celu pracy zdatnej i pożytecznej, przecież nic nie robiąc pracują.
Nie mam śmiałości włożyć myślistwo w ten poczet niepotrzebnego zatrudnienia, żebym się niezdał przymawiać mojemu przyjacielowi, który od młodości wojnę zwierzętom wypowiedział, i wstępnym bojem z niemi walczy. Facjata stajni i psiarni jego ugina się pod zdobyczą nieprzyjacielską, i ledwo można dojrzeć kapitelów pod jeleniemi rogami. Na zbytek więc tylko polowania narzekam, i uczciwym takiego obywatelem ledwo się inaczej tytułować nie może, tylko Majstrem kunsztu Myśliwskiego.
Jazda konna najpożyteczniejszą jest zdrowia i czerstwości prezerwatywą. Z składu ciał naszych wnoszą Lekarze, iż ten rodzaj eksercytacyj ludziom najwłaściwszy. Sławny Doktor Sydenham napisał Księgę pod tytułem: Medicina
celu pracy zdatney y pożyteczney, przecież nic nie robiąc pracuią.
Nie mam śmiałości włożyć myślistwo w ten poczet niepotrzebnego zatrudnienia, żebym się niezdał przymawiać moiemu przyiacielowi, ktory od młodości woynę źwierzętom wypowiedział, y wstępnym boiem z niemi walczy. Facyata stayni y psiarni iego ugina się pod zdobyczą nieprzyiacielską, y ledwo można doyrzeć kapitelow pod ieleniemi rogami. Na zbytek więc tylko polowania narzekam, y ućzciwym takiego obywatelem ledwo się inaczey tytułować nie może, tylko Maystrem kunsztu Myśliwskiego.
Iazda konna naypożytecznieyszą iest zdrowia y czerstwości prezerwatywą. Z składu ciał naszych wnoszą Lekarze, iż ten rodzay exercytacyi ludziom naywłaściwszy. Sławny Doktor Sydenham napisał Xięgę pod tytułem: Medicina
Skrót tekstu: Monitor
Strona: 127
Tytuł:
Monitor na Rok Pański 1772
Autor:
Ignacy Krasicki
Drukarnia:
Wawrzyniec Mitzler de Kolof
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1772
Data wydania (nie wcześniej niż):
1772
Data wydania (nie później niż):
1772
której lata lub choroby wadzą. Przyznąm się mnim oto dbał/ choć tego masz siła/ Cnota Magnes/ do ciebie ta mię powabiła. Teraz plac/ teraz masz czas/ płacić mi nie chęci: Odległego w miłości mający w pamięci. Jeśli przykra tęsknica zafrasujeć głowę: Masz w ręku Gospodarskie zabawki domowe: Możesz nabiałów dojrzeć. Lecz iż lzejsza pono Cienkim wartkie osnujesz Jedwabiem wrzeciono. Lub Pacierz który miłszy Bogu przy kądzieli Zmowisz; niż maloważny odprawiać w pościeli. Na cóż słowa: Już wdrogę nieodmienną jadę/ W ręce Boskie wraz z tobą/ wszytko dobro kładę. Tym się ciesz/ iże wojna dokończyć się może/ Prędko w Ojczyźnie
ktorey láta lub choroby wádzą. Przyznąm się mnim oto dbał/ choć tego masz śiłá/ Cnotá Mágnes/ do ciebie tá mię powabiłá. Teraz plác/ teraz mász czás/ płáćić mi nie chęći: Odległego w miłośći máiący w pámięći. Ieśli przykra tęsknica záfrásuieć głowę: Masz w ręku Gospodárskie zabawki domowe: Możesz nabiałow doyrzeć. Lecz iż lzeysza pono Cienkim wartkie osnuiesz Iedwabiem wrzećiono. Lub Paćierz ktory miłszy Bogu przy kądźieli Zmowisz; niż máłoważny odprawiać w pośćieli. Ná cosz słowá: Iuż wdrogę nieodmięnną iádę/ W ręce Boskie wraz z tobą/ wszytko dobro kłádę. Tym się ćiesz/ iże woyná dokończyć się może/ Prędko w Oyczyźnie
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 183
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
być: Ostiarius ostium, non ostium custodit ostiarium, i dodaje Święty Augustyn. Za oddzwiernego musiemy samego Pana mieć. Kazał Pan otwierać, musiał sam, dla spokojniejszy swojej głowy, lepszego rządu, sam się dojzrzał, sam klucze trzymał, pod jego zawarciem, wszystko było. Nie leńcież się Panowie, sami się dojrzeć, nie leńcie się gospodarze klucze mieć w-ręku, oto w-samej Ekonomyj i gospodarstwie Chrystusowym, Chrystus u siebie klucznikiem. 2. PASTOR BONUS. Panie gdyby też powiedzieć, że choć nie dobrzy, przedcię są pasterze: i byś był jeden dobry, przedcię nie jeden pasterz. Odpowiada na tę trudność
