zdechłego.
Często i w polu bywa, że suchara Pogryższy tylko, drugi już jak mara Nie człowiek, ale straszydło człowiecze Ledwo się wlecze.
Rzucą się w wojsko choroby straszliwe, Aż i powietrze czasem zaraźliwe A to najbarziej w owe nieprzyjemne Pluty jesienne,
Że choć nie widzą i nieprzyjaciela, W kompucie się ich nie doliczy wiela, Że się i całe wojska choć próżnują Wszcząt zrujnują.
Zal srogi patrzać, gdy ich nie tak wiele Miecz srogi na swym bojowisku ściele, Jak pościnanych za oboz wyniosą Okrutną kosą.
Gdyś zdrów, a przyjdzieć jechać na podsłuchy, Choć cię wskroś prawie mroz przejmuje suchy, Choć cię deszcz z śniegiem
zdechłego.
Często i w polu bywa, że suchara Pogryższy tylko, drugi już jak mara Nie człowiek, ale straszydło człowiecze Ledwo się wlecze.
Rzucą się w wojsko choroby straszliwe, Aż i powietrze czasem zaraźliwe A to najbarziej w owe nieprzyjemne Pluty jesienne,
Że choć nie widzą i nieprzyjaciela, W kompucie się ich nie doliczy wiela, Że się i całe wojska choć prożnują Wszcząt zruinują.
Zal srogi patrzać, gdy ich nie tak wiele Miecz srogi na swym bojowisku ściele, Jak pościnanych za oboz wyniosą Okrutną kosą.
Gdyś zdrow, a przyjdzieć jechać na podsłuchy, Choć cię wskroś prawie mroz przejmuje suchy, Choć cię deszcz z śniegiem
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 342
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
krwi zdradzieckiej brodziły, Swej nie szczędziły.
Tyś dzieci swoich Wprzód odżałowała, Gdyś je pod straszne wojska posyłała. Szli, nie bali się wojsk całych pogoni W dziesiąciu koni.
Myśmyć tych gości na cześć zaprosili, Myśmy się z nimi najpierwej zwadzili, Gdzieśmy się i tej liczby w małej chwili Nie doliczyli.
Pod krzyżem twoim hufiec nasz szczęśliwy Boj pierwszy zawsze zaczynał straszliwy. On go i kończył jak przedtym z Rusinem, Tak z Moskwicinem.
Tyś od sióstr swoich wszytkich odbieżana Sama okryła wielkiego hetmana; Od twojej odniósł szczegolnej obrony Żywot zwątpiony.
Na tymże placu gdzieś mężnie stawała, Tameś się, matko nasza
krwi zdradzieckiej brodziły, Swej nie szczędziły.
Tyś dzieci swoich wprzod odżałowała, Gdyś je pod straszne wojska posyłała. Szli, nie bali się wojsk całych pogoni W dziesiąciu koni.
Myśmyć tych gości na cześć zaprosili, Myśmy się z nimi najpierwej zwadzili, Gdzieśmy się i tej liczby w małej chwili Nie doliczyli.
Pod krzyżem twoim hufiec nasz szczęśliwy Boj pierwszy zawsze zaczynał straszliwy. On go i kończył jak przedtym z Rusinem, Tak z Moskwicinem.
Tyś od siostr swoich wszytkich odbieżana Sama okryła wielkiego hetmana; Od twojej odniosł szczegolnej obrony Żywot zwątpiony.
Na tymże placu gdzieś mężnie stawała, Tameś się, matko nasza
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 358
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
capax subiectum szukałem, który by się tak wielkiego mógł podjąć dzieła. Mówiłem przeszło ze trzydziestą, którzy mi się zdawali potrzebniejszymi posłami, dawałem czerwonych złotych tysiąc, którem z kieszeni chciał liczyć; asekurowałem aż do trzech tysięcy czerwonych złotych, bom miał plenipotencyją na to, że je za dwie godziny doliczę.
Cnota niepotrzebna tych Ich Mciów i nadto poczciwości, jak mi się natenczas zdawało, do desperacji mnie przyprowadzała, kląłem ich, łajałem, beształem. Piąta godzina z rana bije, biegnę do cudownej Krucyfiks kaplicy, daję taler na Mszą Świętą, aby mi niebiosa pobłogosławiły znaleźć aby jednego poczciwego, który by
capax subiectum szukałem, który by się tak wielkiego mógł podjąć dzieła. Mówiłem przeszło ze trzydziestą, którzy mi się zdawali potrzebniejszymi posłami, dawałem czerwonych złotych tysiąc, którem z kieszeni chciał liczyć; assekurowałem aż do trzech tysięcy czerwonych złotych, bom miał plenipotencyją na to, że je za dwie godziny doliczę.
