, wozy i cały rynsztunek (A był tam tego nie podły szacunek) I wszytko co miał stracił a sam zdrowy Został; szczęśliwy okup takiej głowy! I znowu kiedy tenże ślizkiej wiary Rusin i z tymiż nastąpił Tatary, Choć w słabym barzo natenczas swym zdrowiu, Przecię ojczyźnie służyć pogotowiu, Konia nie mogąc dosieść, aż na wozie Stawił się przecię w królewskim obozie. Tam grzmot żelaza, strzał i kul hałasy I obozowe wytrwawszy niewczasy Nie Wprzód do progów domowych obrócił, Aż gdy wielki król pogaństwo okrocił. Wrócił się zdrowo, bez szwanku, bez szkody, Bo go we wszytkie razy i przygody, Żeby w opiece boskiej został
, wozy i cały rynsztunek (A był tam tego nie podły szacunek) I wszytko co miał stracił a sam zdrowy Został; szczęśliwy okup takiej głowy! I znowu kiedy tenże ślizkiej wiary Rusin i z tymiż nastąpił Tatary, Choć w słabym barzo natenczas swym zdrowiu, Przecię ojczyźnie służyć pogotowiu, Konia nie mogąc dosieść, aż na wozie Stawił się przecię w krolewskim obozie. Tam grzmot żelaza, strzał i kul hałasy I obozowe wytrwawszy niewczasy Nie wprzod do progow domowych obrocił, Aż gdy wielki krol pogaństwo okrocił. Wrocił się zdrowo, bez szwanku, bez szkody, Bo go we wszytkie razy i przygody, Żeby w opiece boskiej został
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 426
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
swoich, kędy się mieszali, Sekundowali
Tak natarczywie i tak wściekle prawie, Widząc, że giną, a chcąc umrzeć w sławie, Że niestatecznej fortuny igrzysko Już było blisko,
Gdyby był wódz nasz i z litewskim drugim, Równym do wiecznej sławy idąc cugiem, Widząc, gdzie nasze nachylone rzeczy, Nie dał odsieczy.
Dosiadszy konia, tam gdzie lud zmieszany Ledwie już trzymał krok przed bisurmany, Przywiodł tam mężnie zbrojną husarią, Gdzie naszych biją.
Pac zaś, wódz wielki, wychowaniec prawy Marsa srogiego, widząc takiej sławy Otwarte pole, jak piorun z obłoku Spadł na nich z boku.
Dopiero, gdy się żołnierz włamał zbrojny, Tam się
swoich, kędy się mieszali, Sekundowali
Tak natarczywie i tak wściekle prawie, Widząc, że giną, a chcąc umrzeć w sławie, Że niestatecznej fortuny igrzysko Już było blizko,
Gdyby był wodz nasz i z litewskim drugim, Rownym do wiecznej sławy idąc cugiem, Widząc, gdzie nasze nachylone rzeczy, Nie dał odsieczy.
Dosiadszy konia, tam gdzie lud zmieszany Ledwie już trzymał krok przed bisurmany, Przywiodł tam mężnie zbrojną husaryą, Gdzie naszych biją.
Pac zaś, wodz wielki, wychowaniec prawy Marsa srogiego, widząc takiej sławy Otwarte pole, jak piorun z obłoku Spadł na nich z boku.
Dopiero, gdy się żołnierz włamał zbrojny, Tam się
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 489
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
nazwać siebie, Kto ten klejnot, fortuno, zasłuży u ciebie. Jakoby też pół świata razem pohołdował, Abo szerokim państwom prawa ustawował. 757. Na rog w kabacie.
Czyli tu karacena, czy pancerz zaszyty, Czyli afrykańskiego żółwia rog niezbity, Że śliczne alabastry przed ciekawym okiem Kryje ani ich bystrym nie da dosiądź wzrokiem, Niech pancerze rdza skazi, niech rogi pogniją, Że tak wdzięczne pieścidło oczom naszym kryją. 758. Do Anny nieoszacowanej
Najśliczniejsza ze wszech Anno Jedyna moja Dianno, Jak Kochanowskiego ona Dorota nieprzeplacona; Tak ty z panny porównana Jesteś nieoszacowana. Jako pierścień bez kamienia Drogiego nie wart imienia, Jak ogrod bez swych kwiatów
nazwać siebie, Kto ten klejnot, fortuno, zasłuży u ciebie. Jakoby też poł świata razem pohołdował, Abo szyrokim państwom prawa ustawował. 757. Na rog w kabacie.
