„WIERSZE ZBIERANEJ DRUŻYNY” DE EBRIO
Różne sztuki wyprawiać zwykły pijanicy, Kiedy się im zagrzeje trunek w mózgownicy: Śpiewa ten, drugi płacze, trzeci bluźni Boga, Czwarty pieje paciorki, piątemu drga noga W taniec; ten Dyskuruje o Rzeczpospolitej, Choć widzieć w Polsce pokój, ów ma kord dobyty Na zwadę, ten żartuje, ten zaś do podwiki Przybliża się, sięgając podołka Zosinki; Tamten wąs z gębą odął i mówić nie może, Ów nogami nie władnie i leci na łoże, Ten krzyczy jako gąsior
„WIERSZE ZBIERANEJ DRUŻYNY” DE EBRIO
Różne sztuki wyprawiać zwykły pijanicy, Kiedy się im zagrzeje trunek w mózgownicy: Śpiewa ten, drugi płacze, trzeci bluźni Boga, Czwarty pieje paciorki, piątemu drga noga W taniec; ten dyszkuruje o Rzeczpospolitej, Choć widzieć w Polszczę pokój, ów ma kord dobyty Na zwadę, ten żartuje, ten zaś do podwiki Przybliża się, sięgając podołka Zosinki; Tamten wąs z gębą odął i mówić nie może, Ów nogami nie władnie i leci na łoże, Ten krzyczy jako gąsior
Skrót tekstu: ZbierDrużBar_II
Strona: 589
Tytuł:
Wiersze zbieranej drużyny
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
grube wyrastają. Noga która tak rącza dopieruczko beła/ W leniwe się korzenie teraz obrócieła. Gęba wyniosłym wzgórę wierzchołkiem się stała/ Na samej jednaż tylko światłość pozostała. Foebus jednak miłuje: lecz ta nagłą sprawą Strwożony będąc/ skoro rękę swoję prawą Położył na onym pniu/ czuje ano serce Jeszcze pod nową skorą z trwogi drgało wielce. C Obłapiająć gałęzi jak członki/ całuje Drewno/ a całowania drewno nie przyjmuje/ I owszem się go zbrania: Do którego swoją Mową/ ta Bóg: Iż żoną nie możesz być moją/ D Drzewem mym pewnie będziesz; ciebie bo koniecznie Nasze włosy/ i cytry/ i sajdaki/ wiecznie Nosić będą Wawrzynie
grube wyrastáią. Nogá ktora ták rącza dopieruczko bełá/ W leniwe się korzenie teraz obroćiełá. Gębá wyniosłym wzgorę wierzchołkiem się sstáłá/ Ná sámey iednáż tylko świátłość pozostáłá. Phoebus iednak miłuie: lecz tá nagłą spráwą Strwożony będąc/ skoro rękę swoię práwą Położył ná onym pniu/ czuie áno serce Ieszcze pod nową skorą z trwogi drgáło wielce. C Obłápiáiąć gáłęźi iák członki/ cáłuie Drewno/ á cáłowánia drewno nie prziymuie/ Y owszem się go zbrania: Do ktorego swoią Mową/ tá Bog: Iż żoną nie możesz bydź moią/ D Drzewem mym pewnie będźiesz; ćiebie bo koniecznie Násze włosy/ y cytry/ y sáydaki/ wiecznie Nośić będą Wáwrzynie
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 32
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
, Jeśliś go raz ujęła, aż ci go straszliwa Śmierć z ręku twoich wyjmie. Bo i umierając Możesz się go śmiele jąć, i zaś z martwy wstając. SONET
Wina, panien, muzyki, kto chce melancholiki Rozweselić; to troje wybije ze łba roje. Więc komu dudy grają, niech mu i nogi drgają. W taniec skoczyć nie wadzi, tym, co tańcują radzi,
Którzy radzi śpiewają, niechaj mi dolewają. Frasunki suszą kości, trzeba zalać wnętrzności, A młodzieńcy z pannami niech się bawią żartami. Komu kołnierz nie stoi, niechaj żartów nie stroi.