Cnota niepotrzebna tych Ich Mciów i nadto poczciwości, jak mi się natenczas zdawało, do desperacyi mnie przyprowadzała, kląłem ich, łajałem, beształem. Piąta godzina z rana bije, biegnę do cudownej Crucifix kaplicy, daję taler na Mszą Świętą, aby mi niebiosa pobłogosławiły znaleźć aby jednego poczciwego, który by
Skrót tekstu: KonSSpos
Strona: 151
Tytuł:
O skutecznym rad sposobie
Autor:
Stanisław Konarski
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1760 a 1763
Data wydania (nie wcześniej niż):
1760
Data wydania (nie później niż):
1763
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pisma wybrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Juliusz Nowak-Dłużewski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1955
prywatnemi zabawami czas się zwlókł.
Dnia tedy 20 rano byłem u św. Piotra. Tam, nabożeństwo odprawiwszy ad limina apostolorum Petri et Pauli, ut moris wszytkich przybyłych, chodziłem na kopułę kościoła. Kędy, nim na górę wznidzie trzeba pół dnia i nim znidzie czasu, ponieważ samych wschodów trzysta, a gradusów doliczyć się niepodobna.
Na kościele zaś jako w miasteczku zabłądzić może, 65v ponieważ też tam są budynki i chaty, kędy rzemieślnicy mieszkają, którzy assidue co do robienia circa basilicam mają.
Z tej kopuły wszytkie miasto jako na dłoni widać, siquidem super omnes turres eminet nad całym miastem, a że jest też i szeroka srodze
prywatnemi zabawami czas się zwlókł.
Dnia tedy 20 rano byłem u św. Piotra. Tam, nabożeństwo odprawiwszy ad limina apostolorum Petri et Pauli, ut moris wszytkich przybyłych, chodziłem na kopułę kościoła. Kędy, nim na górę wznidzie trzeba pół dnia i nim znidzie czasu, ponieważ samych wschodów trzysta, a gradusów doliczyć się niepodobna.
Na kościele zaś jako w miasteczku zabłądzić może, 65v ponieważ też tam są budynki i chaty, kędy rzemieśnicy mieszkają, którzy assidue co do robienia circa basilicam mają.
Z tej kopuły wszytkie miasto jako na dłoni widać, siquidem super omnes turres eminet nad całym miastem, a że jest też i szeroka srodze
Skrót tekstu: BillTDiar
Strona: 246
Tytuł:
Diariusz peregrynacji po Europie
Autor:
Teodor Billewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy podróży, pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1677 a 1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1678
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Marek Kunicki-Goldfinger
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Biblioteka Narodowa
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
Pokrowskiej gorze Ostrozka pomoc/ na ich przypsła skórze.
Bo lubo owych jak drew nasieczono/ Z Zbytych jednego tym nie nagrodzono: Droższa jest kropla krwie Szlacheckiej zawzdy. Niż nieprzyjaciół kopiec pełen każdy.
W tym towarzystwa poległo samego Boju osin dziesiąt/ tamże Smoleńskiego Sędziego/ z młodym Szemetem uspiono/ Wielu i inszych się nie doliczono.
Tamże i Gniewosz swój duch wylał z ciała/ Tych Moskwa bowiem trzech była pojmała. I wszystkich trzech też umorżyła razem: Lecz jako różną śmiercią/ tak żelazem.
z Wilczyńskiego w przód pasów narzezano/ I żywe serce z wnetrzności Wyrwano: Po tym do Woli go pokatowawszy: Wrzucili w wodę/ srodze skrepowawszy.
Pokrowskiey gorze Ostrozka pomoc/ ná ich przypsła skorze.
Bo lubo owych iák drew násiecżono/ Z Zbytych iednego tym nie nágrodzono: Droszsza iest kropla krwie Slacheckiey zawzdy. Niz nieprzyjáćioł kopiec pełen káżdy.
W tym towarzystwa poległo sámego Boiu osin dźiesiąt/ tamże Smolenskiego Sędźiego/ z młodym Sżemetem uspiono/ Wielu y inszych się nie doliczono.
Tamże y Gniewosz swoy duch wylał z ćiáła/ Tych Moskwa bowiem trzech była poimáła. Y wszystkich trzech też umorżyła rázem: Lecż iáko rozną smierćią/ ták zelázem.
z Wilcżynskiego w przod pásow nárzezáno/ Y zywe serce z wnetrznośći Wyrwáno: Po tym do Woli go pokatowawszy: Wrzućili w wodę/ srodze skrepowáwszy.
