go z niezmierną radością zaślepi. W czym skoro pana swego, a pan króla sprawi, Dawszy temu munsztułuk, najmniej się nie bawi: Wsiada na wózek lekki, że na kamień chorem, I jedzie otoczony całym swoim dworem. Jużeśmy do onego przyjeżdżali krzaku, Kiedy się
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 278
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, Lecz sekretu subtelnym przewąchawszy cuchem, Że przegra, i urodą mniejsza, i kożuchem:
Nie z futra, panie sędzia — rzecze — i nie z wzrostu Ani z zwierzchniego sądzą te rzeczy pokostu. Tak byś niemą statuę i obraz z daleka Przeniósł nad małego, lecz rozumnego człeka. Często w ścianach lepione pobielają chrosty, Często znajdziesz u panien pod muchami krosty. Na rozum raczej w głowie patrzyć niż ze skrzynki; Niech sobole, niechaj tam rysie będą cynki, Nie pod lisem, pod wilkiem albo pod baranem, Więcej niźli pod rysiem w głowie nakrapianem, Częstokroć się znajduje: nie dba ten o kuny Na grzbiecie, co złotymi
, Lecz sekretu subtelnym przewąchawszy cuchem, Że przegra, i urodą mniejsza, i kożuchem:
Nie z futra, panie sędzia — rzecze — i nie z wzrostu Ani z zwierzchniego sądzą te rzeczy pokostu. Tak byś niemą statuę i obraz z daleka Przeniósł nad małego, lecz rozumnego człeka. Często w ścianach lepione pobielają chrosty, Często znajdziesz u panien pod muchami krosty. Na rozum raczej w głowie patrzyć niż ze skrzynki; Niech sobole, niechaj tam rysie będą cynki, Nie pod lisem, pod wilkiem albo pod baranem, Więcej niźli pod rysiem w głowie nakrapianem, Częstokroć się znajduje: nie dba ten o kuny Na grzbiecie, co złotymi
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 402
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Muze, wiele było, Co tą zarazą ich zginęło, Jako ciekawie wściekła ona, Siekła ich biczem Tyzyfona. Ani ukażą z ziemie głowy, Bo z góry piorun Jowiszowy; Ani tak cicho gdzie się skradną, Bo wlot Harpie po nich spadną. Powiedzcie (jeśli na to stało) Wiele ich wiele krwią polało Nikczemne chrusty, ku ulżeniu W mrozach gwałtownych przyrodzeniu.
Taką przewagą co był został Z potopu Pirrhy, ognia dostał W niebie Prometes, skąd na ziemię Złego wszystkiego spadło brzemie. Czem nieprzyjaciel utrapiony, Rady nie widząc z żadnej strony, Z codziennych razów mdły i chory, Wda się w traktaty, wda w rozgwory. Wprzód
Muze, wiele było, Co tą zarazą ich zginęło, Jako ciekawie wściekła ona, Siekła ich biczem Tyzyfona. Ani ukażą z ziemie głowy, Bo z góry piorun Jowiszowy; Ani tak cicho gdzie się skradną, Bo wlot Harpie po nich spadną. Powiedzcie (jeżli na to stało) Wiele ich wiele krwią polało Nikczemne chrósty, ku ulżeniu W mrozach gwałtownych przyrodzeniu.
Taką przewagą co był został Z potopu Pirrhy, ognia dostał W niebie Prometes, zkąd na ziemię Złego wszystkiego spadło brzemie. Czem nieprzyjaciel utrapiony, Rady nie widząc z żadnej strony, Z codziennych razów mdły i chory, Wda się w traktaty, wda w rozgwory. Wprzód
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 21
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
; Między morzem i górą pewną położona Na południe, piaszczysta, bezludna, spalona.
XX.
O przyległy pagórek słońce uderzone I zasię promieniami swemi odtrącone, I powietrze i piasek suchy tak paliło, Żeby się szkło z gorąca było roztopiło. Ptacy w cieniu milczeli i odpoczywali, Sami świercze zbytniemu gorącu łajali Przykrem rymem po chrustach, po trawach na dworze, Ogłuszając doliny, góry, niebo, morze.
XXI.
Trud ledwie wytrzymany, słoneczne promienie Przykre, ale daleko przykrzejsze pragnienie Spracowanego barzo rycerza trapiły I wszędzie go przez suche piaski prowadziły. Ale iżby was tęskno było i niegrzeczy, Kiedybych was na jednej tylko bawił rzeczy, Małą
; Między morzem i górą pewną położona Na południe, piaszczysta, bezludna, spalona.
