na dary konia skrzydlatego Wspomnicie i potomka jego dropiatego, Który choć skrzydeł nie miał, ale jego biegi Takie, że na dopiero przyproszone śniegi Wypadszy, tak po wierzchu rącze zbierał nogi, Że po sobie najmniejszej nie zostawił drogi. Mógł i po zrzałym zbożu biegać niewściągniony A kłos lotnym kopytem żaden nieruszony. Gdy też położonego dopadał zakładu, Na nieruszonym piasku nie znać było śladu. Na wodę co dziwniejsza nieraz zapędzony Zabiegł staje i drugie rówien nieścignionej Łodzi i zasię w tymże locie się wróciwszy Upadał na brzeg, ledwo co kuty omoczywszy. Co się na nim nabiło wilków, co rogaczów, Co odyńców bez sieci, bez psów i bez szczwaczów
na dary konia skrzydlatego Wspomnicie i potomka jego dropiatego, Ktory choć skrzydeł nie miał, ale jego biegi Takie, że na dopiero przyproszone śniegi Wypadszy, tak po wierzchu rącze zbierał nogi, Że po sobie najmniejszej nie zostawił drogi. Mogł i po zrzałym zbożu biegać niewściągniony A kłos lotnym kopytem żaden nieruszony. Gdy też położonego dopadał zakładu, Na nieruszonym piasku nie znać było śladu. Na wodę co dziwniejsza nieraz zapędzony Zabiegł staje i drugie rowien nieścignionej Łodzi i zasię w tymże locie się wrociwszy Upadał na brzeg, ledwo co kuty omoczywszy. Co się na nim nabiło wilkow, co rogaczow, Co odyńcow bez sieci, bez psow i bez szczwaczow
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 453
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
golec, Wżdy przed najmniejszą zwadą wprzód idzie na stolec: Tak go czyście natura haruje kolerą, Czego by ledwie doktor dokazał krysterą. Tak jednym podczas gniewu, drugim podczas strachu, Choć różne afekcyje, gówno na szylwachu. Bonasus dziki to zwierz; ten, psów widząc siłu, Ucieka, a gdy mu już dopadają tyłu, Puszcza gnój, jako mogą gorące być wary: Tym i charty, i rącze stanowi ogary. Wierę, szkoda i tobie darmo zbywać gnoju, I coć ma strzec parobek tyłu podczas boju, Ponieważ cię natura chciała mieć bonazem, Tu sraj, mając gotowy, a tam rąb żelazem. Bierz na nieprzyjacioły
golec, Wżdy przed najmniejszą zwadą wprzód idzie na stolec: Tak go czyście natura haruje kolerą, Czego by ledwie doktor dokazał krysterą. Tak jednym podczas gniewu, drugim podczas strachu, Choć różne afekcyje, gówno na szylwachu. Bonasus dziki to zwierz; ten, psów widząc siłu, Ucieka, a gdy mu już dopadają tyłu, Puszcza gnój, jako mogą gorące być wary: Tym i charty, i rącze stanowi ogary. Wierę, szkoda i tobie darmo zbywać gnoju, I coć ma strzec parobek tyłu podczas boju, Ponieważ cię natura chciała mieć bonazem, Tu sraj, mając gotowy, a tam rąb żelazem. Bierz na nieprzyjacioły
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 403
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
jej kęs zajźrzał z hełmu ukazanej, Poznał, że ta jest właśnie, której raz straszliwy Zadał i którą zabić chce olbrzym złośliwy. Zaczem z gęstwy, w której stał, wielkiem pędem skoczy I z dobytą mu szablą śmiele idzie w oczy; Ale on o bój nie dba i tuż przy Rugierze, Gdy go dopadał, dziewkę ogłuszoną bierze.
XX.
I na ramię ją sobie kładzie w onem czesie I tak, jako wilk owcę, na sobie ją niesie, Albo tak, jako sokół czyni gołębiowi, Gdy go niesie w paznogciach, kiedy się obłowi. Widząc Rugier, że wszytko na prędkiej należy Pomocy, ile może, za
jej kęs zajźrzał z hełmu ukazanej, Poznał, że ta jest właśnie, której raz straszliwy Zadał i którą zabić chce olbrzym złośliwy. Zaczem z gęstwy, w której stał, wielkiem pędem skoczy I z dobytą mu szablą śmiele idzie w oczy; Ale on o bój nie dba i tuż przy Rugierze, Gdy go dopadał, dziewkę ogłuszoną bierze.
