. gest. Alex. lib. 8. p. 300.
Król Aleksander/ gdy Clitusa Przyjaciela swego wiernego i szczerego po pijanu zabił/ takie nagabanie w sumnieniu swoim miał/ że z jednego pokoju do drugiego biegał: na ziemię się kładł: przez całą noc lamentował/ narzekał/ utyskował/ pazurami po twarzy się drapał/ etc. Psal. 73. v. 19.
Drugi w opilstwie z czego spadszy szyje złamie; i tak niemal w oka mgnieniu niszczeje/ i ginie od strachu. Awa krótko o tym mówiąc: nie jeden więc przepije zdrowie/ czesne i wieczne; a coby mógł względem wieku swego jeszcze dłużej Żyć:
. gest. Alex. lib. 8. p. 300.
Krol Aleksánder/ gdy Clitusá Przyjaćielá swego wiernego y sczerego po pijánu zábił/ tákie nágábánie w sumnieniu swoim miał/ że z jednego pokoju do drugiego biegał: ná źiemię śię kładł: przez cáłą noc lámentował/ nárzekał/ utyskował/ pázurámi po twarzy śię drápał/ etc. Psal. 73. v. 19.
Drugi w opilstwie z czego spadszy szyje złamie; y ták niemal w oká mgnieniu nisczeje/ y ginie od stráchu. Awá krotko o tym mowiąc: nie jeden więc przepije zdrowie/ czesne y wieczne; á coby mogł względem wieku swego jescze dłużey zyć:
Skrót tekstu: GdacKon
Strona: 18.
Tytuł:
Dyszkursu o pijaństwie kontynuacja
Autor:
Adam Gdacjusz
Drukarnia:
Jan Krzysztof Jakub
Miejsce wydania:
Brzeg
Region:
Śląsk
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
chce szable dobywać i rękę hamuje.
VIII.
On go zatnie palcatem, przypadszy na drogę, Pies go także, dosiągszy, kąsa w lewą nogę I koń często wierzgając, zadkiem nań wymierzy I mocno go w prawy bok nogami uderzy; Ale i ptak, latając wielkiemi kołami, Spadał na dół i twarz mu drapał paznogciami. Rabikan wylękniony tak jest pełen trwogi, Że ani ręki słuchać ani chce ostrogi.
IX.
Rugier zatem dobywa szable, przymuszony, I żeby mógł uprzątnąć on szturm uprzykrzony, Czasem sztychem, a czasem ostrzem sokołowi, Psu i natarczywemu grozi myśliwcowi. Ale się barziej przykrzą, barziej go hamują I to z boku
chce szable dobywać i rękę hamuje.
VIII.
On go zatnie palcatem, przypadszy na drogę, Pies go także, dosiągszy, kąsa w lewą nogę I koń często wierzgając, zadkiem nań wymierzy I mocno go w prawy bok nogami uderzy; Ale i ptak, latając wielkiemi kołami, Spadał na dół i twarz mu drapał paznogciami. Rabikan wylękniony tak jest pełen trwogi, Że ani ręki słuchać ani chce ostrogi.
IX.
