Pana Spondowskiego/ By szedł do Zamku śmiele Smoleńskiego.
Ten ocknąwszy się co czuł inszym powie/ Wszyści to mieli za płonne przystowie. Wszakże i tacy miedzy niemi byli/ Co snu onego przecię nie ganili.
Owszem stanęli powodem do tego/ Ze do Smoleńska wysłano onego. Wziąl listy poszedl z strwozoną nadzieją: Pokąikną chyłkiem czołgając się knieją/
Raz drugi/ na straż Niemiecką napadnie/ Da godło Niemiec/ on mu zaś odgadnie: To w tę/ to w owe/ trwożen wziera stronę/ Nie zginie kogo Bóg w swą wziąl obronę.
Już nie daleko snadź Smoleńska było/ Kiedy bieżących k sobie uirzy schylo: Wtym listy w ziemię
Pána Spondowskiego/ By szedł do Zamku smiele Smolenskiego.
Tęn ocknąwszy się co cżuł inszym powie/ Wszysci to mieli zá płonne przystowie. Wszakże y tácy miedzy niemi byli/ Co snu onego przećię nie ganili.
Owszęm stánęli powodem do tego/ Ze do Smolenska wysłáno onego. Wźiąl listy poszedl z strwozoną nádźieią: Pokąikną chyłkięm cżołgáiąc się knieią/
Raz drugi/ ná straż Niemiecką nápadnie/ Da godło Niemiec/ on mu záś odgádnie: To w tę/ to w owe/ trwożen wźiera stronę/ Nie zginie kogo Bog w swą wźiąl obronę.
Już nie dáleko snadz Smolenska było/ Kiedy bieżących k sobie uirzy schylo: Wtym listy w zięmię
Skrót tekstu: ChełHWieść
Strona: B2
Tytuł:
Wieść z Moskwy
Autor:
Henryk Chełchowski
Drukarnia:
Franciszek Schnellboltz
Miejsce wydania:
Toruń
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
poematy epickie, relacje
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1634
Data wydania (nie wcześniej niż):
1634
Data wydania (nie później niż):
1634
w sprawach Rzpltej zgodni i sworni, i sejmy za błogosławieństwem Pańskiem dochodziły zawżdy ani tak, jako teraz, rozrywane bywały; katolicy i to bez wątpienia, a pewnie gruntowni byli, których tak nieporuszony animusz, taka gravitas męska, tak doskonały rozum beł, że on kaptur, ono od księżej pochlebców zmyślone contra haereticos i chyłkiem do statutu wprowadzone prawo tak ich nie obchodziło namniej, że go nizacz mieli, ale owszem pokój Rzpltej, miłość braterską wzajemną cale zawżdy miedzy sobą zachowali, ani o różność w religii jedni przeciw drugiem nie ostrzyli się nigdy. Tych świątobliwych katolików i prawdziwych Rzpltej miłośników a dojrzałego rozsądku własnych ojców nie wydali i ci
w sprawach Rzpltej zgodni i sworni, i sejmy za błogosławieństwem Pańskiem dochodziły zawżdy ani tak, jako teraz, rozrywane bywały; katolicy i to bez wątpienia, a pewnie gruntowni byli, których tak nieporuszony animusz, taka gravitas męska, tak doskonały rozum beł, że on kaptur, ono od księżej pochlebców zmyślone contra haereticos i chyłkiem do statutu wprowadzone prawo tak ich nie obchodziło namniej, że go nizacz mieli, ale owszem pokój Rzpltej, miłość braterską wzajemną cale zawżdy miedzy sobą zachowali, ani o różność w religiej jedni przeciw drugiem nie ostrzyli sie nigdy. Tych świątobliwych katolików i prawdziwych Rzpltej miłośników a dojrzałego rozsądku własnych ojców nie wydali i ci
Skrót tekstu: JezuitRespCz_III
Strona: 84
Tytuł:
Jezuitom i inszem duchownem respons
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1606
Data wydania (nie wcześniej niż):
1606
Data wydania (nie później niż):
1606
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego 1606-1608
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1918
Ubogi mądry wtrąci się w to śmiele: „Nie tak to — rzecze — Dyskurują, panie!” Pan mu da w gębę, wnet kwestyja stanie. Nie śmiał ubogi kwestyjej solwować, Nie umiał z pany więcej Dyskurować. Radzę, baranie, nie dysputuj z wilkiem, Gdy ogon urwie, to ty skoczysz z chyłkiem. O CHMIELU
Kiedy kto komu pjany co zawini, Nazajutrz mówi: „Chmielnicki to czyni.” Wszytko po trzeźwu Chmielą winujemy, A gdy pijemy, jak w beczkę lejemy. Znieważysz brata — „Przebacz — mówisz — bracie, Wszakże i waszmość pijanym bywacie.” Podpijcie znowu, a jeśli pokawi, Co
