niedziel cztery mieszkałem w kompanii z ip. Sapiehą starostą bobrujskim, który z ucieczki warszawskiej od Augusti gdy Horna brał, oparł się w Tylży do litewskiego wojska przebierając się i do hetmana. Było i inszej kompanii dosyć, z którą nulla dies sine linea.
Do Królewca do żony z Tylży biegałem, i nie dojeżdżając, we dworze p. Grebena, Dębnica nazwanym, o ćwierć mili od miasta, stanąłem i trzy dni z żoną nacieszywszy się i Teresiny odprawiwszy, wróciłem się i nazad, i jechałem potem do Kłopedy do hetmana, od którego odebrałem generalną nad całem wojskiem komendę. I poszedłem z niem przebierać
niedziel cztery mieszkałem w kompanii z jp. Sapiehą starostą bobrujskim, który z ucieczki warszawskiéj od Augusti gdy Horna brał, oparł się w Tylży do litewskiego wojska przebierając się i do hetmana. Było i inszéj kompanii dosyć, z którą nulla dies sine linea.
Do Królewca do żony z Tylży biegałem, i nie dojeżdżając, we dworze p. Grebena, Dębnica nazwanym, o ćwierć mili od miasta, stanąłem i trzy dni z żoną nacieszywszy się i Teresiny odprawiwszy, wróciłem się i nazad, i jechałem potém do Kłopedy do hetmana, od którego odebrałem generalną nad całem wojskiem komendę. I poszedłem z niém przebierać
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 121
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
NA GDANSZCZANY
Ktoś Gdańszczany z kredytu chwaląc i z porządku, Życzył też sobie o nich mojego rozsądku.
Krótko ja: Dobrzy, mądrzy, rzekę, z każdej miary, Wszytkie mają przymioty, oprócz jednej wiary. Gdyby jej jak gorczyczne ziarno mieli tyle, Przenieśliby Biskupią Górę za trzy mile. 194. HERAP
Dojeżdżając zająca, i z koniem pospołu Do wilczego myśliwy wpadł sąsiad mój dołu. Psi w kota, szkapa szyję i on złomał z szkapy. I tak niespodziewanie były trzy herapy. 195. PIJANICA
Jeden ziemianin, pijanica stary, Kiedy mu pozew kładziono na mary, Ksiądz go do skruchy pilno napomina; Bijąc pierś żenie:
NA GDANSZCZANY
Ktoś Gdańszczany z kredytu chwaląc i z porządku, Życzył też sobie o nich mojego rozsądku.
Krótko ja: Dobrzy, mądrzy, rzekę, z każdej miary, Wszytkie mają przymioty, oprócz jednej wiary. Gdyby jej jak gorczyczne ziarno mieli tyle, Przenieśliby Biskupią Górę za trzy mile. 194. HERAP
Dojeżdżając zająca, i z koniem pospołu Do wilczego myśliwy wpadł sąsiad mój dołu. Psi w kota, szkapa szyję i on złomał z szkapy. I tak niespodziewanie były trzy herapy. 195. PIJANICA
Jeden ziemianin, pijanica stary, Kiedy mu pozew kładziono na mary, Ksiądz go do skruchy pilno napomina; Bijąc pierś żenie:
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 284
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
. trzecia/ aby nic od Ciał świętych nie brali) tak jakoby przystało; zostawszy abowiem trocha/ na karteczkę z głowy jednego Świętego proszku sobie naskrobał; także w drugiej ulicy i z drugiego; a zawinąwszy odszedł za Panem; wyszli wszyscy z Pieczary/ pojachali ku Kijowu/ i ten Nimczyk z nimi: więc nie dojeżdżając Monastyra S^o^ Jerarchi Mikołaja Pustynnego/ zsiędzie z konia zarazem olśnie/ Saul wtóry Świętych Bożych prześladujący; a puściwszy konia/ pocznie koło płotów się walać/ jęcząc i stękając: Panowie już będąc w Kijowie/ obaczą że Niemczyka nie masz/ poszlą/ alić on koło Monastyrskich ogrodów ślepy od koła do koła drogi i przewodnika
. trzećia/ áby nic od Ciał świętych nie bráli) ták iákoby przystało; zostawszy ábowiem trochá/ ná kárteczkę z głowy iednego Swiętego proszku sobie náskrobał; tákże w drugiey vlicy y z drugiego; á záwinąwszy odszedł zá Pánem; wyszli wszyscy z Pieczáry/ poiácháli ku Kiiowu/ y ten Nimczyk z nimi: więc nie doieżdżáiąc Monástyrá S^o^ Ierárchi Mikołáiá Pustynnego/ zśiędźie z koniá zárázem olśnie/ Saul wtory Swiętych Bożych prześláduiący; á puśćiwszy koniá/ pocznie koło płotow się waláć/ ięcząc y stękáiąc: Pánowie iuż będąc w Kiiowie/ obaczą że Niemczyká nie mász/ poszlą/ álić on koło Monástyrskich ogrodow ślepy od kołá do kołá drogi y przewodniká
Skrót tekstu: KalCuda
Strona: 179.
