to śmiele, Że niektóre pozorem znajdują się rzeczy, Wyniosłą prezumpcyją mając swą na pieczy. Choć teraz czasem nil ad rem, przecie głosu dosyć, O której przed inszymi domaga się prosić. Podobni są takowi onej to ptaszynie, Co nie więcej, tylko głos ma przy swojej winie. Cóż po grzmotach okropnych, kiedy deszczyk mały Nie odwilży bynajmniej ziemie zagorzałej. Mówią drudzy do rzeczy koronni synowie Mówią na dobre wasze i ... Ale cóż po tym, kiedy do skutku samego Rzadko mowy i rady te przychodzą swego, Rwiecie sejmy tak często, rwiecie bez ohydu. Nie uśliście zaprawdę nagany i wstydu. Powiedźcież mi, a
to śmiele, Że niektóre pozorem znajdują się rzeczy, Wyniosłą prezumpcyją mając swą na pieczy. Choć teraz czasem nil ad rem, przecie głosu dosyć, O której przed inszymi domaga się prosić. Podobni są takowi onej to ptaszynie, Co nie więcej, tylko głos ma przy swojej winie. Cóż po grzmotach okropnych, kiedy deszczyk mały Nie odwilży bynajmniej ziemie zagorzałej. Mówią drudzy do rzeczy koronni synowie Mówią na dobre wasze i ... Ale cóż po tym, kiedy do skutku samego Rzadko mowy i rady te przychodzą swego, Rwiecie sejmy tak często, rwiecie bez ohydu. Nie uśliście zaprawdę nagany i wstydu. Powiedźcież mi, a
Skrót tekstu: SatStesBar_II
Strona: 729
Tytuł:
Satyr steskniony z pustyni w jasne wychodzi pole
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
w pole bydełko skotaku, A Bóg je żywi, tenże i nas pasie, Że jeszcze żyjem, choć w takim hałasie.
Pczołka w lipowym ma swój domek pniaku, Słowiczek we krzu, pliszeczka na kępie Gnieździ się, nasz dom, nasze gniazdo w stępie.
Ziemnemu roście korzonek pędraku, Ptaszkowi ziarnko, żabkom deszczyk z nieba, A nam jak ciężko na chleb robić trzeba.
Szczęśliwszyś teraz, szczęśliwszy wieśniaku! Twoja w lepiance bezpieczna prostota: My i za murem niepewne żywota.
Polak Kamieńca a Rusin Kodaku Pilnuje, my też u krakowskiej bramy Czasem z nagimi piersiami stawamy.
Ej nuże, nuże, nieboże pęcaku! Już się
w pole bydełko skotaku, A Bog je żywi, tenże i nas pasie, Że jeszcze żyjem, choć w takim hałasie.
Pczołka w lipowym ma swoj domek pniaku, Słowiczek we krzu, pliszeczka na kępie Gnieździ się, nasz dom, nasze gniazdo w stępie.
Ziemnemu roście korzonek pędraku, Ptaszkowi ziarnko, żabkom deszczyk z nieba, A nam jak ciężko na chleb robić trzeba.
Szczęśliwszyś teraz, szczęśliwszy wieśniaku! Twoja w lepiance bezpieczna prostota: My i za murem niepewne żywota.
Polak Kamieńca a Rusin Kodaku Pilnuje, my też u krakowskiej bramy Czasem z nagimi piersiami stawamy.