XX.
I na ramię ją sobie kładzie w onem czesie I tak, jako wilk owcę, na sobie ją niesie, Albo tak, jako sokół czyni gołębiowi, Gdy go niesie w paznogciach, kiedy się obłowi. Widząc Rugier, że wszytko na prędkiej należy Pomocy, ile może, za
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 231
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
się raduje, Jeśli blisko, jeśli jest daleko, poczuje”.
LXXVIII.
Tak sobie rozmyślając, usłyszy głos nowy, O pomoc wołający, własny Rugierowy. W temże czasie widzi go, że wodze koniowi Wypuszcza i ucieka prosto ku dworowi, A srodzy olbrzymowie oba go ścigają W pełnem biegu i już go prawie dopadają. Bradamanta za niemi rączo poganiała, Aż do sczarowanego pałacu wjechała.
LXXIX.
Skoro była za bramą, jako inszy, wpadła W zwyczajny błąd i z konia ukwapliwa zsiadła. Potem gmachy i górne i dólne zbiegała I wewnątrz go i wkoło po dworze szukała, Nie przestawając nigdy i we dnie i w nocy. A
się raduje, Jeśli blizko, jeśli jest daleko, poczuje”.
LXXVIII.
Tak sobie rozmyślając, usłyszy głos nowy, O pomoc wołający, własny Rugierowy. W temże czasie widzi go, że wodze koniowi Wypuszcza i ucieka prosto ku dworowi, A srodzy olbrzymowie oba go ścigają W pełnem biegu i już go prawie dopadają. Bradamanta za niemi rączo poganiała, Aż do sczarowanego pałacu wjechała.
LXXIX.
Skoro była za bramą, jako inszy, wpadła W zwyczajny błąd i z konia ukwapliwa zsiadła. Potem gmachy i górne i dólne zbiegała I wewnątrz go i wkoło po dworze szukała, Nie przestawając nigdy i we dnie i w nocy. A
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 293
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
nie poruszona, kiedy się waliła W-gruncie swoim; jaki tam rumor byl i wrzawa, Kiedy drudzy, niewiedząc co nawet za sprawa, Z-Quater swych i stanowisk gwałtownie się rwali. Ci Zbroje, ci Kopie, o ziemie rzucali, Owi ze snu porwani, co komu do reku, Ten konia, ten dopadał Szable, uzdy, łeku, Wozy, ranne, chore wszytkie porzuciwszy, A prócz zdrowia nadzieje nogom powierzywszy. Gdzie cokolwiek Fortuny i dostatków miała Polska wszytka, nikczemnie na szrot to wydała Chłopom swoim co dawnej ozdoby, i kwiatu, Marnie oraz straciła ku pamiętnej Światu Swej sromocie. A to tym na czas zatrzymali Krótki
nie poruszona, kiedy sie waliła W-grunćie swoim; iaki tam rumor byl i wrzáwá, Kiedy drudzy, niewiedząc co nawet za sprawá, Z-Quater swych i stanowisk gwałtownie sie rwali. Ci Zbroie, ći Kopie, o źiemie rzucali, Owi ze snu porwani, co komu do reku, Ten konia, ten dopadał Száble, uzdy, łeku, Wozy, ranne, chore wszytkie porzućiwszy, A procz zdrowia nadźieie nogom powierzywszy. Gdźie cokolwiek Fortuny i dostátkow miała Polská wszytka, nikczemnie na szrot to wydałá Chłopom swoim co dawney ozdoby, i kwiatu, Márnie oraz straćiłá ku pamietney Świátu Swey sromoćie. A to tym na czas zatrzymali Krotki
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 32
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