Tytuł:
Teratourgema lubo cuda
Autor:
Atanazy Kalnofojski
Drukarnia:
Drukarnia Kijowopieczerska
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
jedzie I w łańcuchu z triumfem za sobą go wiedzie,
LXI.
Szyszakiem go i tarczą nadto obciążając, Wszędzie, gdzie się obrócił, ludzie napełniając Radością niesłychaną z tego, że widzieli, Że tam bezpieczne przeście już podróżni mieli. Tak długo, kończąc drogę swą, Astolf pojeżdżał, Aż obaczył, że grobów egipskich dojeżdżał I wysokich piramid; potem zawołany Przeciwko ujźrzał Kair, pyszno zbudowany.
LXII.
Z miasta ludzie kupami wielkiemi bieżeli, Aby niezmierzonego olbrzyma widzieli, „Jako podobna - mówiąc jeden do drugiego - Aby ten tak mały miał związać tak wielkiego?” Astolf ledwie mógł jechać dalej, otoczony Nakoło i od ludu gęstego ściśniony.
jedzie I w łańcuchu z tryumfem za sobą go wiedzie,
LXI.
Szyszakiem go i tarczą nadto obciążając, Wszędzie, gdzie się obrócił, ludzie napełniając Radością niesłychaną z tego, że widzieli, Że tam bezpieczne przeście już podróżni mieli. Tak długo, kończąc drogę swą, Astolf pojeżdżał, Aż obaczył, że grobów egipskich dojeżdżał I wysokich piramid; potem zawołany Przeciwko ujźrzał Kair, pyszno zbudowany.
LXII.
Z miasta ludzie kupami wielkiemi bieżeli, Aby niezmierzonego olbrzyma widzieli, „Jako podobna - mówiąc jeden do drugiego - Aby ten tak mały miał związać tak wielkiego?” Astolf ledwie mógł jechać dalej, otoczony Nakoło i od ludu gęstego ściśniony.
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 345
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
NB NB
Wymieszkawszy tam na tym miejscu niedziel półtrzeciej, ruszylichmy się recta do Pragi die 8 octobris. Stanęlichmy tedy w Pradze 13 Octobris, bo jeno
drogi mielichmy mil dwadzieścia, ale barzo wielkiemi i skalistemi górami, tak iż w niektórych miejscach cały dzień laborando ledwieśmy mil 5 półtorej ujechać mogli.
Nie dojeżdżając tedy do Pragi o mil sześć jest góra, gdzie się diamenty czeskie kopią. Miedzy niemi znajdują się niektóre takiej perfekcji, że virtute et elegantia prawdziwe orientalskie adaequare videntur. Skąd summa copia tych kamieni wychodzi ad varium usum. NB
O milę od Pragi jest kościół barzo piękną magnificencją eksstructus, na tym miejscu gdzie, św
NB NB
Wymieszkawszy tam na tym miejscu niedziel półtrzeciej, ruszylichmy się recta do Pragi die 8 octobris. Stanęlichmy tedy w Pradze 13 Octobris, bo jeno
drogi mielichmy mil dwadzieścia, ale barzo wielkiemi i skalistemi górami, tak iż w niektórych miejscach cały dzień laborando ledwieśmy mil 5 półtorej ujechać mogli.
