. Zabity (że od podobieństwa zawziętego nie ostąpie) ptak od nie litościwego Strzelca albo od chytrego ptasznika w sidła pojmany/ albo od drugiego ptaka w pazury drapieżne na pokarm pojęty/ jeśli ptaszęta zostawił w gniazdzie: O w jakim miserne są niebezpieczeństwie? Jeśli głód nie zmorzy/ i z gniazda nie wyrzuci/ tedy kto dolezie i pozbiera; jeśli nie zbiorą/ albo łakomy Jastrząb napadnie/ albo bystrooki Sokół poje/ albo bujająca Kania wytępi: bronić się nie mogą/ chyba piskliwym głosem/ ratunku nie masz/ bo opiekun zginął. Toć się dzieje pod czas Interregnum z Synami Koronnemi/ nie litościwa śmierć zabija Pana/ Opiekuna i Ojca/
. Zábity (że od podobieństwá záwźiętego nie ostąpie) ptak od nie lutośćiwego Strzelcá álbo od chytrego ptaszniká w śidłá poimány/ álbo od drugiego ptaká w pázury drápieżne ná pokarm poięty/ ieśli ptaszętá zostáwił w gniazdźie: O w iákim miserne są niebeśpieczeństwie? Ieśli głod nie zmorzy/ y z gniazdá nie wyrzući/ tedy kto doleźie y pozbiera; ieśli nie zbiorą/ álbo łákomy Iástrząb nápadnie/ álbo bystrooki Sokoł poie/ álbo buiáiącá Kánia wytępi: bronić się nie mogą/ chybá pisklywym głosem/ rátunku nie mász/ bo opiekun zginął. Toć się dźieie pod czás Interregnum z Synámi Koronnemi/ nie lutośćiwa śmierć zábija Páná/ Opiekuná y Oycá/
Skrót tekstu: MijInter
Strona: 5
Tytuł:
Interregnum albo sieroctwo apostolskie
Autor:
Jacynt Mijakowski
Drukarnia:
Paweł Konrad
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1632
Data wydania (nie wcześniej niż):
1632
Data wydania (nie później niż):
1632
, nikomu pewnie nie uciecze. Jeśli też tu dni moich zegarek dociecze, Nikędybym, jako tu, nie marł tak szczęśliwie, Bo mnie Pan na zagonie zastanie przy żniwie. Niech sto wisi chorągwi nad drugim w kościele, Ze ztem szumnych nagrobków, gdzie mi moja ściele Cnota łoże, tam kości me dolezą całkiem; Brednia malarz i z swojej kitajki kawałkiem! Każ w majdanie szubieńcę na przykład narodom Postawić, niechaj wisi, kto zamyśla do dom!” To kiedy Lipski mówił, za szablę się trzymał, A oczy mu szczery Mars iskrzył i rozdymał. Jeszcze dobrze nie skończył, kiedy krzykną wszyscy, I co dalej namiotu
, nikomu pewnie nie uciecze. Jeśli też tu dni moich zegarek dociecze, Nikędybym, jako tu, nie marł tak szczęśliwie, Bo mnie Pan na zagonie zastanie przy żniwie. Niech sto wisi chorągwi nad drugim w kościele, Ze stem szumnych nagrobków, gdzie mi moja ściele Cnota łoże, tam kości me dolezą całkiem; Brednia malarz i z swojej kitajki kawałkiem! Każ w majdanie szubieńcę na przykład narodom Postawić, niechaj wisi, kto zamyśla do dom!” To kiedy Lipski mówił, za szablę się trzymał, A oczy mu szczery Mars iskrzył i rozdymał. Jeszcze dobrze nie skończył, kiedy krzykną wszyscy, I co dalej namiotu
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 236
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
dzwon słyszy – tej są mocy wici – wraca się albo drobnieje jak i ci),
121 dopieroż w radę, co by dalej czynić mieli z oną swą tak wielką imprezą. Lato na schyłku, trudno go przyczynić, zima zwyczajną zapadnie ich rezą, trudno żołnierzów posłusznych w czym winić, pewnie Dunaju potym nie dolezą, co dzień to ich mniej, będzie li tak dłużej, posną jak muchy, nie bici, od nuży.
122 Tak kiedy miesiąc pod słoneczną sferę wpadnie, trafia się, że i dwie godzinie niskiemu światu zaćmi jego cerę. Ale zaś skoro zbieży, skoro minie,
jakby w ciemnicy otworzeł kwaterę i o północy
dzwon słyszy – tej są mocy wici – wraca się albo drobnieje jak i ci),
121 dopieroż w radę, co by dalej czynić mieli z oną swą tak wielką imprezą. Lato na schyłku, trudno go przyczynić, zima zwyczajną zapadnie ich rezą, trudno żołnierzów posłusznych w czym winić, pewnie Dunaju potym nie dolezą, co dzień to ich mniej, będzie li tak dłużéj, posną jak muchy, nie bici, od nuży.
122 Tak kiedy miesiąc pod słoneczną sferę wpadnie, trafia się, że i dwie godzinie niskiemu światu zaćmi jego cerę. Ale zaś skoro zbieży, skoro minie,
jakby w ciemnicy otworzeł kwaterę i o północy
Skrót tekstu: PotMuzaKarp
Strona: 47
Tytuł:
Muza polska
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
panegiryki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Adam Karpiński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1996
czekał zrzucenia drabiny. Jam srodze drzała, czy z pociechy czy zbojaźni,tak dalece, żem aż na łoku swoim usieść musiała, wszytke pracą Klarynie zostawiwszy, która bardziej Rezolutka, niźlim o niej rozumiała, dobrze, haczki założywszy, drabinką na dół zrzuciła. Pilny był Arymant, i prędzej do wierzchu dolazł, niżelim się spodziewała. Wszedłszy oknem do izby, rzucił się przedemną na kolana, ani on do mnie , ani ja do niego nic nie mówiąc, nawet aby usiadł, powiedzieć mu nie mogłam. Klaryna tym czasem wciągnąwszy drabińkię, zamknęła okna, a potym przyszła patrzyć, co robiemy, a znalazłszy Kawalera
czekał zrzucenia drabiny. Iam srodze drzała, czy z poćiechy czy zboiáźni,ták dálece, żem aż ná łoku swoim uśieść muśiáłá, wszytke pracą Klárynie zostawiwszy, ktora bárdźiey Rezolutka, niźlim o niey rozumiáłá, dobrze, háczki żałożywszy, drabinką ná doł zrzućiłá. Pilny był Arymánt, y prędzy do wierzchu dolázł, niżelim się spodźiewáłá. Wszedłszy oknem do izby, rzućił się przedemną ná koláná, áni on do mnie , áni ia do niego nic nie mowiąc, náwet áby uśiadł, powiedźieć mu nie mogłam. Kláryná tym czásem wćiągnąwszy drabińkię, zamknęła okná, á potym przyszła patrzyć, co robiemy, á ználazłszy Káwalerá
Skrót tekstu: UrfeRubJanAwan
Strona: 33
Tytuł:
Awantura albo Historia światowe rewolucje i niestatecznego alternatę szczęścia zamykająca
Autor:
Honoré d'Urfé
Tłumacz:
Jan Karol Rubinkowski
Drukarnia:
Jan Ludwik Nicolai
Miejsce wydania:
Toruń
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1741
Data wydania (nie wcześniej niż):
1741
Data wydania (nie później niż):
1741