Ej nuże, nuże, nieboże pęcaku! Już się
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 369
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
gościa oraz, i siebie uczciła. I tak to było, jak rzekła przed progiem, Że w piecu ma chleb: jam sięgał ożogiem. „Więc gdy tak — rzekę — częstujecie gości, Będę drugi raz waszeciał waszmości.” METAMORPHOSIS
Jowisz przed żoną tając się z zaloty Różnie się mienił: to raz w deszczyk złoty, To zasię w byka i w kształcie oboim Dogodził pannom i afektom swoim. Widzę, że ten bóg przewiedział był sztuki, Co do zalotnej należą nauki, Bo u białogłów i dziś ten przewiedzie, Co ma deszcz złoty a bycze narzędzie; I choćby ona była święta z nieba, Choć i dewotka, przecię
gościa oraz, i siebie uczciła. I tak to było, jak rzekła przed progiem, Że w piecu ma chleb: jam sięgał ożogiem. „Więc gdy tak — rzekę — częstujecie gości, Będę drugi raz waszeciał waszmości.” METAMORPHOSIS
Jowisz przed żoną tając się z zaloty Różnie się mienił: to raz w deszczyk złoty, To zasię w byka i w kształcie oboim Dogodził pannom i afektom swoim. Widzę, że ten bóg przewiedział był sztuki, Co do zalotnej należą nauki, Bo u białogłów i dziś ten przewiedzie, Co ma deszcz złoty a bycze narzędzie; I choćby ona była święta z nieba, Choć i dewotka, przecię
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 318
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
! DO PANA PODKO SIERADZ WE LWOWIE
Pisząc dziś listy, zacny Podkomorzy, Mój drogi szwagrze, pisząc, mówię, listy, Doszło mię wiedzieć, że cię morzą glisty, A przy tym, że cię robak w portkach morzy.
Zląkłem się i już piórko moje tchorzy, Bo jeśli płacze twój kuś zawiesisty I deszczyk z niego przepryskuje mglisty, Podobno i mnie dopną się doktorzy,
Chociaż na jawi, chociaż też i w śpiączki, Bo mię pociągniesz w kompaniją miją. Lub troczkiem idzie, lub się cedzi w sączki,
Oberwałeś co, taj to wszytką siłą, I jak się prędko przyznasz do rzeżączki, I ja się przyznam
! DO PANA PODKO SIERADZ WE LWOWIE
Pisząc dziś listy, zacny Podkomorzy, Mój drogi szwagrze, pisząc, mówię, listy, Doszło mię wiedzieć, że cię morzą glisty, A przy tym, że cię robak w portkach morzy.
Zląkłem się i już piórko moje tchorzy, Bo jeśli płacze twój kuś zawiesisty I deszczyk z niego przepryskuje mglisty, Podobno i mnie dopną się doktorzy,
Chociaż na jawi, chociaż też i w śpiączki, Bo mię pociągniesz w kompaniją miią. Lub troczkiem idzie, lub się cedzi w sączki,
Oberwałeś co, taj to wszytką siłą, I jak się prędko przyznasz do rzeżączki, I ja się przyznam
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 334
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
meaty, dziury po bokach pokopać, aby się ten zarażliwy rozszedł wapor. A jeśli by nazbyt to miejsce dusiło, zaniechać go. Nie sposobne è contra na kopanie studni miejsca blisko zagnojonej situacyj, obory, kloaki, smrodliwego bagna, rynsztoku, rowu; którym la- O Ekonomice, osobliwie o Studni, wodzie.
da deszczyk, wody z plugastwem do studni lecą. Upatrzywszy tedy miejsca sposobność, i nie omylny dowód mając bliskiej wody, kopaj studnię niektóregokolwiek czasu, ale gdy słońce jest w znaku Panny według Szentywaniego: wtedy bowiem najczęściej woda wysycha. A jeśli wtedy będzie znaleziona, już na potym nigdy nie ustanie. Inni radzą studni dobywać w
meaty, dziury po bokach pokopać, aby się ten zarazliwy rozszedł wapor. A iezli by nazbyt to mieysce dusiło, zaniechać go. Nie sposobne è contra na kopanie studni mieysca blisko zagnoioney situacyi, obory, kloaki, smrodliwego bagna, rynsztoku, rowu; ktorym la- O Ekonomice, osobliwie o Studni, wodzie.