Ubogi mądry wtrąci się w to śmiele: „Nie tak to — rzecze — dyszkurują, panie!” Pan mu da w gębę, wnet kwestyja stanie. Nie śmiał ubogi kwestyjej solwować, Nie umiał z pany więcej dyszkurować. Radzę, baranie, nie dysputuj z wilkiem, Gdy ogon urwie, to ty skoczysz z chyłkiem. O CHMIELU
Kiedy kto komu pjany co zawini, Nazajutrz mówi: „Chmielnicki to czyni.” Wszytko po trzeźwu Chmielą winujemy, A gdy pijemy, jak w beczkę lejemy. Znieważysz brata — „Przebacz — mówisz — bracie, Wszakże i waszmość pijanym bywacie.” Podpijcie znowu, a jeśli pokawi, Co
Skrót tekstu: BratŚwiatBar_II
Strona: 194
Tytuł:
Świat po części przejźrzany
Autor:
Daniel Bratkowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1697
Data wydania (nie wcześniej niż):
1697
Data wydania (nie później niż):
1697
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
z niemi zgoła. Gdy już obaczył na poły martwego/ Rzucił od skały krwią sposoczonego. Jęknęło dziecko/ a wysokie skały/ Od tak ciężkiego razu zahuczały. Echo chwytając ja wieczornej rosy/ Kupidynowe żałobliwe głosy/ Narcyzowi je swemu odsyłała/ A sama po nim ustawnie huczała: Kiedy niekiedy porwał się szpotawy/ I uciekając chyłkiem bez zabawy/ W padł miedzy gęstych krzaków krzak rożany/ Tam sobie cedził z rożej sok na rany. do brzegu płynąca. Łódź z nawałności
S. Augustinus. Quid cantamur? quamdiu et quamdiu; cras et cras; quare non modò, quare non hac hora finis turpitudinu meae.
GDym tak zdaleka patrzał
z niemi zgoła. Gdy iuż obaczył ná poły martwego/ Rzućił od skáły krwią sposoczonego. Ięknęło dźiecko/ a wysokie skały/ Od ták ćiężkiego rázu zahuczáły. AEcho chwytaiąc iá wieczorney rosy/ Kupidynowe załobliwe głosy/ Nárcyzowi ie swemu odsyłała/ A sámá po nim vstáwnie huczáłá: Kiedy niekiedy porwał się szpotawy/ Y vćiekáiąc chyłkiem bez zabawy/ W padł miedzy gęstych krzakow krzak rożány/ Tám sobie cedźił z rożey sok ná rany. do brzegu płynąca. Lodz z náwáłnośći
S. Augustinus. Quid cantamur? quamdiu et quamdiu; cras et cras; quare non modò, quare non hac hora finis turpitudinu meae.
GDym tak zdaleká patrzał
Skrót tekstu: TwarKŁodz
Strona: B4
Tytuł:
Łódź młodzi z nawałności do brzegu płynąca
Autor:
Kasper Twardowski
Drukarnia:
Drukarnia dziedziców Jakuba Siebeneychera
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1618
Data wydania (nie wcześniej niż):
1618
Data wydania (nie później niż):
1618
prędko tedy owa kupa usłyszeli w izbie strzelanie tak prędko skoczyli obczes na chałupę. Dadzą ognia do siebie wytrzymalisz nasi we wrotach. Trzej tylko dragani strzelili spadło tamtych z koni dwóch naszego tez jednego postrzelono w szyję. My tez tu owych uspokoiwszy przywarlismy ich w izbie Ci tez co byli w sieniach oberwawszy co kto mógł dostać chyłkiem po zapłociu pouciekali. od koni. A owa kupa odsąnąwszy się jak nastajanie poczną wołać Sam jeno sam w pole jeno w pole. Ozwę się: poczekajcie i to może bydz”. Wróciwszy się do izby kazałem owych powiązać oddałem ich Gospodarzowi oddałem i sani dwoje przykazawszy wara chłopie szyja twoja w tym
prędko tedy owa kupa usłyszeli w izbie strzelanie tak prędko skoczyli obczes na chałupę. Dadzą ognia do siebie wytrzymalisz nasi we wrotach. Trzey tylko dragani strzelili spadło tamtych z koni dwoch naszego tez iednego postrzelono w szyię. My tez tu owych uspokoiwszy przywarlismy ich w izbie Ci tez co byli w sieniach oberwawszy co kto mogł dostac chyłkiem po zapłociu pouciekali. od koni. A owa kupa odsąnąwszy się iak nastaianie poczną wołać Sam ieno sam w pole ieno w pole. Ozwę się: poczekaycie y to moze bydz”. Wrociwszy się do izby kazałęm owych powiązać oddałęm ich Gospodarzowi oddałęm y sani dwoie przykazawszy wara chłopie szyia twoia w tym
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 156
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
Co raz podnosi związanego snopka, Probując jeźli ciężki, wiele waży, Z kąd ma prognostyk opatrzności Nieba Ze z żoną dziećmi dość będzie miał chleba.