Rugier zatem dobywa szable, przymuszony, I żeby mógł uprzątnąć on szturm uprzykrzony, Czasem sztychem, a czasem ostrzem sokołowi, Psu i natarczywemu grozi myśliwcowi. Ale się barziej przykrzą, barziej go hamują I to z boku
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 149
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
przez mury Goniły, z całej Polskiej znoszono kocury. Nie było, znać, w ojczyźnie tego herbu naszej: Pewnie by króla myszom nie dali do paszy. 138. EPITALAMIUM OD KOTA
Radzi doktor, piersiami kto nie może władać, Skórę na nie ze zdebia wyprawną przykładać. Jeszcze by lepszy żywy, kiedyby nie drapał: Kto go nosi, nie będzie kaszlał ani sapał. Tyżeś sobie przybrała domowego kota; Dobrze, bo taż w domowym, co w leśnym ciepłota: Zagrzejeć, ale przy tym ta bestyja zadrze, A dlatego ostrożnie wsadzać go w zanadrze. Odwilży piersi, ale za kataż to stoi, Kiedy się
przez mury Goniły, z całej Polskiej znoszono kocury. Nie było, znać, w ojczyźnie tego herbu naszej: Pewnie by króla myszom nie dali do paszy. 138. EPITALAMIUM OD KOTA
Radzi doktor, piersiami kto nie może władać, Skórę na nie ze zdebia wyprawną przykładać. Jeszcze by lepszy żywy, kiedyby nie drapał: Kto go nosi, nie będzie kaszlał ani sapał. Tyżeś sobie przybrała domowego kota; Dobrze, bo taż w domowym, co w leśnym ciepłota: Zagrzejeć, ale przy tym ta bestyja zadrze, A dlatego ostrożnie wsadzać go w zanadrze. Odwilży piersi, ale za kataż to stoi, Kiedy się
Skrót tekstu: PotPoczKuk_III
Strona: 456
Tytuł:
Poczet herbów szlachty
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
herbarze
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
. I wołał porzuć mię na ulicy/ gdziem przed tym leżał/ mięsa chcę jeśdź. Usłyszawszy to Eulogius przyniósł mu mięsa. Ale on wołał: niechce od ciebie/ co rychlej porzuć mię na ulicy/ chcę widzieć ludzie/ wynieś mię co rychlej. I tak go szatan zapalił iż gdyby miał ręce/ drapałby był Eulogiusa. Przeto barzo strapiony bieżał do Klasztora sług Bożych/ i mówił: Co mam czynić Ojcowie mili/ boć mię prawie w desperacią przywiódł ten trędowaty. Porzucić się go boję/ abowiem dałem rękę Panu/ i obiecałem aż do śmierci żywić go/ i opatrować: a jeśli nie uczynię czego
. Y wołał porzuć mię ná vlicy/ gdźiem przed tym leżał/ mięsá chcę ieśdź. Vsłyszawszy to Eulogius przyniosł mu mięsá. Ale on wołał: niechce od ćiebie/ co rychley porzuć mię ná vlicy/ chcę widźieć ludźie/ wynieś mię co rychley. Y ták go szátan zápalił iż gdyby miał ręce/ drápałby był Eulogiusá. Przeto bárzo strapiony bieżał do Klasztorá sług Bożych/ y mowił: Co mam czynić Oycowie mili/ boć mię práwie w desperácią przywiodł ten trędowáty. Porzućić sie go boię/ ábowiem dałem rękę Pánu/ y obiecałem áż do śmierći żywić go/ y opátrowáć: á ieśli nie vczynię czego
Skrót tekstu: ZwierPrzykład
Strona: 97
Tytuł:
Wielkie zwierciadło przykładów
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Szymon Wysocki
Drukarnia:
Jan Szarffenberger
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1612
Data wydania (nie wcześniej niż):
1612
Data wydania (nie później niż):
1612
Rzekł Cyrkaszczyk - więc kiedy chęci moje wszelkie Nie mogłyć wzruszyć serca bynamniej grubego, Szczerzeć mówię, chciej konia zaniechać mojego. Bo ja dotąd, nie wątp nic, bronić ci go będę, Póki tej szable ostrej z ręku nie pozbędę. A nakoniec, gdyby to chybiło, zębami Kąsałbym się i drapał z tobą paznokciami”. PIEŚŃ XXVII.
LXXVIII.
Od słów przykrych, gróźb, swarów, które gniewy rodzą, Zaraz do bitwy, zaraz haniebnej przychodzą. Nigdy najsuższe słomy takich nie wydają Ogniów, zapalczywości jakie w nich wzniecają. Ten od głowy do stopy żelazem odziany, Ów prócz zbroje przecię w bój wchodzi niespodziany
Rzekł Cyrkaszczyk - więc kiedy chęci moje wszelkie Nie mogłyć wzruszyć serca bynamniej grubego, Szczerzeć mówię, chciej konia zaniechać mojego. Bo ja dotąd, nie wątp nic, bronić ci go będę, Póki tej szable ostrej z ręku nie pozbędę. A nakoniec, gdyby to chybiło, zębami Kąsałbym się i drapał z tobą paznokciami”. PIEŚŃ XXVII.
LXXVIII.