da deszczyk, wody z plugastwem do studni lecą. Upatrzywszy tedy mieysca sposobność, y nie omylny dowod maiąc bliskiey wody, kopay studnię niektoregokolwiek czasu, ale gdy słońce iest w znaku Panny według Szentywaniego: wtedy bowiem nayczęściey woda wysycha. A iezli wtedy będzie znaleziona, iuż na potym nigdy nie ustanie. Inni radzą studni dobywać w
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 470
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
pod każdej chorągwie. Który skoro się rozedniało, bokiem wpadłszy do jednej wsi, ćwierć mile od Glocka wojsku na gościńcu leżącej, tam dragonów kilku pojmał, drugich posiekł, a niektórych też namyślnie dla dania znać do Glocka (aby jeno jako dragony wywabić) upuścił. Pod którą jego robotą niebo przyszłe krwie rozlanie, kiótkim deszczykiem, jak to pospolicie zawsze bywa, opłakało. Wtem wojsko zaraz Glock mijało, a dragonowie się też gotowali. Zaczem gdy harcownik Elearski, który był na odwodzie, wrzkomo się swawolnie (w onejże wsi gdzie naprzód pomieniony rotmistrz Lubowicki szczęśliwie był rozdrażnił) zabawiając, dragony wywabił, i harcem na półmile od miasta
pod każdej chorągwie. Który skoro się rozedniało, bokiem wpadłszy do jednej wsi, ćwierć mile od Glocka wojsku na gościńcu leżącej, tam dragonów kilku pojmał, drugich posiekł, a niektórych też namyślnie dla dania znać dó Glocka (aby jeno jako dragony wywabić) upuścił. Pod którą jego robotą niebo przyszłe krwie rozlanie, kiótkim deszczykiem, jak to pospolicie zawsze bywa, opłakało. Wtem wojsko zaraz Glock mijało, a dragonowie się też gotowali. Zaczem gdy harcownik Elearski, który był na odwodzie, wrzkomo się swawolnie (w onejże wsi gdzie naprzód pomieniony rotmistrz Lubowicki szczęśliwie był rozdrażnił) zabawiając, dragony wywabił, i harcem na półmile od miasta
Skrót tekstu: DembPrzew
Strona: 62
Tytuł:
Przewagi elearów polskich
Autor:
Wojciech Dembołęcki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Biblioteki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1859
PIEŚNI RÓŻNE 1. PIEŚŃ XV W UTRAPIENIU
Nie tak oracz w letny znój, kiedy zagorzałe Przyspieszają ku żniwu zagony nieźrałe, Utęskniony więc oczy podnosi do góry Z pożądanym deszczykiem wyglądając chmury, Nie tak w długie wygląda niepogody słońca, Jako ja Ciebie pragnę, Boże, mój obrońca. Nie ma nigdy firmament pięknych gwiazd tak wiele Ani po wszytkiej ziemi tak jest liczne ziele, Nie mają wszytkie wody tyło piasku w sobie, Panie, co miłosierdzia, co litości w Tobie: Tego pełne jest
PIEŚNI RÓŻNE 1. PIEŚŃ XV W UTRAPIENIU
Nie tak oracz w letny znój, kiedy zagorzałe Przyspieszają ku żniwu zagony nieźrałe, Utęskniony więc oczy podnosi do góry Z pożądanym deszczykiem wyglądając chmury, Nie tak w długie wygląda niepogody słońca, Jako ja Ciebie pragnę, Boże, mój obrońca. Nie ma nigdy firmament pięknych gwiazd tak wiele Ani po wszytkiej ziemi tak jest liczne ziele, Nie mają wszytkie wody tyło piasku w sobie, Panie, co miłosierdzia, co litości w Tobie: Tego pełne jest
Skrót tekstu: PotPieśRKuk_I
Strona: 465
Tytuł:
Pieśni różne
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1669 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
. Die 23 ejusdem
Dzień był pogodny, piękny i wesoły. Zaraz po obiedzie król im. jachał w pole z królową im. i królewiczem im. Jakubem, który przed samym obiadem przyjachał, wyjachawszy we czwartek die 18 praesentis z Warszawy; jadł z królestwem ichm. Król im. przechadzał się po ogrodzie, kiedy deszczyk padał majowy z chmureczki niewielkiej: bardzo się cieszył i wesoły był. W wieczór bassetę grali. Die 24 ejusdem
Król im. zjadłszy obiad z królową im. pojachał w pole za pół mile stąd, bo dzień bardzo był piękny i wesoły. Królewic im. prezentował klejnoty rubinowe, które wnuczce swojej przysłała księżna nejburska:
. Die 23 eiusdem
Dzień był pogodny, piękny i wesoły. Zaraz po obiedzie król jm. jachał w pole z królową jm. i królewicem jm. Jakubem, który przed samym obiadem przyjachał, wyjachawszy we czwartek die 18 praesentis z Warszawy; jadł z królestwem ichm. Król jm. przechadzał się po ogrodzie, kiedy deszczyk padał majowy z chmureczki niewielkiej: bardzo się cieszył i wesoły był. W wieczór bassetę grali. Die 24 eiusdem
Król jm. zjadłszy obiad z królową jm. pojachał w pole za pół mile stąd, bo dzień bardzo był piękny i wesoły. Królewic jm. prezentował klejnoty rubinowe, które wnuczce swojej przysłała księżna nejburska:
Skrót tekstu: SarPam
Strona: 103
Tytuł:
Pamiętnik z czasów Jana Sobieskiego
Autor:
Kazimierz Sarnecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1690 a 1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Woliński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1958
daję, przez jutrzejszą do Białej diariusz mój adresuję do księżnej im. dobrodziejki, pani mojej miłościwej.