Już się też sierpy, kosy przytępiły Już tylko ściernia stoją na kształt szczeci, Ledwieby młodą kuropatwę skryły, Przepiórkę widać gdzie padnie, z kąd leci, Chrościel umyka chyłkiem zdjęty strachem, Bojąc się zdrady pod słomianym dachem. Widać zdaleka karocę złocistą Blaskiem słonecznym otoczoną w koło, Czy sferę, czyli kometę ognistą, Lwy Afrykańskie prowadzą wesoło, Trząsając grzywy znak dają pokoju, Ze Panią chleba wiożą a nie boju. Spuszczają co raz tę Machinę bliżej Z jasnych Obłoków, już ku
Co raz podnosi związánego snopka, Probuiąc ieźli cięszki, wiele waży, Z kąd ma prognostyk opátrzności Niebá Ze z żoną dziećmi dość będzie miał chleba.
Już się też sierpy, kosy przytępiły Już tylko ściernia stoią ná ksztáłt szczeći, Ledwieby młodą kuropátwę skryły, Przepiorkę widać gdzie pádnie, z kąd leci, Chrościel umyka chyłkiem zdięty stráchem, Boiąc się zdrády pod słomianym dáchem. Widać zdáleka károcę złocistą Bláskiem słonecznym otoczoną w koło, Czy sferę, czyli kometę ognistą, Lwy Affrykańskie prowádzą wesoło, Trząsaiąc grzywy znák daią pokoju, Ze Pánią chleba wiożą á nie boju. Spuszczaią co raz tę Machinę bliżey Z iasnych Obłokow, iuż ku
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 110
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
, których żadne warty, Jako nam powiedają ci, co do nas zbiegą, Żadne posłuchy, żadne szylwachy nie strzegą; Ale obóz martwymi osnowawszy działy, Rozumieją, że same będą im strzelały. Cóż gdy do tej towarzysz nie ujdzie potrzeby? Pachołek, kozak, ciura więcej patrzy, żeby Co porwał, potem chyłkiem uciekł ze zdobyczą. Tacy-ć łup, a mężniejszy śmierć i rany liczą. Rozum jednak od tego; i nocnej Bellony Nie raz zażył szczęśliwie hetman rozgarniony, Bo co się mroku tyczy, że sławniej w dzień biały Zwyciężać, tam reguły te miejsce miewały, Gdzie równy nieprzyjaciel i w liczbie, i w sile
, których żadne warty, Jako nam powiedają ci, co do nas zbiegą, Żadne posłuchy, żadne szylwachy nie strzegą; Ale obóz martwymi osnowawszy działy, Rozumieją, że same będą im strzelały. Cóż gdy do tej towarzysz nie ujdzie potrzeby? Pachołek, kozak, ciura więcej patrzy, żeby Co porwał, potem chyłkiem uciekł ze zdobyczą. Tacy-ć łup, a mężniejszy śmierć i rany liczą. Rozum jednak od tego; i nocnej Bellony Nie raz zażył szczęśliwie hetman rozgarniony, Bo co się mroku tyczy, że sławniej w dzień biały Zwyciężać, tam reguły te miejsce miewały, Gdzie równy nieprzyjaciel i w liczbie, i w sile
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 208
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
. Wszytko bieda, wszytko śmierć na one pieszczochy, Że jako Rzym Francuzom, tak onym Wołochy Grobem się stały, bowiem sto tysięcy prawie Pod Chocimem zostało w Marsowej rozprawie A w drodze tyle drugie, prócz luźnych, prócz koni. Tak ci cesarz, skoro swych dwie części uroni, Powróci do Stambołu, kędy nocnym chyłkiem, Wzgardzonym, dla sromoty, wlazł w szaraj zatyłkiem. Odebrawszy ze strychem, co gotował komu, Pełen żalu i hańby w swym się oparł domu I dał pamiętny przykład na wsze świata kręgi, Jako Bóg zwykł nagradzać zgwałcone przysięgi. Ordy, skoro poczęto zrazu tarkać mirem, I ci z hanem, i tamci wciąż
. Wszytko bieda, wszytko śmierć na one pieszczochy, Że jako Rzym Francuzom, tak onym Wołochy Grobem się stały, bowiem sto tysięcy prawie Pod Chocimem zostało w Marsowej rozprawie A w drodze tyle drugie, prócz luźnych, prócz koni. Tak ci cesarz, skoro swych dwie części uroni, Powróci do Stambołu, kędy nocnym chyłkiem, Wzgardzonym, dla sromoty, wlazł w szaraj zatyłkiem. Odebrawszy ze strychem, co gotował komu, Pełen żalu i hańby w swym się oparł domu I dał pamiętny przykład na wsze świata kręgi, Jako Bóg zwykł nagradzać zgwałcone przysięgi. Ordy, skoro poczęto zrazu tarkać mirem, I ci z hanem, i tamci wciąż
