, po których zapomniawszy Boga, (którego mało zna) i przysięgi swojej, zaraz tegoż roku, i po dziś dzień jeszcze, psy okrutne z łańcucha swego spuszcza, między którymi był Skinder basza przedtym, a teraz Kantemir przeklęty, i chce nas głupiemi poczynić, powiadając, iż sam szabli swojej przeciwko nam niedobywa; dobywasz Sułtanie, tatarskiej, która wespół z chorągwiami twoimi na polach bołszowskich się ukazała. Więc Machiavella Turcy i Tatarzy nieczytają, ale z alkoranu swego umieją pakta dobrze wzruszać, póty je chowając, póki im ich polityka przeklęta dopuszcza. Ustawicznie czausowie z pokojem do Korony idą a idą; ustawicznie też Kantemirowie i tym
, po których zapomniawszy Boga, (którego mało zna) i przysięgi swojej, zaraz tegoż roku, i po dziś dzień jeszcze, psy okrutne z łańcucha swego spuszcza, między którymi był Skinder basza przedtym, a teraz Kantemir przeklęty, i chce nas głupiemi poczynić, powiadając, iż sam szabli swojej przeciwko nam niedobywa; dobywasz Sułtanie, tatarskiej, która wespół z chorągwiami twoimi na polach bołszowskich się ukazała. Więc Machiavella Turcy i Tatarzy nieczytają, ale z alkoranu swego umieją pakta dobrze wzruszać, póty je chowając, póki im ich polityka przeklęta dopuszcza. Ustawicznie czausowie z pokojem do Korony idą a idą; ustawicznie też Kantemirowie i tym
Skrót tekstu: BirkBaszaKoniec
Strona: 266
Tytuł:
Kantymir Basza Porażony albo o zwycięstwie z Tatar, przez Jego M. Pana/ P. Stanisława Koniecpolskiego, Hetmana Polnego Koronnego.
Autor:
Fabian Birkowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1624
Data wydania (nie wcześniej niż):
1624
Data wydania (nie później niż):
1624
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
pewnie mieć nie będziesz swata.” 300. OMYŁKA
Lada czego się czasem tym paniom zabaży. Mając chłop leśny towar, gonty na przedaży, Przywiózł, a nie zastawszy pana, że da taniej, Nie wożąc w dalszą drogę, samej powie pani. Udał się jej on złodziej z pociągłego nosa, Targuje i pieniędzy dobywa mu z trzosa. Toż skoro wszytkich z izby do sieni wyżenie, Da gorzałki i prosi, co czyni swej żenie, Żeby jej to uczynił. Kieliszek i drugi Wypiwszy chłop, z takiej się wymawia usługi. Prosi owa i nad targ postąpi pieniędzy, Żeby jej tak jak żenie uczynił co prędzej. Lecz że tylko
pewnie mieć nie będziesz swata.” 300. OMYŁKA
Leda czego się czasem tym paniom zabaży. Mając chłop leśny towar, gonty na przedaży, Przywiózł, a nie zastawszy pana, że da taniej, Nie wożąc w dalszą drogę, samej powie pani. Udał się jej on złodziej z pociągłego nosa, Targuje i pieniędzy dobywa mu z trzosa. Toż skoro wszytkich z izby do sieni wyżenie, Da gorzałki i prosi, co czyni swej żenie, Żeby jej to uczynił. Kieliszek i drugi Wypiwszy chłop, z takiej się wymawia usługi. Prosi owa i nad targ postąpi pieniędzy, Żeby jej tak jak żenie uczynił co prędzej. Lecz że tylko
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 130
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
. Niech każdy o bliźnim swoim rozumie jako o zaraźliwym robaku/ niech się go strzeże by nie ukąsił/ niech nikomu nie ufa/ niechaj rozumie że tam namniej szczyrości i przyjaźni gdzie jej nawięcej ukazują. Niedźwiadek tedy znaczy zdradliwąj fałszywą Konwersacją/ jeśli jej się co miedzy nami namnożyło/ tę Pan chce karać/ na nie dobywa bicza swego niebieskeigo. Posyłając Pan Ezechiela do Żydów/ aby im opowiadał złe nałogi i zwyczaje ich/ żeby ich nawracał od upadku/ daje mu pewne sposoby kazania rzadkie i niezwyczajne/ które więcej rzeczą samą i pozorem mogły przerażać serca onego ludu/ aniżeli golemi słowy. Naprzód kazał żeby zjadł pewne księgi/ żeby naukę kórą