Czyli tu karacena, czy pancerz zaszyty, Czyli afrykańskiego żołwia rog niezbity, Że śliczne alabastry przed ciekawym okiem Kryje ani ich bystrym nie da dosiądź wzrokiem, Niech pancerze rdza skazi, niech rogi pogniją, Że tak wdzięczne pieścidło oczom naszym kryją. 758. Do Anny nieoszacowanej
Najśliczniejsza ze wszech Anno Jedyna moja Dyanno, Jak Kochanowskiego ona Dorota nieprzeplacona; Tak ty z panny porownana Jesteś nieoszacowana. Jako pierścień bez kamienia Drogiego nie wart imienia, Jak ogrod bez swych kwiatow
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 228
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
. Czego ty wdzięczen będąc, większych po niej rzeczy Nie chciej, bowiem ta zbytnia skrzętność jest nic grzeczy. I choć widzę, żebyś rad o tym spor wiodł ze mną, Czemu k tobie nie pała miłością wzajemną, Wiem jednak, że masz od niej to, czegoby drugi Przez największe nie mógłby dosiądź swe usługi. Nawet i teraz widząc twoje odwrócone Serce od siebie, rożnie myśli utrapione Obraca i ledwie byś pono wierzył temu, Jak się psować pozwala frasunku ciężkiemu. Przetoż radzę, żebyś jej łagodnymi słowy Ten tak ciężki frasunek prędko wybił z głowy, Żeby ta między wami przyjaźń rozerwana Mocniejszym odtąd była węzłem
. Czego ty wdzięczen będąc, większych po niej rzeczy Nie chciej, bowiem ta zbytnia skrzętność jest nic grzeczy. I choć widzę, żebyś rad o tym spor wiodł ze mną, Czemu k tobie nie pała miłością wzajemną, Wiem jednak, że masz od niej to, czegoby drugi Przez największe nie mogłby dosiądź swe usługi. Nawet i teraz widząc twoje odwrocone Serce od siebie, rożnie myśli utrapione Obraca i ledwie byś pono wierzył temu, Jak się psować pozwala frasunku ciężkiemu. Przetoż radzę, żebyś jej łagodnymi słowy Ten tak ciężki frasunek prędko wybił z głowy, Żeby ta między wami przyjaźń rozerwana Mocniejszym odtąd była węzłem
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 254
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
mogły spodnie podnosić się szczeki, I zwierzchnie spuszczać więcej u sprosnej paszczęki, Jako kto podkop robi, gdzie piasek wybiera, Ziemię nad sobą wszędzie wiesza i podpiera, I żeby nań nie spadła, kiedy swej pilnuje Nieostrożnej roboty, drzewa podstawuje; Tak kotwica wysoka jest między zębami, Ze skacze Orland, wierzchu chcąc dosiądź rękami.
XXXIX.
Kiedy jej tak podpory włożył między zęby, Że już nie mogła zawrzeć żadną miarą gęby, Dobywszy miecza nie dba, choć się orka miece, I tam i sam ją wewnątrz w brzuchu kole, siecze. Jako się broni zamek, kiedy już przez mury Wpadnie weń nieprzyjaciel, przez wybite dziury
mogły spodnie podnosić się szczeki, I zwierzchnie spuszczać więcej u sprosnej paszczeki, Jako kto podkop robi, gdzie piasek wybiera, Ziemię nad sobą wszędzie wiesza i podpiera, I żeby nań nie spadła, kiedy swej pilnuje Nieostrożnej roboty, drzewa podstawuje; Tak kotwica wysoka jest między zębami, Ze skacze Orland, wierzchu chcąc dosiądz rękami.
XXXIX.
Kiedy jej tak podpory włożył między zęby, Że już nie mogła zawrzeć żadną miarą gęby, Dobywszy miecza nie dba, choć się orka miece, I tam i sam ją wewnątrz w brzuchu kole, siecze. Jako się broni zamek, kiedy już przez mury Wpadnie weń nieprzyjaciel, przez wybite dziury
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 236
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, prowadzi lasami, Coraz ją czem wesołym w drodze zabawiając I gadaniem pracej jej przykrej ulżywając.