Skrót tekstu: ChełHWieść
Strona: B4
Tytuł:
Wieść z Moskwy
Autor:
Henryk Chełchowski
Drukarnia:
Franciszek Schnellboltz
Miejsce wydania:
Toruń
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
poematy epickie, relacje
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1634
Data wydania (nie wcześniej niż):
1634
Data wydania (nie później niż):
1634
to nasz inspektor zawiadował pieniędzmi. Oto już teraz próbuję przez Boratyniego i Gratę, aza się ci lepiej nadadzą. Obiecuje mi w tym usłużyć p. referendarz. Wyliczono już p. Boratyniemu w Warszawieultimis aprilispiętnaście tysięcy dobrymi bardzo pieniędzmi, a że mi się jeszcze więcej z tamtej komisji okroić ma, kazałem jeszcze doliczyć dwa tysiąca talerów, żeby było dwadzieścia jeden tysięcy; które pieniądze miałyby dojść Wci serca mego ostatnich dni maja albo pierwszychiunii. Te pieniądze wyliczają wszystko w talerach a czerwonych złotych. Piszesz Wć moje serce, że i sukni za co nie będzie wywieźć. Ja, dalibóg, nie wiem, co z tym
to nasz inspektor zawiadował pieniędzmi. Oto już teraz próbuję przez Boratyniego i Gratę, aza się ci lepiej nadadzą. Obiecuje mi w tym usłużyć p. referendarz. Wyliczono już p. Boratyniemu w Warszawieultimis aprilispiętnaście tysięcy dobrymi bardzo pieniędzmi, a że mi się jeszcze więcej z tamtej komisji okroić ma, kazałem jeszcze doliczyć dwa tysiąca talerów, żeby było dwadzieścia jeden tysięcy; które pieniądze miałyby dojść Wci serca mego ostatnich dni maja albo pierwszychiunii. Te pieniądze wyliczają wszystko w talerach a czerwonych złotych. Piszesz Wć moje serce, że i sukni za co nie będzie wywieźć. Ja, dalibóg, nie wiem, co z tym
Skrót tekstu: SobJListy
Strona: 307
Tytuł:
Listy do Marysieńki
Autor:
Jan Sobieski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1665 a 1683
Data wydania (nie wcześniej niż):
1665
Data wydania (nie później niż):
1683
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Czytelnik"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
, W kraj pusty, między dzikie wołoskie manowce. „Skąd żywność między zbójcy? Skąd się ma posilić Żołnierz, gdy się nie dadzą z obozu wychylić? Nie trzeba na nas Turków, dokuczy z zasadzki, Z swoimi opryszkami Wołoszyn Bernacki, Który wielekroć z nami z tamtę stronę Dniestru Igrał, nie mogliśmy się doliczyć z regiestru. Tedy tą garstką ludzi chcecie pobić Turki? Podobno na nich będziem zaglądać przez dziurki Z szańców, co to tak barzo hetman każe na nie, Póki zębów i suchar spleśniałych nam stanie. Kto ręczy, że Dniestr mostu z swych karków nie zrzuci, Nim się król z pospolitym ruszeniem ocuci, Nim się
, W kraj pusty, między dzikie wołoskie manowce. „Skąd żywność między zbójcy? Skąd się ma posilić Żołnierz, gdy się nie dadzą z obozu wychylić? Nie trzeba na nas Turków, dokuczy z zasadzki, Z swoimi opryszkami Wołoszyn Bernacki, Który wielekroć z nami z tamtę stronę Dniestru Igrał, nie mogliśmy się doliczyć z regiestru. Tedy tą garstką ludzi chcecie pobić Turki? Podobno na nich będziem zaglądać przez dziurki Z szańców, co to tak barzo hetman każe na nie, Póki zębów i suchar spleśniałych nam stanie. Kto ręczy, że Dniestr mostu z swych karków nie zrzuci, Nim się król z pospolitym ruszeniem ocuci, Nim się
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 72
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
im też dziwujemy wzajem, Jakim kształtem, jakim to dzieje się zwyczajem, Że w niebo nie przepadną, gdy od ziemie wiszą, O czym dziś siła naszy mędrekowie piszą, Co głowa to inaczej, wszyscy, wszyscy różnie, Że ziemię jak pieczenią obrócą na rożnie. Słońce w mecie posadzą; lecz gdzież się doliczy Rozum ludzki, sam mądry spraw Twych budowniczy?) Jeszcze się, mówię, gwiazdy na swych sferach gniotły, Gdy uderzyć pobudkę Osman każe w kotły; Oraz baszę i wszytkie obwieszcza wezyry, Ordom, na pewne miejsce zegnawszy jassyry, WOJNA CHOCIMSKA
Drogę sobie zajść każe, więc działa burzące I potrzeby gotować szturmom należące.