. Niech káżdy o bliźnim swoim rozumie iáko o záráźliwym robaku/ niech się go strzeże by nie vkąśił/ niech nikomu nie vfa/ niechay rozumie że tám namniey szczyrośći y przyiáźni gdźie iey nawięcey vkázuią. Niedźwiadek tedy znáczy zdrádliwąy fałszywą Conuersácyą/ iesli iey się co miedzy námi námnożyło/ tę Pan chce kárác/ ná nie dobywa biczá swégo niebieskeigo. Posyłáiąc Pan Ezechielá do Zydów/ áby im opowiádał złé nałogi y zwyczáie ich/ żeby ich náwrácał od upadku/ dáie mu pewné sposoby kazánia rzadkié y niezwyczáyné/ któré więcéy rzeczą samą y pozorem mogły przerażáć sercá onégo ludu/ ániżeli golémi słowy. Naprzod kazał żeby ziadł pewné kśięgi/ żeby náukę kórą
Skrót tekstu: NajmProg
Strona: Dv
Tytuł:
Prognostyk duchowny na kometę
Autor:
Jakub Najmanowicz
Drukarnia:
Maciej Jędrzejowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
astrologia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1619
Data wydania (nie wcześniej niż):
1619
Data wydania (nie później niż):
1619
przysłuchać, poszliśmy na stronę. Mąż tłucze, woła, by język trzymała, „Niedoczekanie twoje, bym milczała! — Okrzyknie żona — Nie dziwkam ja twoja, Na wierzchu prawda powinna być moja!” Mąż też wzajemnie czując się być głową, Coraz to plagę podaruje nową, Ale i żona nowych słów dobywa, Którymi męża sromotnie okrywa. Przyszło do tego, że mąż utrudzony, Plunąwszy w ziemię, musiał iść od żony. Tak gdy gosposia stała przy uporze. Szwank ma na grzbiecie, lecz nie na honorze.
przysłuchać, poszliśmy na stronę. Mąż tłucze, woła, by język trzymała, „Niedoczekanie twoje, bym milczała! — Okrzyknie żona — Nie dziwkam ja twoja, Na wierzchu prawda powinna być moja!” Mąż też wzajemnie czując się być głową, Coraz to plagę podaruje nową, Ale i żona nowych słów dobywa, Którymi męża sromotnie okrywa. Przyszło do tego, że mąż utrudzony, Plunąwszy w ziemię, musiał iść od żony. Tak gdy gosposia stała przy uporze. Szwank ma na grzbiecie, lecz nie na honorze.
Skrót tekstu: DembowPunktBar_II
Strona: 484
Tytuł:
Punkt honoru
Autor:
Antoni Sebastian Dembowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1749
Data wydania (nie wcześniej niż):
1749
Data wydania (nie później niż):
1749
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
twoje zdrowie Przy twym Maćku moja też lutnia się ozowie. Ale nie wiem, jeśli się z twą muzyką zgodzi, Bo twoja tablatura wyższym kluczem chodzi, Ba, i cudowna jakaś: bo masz, widzę, w ręku Stypułę utoczoną wprawdzie i bez sęku, Ale tak pełną rządu, że kiedy takt daje, Każdy dobywa głosu, póki mu go staje;
Podczas się też zaostrzy z obu stron i wielu, Kiedy z nuty wykroczą, sięga po gardzielu. Partesy twe osobnej są pełne nauki, Nie znajdziesz w nich na skrzypki i lutennej sztuki I nie śpiewasz więc między ziemiany swojemi, Tylko na sejmik be-fa albo na sejm be
twoje zdrowie Przy twym Maćku moja też lutnia się ozowie. Ale nie wiem, jeśli się z twą muzyką zgodzi, Bo twoja tablatura wyższym kluczem chodzi, Ba, i cudowna jakaś: bo masz, widzę, w ręku Stypułę utoczoną wprawdzie i bez sęku, Ale tak pełną rządu, że kiedy takt daje, Każdy dobywa głosu, póki mu go staje;
Podczas się też zaostrzy z obu stron i wielu, Kiedy z nuty wykroczą, sięga po gardzielu. Partesy twe osobnej są pełne nauki, Nie znajdziesz w nich na skrzypki i lutennej sztuki I nie śpiewasz więc między ziemiany swojemi, Tylko na sejmik be-fa albo na sejm be
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 3
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
kamienną nieużytość hardą, Której się w ręce serce me dostało.