Król im. z łaski Bożej zdrów, wczora w pole i dziś wyjeżdżał wespół z królową im., imp. posłem i królewiczami ichm., mając dni bardzo piękne, pogodne i ciepłe, kiedy jeszcze do tego deszczyk przepada majowy. Wesoły po skończonym jubileuszu, który w sobotę przeszłą skończył, nawiedzając w karecie trzy kościoły. Województwo malborskie jeszcze nikomu nie oddane. Przyjachał tu imp. wojewoda wołyński z jejm. i imp. krajczy kor., potężnie concurrunt, ale i imp. referendarz non cessat. Nulla jest apparentia, komu się
daję, przez jutrzejszą do Białej diariusz mój adresuję do księżnej jm. dobrodziejki, pani mojej miłościwej.
Król jm. z łaski Bożej zdrów, wczora w pole i dziś wyjeżdżał wespół z królową jm., jmp. posłem i królewicami ichm., mając dni bardzo piękne, pogodne i ciepłe, kiedy jeszcze do tego deszczyk przepada majowy. Wesoły po skończonym jubileuszu, który w sobotę przeszłą skończył, nawiedzając w karecie trzy kościoły. Województwo malborskie jeszcze nikomu nie oddane. Przyjachał tu jmp. wojewoda wołyński z jejm. i jmp. krajczy kor., potężnie concurrunt, ale i jmp. referendarz non cessat. Nulla jest apparentia, komu się
Skrót tekstu: SarPam
Strona: 266
Tytuł:
Pamiętnik z czasów Jana Sobieskiego
Autor:
Kazimierz Sarnecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1690 a 1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Woliński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1958
m przecię długo deliberował się z siewem, ale widząc że ludzie już wpół pozasiewali Jarzyny, jam tez dopiero począł siać. Kiedym jeździł w zapusty z Ludźmi po komendach po węselach. To takie były gorąca że trudno było zażyć sukni futrzanej tylko letniej jako in Augusto , Już tedy zimy nie było nic tylko. deszczyki przechodziły. Owe tedy zboża in Ianuario siąne, wyrosły tak przed wielką nocą ze az na nich bydła pasano i tak tej zimy mało co bydło słomy zazyło mając bardzo dobre pozywienie w polu. Przysłał do mnie król JoMSC Pana Straszewskiego sługę swego i z listami prosząc solenniter o darowanie wydry, którą chowaną miałem tak rozkoszną
m przecię długo deliberował się z siewem, ale widząc że ludzie iuz wpoł pozasiewali Iarzyny, iam tez dopiero począł siać. Kiedym iezdził w zapusty z Ludzmi po kommendach po węselach. To takie były gorąca że trudno było zazyć sukni futrzaney tylko letniey iako in Augusto , Iuz tedy zimy nie było nic tylko. deszczyki przechodziły. Owe tedy zboza in Ianuario siąne, wyrosły tak przed wielką nocą ze az na nich bydła pasano y tak tey zimy mało co bydło słomy zazyło maiąc bardzo dobre pozywienie w polu. Przysłał do mnie krol IoMSC Pana Straszewskiego sługę swego y z listami prosząc solenniter o darowanie wydry, ktorą chowaną miałem tak roskoszną
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 250v
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688