je przybiera/ Twórce ich upatrując. Toż jako zaś święta Cererzyne nastaną/ młode jej jagnięta W kościele ofiarujem/ i zioła pachniące Stąd tu blisko. W tym z sobą tak rozmawiające Psi potrwożą straśliwie oraz zaszczekawszy/ Wypadną tu Pasterze/ i owe porwawszy Swe armaty/ coś pojżrzą ali Lampart srogi Trzód ich już już dopada/ które znagłej trwogi Pierzchną ku swym koszarom. Więc pierwej go psimi Obrotami stanowiąc/ owże przed drugimi Wydawszy się Danteo/ tak go w łeb dosięże Szybko z proce/ że trupem zarazem polęże; I ani drgnie nogami: którym się obłowem Wlekąc go rozciągnionym po ziemi tułowem Pisząc przed Paskwaliną; kiedy ona blisko Znowu
ie przybiera/ Tworce ich vpátruiąc. Toż iáko záś świętá Cererzyne nástáną/ młode iey iágniętá W kościele ofiáruiem/ y ziołá pachniące Ztąd tu blisko. W tym z sobą ták rozmáwiáiące Pśi potrwożą stráśliwie oraz zászczekawszy/ Wypádną tu Pásterze/ y owe porwawszy Swe ármaty/ coś poyżrzą áli Lámpárt srogi Trzod ich iuż iuż dopada/ ktore znagłey trwogi Pierzchną ku swym koszárom. Więc pierwey go psimi Obrotámi stánowiąc/ owże przed drugimi Wydawszy się Dántheo/ ták go w łeb dosięże Szybko z proce/ że trupem zárázem polęże; Y áni drgnie nogámi: ktorym się obłowem Wlekąc go rościągnionym po ziemi tułowem Pisząc przed Pasqualiną; kiedy oná blisko Znowu
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 61
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
serce do niego Skłoniła, pała gniewem, boju chce krwawego. Żal jej, iż sama jedna w pokoju została, Drugich, nie dobywając broni, rozwadzała. Do Mandrykarda rączo na swem koniu skoczy I dużo w łeb trafi go, właśnie między oczy.
CXIX.
Rodomont za Rugierem bieży zapalczywy I już, już go dopadał Frontyn, co biegł chciwy. Postrzegł Wiwian zaraz i Ryciardyn młody, Iż niefortunny Rugier nie ujdzie przygody; Rzucą się: Rodomonta ten porwie zjadłego, Drugi swą broń podaje własną w ręce jego. On też z lekka do siebie tem czasem przychodzi I rozdrażniony, krwawe igrzysko zwieść godzi.
CXX.
Ledwie przyszedł do siebie
serce do niego Skłoniła, pała gniewem, boju chce krwawego. Żal jej, iż sama jedna w pokoju została, Drugich, nie dobywając broni, rozwadzała. Do Mandrykarda rączo na swem koniu skoczy I dużo w łeb trafi go, właśnie między oczy.
CXIX.
Rodomont za Rugierem bieży zapalczywy I już, już go dopadał Frontyn, co biegł chciwy. Postrzegł Wiwian zaraz i Ryciardyn młody, Iż niefortunny Rugier nie ujdzie przygody; Rzucą się: Rodomonta ten porwie zjadłego, Drugi swą broń podaje własną w ręce jego. On też z lekka do siebie tem czasem przychodzi I rozdrażniony, krwawe igrzysko zwieść godzi.
CXX.
Ledwie przyszedł do siebie
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 315
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
utopiły”. PIEŚŃ XXIX.
XLVI.
Raz tą drugi raz ową chwyta go za boki Ręką i grabie objął niemi grzbiet szeroki; Kolana swe pod jego podkłada golenie: Chce to wziąć sztuką, czego ostatnie silenie Mieć nie może; tak niedźwiedź, kiedy z barci spada, Rozjadszy się, to szarpie, to naprzód dopada, Bieży z rykiem do drzewa, które go zrzuciło, Gryzie, zęby w niem topi, jakby winne było.
XLVII.
Orland, co pozbeł cale rozumu swojego, Samych tylko zażywa sił swych na moc jego, Sił, co je żaden albo rzadki zrównał kiedy U pogan, u chrześcijan, w inszych krajach wszędy
utopiły”. PIEŚŃ XXIX.
XLVI.