Jeśli się też zaś lub labiryntami Wiklę, lubo ciemnymi chłodnikami chłodzę, Widzę, jako błędnymi ciemnymi drogami W miłości pętach uwikłany chodzę.
Jeżeli wietrzyk między gałązkami Wieje i między liściem sobie poigrywa, Przypominam wzdychania, których z boleściami Miłość mi gwałtem aż z serca dobywa.
Gdy widzę, że się ptaszęta z miłości Całują i spajają z sobą nosek krzywy, Serce się rozstępuje i mówię z zazdrości: Przecz ci kontenci, a ja żałośliwy?
Jeśli ogrodnik kwiateczkom bujności Dodając, grzędy z banie drobną rosą moczy, Zarazem sobie wspomnię łzy, które w żałości, Nie osychając, toczą moje
kamienną nieużytość hardą, Której się w ręce serce me dostało.
Jeśli się też zaś lub labiryntami Wiklę, lubo ciemnymi chłodnikami chłodzę, Widzę, jako błędnymi ciemnymi drogami W miłości pętach uwikłany chodzę.
Jeżeli wietrzyk między gałązkami Wieje i między liściem sobie poigrywa, Przypominam wzdychania, których z boleściami Miłość mi gwałtem aż z serca dobywa.
Gdy widzę, że się ptaszęta z miłości Całują i spajają z sobą nosek krzywy, Serce się rozstępuje i mówię z zazdrości: Przecz ci kontenci, a ja żałośliwy?
Jeśli ogrodnik kwiateczkom bujności Dodając, grzędy z banie drobną rosą moczy, Zarazem sobie wspomnię łzy, które w żałości, Nie osychając, toczą moje
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 23
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
bitwy zwodzi, Pallas z paiżą i z kopiją chodzi, Hebe podnosi Alcydowę pałkę, Diana ciągnie bratni łuk i strzałkę, Tetis trydentem władnie, a widłami Próżerpina, jej matka zaś sierpami, Cybele kosą macha Saturnową I tak każda z nich bratnią lub mężową Straszna jest bronią. A mnie zaś na ziemi Zosia oczyma niepożyczanemi Dobywa, strzela, gromi, bije, siecze, Wojuje, pali, pustoszy i piecze. ŁZY A SIMILI
Jako drzewo surowe na ogień włożone Sapi naprzód i dmucha, potem otoczone Nieprzyjacielem wkoło, przez kryjome oczy Wszytkę wilgotność z siebie i wszytek sok toczy, Na koniec, kiedy mu już obrony nie staje, W wągiel
bitwy zwodzi, Pallas z paiżą i z kopiją chodzi, Hebe podnosi Alcydowę pałkę, Dyjana ciągnie bratni łuk i strzałkę, Tetis trydentem władnie, a widłami Prozerpina, jej matka zaś sierpami, Cybele kosą macha Saturnową I tak każda z nich bratnią lub mężową Straszna jest bronią. A mnie zaś na ziemi Zosia oczyma niepożyczanemi Dobywa, strzela, gromi, bije, siecze, Wojuje, pali, pustoszy i piecze. ŁZY A SIMILI
Jako drzewo surowe na ogień włożone Sapi naprzód i dmucha, potem otoczone Nieprzyjacielem wkoło, przez kryjome oczy Wszytkę wilgotność z siebie i wszytek sok toczy, Na koniec, kiedy mu już obrony nie staje, W wągiel
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 31
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, co w tym jest: ogień z żadnej miary Wody nie cierpi, muszą w tym być czary; Już to ta Cyrce kuje mi okowy I z łez przyprawia trunek jakiś nowy. I to mnie dziwna, że tak twarda skała Kroplę litości wypuściła z ciała, Acz-ci zwyczajnie pod twardym kamieniem Żywe się źródło dobywa strumieniem. Podobno jakby nie dość na tym miała, Że na lamenty moje skamieniała, Na moję szkodę te drogie łzy psuje I w nich stal swojej twardości hartuje; Podobno, że ją me posługi bolą I już mię cale dokończyć ma wolą. Nowy krokodyl, zmyśla i żartuje: Tu płacze, a tu i na
