kardynale księciu prymasie, sam dowiedziawszy się że za przeprawami to jest Bugiem, Narwią i Krą, rzekami, są saskie wojska i litewskie, poszedł osobą swoją na nich. Most na Bugu pod Okuninem zrobił, którego nieprzyjaciel nie przeszkadzał robić antagonista sas. Nocą tedy szedł, przeprawiwszy się za sasami uchodzącemi i Litwą 1^go^ Maii dopadł ich na Pułtowsku samym, zaraz wartę wyciął, wpadł w miasto, sasów napędził na most, którzy uciekając załamali się w rzekę z mostem. Feltmarschal Sztenhau uciekł, Bożena i Sempolda generałów ranionych żywcem wzięto. Sasów żywcem sześćset wzięto, drugie tyle trupem położono, oprócz potopionych. Wozy, konie, bagaże, prowianty zabrano
kardynale księciu prymasie, sam dowiedziawszy się że za przeprawami to jest Bugiem, Narwią i Krą, rzekami, są saskie wojska i litewskie, poszedł osobą swoją na nich. Most na Bugu pod Okuninem zrobił, którego nieprzyjaciel nie przeszkadzał robić antagonista sas. Nocą tedy szedł, przeprawiwszy się za sasami uchodzącemi i Litwą 1^go^ Maii dopadł ich na Pułtowsku samym, zaraz wartę wyciął, wpadł w miasto, sasów napędził na most, którzy uciekając załamali się w rzekę z mostem. Feltmarschal Sztenhau uciekł, Bozena i Sempolda generałów ranionych żywcem wzięto. Sasów żywcem sześćset wzięto, drugie tyle trupem położono, oprócz potopionych. Wozy, konie, bagaże, prowianty zabrano
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 220
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
N). TREFUNEK W ZWYCZAJ SIĘ OBRACA
Borzuj z Fedorem, mając coś na pinku, W sądeckim z sobą potkają się rynku. Więc skoro oba wspomnią sobie matki, Potną się kędyś niedaleko jatki. Tylko co w gębę ma Borzuj wziąć skosem, Umknął z nią chyżo, ale nie mógł z nosem: Źle ziemię dopadł, czy umyślnie z boku
Strzegł na to kondys, porwał go w rynsztoku. Chciał w skok cyrulik przyszywać go haftem, Gdyby pies chłopca nie uprzedził; a w tem Wypadszy z bliskiej przyjaciel gospody, Po rozlaniu krwie, radzi im do zgody. Stąd w zwyczaj poszło, gdy się ludzie wadzą, Tam się psi
N). TREFUNEK W ZWYCZAJ SIĘ OBRACA
Borzuj z Fedorem, mając coś na pinku, W sądeckim z sobą potkają się rynku. Więc skoro oba wspomnią sobie matki, Potną się kędyś niedaleko jatki. Tylko co w gębę ma Borzuj wziąć skosem, Umknął z nią chyżo, ale nie mógł z nosem: Źle ziemię dopadł, czy umyślnie z boku
Strzegł na to kondys, porwał go w rynsztoku. Chciał w skok cyrulik przyszywać go haftem, Gdyby pies chłopca nie uprzedził; a w tem Wypadszy z bliskiej przyjaciel gospody, Po rozlaniu krwie, radzi im do zgody. Stąd w zwyczaj poszło, gdy się ludzie wadzą, Tam się psi
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 45
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
trzewa Znowu, z drugiego boku zajechawszy z bliska; A ten przodem i zadem do góry się ciska. Hans nieborak, pistolet upuściwszy z ręku, Jedną grzywy, drugą się krzepko trzyma łęku; Ale gdy go za szyje weźmie na cięciwę, Gruchnie z freza, puściwszy i łęki, i grzywę. Ledwie że ziemie dopadł, ledwie się położył, A już go Kardasz węzłem ni raka strynożył I gdzie się ciała przykryć nie dało żelazu, Raz nahajską barbarą kładzie wedle razu. Maca tam, kędy miękcej, nie mija i czoła. Toż skoro się nadprzykrzy, Hans: „Fryt, fryt!” — nań woła. Kardasz
trzewa Znowu, z drugiego boku zajechawszy z bliska; A ten przodem i zadem do góry się ciska. Hans nieborak, pistolet upuściwszy z ręku, Jedną grzywy, drugą się krzepko trzyma łęku; Ale gdy go za szyje weźmie na cięciwę, Gruchnie z freza, puściwszy i łęki, i grzywę. Ledwie że ziemie dopadł, ledwie się położył, A już go Kardasz węzłem ni raka strynożył I gdzie się ciała przykryć nie dało żelazu, Raz nahajską barbarą kładzie wedle razu. Maca tam, kędy miękcej, nie mija i czoła. Toż skoro się nadprzykrzy, Hans: „Fryt, fryt!” — nań woła. Kardasz
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 372
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
wszystkim kłamca, w relacjach swoich o tej babie coraz inaczej i oczewiście kłamliwie powiedał, więc nie mogąc ułożyć sami planty kłamstwa i kalumnii, posłali tegoż Witanowskiego z jego relacjami do Warszawy do księcia kanclerza lit., który także kontent będąc z tejże relacji, a raczej okazji, że takiego kłamcę na honor nasz dopadł, lecz nie mogąc z kłamstw Witanowskiego nic podobnego do wiary ułożyć, dawszy coś temuż Witanowskiemu pro pretio iniquitatis, kazał mu wielki w tym sekret zachować i czekać na przyjazd swój po sejmie z Warszawy do Wołczyna.