LV.
Jednak, kiedy tak z sobą pospołu jechały, Nawięcej w one czasy o tem rozmawiały, Jako z niej i z Rugiera cni bohaterowie Wyniść mieli, a raczej wielcy półbogowie; Bo Melissa niebieskie wszytkie tajemnice, Których dosiądź nie mogą śmiertelne źrzenice, Tak, jako we źwierciedle, na oko widziała I co miało w późny wiek przyść, przepowiadała.
LVI.
„O moja przewodniczko droga! - tak do onej Bradamanta mówiła wiedmy nauczonej - Jakoś mi pierwsze męskie potomki odkryła, Kiedym cię w Merlinowej jaskiniej trafiła, Takbym
, prowadzi lasami, Coraz ją czem wesołem w drodze zabawiając I gadaniem pracej jej przykrej ulżywając.
LV.
Jednak, kiedy tak z sobą pospołu jechały, Nawięcej w one czasy o tem rozmawiały, Jako z niej i z Rugiera cni bohaterowie Wyniść mieli, a raczej wielcy półbogowie; Bo Melissa niebieskie wszytkie tajemnice, Których dosiądz nie mogą śmiertelne źrzenice, Tak, jako we źwierciedle, na oko widziała I co miało w późny wiek przyść, przepowiadała.
LVI.
„O moja przewodniczko droga! - tak do onej Bradamanta mówiła wiedmy nauczonej - Jakoś mi pierwsze męskie potomki odkryła, Kiedym cię w Merlinowej jaskiniej trafiła, Takbym
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 287
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
króla orańskiego bieży z wielkiem gniewem, Który w serce ubogi i barzo beł mały, W kości i w mięso wielki i zbyt okazały. Beł godny on raz, chocia nisko go wymierzył, Choć go w koniec paiże u spodku uderzył; I jeśli go kto gani i oń mu przymówi, Że nie mógł wyższej dosiądź, Rynald się wymówi.
XLVIII.
Nie mogła żadną miarą tak ciężkiego raza Wytrzymać tarcz, choć beła z twardego żelaza; Na dwa łokcia i więcej przez nią tak przepadła, Że dusza przez brzuch skłóty z olbrzyma wypadła. Rozumiejąc, że ciężar ciała swego pana On cały dzień miał nosić koń króla z Orana, Rynaldowi
króla orańskiego bieży z wielkiem gniewem, Który w serce ubogi i barzo beł mały, W kości i w mięso wielki i zbyt okazały. Beł godny on raz, chocia nizko go wymierzył, Choć go w koniec paiże u spodku uderzył; I jeśli go kto gani i oń mu przymówi, Że nie mógł wyszszej dosiądz, Rynald się wymówi.
XLVIII.
Nie mogła żadną miarą tak ciężkiego raza Wytrzymać tarcz, choć beła z twardego żelaza; Na dwa łokcia i więcej przez nię tak przepadła, Że dusza przez brzuch skłóty z olbrzyma wypadła. Rozumiejąc, że ciężar ciała swego pana On cały dzień miał nosić koń króla z Orana, Rynaldowi
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 369
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
LXIII.
Widząc to, Kalamidor nie miał czego czekać I nawróciwszy konia, chce na zad uciekać; Ale go ściga Zerbin i za niem się puszcza I na niego srogi raz cięty z góry spuszcza. Cięcie straszne tam, gdzie wzrok mierzył, nie doniosło, Jednak wymierzonego miejsca blisko doszło; Bo królewic samego nie mógł dosiądź pana, Ale konia ciął, że padł i ściągnął kolana.
LXIV.
Lazł, zbywszy Kalamidor konia, na bałuku, Aby uciekł; wtem na głos tak wielkiego huku Książę z Marry ratować Zerbina pośpieszał I koniem go podeptał i z ziemią pomieszał. Ariodant z Lurkaniem, gdzie beł obtoczony I od nieprzyjaciela królewic ściśniony,
LXIII.