Od słów przykrych, gróźb, swarów, które gniewy rodzą, Zaraz do bitwy, zaraz haniebnej przychodzą. Nigdy najsuższe słomy takich nie wydają Ogniów, zapalczywości jakie w nich wzniecają. Ten od głowy do stopy żelazem odziany, Ów prócz zbroje przecię w bój wchodzi niespodziany
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 339
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Przeczytawszy Listy zacudowałem się kto to tam otym zwiastował i Pytam Dla Boga Cóż to królowi JoMŚCi potym Powiedział Poseł ze bardzo król JoMSC żąda i prosi. Ja dopiero że niemam tej rzeczy a mnie co by miała być od mowna królowi JoMŚCi. Ale mi było tak miło Jako bymię ostrym grzebłem po gołej skórze drapał
Posłałem tedy do Browarnego Arendarza żyda że by rękawa wydrzanego przysłałmi który jak przyniesiono, kłade mu na stół i mówię atóz WSC masz prędką ekspedycyją. Ów patrzy a żywa to tu ma być pieszczona o którą król JoMSC uprasza.
Ja tedy pozartowawszy juzem ją musiał prezentowac a ze jej niebyło wdomu tam się gdzies
Przeczytawszy Listy zacudowałęm się kto to tam otym zwiastował y Pytam Dla Boga coz to krolowi IoMSCi potym Powiedział Poseł ze bardzo krol IoMSC ząda y prosi. Ia dopiero że niemam tey rzeczy a mnie co by miała bydz od mowna krolowi IoMSCi. Ale mi było tak miło Iako bymię ostrym grzebłęm po gołey skorze drapał
Posłałęm tedy do Browarnego Aręndarza zyda że by rękawa wydrzanego przysłałmi ktory iak przyniesiono, kłade mu na stoł y mowię atoz WSC masz prędką expedycyią. Ow patrzy a zywa to tu ma bydz pieszczona o ktorą krol IoMSC uprasza.
Ia tedy pozartowawszy iuzem ią musiał prezentowac a ze iey niebyło wdomu tam się gdzies
Skrót tekstu: PasPam
Strona: 251v
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Jan Chryzostom Pasek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1656 a 1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1656
Data wydania (nie później niż):
1688
?” Toż go w pysk, usłyszawszy słówko uraźliwe, A potem w pudrowaną wszytkie palce grzywę Zawiedzie. Lecz się w szturmie pierwszy raz oszuka. Aż skoro z głowy spadła pod ławę peruka, Skoro pod nią namaca przyrodzoną wiechę, Jako wicher gwałtowny odarł z snopków strzechę. A galantom, co dotąd jednym palcem drapał, Rad, że się z gołą pałką drzwi z izby dochrapał. 75. NIE MĄDRZE, ALE SZCZĘŚLIWIE
Trafia się, ale regiestr tych rzeczy malutki, Że złe rady na dobre mogą wyniść skutki; Trafia się też i opak, a daleko częściej, Że dobrym i uważnym radom się nie szczęści. Dawno obrotów ludzkich
?” Toż go w pysk, usłyszawszy słówko uraźliwe, A potem w pudrowaną wszytkie palce grzywę Zawiedzie. Lecz się w szturmie pierwszy raz oszuka. Aż skoro z głowy spadła pod ławę peruka, Skoro pod nią namaca przyrodzoną wiechę, Jako wicher gwałtowny odarł z snopków strzechę. A galantom, co dotąd jednym palcem drapał, Rad, że się z gołą pałką drzwi z izby dochrapał. 75. NIE MĄDRZE, ALE SZCZĘŚLIWIE
Trafia się, ale regiestr tych rzeczy malutki, Że złe rady na dobre mogą wyniść skutki; Trafia się też i opak, a daleko częściej, Że dobrym i uważnym radom się nie szczęści. Dawno obrotów ludzkich
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 51
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
mogli Turcy wychodzić i dla tegoż ani tańcowano, ani gonitwy strojono, jako zwykli. Był tam jeden Polak więzień, rodem z Kromołowa, który chcąc się cesarzowi podobać, prosił o działo, aby mógł z niego o sztukę strzelić. Dozwolono mu, wyrychtowawszy do góry, upatrzył na gałce jednego meczetu komara, co drapał się nóżką w lewe ucho, i tak go z onego działa wymierzył, że mu przepadła kula przez obiedwie oczy, aż spadł na ziemię. Którego zaraz on Polak, skoczywszy, porwał i jeszcze na póły żywego, bez oczu, cesarzowi do stołu przyniósł. Co cesarz obaczywszy, pochwalił i onego z więzienia wypuścić kazał
