. Ale trudno szalbierza podchwycić biegłego, Trudniej niżeli lisa ułowić starego. Co go z drugimi łowił sam pozostał w sieci. A Kruż brodą jako lis żółtą w zborze świeci. III
Chciał nowotny minister zwyciężyć starego, Ale sam zwyciężony, pohańbion od niego. Nie wiedział Junk nieborak jako barzo smoli Stary kocieł i barzo gdy dogrzeje boli. IV
Laicy nad duchownym chcieli mieć starszeństwo, Ale on wypowiedział śmiele posłuszeństwo. - "Kapłan u Żydów władał co rzezał barany,
A jam tańszy co tworze chleb z ciałem zmieszany?" To gdy mówił, tak mocnym chuchnął na nich duchem, Że wszytko senijorstwo wygnał jednym chuchem. WOJNA Dwóch MINISTRÓW
Zeszli
. Ale trudno szalbierza podchwycić biegłego, Trudniej niżeli lisa ułowić starego. Co go z drugimi łowił sam pozostał w sieci. A Kruż brodą jako lis żółtą w zborze świeci. III
Chciał nowotny minister zwyciężyć starego, Ale sam zwyciężony, pohańbion od niego. Nie wiedział Junk nieborak jako barzo smoli Stary kocieł i barzo gdy dogrzeje boli. IV
Laicy nad duchownym chcieli mieć starszeństwo, Ale on wypowiedział śmiele posłuszeństwo. - "Kapłan u Żydów władał co rzezał barany,
A jam tańszy co tworze chleb z ciałem zmieszany?" To gdy mówił, tak mocnym chuchnął na nich duchem, Że wszytko senijorstwo wygnał jednym chuchem. WOJNA DWUCH MINISTRÓW
Zeszli
Skrót tekstu: DolBitKontr
Strona: 312
Tytuł:
Bitwa ministrów saskich
Autor:
Matyjasz Doliwski
Drukarnia:
Drukarnia Bazylianów
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1641
Data wydania (nie wcześniej niż):
1641
Data wydania (nie później niż):
1641
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
! Przestań, Praksedo! Ach, czego miłości Żagle nie sprawią! W jakiej odległości Śmiałaś się puścić! Źleś to uczyniła, Żeś dom i krewnych swoich opuściła, Lubo cię miłość tak szalenie grzała, Przecięś z tym łotrem odjeżdżać nie miała. Ach! jak topniecie, miętkie białogłowy, Gdy was dogrzeje kto pięknemi słowy! Snać pono nie tak kryształowe lody Przepuszczają się od promienia wody, Jako wy serca zaraz rozpuszczacie Ogniem miłości, gdy się w kijem kochacie. To też was zdradza; przez to roźlicznego Dobra i stanu zbywacie swojego, Jak i ty zbyłaś. Lecz że się przyznawasz I grzech swój z żalem przede
! Przestań, Praksedo! Ach, czego miłości Żagle nie sprawią! W jakiej odległości Śmiałaś się puścić! Źleś to uczyniła, Żeś dom i krewnych swoich opuściła, Lubo cię miłość tak szalenie grzała, Przecięś z tym łotrem odjeżdżać nie miała. Ach! jak topniecie, miętkie białogłowy, Gdy was dogrzeje kto pięknemi słowy! Snać pono nie tak kryształowe lody Przepuszczają się od promienia wody, Jako wy serca zaraz rozpuszczacie Ogniem miłości, gdy się w kiem kochacie. To też was zdradza; przez to roźlicznego Dobra i stanu zbywacie swojego, Jak i ty zbyłaś. Lecz że się przyznawasz I grzech swój z żalem przede
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 192
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
ta oznajmuje zaraz Rynaldowi, Na pojedynku Rugier jak Tatarzynowi Wziął zdrowie dla tej broni i jak, ubłagany, Darował ją po bitwie panu z Serykany.
XLVlll.
Nieszczęśliwą nowiną Rynald przerażony, Łzy leje, wzrok na ziemię trzyma pochylony; Serce w niem od przykrego żalu tak topnieje, Jak lód, gdy południowe słońce mu dogrzeje, Wzdycha, żalem ujęte wnętrzności go bolą. Nieodmienną Orlanda szpiegować ma wolą, Aby gdziekolwiek najdzie, nędzny mizernego, Do zdrowia z tej furiej przywrócił pierwszego.
XLIX.
Ale z sobą serdeczną mając kompanią, Bądź to niebo tak chciało, bądź poradą czyją Uwiedziony, wprzód myśli wpaść na Sarraceny, Co byli pod Paryżem
ta oznajmuje zaraz Rynaldowi, Na pojedynku Rugier jak Tatarzynowi Wziął zdrowie dla tej broni i jak, ubłagany, Darował ją po bitwie panu z Serykany.