Jednakże choć barzo obscure, począłem się dowiadywać o uknowanej jakiejsi wielkiej dla nas zemście i że
wszystkim kłamca, w relacjach swoich o tej babie coraz inaczej i oczewiście kłamliwie powiedał, więc nie mogąc ułożyć sami planty kłamstwa i kalumnii, posłali tegoż Witanowskiego z jego relacjami do Warszawy do księcia kanclerza lit., który także kontent będąc z tejże relacji, a raczej okazji, że takiego kłamcę na honor nasz dopadł, lecz nie mogąc z kłamstw Witanowskiego nic podobnego do wiary ułożyć, dawszy coś temuż Witanowskiemu pro pretio iniquitatis, kazał mu wielki w tym sekret zachować i czekać na przyjazd swój po sejmie z Warszawy do Wołczyna.
Jednakże choć barzo obscure, począłem się dowiadywać o uknowanej jakiejsi wielkiej dla nas zemście i że
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 423
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
tak z Turków, jako i Greków; konie mieli piękne i bardzo porządne i juczone, bo u Pohoyskiego znajdowało się czterdzieści i pięć tysięcy czerwonych, u Skałki czterdzieści i dwa tysięcy czerwonych złotych, u Podolskiego trzydzieści i dziewięć tysięcy czerwonych złotych, których takim sposobem dostali. Jak Wezyr widział przegraną, iż uchodzić musiał, dopadł do namiotu i kazawszy pootwierać sepety, krzyknął: „Bierz, kto co może" - tak i my to, co mamy, wzięliśmy, a potym zmówiliśmy się, że jako jesteśmy chrześcijanie, tak wrócimy się do chrześcijan. Sami byli przybrani dobrze, wszyscy trzech w pancerzach cudnych, bogatych i przednio dobrych
tak z Turków, jako i Greków; konie mieli piękne i bardzo porządne i juczone, bo u Pohoyskiego znajdowało się cztyrydzieści i pięć tysięcy czerwonych, u Skałki cztyrydzieści i dwa tysięcy czerwonych złotych, u Podolskiego trzydzieści i dziewięć tysięcy czerwonych złotych, których takim sposobem dostali. Jak Wezyr widział przegraną, iż uchodzić musiał, dopadł do namiotu i kazawszy pootwierać sepety, krzyknął: „Bierz, kto co może" - tak i my to, co mamy, wzięliśmy, a potym zmówiliśmy się, że jako jesteśmy chrześcijanie, tak wrócimy się do chrześcijan. Sami byli przybrani dobrze, wszyscy trzech w pancerzach cudnych, bogatych i przednio dobrych
Skrót tekstu: DyakDiar
Strona: 68
Tytuł:
Diariusz wiedeńskiej okazji
Autor:
Mikołaj Dyakowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki, relacje
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1717 a 1720
Data wydania (nie wcześniej niż):
1717
Data wydania (nie później niż):
1720
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Józef A. Kosiński, Józef Długosz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Ministerstwo Obrony Narodowej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
Cerkwi przez tamte pola, przyszło mi nocować przy jednej krynicy; tamże dawszy obrok watachowi i napoiwszy, układam się do spania. Ażci jakaś gadzina ku mnie — była jako wół czabański, na niskich barzo nogach, miała gębę jako chomąto, zębów nie znać. Że wieczór, chciała mię poźrzeć, lecz w skok dopadłem konia, a osiodławszy, skoczyłem; dragnie owa bestia za mną, niemal dwie mili biegła. Miasteczko tam jakieś było o kilku chałup. Pytałem, co to za bestia? Powiedziano mi, że to jest połoś, tak robak jadowity, że konia z chłopem połknie. Jakoż i mnie toż