Nie dojeżdżając tedy do Pragi o mil sześć jest góra, gdzie się diamenty czeskie kopią. Miedzy niemi znajdują się niektóre takiej perfekcji, że virtute et elegantia prawdziwe orientalskie adaequare videntur. Skąd summa copia tych kamieni wychodzi ad varium usum. NB
O milę od Pragi jest kościoł barzo piękną magnificencją exstructus, na tym miejscu gdzie, św
Skrót tekstu: BillTDiar
Strona: 121
Tytuł:
Diariusz peregrynacji po Europie
Autor:
Teodor Billewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy podróży, pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1677 a 1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1678
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Marek Kunicki-Goldfinger
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Biblioteka Narodowa
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
łaskami królewskimi a rygorem konfederacji i gdy dla widzenia się z Ledóchowskim, marszałkiem konfederacji, zostawiwszy wojsko pod Brześciem, w małej liczbie jechał do Polski, tymczasem Sapiehowie w wojsku litewskim związek spraktykowali. Wybrali się zatem przyjaciele Sapieżyńscy gonić Pocieja na zabicie. Dopędzili go pod Łęczną tak niespodzianie, że ledwo konia powodnego dopaść mógł. Dojeżdżali go mocno Antoniewicz, porucznik petyhorski, Antoni Eperiaszy, który potem był generałem w wojsku francuskim, i Urbanowicz, który potem był generałem w wojsku moskiewskim, ale Pociej wielkim szczęściem uszedł do Sasów w Lublinie stojących. Potem ta konfederacja przez sejm traktatowy lubelski r. 1717 rozwiązana została.
Wziął potem Pociej po Sapiezie województwo wileńskie
łaskami królewskimi a rygorem konfederacji i gdy dla widzenia się z Ledóchowskim, marszałkiem konfederacji, zostawiwszy wojsko pod Brześciem, w małej liczbie jechał do Polski, tymczasem Sapiehowie w wojsku litewskim związek spraktykowali. Wybrali się zatem przyjaciele Sapieżyńscy gonić Pocieja na zabicie. Dopędzili go pod Łęczną tak niespodzianie, że ledwo konia powodnego dopaść mógł. Dojeżdżali go mocno Antoniewicz, porucznik petyhorski, Antoni Eperiaszy, który potem był generałem w wojsku francuskim, i Urbanowicz, który potem był generałem w wojsku moskiewskim, ale Pociej wielkim szczęściem uszedł do Sasów w Lublinie stojących. Potem ta konfederacja przez sejm traktatowy lubelski r. 1717 rozwiązana została.
Wziął potem Pociej po Sapiezie województwo wileńskie
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 67
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
m rozbijał, otrzymane.
Była wtenczas zima barzo mroźna i długa. Śniegi były wielkie, ptastwo i zające marzły, ludzie także marzli, ziemia się padała. Trafił mi się też taki przypadek: jadąc z Rasny do Mińska, wyjechałem już późno z Szereszewa, na dalszy ciągnąc nocleg. Minąwszy Przedzielsk a nie dojeżdżając Leżajki, nadjechałem sanie z klaczą stojące i człeka chłopa na nich leżącego, którego gdy dobudzić moje ludzie nie mogli ani, jak skurczony spał, rozprostować, rozumieli, że zmarzły. Kazałem jednemu z moich ludzi wsiąść na sanie i wieźć tego człeka za mną. Przyjechałem do karczemki we wsi Leżajce będącej.
m rozbijał, otrzymane.
Była wtenczas zima barzo mroźna i długa. Śniegi były wielkie, ptastwo i zające marzły, ludzie także marzli, ziemia się padała. Trafił mi się też taki przypadek: jadąc z Rasny do Mińska, wyjechałem już późno z Szereszewa, na dalszy ciągnąc nocleg. Minąwszy Przedzielsk a nie dojeżdżając Leżajki, nadjechałem sanie z klaczą stojące i człeka chłopa na nich leżącego, którego gdy dobudzić moje ludzie nie mogli ani, jak skurczony spał, rozprostować, rozumieli, że zmarzły. Kazałem jednemu z moich ludzi wsieść na sanie i wieźć tego człeka za mną. Przyjechałem do karczemki we wsi Leżajce będącej.
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 153
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
podskarbiego. Ociec mój Suchodolskiego in suspenso zostawił.
Pod tenże czas ksiądz Sapieha, koadiutor wileński, Wysokie, Siemiatycze i Kock w swoją opiekuńską objął posesją, u którego w Wysokiem jako u łaskawego na mnie pana często bywałem i trafiło mi się raz, że gdy blisko północy jechałem z Wysokiego konno, tedy dojeżdżając do Rasny widziałem tęczę na niebie. Noc nawet nie była barzo jasna, a gotując się do inkwizycji, zajechałem też do Peryniego Francuza, feldtszera nieboszczyka Sa-
piehy, wojewody podlaskiego, w Wysokiem mieszkającego, który Parowińskiego nieboszczyka postrzelonego opatrywał. Który Perin dawniej mi powiedał, co słyszał od tegoż Parowińskiego,
podskarbiego. Ociec mój Suchodolskiego in suspenso zostawił.