XLVlll.
Nieszczęśliwą nowiną Rynald przerażony, Łzy leje, wzrok na ziemię trzyma pochylony; Serce w niem od przykrego żalu tak topnieje, Jak lód, gdy południowe słońce mu dogrzeje, Wzdycha, żalem ujęte wnętrzności go bolą. Nieodmienną Orlanda szpiegować ma wolą, Aby gdziekolwiek najdzie, nędzny mizernego, Do zdrowia z tej furyej przywrócił pierwszego.
XLIX.
Ale z sobą serdeczną mając kompanią, Bądź to niebo tak chciało, bądź poradą czyją Uwiedziony, wprzód myśli wpaść na Sarraceny, Co byli pod Paryżem
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 440
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
ani sług w nieszczęściu mojem, Bracia i Krewni odbiegli mię moi, Jak strumień, który w miejscu nie postoi. A kto nad bliźnim swym się nie lituje, Ten od bojaźni Pańskiej odstępuje, I kto się wzdryga na jesienne srzony, Ten śniegiem bywa z góry okurzony. Zginą niezboźni skoro się zmieszają, Gdy im dogrzeje; jak śnieg w miejscu stają, Kroków ich ścieżki powikłane będą, A z długich robot swych nic nie uprzędą. Uważcie drogi, którędy wiatr chodzi, Albo którędy sieć po wodach brodzi, I poczekajcie trochę: a uznacie, Jak o nieprawych końcu sądzić macie. Oto, że i ja w nędzy nie rozpaczam,
áni sług w nieszczęśćiu moiem, Bráćia i Krewni odbiegli mię moi, Iák strumień, ktory w mieyscu nie postoi. A kto nád bliźnim swym się nie lituie, Ten od boiáźni Páńskiey odstępuie, I kto się wzdryga ná ieśienne srzony, Ten śniegiem bywa z gory okurzony. Zginą niezboźni skoro się zmieszáią, Gdy im dogrzeie; iák śnieg w mieyscu ztáią, Krokow ich śćieszki powikłane będą, A z długich robot swych nic nie uprzędą. Vważćie drogi, ktorędy wiatr chodźi, Albo ktorędy śieć po wodách brodźi, I poczekayćie trochę: á uznácie, Iák o niepráwych końcu sądźić maćie. Oto, że i ia w nędzy nie rospaczam,
Skrót tekstu: ChrośJob
Strona: 28
Tytuł:
Job cierpiący
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Drukarnia Ojców Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1705
Data wydania (nie wcześniej niż):
1705
Data wydania (nie później niż):
1705
i ze mną pasie się między liliami, aż się słońce schyli i cienie nakłonią. Cant. 2, 16, 17.
Sam, mój Kochanku, sam, kędy Cię chłody Wdzięczne czekają, kędy ciche wody Liżą brzeg wonnym zielem przyodziany, Śam, Oblubieńcze, siądź, umiłowany. Tu-ć ani promień słoneczny dogrzeje, Ani przykry wiatr północny zawieje; Tu sobie spoczniesz aż ku późnej chwili, Gdy do zachodu słońce się nachyli; Tu miękką trawę i pachnące ziele Bujna pod Twój bok święty ziemia ściele. A ten wdzięczny czas zejdzie nam przyjemnie, Kiedy ja Tobie, a Ty mnie wzajemnie Z ślicznego kwiecia wieńce upleciemy, Którymi swoje
i ze mną pasie się między lilijami, aż się słońce schyli i cienie nakłonią. Cant. 2, 16, 17.
Sam, mój Kochanku, sam, kędy Cię chłody Wdzięczne czekają, kędy ciche wody Liżą brzeg wonnym zielem przyodziany, Śam, Oblubieńcze, siądź, umiłowany. Tu-ć ani promień słoneczny dogrzeje, Ani przykry wiatr północny zawieje; Tu sobie spoczniesz aż ku późnej chwili, Gdy do zachodu słońce się nachyli; Tu miękką trawę i pachnące ziele Bujna pod Twój bok święty ziemia ściele. A ten wdzięczny czas zejdzie nam przyjemnie, Kiedy ja Tobie, a Ty mnie wzajemnie Z ślicznego kwiecia wieńce upleciemy, Którymi swoje
Skrót tekstu: MorszZEmbWyb
Strona: 291
Tytuł:
Emblemata
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
emblematy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1658 a 1680
Data wydania (nie wcześniej niż):
1658
Data wydania (nie później niż):
1680
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wybór wierszy
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1975