, co w tym jest: ogień z żadnej miary Wody nie cierpi, muszą w tym być czary; Już to ta Cyrce kuje mi okowy I z łez przyprawia trunek jakiś nowy. I to mnie dziwna, że tak twarda skała Kroplę litości wypuściła z ciała, Acz-ci zwyczajnie pod twardym kamieniem Żywe się źródło dobywa strumieniem. Podobno jakby nie dość na tym miała, Że na lamenty moje skamieniała, Na moję szkodę te drogie łzy psuje I w nich stal swojej twardości hartuje; Podobno, że ją me posługi bolą I już mię cale dokończyć ma wolą. Nowy krokodyl, zmyśla i żartuje: Tu płacze, a tu i na
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 180
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
ja, ujęty strachem i baczeniem, Niewytrzymanym jęczę pod milczeniem. Przecię ten zapał, chociaż jest w trzymaniu, To we łzach, to się pokaże w wzdychaniu, I chociaż wnętrzny pożar bojaźń toczy, Przecię go i twarz wyznawa, i oczy; Tak się więc ogień, w ścisłym gmachu skryty, Gwałtem przez okna dobywa i szczyty. ZEGNANIE
Przyszedł dzień, przyszedł, moja Jago droga, W który potrzeba rozłącza nas sroga I mus, w niebieskim diamencie ryty, Tarczą przyjaźni naszej nieodbity. Jadę, ach, jadę, ale tylko nogę Dźwigam od ciebie, a dusze nie mogę; Zwierzchnia się tylko ta z tobą rozstaje Postać, ale
ja, ujęty strachem i baczeniem, Niewytrzymanym jęczę pod milczeniem. Przecię ten zapał, chociaż jest w trzymaniu, To we łzach, to się pokaże w wzdychaniu, I chociaż wnętrzny pożar bojaźń toczy, Przecię go i twarz wyznawa, i oczy; Tak się więc ogień, w ścisłym gmachu skryty, Gwałtem przez okna dobywa i szczyty. ZEGNANIE
Przyszedł dzień, przyszedł, moja Jago droga, W który potrzeba rozłącza nas sroga I mus, w niebieskim dyjamencie ryty, Tarczą przyjaźni naszej nieodbity. Jadę, ach, jadę, ale tylko nogę Dźwigam od ciebie, a dusze nie mogę; Zwierzchnia się tylko ta z tobą rozstaje Postać, ale
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 238
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
przeto, mówię, mam ci wolą służyć, Póki śmierć oka nie każe zamrużyć, Ale że oraz wszytko jest u Jagi: Dom, twarz, kształt, głos, ząb, włos, cnota, posagi. PIEŚŃ
Dosyć-eś, serce, taiło, Dosyć-eś w sobie dusiło Ogień, który się już dobywa gwałtem, Nieutrzymany żadnym ludzkim kształtem. Przemów, serce, co cię boli, Ślepa być miłość niźli niema woli.
Wieża piorunem rozbita, Niźli się z ziemią przywita, Z grzmotem się wielkim na swym gruncie składa I rozruch czyni wprzód, niźli upada. Przemów, serce, przemów śmiele, Nie widzi-ć miłość
przeto, mówię, mam ci wolą służyć, Póki śmierć oka nie każe zamrużyć, Ale że oraz wszytko jest u Jagi: Dom, twarz, kształt, głos, ząb, włos, cnota, posagi. PIEŚŃ
Dosyć-eś, serce, taiło, Dosyć-eś w sobie dusiło Ogień, który się już dobywa gwałtem, Nieutrzymany żadnym ludzkim kształtem. Przemów, serce, co cię boli, Ślepa być miłość niźli niema woli.
Wieża piorunem rozbita, Niźli się z ziemią przywita, Z grzmotem się wielkim na swym gruncie składa I rozruch czyni wprzód, niźli upada. Przemów, serce, przemów śmiele, Nie widzi-ć miłość
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 277
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971