XX.
O przyległy pagórek słońce uderzone I zasię promieniami swemi odtrącone, I powietrze i piasek suchy tak paliło, Żeby się śkło z gorąca było roztopiło. Ptacy w cieniu milczeli i odpoczywali, Sami świercze zbytniemu gorącu łajali Przykrem rymem po chróstach, po trawach na dworze, Ogłuszając doliny, góry, niebo, morze.
XXI.
Trud ledwie wytrzymany, słoneczne promienie Przykre, ale daleko przykrzejsze pragnienie Spracowanego barzo rycerza trapiły I wszędzie go przez suche piaski prowadziły. Ale iżby was teskno było i niegrzeczy, Kiedybych was na jednej tylko bawił rzeczy, Małą
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 152
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
pytając się często, A jako, zamyślony, sam z siebie samego, Tak beł i z drogi wyszedł i z toru bitego I trafił w górę, w której rozczepiona skała W nocy jasne promienie cienkie wydawała. Tam swego Bryladora wodzami kieruje I jeśli Angeliki niemasz, upatruje.
LXXXVII.
Jako więc pospolicie w jakim chróście niskiem Albo i w gołem polu, nakrytem ścierniskiem, Gdy zająca szukają po różnych przyłogach I po skrześlonych chrustach i niepewnych drogach, Żadnego podobnego miejsca nie mijają, W każdy kierz, jeśli pod niem siedzi, naglądają: Tak Orland Angeliki szuka i miejsc siła Zwiedza, gdzie go nadzieja jaka prowadziła.
LXXXVIII.
Na to
pytając się często, A jako, zamyślony, sam z siebie samego, Tak beł i z drogi wyszedł i z toru bitego I trafił w górę, w której rozczepiona skała W nocy jasne promienie cienkie wydawała. Tam swego Bryladora wodzami kieruje I jeśli Angeliki niemasz, upatruje.
LXXXVII.
Jako więc pospolicie w jakiem chróście nizkiem Albo i w gołem polu, nakrytem ścierniskiem, Gdy zająca szukają po różnych przyłogach I po skrześlonych chróstach i niepewnych drogach, Żadnego podobnego miejsca nie mijają, W każdy kierz, jeśli pod niem siedzi, naglądają: Tak Orland Angeliki szuka i miejsc siła Zwiedza, gdzie go nadzieja jaka prowadziła.
LXXXVIII.
Na to
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 270
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
i z toru bitego I trafił w górę, w której rozczepiona skała W nocy jasne promienie cienkie wydawała. Tam swego Bryladora wodzami kieruje I jeśli Angeliki niemasz, upatruje.
LXXXVII.
Jako więc pospolicie w jakim chróście niskiem Albo i w gołem polu, nakrytem ścierniskiem, Gdy zająca szukają po różnych przyłogach I po skrześlonych chrustach i niepewnych drogach, Żadnego podobnego miejsca nie mijają, W każdy kierz, jeśli pod niem siedzi, naglądają: Tak Orland Angeliki szuka i miejsc siła Zwiedza, gdzie go nadzieja jaka prowadziła.
LXXXVIII.
Na to miejsce skwapliwy pojechał tam, gdzie się Małe okazowało światło w gęstem lesie, Wychodząc ciasną dziurą pod górą zieloną
i z toru bitego I trafił w górę, w której rozczepiona skała W nocy jasne promienie cienkie wydawała. Tam swego Bryladora wodzami kieruje I jeśli Angeliki niemasz, upatruje.
LXXXVII.
Jako więc pospolicie w jakiem chróście nizkiem Albo i w gołem polu, nakrytem ścierniskiem, Gdy zająca szukają po różnych przyłogach I po skrześlonych chróstach i niepewnych drogach, Żadnego podobnego miejsca nie mijają, W każdy kierz, jeśli pod niem siedzi, naglądają: Tak Orland Angeliki szuka i miejsc siła Zwiedza, gdzie go nadzieja jaka prowadziła.
LXXXVIII.
Na to miejsce skwapliwy pojechał tam, gdzie się Małe okazowało światło w gęstem lesie, Wychodząc ciasną dziurą pod górą zieloną
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 270
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905