Cerkwi przez tamte pola, przyszło mi nocować przy jednej krynicy; tamże dawszy obrok watachowi i napoiwszy, układam się do spania. Ażci jakaś gadzina ku mnie — była jako wół czabański, na niskich barzo nogach, miała gębę jako chomąto, zębów nie znać. Że wieczór, chciała mię poźrzeć, lecz w skok dopadłem konia, a osiodławszy, skoczyłem; dragnie owa bestya za mną, niemal dwie mili biegła. Miasteczko tam jakieś było o kilku chałup. Pytałem, co to za bestya? Powiedziano mi, że to jest połoś, tak robak jadowity, że konia z chłopem połknie. Jakoż i mnie toż
Skrót tekstu: NowSakBad
Strona: 327
Tytuł:
Sakwy
Autor:
Cadasylan Nowohracki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
nie wcześniej niż 1649
Data wydania (nie wcześniej niż):
1649
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
szlaków nie natrafił, tylko tę przyniósł wiadomość, że się tu potężnej ordy po odprawionym bajeranie spodziewać potrzeba.
Ks. Małachowski jezuita, który się był został przy praesidium w Soczawie, powracając do swoich granic, napadł na Wołochów, którzy go ze wszystkiego złupiwszy, nagiego i to dobrze potłuczonego ledwo żywo wypuścili; który przecie dopadł włości Turkułła, tam się obmył i wytknął sobie po tej łaźni, za co obtinuit coronam.
Posłowie województwa wileńskiego comparuerunt. 27 ejusdem
Po wczorajszej polowej agitacyjej król im. brał cum custodia lekarstwo w swoim szczupłym pokoiku, bo się w nim nad pięć osób zmieścić nie może. Królowa im. tylko sama z nim obiad
szlaków nie natrafił, tylko tę przyniósł wiadomość, że się tu potężnej ordy po odprawionym bajeranie spodziewać potrzeba.
Ks. Małachowski jezuita, który się był został przy praesidium w Soczawie, powracając do swoich granic, napadł na Wołochów, którzy go ze wszystkiego złupiwszy, nagiego i to dobrze potłuczonego ledwo żywo wypuścili; który przecie dopadł włości Turkułła, tam się obmył i wytknął sobie po tej łaźni, za co obtinuit coronam.
Posłowie województwa wileńskiego comparuerunt. 27 eiusdem
Po wczorajszej polowej agitacyjej król jm. brał cum custodia lekarstwo w swoim szczupłym pokoiku, bo się w nim nad pięć osób zmieścić nie może. Królowa jm. tylko sama z nim obiad
Skrót tekstu: SarPam
Strona: 36
Tytuł:
Pamiętnik z czasów Jana Sobieskiego
Autor:
Kazimierz Sarnecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1690 a 1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1690
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Woliński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1958
pracej snem beł obciążony, Stanął w pierwszej gospodzie, na którą trafili, Od Damaszku mniej jeszcze, niżli w równej mili; I z swojej się zwyczajnej zbroje rozebrawszy I siodła zdjąć i uzdy z konia rozkazawszy, Zamknął się sam w komnacie, w której rozebrany Położył się na łożu na sen pożądany.
CIX.
Ledwie dopadł pościeli, jako zmrużył oko I wszytek zmysł utopił we śnie tak głęboko, Że leniwi pilchowie twardziej nie sypiają I szczurcy snu głębszego nigdy nie miewają; Wtem chytra Orygilla i Martan do chłodu Na przechadzkę bliskiego poszli, do ogrodu I zdradę rozpoczęli, która u człowieka Nigdy w myśli nie była podobna od wieka. PIEŚŃ XVII
pracej snem beł obciążony, Stanął w pierwszej gospodzie, na którą trafili, Od Damaszku mniej jeszcze, niżli w równej mili; I z swojej się zwyczajnej zbroje rozebrawszy I siodła zdjąć i uzdy z konia rozkazawszy, Zamknął się sam w komnacie, w której rozebrany Położył się na łożu na sen pożądany.