bydź: Ostiarius ostium, non ostium custodit ostiarium, i dodáie Swięty Augustyn. Zá oddzwiernego muśiemy sámego Páná mieć. Kazał Pan otwieráć, musiał sąm, dla zpokoynieyszy swoiey głowy, lepszego rządu, sam się doyzrzał, sąm klucze trzymał, pod iego záwárćiem, wszystko było. Nie leńćież się Pánowie, sámi się doyrzeć, nie leńćie się gospodarze klucze mieć w-ręku, oto w-sámey Ekonomyi i gospodárstwie Chrystusowym, Christus v siebie klucznikiem. 2. PASTOR BONUS. Pánie gdyby też powiedźieć, że choć nie dobrzy, przedćię są pásterze: i byś był ieden dobry, przedćię nie ieden pásterz. Odpowiáda ná tę trudność
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 61
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
, bo by taka głowa, Chrystusowi nieprzystała. Będzie drugi jako oko, jako w-słońce w-Boga wlepiony, w-Niebo się zapatrujący, wszystek Bogo-widz Bogomyślny, to oko Chrystusowe, ale gdyby patrzało, raz na ziemię, drugi raz na niebo: nikomu łaskawym się nie chciało pokazać: do niczego dojrzeć, i takie oko nie byłoby Chrystusowi sposobne. Będzie pasterz jako ręka, karność trzyma, w-klubę bierze, ubogim dodaje, Budynki Kościelne buduje, Ręka to Chrystusowa, ale gdyby ta ręka nazbyt ściskać miała, wszystko wyżymać, o nie byłaby to ręka ciała Chrystusowego, dopieroż gdyby klunęła, puknęła
, bo by táka głowá, Chrystusowi nieprzystałá. Będźie drugi iáko oko, iáko w-słońce w-Bogá wlepiony, w-Niebo się zapátruiący, wszystek Bogo-widz Bogomyślny, to oko Chrystusowe, ále gdyby pátrzáło, ráz ná źiemię, drugi raz ná niebo: nikomu łáskáwym się nie chćiáło pokazáć: do niczego doyrzeć, i tákie oko nie byłoby Chrystusowi sposobne. Będźie pásterz iáko ręká, karność trzyma, w-klubę bierze, vbogim dodáie, Budynki Kośćielne buduie, Ręká to Chrystusowa, ále gdyby ta ręká názbyt ściskáć miáłá, wszystko wyżymáć, o nie byłáby to ręká ćiáłá Chrystusowego, dopieroż gdyby klunęłá, puknęłá
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 62
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
NIEDZ: PO WIELKIEJ NOCY. PIERWSZA CZĘSC.
1. UZDRAWIA Chrystus ŚLEPEGO, i pyta go, a widziszże? odpowiada, widzęć, ale dziwnie. Widzę ludzie, jako drzewa chodzące. Mógłby kto mówić, że człowiek, że ludzie, zdali się temu uzdrowionemu, z-Domu, Nieczuja, ale dojrzeć tego herbu w-nich nie mógł, tylko oczyma, od Chrystusa uzdrowionymi, tak zacny to widok, że nań potrzeba Cudownych oczu. 2. Tłumaczę to, według różnych wyrozumienia Pisma Świętego, co to jest, że ludzie są jako drzewa. Naprzód in sensu Anagogico albo w-wyrozumieniu do nieba należącym. Niebo Raj, ludzie
NIEDZ: PO WIELKIEY NOCY. PIERWSZA CZĘSC.
1. UZDRAWIA CHRISTUS ŚLEPEGO, i pyta go, á widziszże? odpowiáda, widzęć, ále dźiwnie. Widzę ludźie, iáko drzewá chodzące. Mogłby kto mowić, że człowiek, że ludźie, zdáli się tęmu uzdrowionęmu, z-Domu, Nieczuiá, ále doyrzeć tego herbu w-nich nie mogł, tylko oczymá, od Chrystusa uzdrowionymi, ták zacny to widok, że nań potrzebá Cudownych oczu. 2. Tłumáczę to, według rożnych wyrozumięnia Pismá Swiętego, co to iest, że ludźie są iáko drzewá. Náprzod in sensu Anagogico álbo w-wyrozumięniu do niebá należącym. Niebo Ray, ludźie
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 77
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
Grudnia, kiedy najmniejszy dzień, a noc największa bywa. ROZDZIAŁ I.