Pod tenże czas ksiądz Sapieha, koadiutor wileński, Wysokie, Siemiatycze i Kock w swoją opiekuńską objął posesją, u którego w Wysokiem jako u łaskawego na mnie pana często bywałem i trafiło mi się raz, że gdy blisko północy jechałem z Wysokiego konno, tedy dojeżdżając do Rasny widziałem tęczę na niebie. Noc nawet nie była barzo jasna, a gotując się do inkwizycji, zajechałem też do Peryniego Francuza, feldtszera nieboszczyka Sa-
piehy, wojewody podlaskiego, w Wysokiem mieszkającego, który Parowińskiego nieboszczyka postrzelonego opatrywał. Który Perin dawniej mi powiedał, co słyszał od tegoż Parowińskiego,
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 213
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
tym pojechałem do Wielony do śp. Chodkiewicza, wojewody brzeskiego, oświadczając moją i brata mego dla niego addykcją oraz z przyszłych jego ku mnie gniewów chcąc się justyfikować, ale ta moja submisja inaczej była tłumaczona, to jest za chlubienie się zostania brata mego deputatem mimo wojewodów brzeskich opozycją.
Powracając z Kowna, a nie dojeżdżając Gródka, widzieliśmy paralelą, to jest przez reperkusją dwa słońca, jedno od drugiego na kroków circiter 30 według oka naszego odległe. Tegoż czasu kometa świeciła z długim ogonem na zachód słońca, od którego
czasu aż dotychczas bydło padnie, tak dalece, że przez te lat kilkanaście ustawnie się ponawia zaraza, że i
tym pojechałem do Wielony do śp. Chodkiewicza, wojewody brzeskiego, oświadczając moją i brata mego dla niego addykcją oraz z przyszłych jego ku mnie gniewów chcąc się justyfikować, ale ta moja submisja inaczej była tłumaczona, to jest za chlubienie się zostania brata mego deputatem mimo wojewodów brzeskich opozycją.
Powracając z Kowna, a nie dojeżdżając Gródka, widzieliśmy paralelą, to jest przez reperkusją dwa słońca, jedno od drugiego na kroków circiter 30 według oka naszego odległe. Tegoż czasu kometa świeciła z długim ogonem na zachód słońca, od którego
czasu aż dotychczas bydło padnie, tak dalece, że przez te lat kilkanaście ustawnie się ponawia zaraza, że i
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 218
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
nadwornemu koronnemu, i księdzu Sołtykowi, którzy radzili mi być u księcia kanclerza, a co od niego słyszeć będę, abym im uczynił relacją. Po długich tedy starosty piotrkowskiego solicytacjach, pojechałem z nim wieczorem do księcia kanclerza.
Stał wtenczas książę kanclerz w Błękitnym Pałacu księcia wojewody ruskiego, brata swego. Gdy tedy dojeżdżamy do tego pałacu, zaczął mi starosta piotrkowski perswadować, abym się z zupełną addykcją oświadczył dla księcia kanclerza, na co mu odpowiedziałem, że tego żadną miarą uczynić nie mogę, gdyż, zdesperowawszy o ubłaganiu księcia kanclerza, musiałem szukać dworskiej dla mnie protekcji, która że mi jest asekurowana i jam dał
nadwornemu koronnemu, i księdzu Sołtykowi, którzy radzili mi być u księcia kanclerza, a co od niego słyszeć będę, abym im uczynił relacją. Po długich tedy starosty piotrkowskiego solicytacjach, pojechałem z nim wieczorem do księcia kanclerza.
Stał wtenczas książę kanclerz w Błękitnym Pałacu księcia wojewody ruskiego, brata swego. Gdy tedy dojeżdżamy do tego pałacu, zaczął mi starosta piotrkowski perswadować, abym się z zupełną addykcją oświadczył dla księcia kanclerza, na co mu odpowiedziałem, że tego żadną miarą uczynić nie mogę, gdyż, zdesperowawszy o ubłaganiu księcia kanclerza, musiałem szukać dworskiej dla mnie protekcji, która że mi jest asekurowana i jam dał
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 459
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986