im też dziwujemy wzajem, Jakim kształtem, jakim to dzieje się zwyczajem, Że w niebo nie przepadną, gdy od ziemie wiszą, O czym dziś siła naszy mędrekowie piszą, Co głowa to inaczej, wszyscy, wszyscy różnie, Że ziemię jak pieczenią obrócą na rożnie. Słońce w mecie posadzą; lecz gdzież się doliczy Rozum ludzki, sam mądry spraw Twych budowniczy?) Jeszcze się, mówię, gwiazdy na swych sferach gniotły, Gdy uderzyć pobudkę Osman każe w kotły; Oraz baszę i wszytkie obwieszcza wezyry, Ordom, na pewne miejsce zegnawszy jassyry, WOJNA CHOCIMSKA
Drogę sobie zajść każe, więc działa burzące I potrzeby gotować szturmom należące.
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 287
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
ojca synami Kaina. 257 (D). O MAŁŻEŃSTWIE
Czemu, kiedy w małżeński stan wstępuje para, Młodzieniec się o pannę, a nie ta oń stara? Odpowiedam: jeżeli zgubionego srebra, Daleko więcej każdy człowiek szuka żebra: Bo tamto rzecz nabyta; lecz kogo skaliczy Natura, do śmierci się kości nie doliczy. Czyja szkoda, tego grzech: stąd nie jednę trzęsie Otrok dziewkę, kości swej szukając w jej mięsie. Cóż, kiedy żaden zguby, aż przez słowa księże, Chociażby jak najgłębiej macał, nie dosięże. I tam bywa omyłka, bo kto nie postrzeże, Wziąwszy nie wedle miary, z boku mu się rzeże
ojca synami Kaina. 257 (D). O MAŁŻEŃSTWIE
Czemu, kiedy w małżeński stan wstępuje para, Młodzieniec się o pannę, a nie ta oń stara? Odpowiedam: jeżeli zgubionego srebra, Daleko więcej każdy człowiek szuka ziebra: Bo tamto rzecz nabyta; lecz kogo skaliczy Natura, do śmierci się kości nie doliczy. Czyja szkoda, tego grzech: stąd nie jednę trzęsie Otrok dziewkę, kości swej szukając w jej mięsie. Cóż, kiedy żaden zguby, aż przez słowa księże, Chociażby jak najgłębiej macał, nie dosięże. I tam bywa omyłka, bo kto nie postrzeże, Wziąwszy nie wedle miary, z boku mu się rzeże
Skrót tekstu: PotFrasz2Kuk_II
Strona: 344
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część wtora
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Bałtycki stęka? Gdzie Czarnieckiego Marsowe pioruny, Których się ustrzec był to los Fortuny?
Żegnam cię, Słońce, Słońce me herbowe, Niech mię też umbry ogarną grobowe! Przyświecaj innym u mojego dołu, Nuż Feniks z mego wyniknie popiołu.”
Stanąwszy z trupem wszytkie u mogiły, Nie w czas się siostry swej nie doliczyły, Księżniczki pruskiej. Wtem z nich jedna rzecze: „Darmo jej szukać, ta się nas wyrzecze; O nasz paroksyzm ni ją głowa boli, Nałęczą złotą obwiązać ją woli; Gdy boli serce o nasze utraty, Królewskimi ją uwija szarłaty.” Rzekła, a drugie smutnym aparatem Złożyły ciało pod zimnym Karpatem, W
Bałtycki stęka? Gdzie Czarnieckiego Marsowe pioruny, Których się ustrzec był to los Fortuny?
Żegnam cię, Słońce, Słońce me herbowe, Niech mię też umbry ogarną grobowe! Przyświecaj innym u mojego dołu, Nuż Feniks z mego wyniknie popiołu.”
Stanąwszy z trupem wszytkie u mogiły, Nie w czas się siostry swej nie doliczyły, Księżniczki pruskiej. Wtem z nich jedna rzecze: „Darmo jej szukać, ta się nas wyrzecze; O nasz paroksyzm ni ją głowa boli, Nałęczą złotą obwiązać ją woli; Gdy boli serce o nasze utraty, Królewskimi ją uwija szarłaty.” Rzekła, a drugie smutnym aparatem Złożyły ciało pod zimnym Karpatem, W
Skrót tekstu: RudnPieśńBar_II
Strona: 474
Tytuł:
Pieśń postna nabożna o Koronie Polskiej
Autor:
Dominik Rudnicki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
nie wcześniej niż 1733
Data wydania (nie wcześniej niż):
1733
Data wydania (nie później niż):
1750
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965