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 333
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
sprawach Rzpltej zgodni i karni; i z temi za błogosławieństwem Pańskiem sejmy dochodziły zawżdy, ani tak, jako teraz, rozrywane bywały. Katolicy i to bez wątpienia, a pewnie gruntowni beli, których tak nieporuszony animusz, taka gravitas męska, tak doskonały rozum beł, że on kaptur, ono od księżej pochlibców zmyślone, chyłkiem do statutu wprowadzone contra haereticos prawo tak ich nie obchodziło namniej, że je nizacz mieli, ale owszem pokój pospolity, miłość braterską wzajemną tak zawżdy miedzy sobą zachowali, ani o różność w religii jedni przeciw drugiemu nie ostrzyli się nigdy. Tych świątobliwych katolików i prawdziwych Rzpltej miłośników a doźrałego rozsądku własnych ojczyców nie wydali
sprawach Rzpltej zgodni i karni; i z temi za błogosławieństwem Pańskiem sejmy dochodziły zawżdy, ani tak, jako teraz, rozrywane bywały. Katolicy i to bez wątpienia, a pewnie gruntowni beli, których tak nieporuszony animusz, taka gravitas męska, tak doskonały rozum beł, że on kaptur, ono od księżej pochlibców zmyślone, chyłkiem do statutu wprowadzone contra haereticos prawo tak ich nie obchodziło namniej, że je nizacz mieli, ale owszem pokój pospolity, miłość braterską wzajemną tak zawżdy miedzy sobą zachowali, ani o różność w religiej jedni przeciw drugiemu nie ostrzyli się nigdy. Tych świątobliwych katolików i prawdziwych Rzpltej miłośników a doźrałego rozsądku własnych ojczyców nie wydali
Skrót tekstu: RozRokCz_II
Strona: 127
Tytuł:
Rozmowa o rokoszu
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
dialogi, pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1606
Data wydania (nie wcześniej niż):
1606
Data wydania (nie później niż):
1606
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma polityczne z czasów rokoszu Zebrzydowskiego 1606-1608
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1918
Cyprskiej to nielada szmat ziemie się najduje. Tą starzy poczcili mię/ tą moje kościoły Nadali. Świeci drzewo prawie pola w poły/ A włos złoty/ i rózgi ma w złoto ubrane. Z tamtąd trafunkiem idąc/ trzy złote urwane Niosłam jabłka/ nad niego widome żadnemu. w larmę wtym uderzono: szrzanków wypadają Chyłkiem oboje; ziemie ledwoje się tykają. Przysiagłbyś żeby morze suchastopą zbiegli/ I kłosie zbóż dostąłych stojące przebiegli. Jemu serca dodają/ krzyk/ pryziaźń/ więc słowa Głosących/ teraz/ teraz/ czas ruszyć nóg/ owa Pospieszaj Hypomene; teraz sił dobywaj: Wygrana twoja pewna/ tylko nie zmięskiwaj. Ani wiedzieć panięli Makarejskie
Cyprskiey to nieládá szmát źiemie się náyduie. Tą stárzy pocżcili mię/ tą moie kośćioły Nádáli. Swieci drzewo práwie polá w poły/ A włos złoty/ y rozgi ma w złoto vbráne. Z támtąd tráfunkiem idąc/ trzy złote vrwáne Niosłám iábłká/ nád niego widome żadnemu. w lármę wtym vderzono: szrzánkow wypadáią Chyłkiem oboie; źiemie ledwoie się tykaią. Przyśiagłbyś żeby morze suchastopą zbiegli/ Y kłośie zboż dostąłych stoiące przebiegli. Iemu sercá dodáią/ krzyk/ pryziaźń/ więc słowá Głosących/ teraz/ teraz/ czás ruszyć nog/ owá Pospieszay Hypomene; teraz śił dobyway: Wygrána twoiá pewna/ tylko nie zmięskiway. Ani wiedźieć pąnięli Makáreyskie
Skrót tekstu: OvŻebrMet
Strona: 264
Tytuł:
Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Jakub Żebrowski
Drukarnia:
Franciszek Cezary
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1636
Data wydania (nie wcześniej niż):
1636
Data wydania (nie później niż):
1636