HORYZONT jest wielki Cyrkuł n. o. który przecina Sferę na dwie części równe, wyższą i niższą: takowy Horyzont nazywa się Astronomiczny: inny jest który się nazywa widoczny, a ten jest miejsce w około człowieka stojącego, jak tylko może okiem dojrzeć z jakiej wysokości. W każdym takowym Horyzoncie uważają się dwa punkta, jeden perpendykularnie nad głową każdego człowieka, i taki punkt na niebie nazywa się Zenit, drugi na przeciw pierwszemu jakoby pod nogami człowieka, i taki punkt na niebie imaginowany nazywa się Nadyr. Takowe Horyzonty odmieniają się każdego prawie momentu za ruszeniem się człowieka z
Grudnia, kiedy naymnieyszy dzień, a noc naywiększa bywa. ROZDZIAŁ I.
HORYZONT iest wielki Cyrkuł n. o. ktory przecina Sferę na dwie części rowne, wyższą y niższą: takowy Horyzont nazywa się Astronomiczny: inny iest ktory się nazywa widoczny, a ten iest mieysce w około człowieka stoiącego, iak tylko może okiem doyrzeć z iakiey wysokości. W każdym takowym Horyzoncie uważaią się dwa punkta, ieden perpendykularnie nad głową każdego człowieka, y taki punkt na niebie nazywa się Zenit, drugi na przeciw pierwszemu iakoby pod nogami człowieka, y taki punkt na niebie imaginowany nazywa się Nadyr. Takowe Horyzonty odmieniaią się każdego prawie momentu za ruszeniem się człowieka z
Skrót tekstu: SzybAtlas
Strona: 257
Tytuł:
Atlas dziecinny
Autor:
Dominik Szybiński
Drukarnia:
Michał Groell
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
astronomia, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1772
Data wydania (nie wcześniej niż):
1772
Data wydania (nie później niż):
1772
zniewalają, Wargi, które kolorem rubin przewyższają, I pierś alabastrowa, przy której się zdadzą I kaukazyjskie śniegi najczerniejszą sadzą, To wspominając, gdy łódź krzywa w swoim biegu Bystrej Wisły drugiego dopędziła brzegu, Trzykroć z serca westchnąwszy nad brzegiem w tej dobie, Trzykroć także oddałem niski ukłon tobie, Chociem cię nie mógł dojrzeć i dla odległości, I dla wilgotnych oczu od świeżej żałości. A potym wsiadszy na koń, gdym się w pole wydał, Do tęskliwej walety i tem słowa przydał: Ja odjeżdżam, a serce moje tu zostawa, O dziwna szczęścia nieludzkiego sprawa. Goram nędzny w kochaniu, a goram tym stałej, Im ten
zniewalają, Wargi, ktore kolorem rubin przewyższają, I pierś alabastrowa, przy ktorej się zdadzą I kaukazyjskie śniegi najczerniejszą sadzą, To wspominając, gdy łodź krzywa w swoim biegu Bystrej Wisły drugiego dopędziła brzegu, Trzykroć z serca westchnąwszy nad brzegiem w tej dobie, Trzykroć także oddałem nizki ukłon tobie, Chociem cię nie mogł dojrzeć i dla odległości, I dla wilgotnych oczu od świeżej żałości. A potym wsiadszy na koń, gdym się w pole wydał, Do teskliwej walety i tem słowa przydał: Ja odjeżdżam, a serce moje tu zostawa, O dziwna szczęścia nieludzkiego sprawa. Goram nędzny w kochaniu, a goram tym stałej, Im ten
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 231
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
Drobnych ząbków, co ten glans i tę białość mają, Że same uriańskie perły przewyższają. Szyja zbytnią białością, mogę to rzec śmiele, Przechodzi śnieg, co świeżo na Alpach się ściele.
Nuż owe z alabastru pagórki szczęśliwe, Których większą część kryją rąbki zazdrościwe, Że te roże, które z nich ślicznie wynikają, Dojrzeć swych kwiatów oka chciwemu nie dają: Ach kochane bulwerki, śliczne reweliny, Wyście skład pociech moich, wy skarbie jedyny. Lecz i tych, co przyczynę trosk mych ustawicznych Nie można tu nie wspomnieć rączek twoich ślicznych. Te kochane sponeczki, te wałki pieszczone, W gładką jasność przechodzą woski wybielone. O waby!