CIX.
Ledwie dopadł pościeli, jako zmrużył oko I wszytek zmysł utopił we śnie tak głęboko, Że leniwi pilchowie twardziej nie sypiają I szczurcy snu głębszego nigdy nie miewają; Wtem chytra Orygilla i Martan do chłodu Na przechadzkę blizkiego poszli, do ogrodu I zdradę rozpoczęli, która u człowieka Nigdy w myśli nie była podobna od wieka. PIEŚŃ XVII
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 28
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
ostatek za miasto beł wyprowadzony Od gminu, który mniemał tak, że wypędzony Miał być stamtąd samem ich wrzaskiem i gwizdaniem, Którzy nie znając, kto beł tam, a wyli za niem.
CXXXV.
Ledwie co mu jeno z nóg żelazo i pęto I powrozy z obu rąk zdymować poczęto, Jak tarcz porwał i broni dopadł, którą pole Hojnie skropił i suche ponapawał role. Nie miał oszczepów ani mieczów przeciw sobie, Bo bezbronne pospólstwo biegło w onej dobie. - Alem nazbyt przedłużył, przeto pieśni skrócę, A w drugiej się do tejże historyjej wrócę.
KONIEC PIEŚNI SIEDMNASTEJ PIEŚŃ OŚMNASTA. ARGUMENT. Mści się swej zelżywości Gryfon zawołany
ostatek za miasto beł wyprowadzony Od gminu, który mniemał tak, że wypędzony Miał być stamtąd samem ich wrzaskiem i gwizdaniem, Którzy nie znając, kto beł tam, a wyli za niem.
CXXXV.
Ledwie co mu jeno z nóg żelazo i pęto I powrozy z obu rąk zdymować poczęto, Jak tarcz porwał i broni dopadł, którą pole Hojnie skropił i suche ponapawał role. Nie miał oszczepów ani mieczów przeciw sobie, Bo bezbronne pospólstwo biegło w onej dobie. - Alem nazbyt przedłużył, przeto pieśni skrócę, A w drugiej się do tejże historyej wrócę.
KONIEC PIEŚNI SIEDMNASTEJ PIEŚŃ OŚMNASTA. ARGUMENT. Mści się swej zelżywości Gryfon zawołany
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 35
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
i lud wszytek jego, Zbity, musiał ustąpić do miasta swojego.
V.
Szkapa, który diabła miał jeszcze w swojem boku, W tak zapędzonem poniósł Doralikę skoku, Iż go rzeka gwałtowna, las, przekop szeroki Nie hamuje; wyniósł ją prawie pod obłoki. A pierwej nie zawściągnął polotnego biegu, Aż Sekwany głębokiej dopadł rączy brzegu, Minął wojska francuskie, hetmana szockiego I stanął przy namiocie króla granackiego. PIEŚŃ XXVII.
VI.
Mandrykard z królem z Sarce długo ją gonili Dnia onego, ale cóż, gdy nic nie sprawili. Ledwie z daleka, ledwie tył sam upatrują, Potem cień konia i jej sobie ukazują. Nakoniec w
i lud wszytek jego, Zbity, musiał ustąpić do miasta swojego.
V.
Szkapa, który djabła miał jeszcze w swojem boku, W tak zapędzonem poniósł Doralikę skoku, Iż go rzeka gwałtowna, las, przekop szeroki Nie hamuje; wyniósł ją prawie pod obłoki. A pierwej nie zawściągnął polotnego biegu, Aż Sekwany głębokiej dopadł rączy brzegu, Minął wojska francuskie, hetmana szockiego I stanął przy namiocie króla granackiego. PIEŚŃ XXVII.
VI.
Mandrykard z królem z Sarce długo ją gonili Dnia onego, ale cóż, gdy nic nie sprawili. Ledwie z daleka, ledwie tył sam upatrują, Potem cień konia i jej sobie ukazują. Nakoniec w
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 321
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905