mogli Turcy wychodzić i dla tegoż ani tańcowano, ani gonitwy strojono, jako zwykli. Był tam jeden Polak więzień, rodem z Kromołowa, który chcąc sie cesarzowi podobać, prosił o działo, aby mógł z niego o sztukę strzelić. Dozwolono mu, wyrychtowawszy do góry, upatrzył na gałce jednego meczetu komara, co drapał sie nóżką w lewe ucho, i tak go z onego działa wymierzył, że mu przepadła kula przez obiedwie oczy, aż spadł na ziemię. Którego zaraz on Polak, skoczywszy, porwał i jeszcze na póły żywego, bez oczu, cesarzowi do stołu przyniósł. Co cesarz obaczywszy, pochwalił i onego z więzienia wypuścić kazał
Skrót tekstu: SzemTorBad
Strona: 313
Tytuł:
Z nowinami torba kursorska
Autor:
Fryderyk Szembek
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1645
Data wydania (nie wcześniej niż):
1645
Data wydania (nie później niż):
1645
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
; Ale po lepszych w Wilnie tańcują niedźwiedzie. Takie wilcy w gromniczny czas, mrozem przejęty, Takie wydają świnie zawarte koncenty. Łagodną symfonią tak ślosarz pilnikiem, Tak osieł swoim cieszy ludzkie ucho rykiem. Przytem dzyngi, piszczałki, flet, kobza i z drumlą, Daleko piękniej gęsi gędzą i psi skomlą; Jakby drapał po sercu, tak tam była groźna, Gdy się czwarzyć poczęła kapela przewoźna. Że się bydło wspomniało, więc o nim do końca Powiem. Kiedy-bym spytał gorącego słońca, Jeśli go tylo w kupie z ognistego wozu Widziało, co dziś Osman zegnał do obozu, Armata Muzyka Stada WOJNA CHOCIMSKA
Przyznałby mi to pewnie Febus
; Ale po lepszych w Wilnie tańcują niedźwiedzie. Takie wilcy w gromniczny czas, mrozem przejęty, Takie wydają świnie zawarte koncenty. Łagodną symfonią tak ślosarz pilnikiem, Tak osieł swoim cieszy ludzkie ucho rykiem. Przytem dzyngi, piszczałki, flet, kobza i z drumlą, Daleko piękniej gęsi gędzą i psi skomlą; Jakby drapał po sercu, tak tam była groźna, Gdy się czwarzyć poczęła kapela przewoźna. Że się bydło wspomniało, więc o nim do końca Powiem. Kiedy-bym spytał gorącego słońca, Jeśli go tylo w kupie z ognistego wozu Widziało, co dziś Osman zegnał do obozu, Armata Muzyka Stada WOJNA CHOCIMSKA
Przyznałby mi to pewnie Febus
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 121
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
kto wnocy dusił? Tacy więc zwykli cierpieć surowość na żołądku, i w znak sypiają. oczy mają otwarte: w tych dymy gruge mózg i serce obciążają, i ten sprawują podobny, bo fantnzyja zwykła w zbudzać się od rzeczy podobnych, jako gdy kto wnocy o co się obrazi fantazyja formuje jakoby go zwierz drapał, albo co podobnego. na takich gdy kto zawoła że się porwą albo na bok obrócą, wszystko ustawa, bo za onym poruszeniem dymy się rozsypują. 45. Czemu rzadko nam się śni o woniach? O tym się śni czego mam i w głowie obrazy które przez species do głowy idą: species zaś woni idą
kto wnocy duśił? Tácy więc zwykli ćierpieć surowość ná żołądku, y w znák sypiáią. oczy máią otwarte: w tych dymy gruge mozg y serce obćiążáią, y ten sprawuią podobny, bo fántnzyia zwykłá w zbudzáć się od rzeczy podobnych, iáko gdy kto wnocy o co się obraźi fantázyia formuie iákoby go zwierz drapał, álbo co podobnego. ná takich gdy kto záwoła że się porwą álbo ná bok obrocą, wszystko ustawa, bo zá onym poruszeniem dymy się rozsypuią. 45. Czemu rzadko nám się śni o woniách? O tym się śni czego mam y w głowie obrazy ktore przez species do głowy idą: species zaś woni idą
Skrót tekstu: TylkRoz
Strona: 293
Tytuł:
Uczone rozmowy
Autor:
Wojciech Tylkowski
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1692
Data wydania (nie wcześniej niż):
1692
Data wydania (nie później niż):
1692