Drobnych ząbkow, co ten glans i tę białość mają, Że same uryańskie perły przewyższają. Szyja zbytnią białością, mogę to rzec śmiele, Przechodzi śnieg, co świeżo na Alpach się ściele.
Nuż owe z alabastru pagorki szczęśliwe, Ktorych większą część kryją rąbki zazdrościwe, Że te roże, ktore z nich ślicznie wynikają, Dojrzeć swych kwiatow oka chciwemu nie dają: Ach kochane bulwerki, śliczne reweliny, Wyście skład pociech moich, wy skarbie jedyny. Lecz i tych, co przyczynę trosk mych ustawicznych Nie można tu nie wspomnieć rączek twoich ślicznych. Te kochane sponeczki, te wałki pieszczone, W gładką jasność przechodzą woski wybielone. O waby!
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 237
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
mu się o Rafe, abo gdzie krzemienny Rozbić Szkopuł. Tym czasem na niebie zbawienny Polluks wznidzie aż zaraz burzą, te ukróci, I już zdesyerowane zdrowie drugim wróci. Tak się i nam widziało cośmy w-tej tam kniei Nie podobni żywota byli już nadziei; Ze on jeden przynamniej, gdy wszytkich w obłoku Tym nie dojrzeć, pierwszy się ustanowi w-kroku, Jako drugi Ścipio, i utrzyma zbiegi. Cóż? kiedy te wylały pełne barzo brzegi, Ze tym dalej uciekać przecież wolą drudzy: Choć mają się gdzie kupić, Prócz domowi Słudzy, A przyjaciół cokolwiek droge mu zajadą: I z tą dosyć strudzoną i małą gromadą Do
mu sie o Ráfe, abo gdźie krzemienny Rozbić Szkopuł. Tym czasem ná niebie zbawienny Pollux wznidźie áż zaraz burzą, te ukroći, I iuż zdesyerowáne zdrowie drugim wroći. Ták sie i nam widźiáło cośmy w-tey tam kniei Nie podobni żywotá byli iuż nadźiei; Ze on ieden przynámniey, gdy wszytkich w obłoku Tym nie doyrzeć, pierwszy sie ustanowi w-kroku, Iáko drugi Scipio, i utrzyma zbiegi. Coż? kiedy te wylały pełne barzo brzegi, Ze tym daley ućiekać przećiesz wolą drudzy: Choć máią sie gdźie kupić, Procz domowi Słudzy, A przyiaćioł cokolwiek droge mu zaiadą: I z tą dosyć strudzoną i małą gromadą Do
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 17
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
em, był synem Giedrojcia Rumuntowicza, książęcia lit., który między rodzoną bracią wziął udział swój we dwóch milach od Wilna aż po rzekę Dźwinę i zbudowawszy w sześciu milach od Wilna zamek, nazwał go od swego imienia Giedrojty, który i teraz Giedrojciami nazywają.
Już też wyżej poziomy mój dowcip i krótki wzrok wyższych początków dojrzeć nie może. Co język chwale domu i prawdzie poświęcony życzy, żeby honor do tego domu, ponieważ się z nim w jednejże książęcej kolebce rodził, coraz wyżej rosnąc i miłość osobliwszą zabrawszy do niego, to sprawił, aby Łąbędzięta jego po całej Litwie skrzydła swoje rozciągnęły, a na każdym krześle piórko jakie z tegoż
em, był synem Giedrojcia Rumuntowicza, książęcia lit., który między rodzoną bracią wziął udział swój we dwóch milach od Wilna aż po rzekę Dźwinę i zbudowawszy w sześciu milach od Wilna zamek, nazwał go od swego imienia Giedrojty, który i teraz Giedrojciami nazywają.
Już też wyżej poziomy mój dowcip i krótki wzrok wyższych początków dojrzeć nie może. Co język chwale domu i prawdzie poświęcony życzy, żeby honor do tego domu, ponieważ się z nim w jednejże książęcej kolebce rodził, coraz wyżej rosnąc i miłość osobliwszą zabrawszy do niego, to sprawił, aby Łąbędzięta jego po całej Litwie skrzydła swoje rozciągnęły, a na każdym krześle piórko jakie z tegoż
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 485
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986