Raz tą drugi raz ową chwyta go za boki Ręką i grabie objął niemi grzbiet szeroki; Kolana swe pod jego podkłada golenie: Chce to wziąć sztuką, czego ostatnie silenie Mieć nie może; tak niedźwiedź, kiedy z barci spada, Rozjadszy się, to szarpie, to naprzód dopada, Bieży z rykiem do drzewa, które go zrzuciło, Gryzie, zęby w niem topi, jakby winne było.
XLVII.
Orland, co pozbeł cale rozumu swojego, Samych tylko zażywa sił swych na moc jego, Sił, co je żaden albo rzadki zrównał kiedy U pogan, u chrześcijan, w inszych krajach wszędy
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 395
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
kopytami sieje.
LXVII.
Nie wątpię jednak, radzić ona umie sobie, Pełna chytrości, figlów w tysiącznym sposobie; Raczej do grabie znowu wróćmy się głupiego, Co wściekłem ogniem pała z gniewu okrutnego. Widzi, iż w żywe oczy zginęła nadobna Angelika ani jej naleźć rzecz podobna; Udaje się za koniem i już go dopada, Trzyma za wodze, jednem skokiem w siodło wsiada.
LXVIII.
Takiej jest, dostawszy go, szaleniec radości, Jakby pannę pojmał najwiętszej piękności; Grzywę głaszcze, przekłada, wodzy poprawuje, Śmieje się z serca, wczesne siedzenie smakuje; A potem mu wypuszcza i wiele mil jedzie Dniem, nocą ustawicznie, ani z
kopytami sieje.
LXVII.
Nie wątpię jednak, radzić ona umie sobie, Pełna chytrości, figlów w tysiącznym sposobie; Raczej do grabie znowu wróćmy się głupiego, Co wściekłem ogniem pała z gniewu okrutnego. Widzi, iż w żywe oczy zginęła nadobna Angelika ani jej naleźć rzecz podobna; Udaje się za koniem i już go dopada, Trzyma za wodze, jednem skokiem w siodło wsiada.
LXVIII.
Takiej jest, dostawszy go, szaleniec radości, Jakby pannę poimał najwiętszej piękności; Grzywę głaszcze, przekłada, wodzy poprawuje, Śmieje się z serca, wczesne siedzenie smakuje; A potem mu wypuszcza i wiele mil jedzie Dniem, nocą ustawicznie, ani z
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 400
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
nie pobożny. Skępiec, kutwa, sknera, Żadnej cnoty: obłuda z oczu patrzy szczera. Przyjdzie czas, skoro ze psa rysie zlezą cynki, I objawi dalekie od serca uczynki. 301. LEKARZU, ULECZ SAMEGO SIEBIE NA TOŻ CZWARTY RAZ
Sam jawną kurwę mając, przestrzega sąsiada Przyjaciel dobry, że mu ktoś żony dopada; Przestrzega, sam nie wiedząc, co się w domu dzieje, Drugiego, że mu kradną spiżarnią złodzieje. Choć obojga nie było, uczy go sposobu, Jako podejść złodzieja i gamrata, obu. Dziękuje za przestrogę ów przy tym przysłowiu: Naprzód by lekarzowi o swym radzić zdrowiu. 302. DLA POŁCIA STRACIŁ KONIA
nie pobożny. Skępiec, kutwa, sknera, Żadnej cnoty: obłuda z oczu patrzy szczera. Przyjdzie czas, skoro ze psa rysie zlezą cynki, I objawi dalekie od serca uczynki. 301. LEKARZU, ULECZ SAMEGO SIEBIE NA TOŻ CZWARTY RAZ
Sam jawną kurwę mając, przestrzega sąsiada Przyjaciel dobry, że mu ktoś żony dopada; Przestrzega, sam nie wiedząc, co się w domu dzieje, Drugiego, że mu kradną spiżarnią złodzieje. Choć obojga nie było, uczy go sposobu, Jako podejść złodzieja i gamrata, obu. Dziękuje za przestrogę ów przy tym przysłowiu: Naprzód by lekarzowi o swym radzić zdrowiu. 302. DLA POŁCIA STRACIŁ KONIA
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 175
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987