Widząc to, Kalamidor nie miał czego czekać I nawróciwszy konia, chce na zad uciekać; Ale go ściga Zerbin i za niem się puszcza I na niego srogi raz cięty z góry spuszcza. Cięcie straszne tam, gdzie wzrok mierzył, nie doniosło, Jednak wymierzonego miejsca blizko doszło; Bo królewic samego nie mógł dosiądz pana, Ale konia ciął, że padł i ściągnął kolana.
LXIV.
Lazł, zbywszy Kalamidor konia, na bałuku, Aby uciekł; wtem na głos tak wielkiego huku Książę z Marry ratować Zerbina pośpieszał I koniem go podeptał i z ziemią pomieszał. Aryodant z Lurkaniem, gdzie beł obtoczony I od nieprzyjaciela królewic ściśniony,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 373
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
kolana.
LXIV.
Lazł, zbywszy Kalamidor konia, na bałuku, Aby uciekł; wtem na głos tak wielkiego huku Książę z Marry ratować Zerbina pośpieszał I koniem go podeptał i z ziemią pomieszał. Ariodant z Lurkaniem, gdzie beł obtoczony I od nieprzyjaciela królewic ściśniony, I inszy cni rycerze zewsząd się zbiegają I aby konia dosiadł, pomoc mu dawają.
LXV.
Ariodant miecz straszny kręcił wielkiem kołem, O czem umie Artalik powiedzieć z Mirkołem, Ale jeszcze Kazimierz lepiej i Arbali Siłę jego i rękę potężną poznali: Pierwszy dwa żywo uszli z ranami wielkiemi, Pośledniejszy zabici, zostali na ziemi. Niemniej mężnie Lurkani z mieczem się uwija, Siecze,
kolana.
LXIV.
Lazł, zbywszy Kalamidor konia, na bałuku, Aby uciekł; wtem na głos tak wielkiego huku Książę z Marry ratować Zerbina pośpieszał I koniem go podeptał i z ziemią pomieszał. Aryodant z Lurkaniem, gdzie beł obtoczony I od nieprzyjaciela królewic ściśniony, I inszy cni rycerze zewsząd się zbiegają I aby konia dosiadł, pomoc mu dawają.
LXV.
Aryodant miecz straszny kręcił wielkiem kołem, O czem umie Artalik powiedzieć z Mirkołem, Ale jeszcze Kazimierz lepiej i Arbali Siłę jego i rękę potężną poznali: Pierwszy dwa żywo uszli z ranami wielkiemi, Pośledniejszy zabici, zostali na ziemi. Niemniej mężnie Lurkani z mieczem się uwija, Siecze,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 373
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
ale nie wytrwało I kruche w uderzeniu drzewo się złamało.
LXXXII.
Zbywszy drzewa, dobywa szable doświadczonej I tnie ją Serpentyna po zbroi stalonej; Sczarowanemu szkodzić nie może żelazu, Ale on spada z siodła od ciężkiego razu. Tak Zerbinowi, który beł zewsząd ściśniony Od gęstych nieprzyjaciół, czyni plac przestrony, Że łatwie konia dosieść mógł między onemi, Co samopas biegały z siodłami próżnemi.
LXXXIII.
Prawie na czas; bo by był namniej omieszkanie Uczynił, nie miałby beł czasu na wsiadanie, Bo Agramant i Sobryn właśnie w onej chwili I Dardanel z Balastrem królem nastąpili. Ale już beł na koniu i nieuchroniony To tam, to sam nakoło
ale nie wytrwało I kruche w uderzeniu drzewo się złamało.
LXXXII.
Zbywszy drzewa, dobywa szable doświadczonej I tnie ją Serpentyna po zbroi stalonej; Sczarowanemu szkodzić nie może żelazu, Ale on spada z siodła od ciężkiego razu. Tak Zerbinowi, który beł zewsząd ściśniony Od gęstych nieprzyjaciół, czyni plac przestrony, Że łatwie konia dosieść mógł między onemi, Co samopas biegały z siodłami próżnemi.
LXXXIII.
Prawie na czas; bo by był namniej omieszkanie Uczynił, nie miałby beł czasu na wsiadanie, Bo Agramant i Sobryn właśnie w onej chwili I Dardanel z Balastrem królem nastąpili. Ale już beł na koniu i nieuchroniony To tam, to sam nakoło
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 378
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905