W strojnych się dziś kochają panny i strojnym dają Chusteczki wyszywane i
, Jeśliś go raz ujęła, aż ci go straszliwa Śmierć z ręku twoich wyjmie. Bo i umierając Możesz się go śmiele jąć, i zaś z martwy wstając. SONET
Wina, panien, muzyki, kto chce melancholiki Rozweselić; to troje wybije ze łba roje. Więc komu dudy grają, niech mu i nogi drgają. W taniec skoczyć nie wadzi, tym, co tańcują radzi,
Którzy radzi śpiewają, niechaj mi dolewają. Frasunki suszą kości, trzeba zalać wnętrzności, A młodzieńcy z pannami niech się bawią żartami. Komu kołnierz nie stoi, niechaj żartów nie stroi.
W strojnych się dziś kochają panny i strojnym dają Chusteczki wyszywane i
Skrót tekstu: MorszHSumBar_I
Strona: 261
Tytuł:
Sumariusz
Autor:
Hieronim Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
świekry, i niewiestki jadają pospołu. Pierwsza strona Dianna, gdy nabije zubrów albo łosi, Albo dzikich świń, z wozów Alcydes je znosi. Śmieją się mu bogowie, a nawięcej jego Macocha, gdy na grzbiecie lub zubra całego Dźwiga, lub wieprza, choć go posoką pluskają, On ich jeszcze potrząsa, że nogami drgają. Wtóra strona Nie tylko się Apollo obiera Muzami, Gdy potrzeba, umie on władać i wojnami. Apollo krokodyla srogiego położył, Apollo setnorękie dziewięsiły pożył. Kiedy pokój, nadobna z Muzami zabawa; Dobrze idzie z rozumem i marsowa sprawa. Pierwsza strona Chytre słowa Alcydes do Dianny mawia: „Nie zawsze się myślistwo twe
świekry, i niewiestki jadają pospołu. Pierwsza strona Dyjanna, gdy nabije zubrów albo łosi, Albo dzikich świń, z wozów Alcydes je znosi. Śmieją się mu bogowie, a nawięcej jego Macocha, gdy na grzbiecie lub zubra całego Dźwiga, lub wieprza, choć go posoką pluskają, On ich jeszcze potrząsa, że nogami drgają. Wtóra strona Nie tylko się Apollo obiera Muzami, Gdy potrzeba, umie on władać i wojnami. Apollo krokodyla srogiego położył, Apollo setnorękie dziewięsiły pożył. Kiedy pokój, nadobna z Muzami zabawa; Dobrze idzie z rozumem i marsowa sprawa. Pierwsza strona Chytre słowa Alcydes do Dyjanny mawia: „Nie zawsze się myślistwo twe
Skrót tekstu: SzymSiel
Strona: 76
Tytuł:
Sielanki
Autor:
Szymon Szymonowic
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1614
Data wydania (nie wcześniej niż):
1614
Data wydania (nie później niż):
1614
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Sielanki i pozostałe wiersze polskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Janusz Pelc
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1964
klejnoty drogie, Wyskoczy piękna osoba, Śpiewając (angielska doba!) Na theatrum wdzięcznym głosem, Ubrany, z trafionym włosem. Potym k niemu jedni wyszli, Za nim też i drudzy przyszli, Odprawując komedią Śpiewaniem a melodią Sztuczną, jakby rozmawiali Sobie i zaś przymawiali. W klawicymbał pięknie grają, Nogi im powłosku drgają. Kagańców rzecz niezliczona, A na gankach naznaczona Pewna minuta starszego,
Nad muzykami pierwszego: Którym jako gdy rozkaże Abo im znakiem pokaże, W skrzypki rżną intermedia, Aż się skończy komedia. Dwoiste ma okna w sobie, W jednym staną dwie osobie; Wzdłuż jej dość, ma szerokości, Dostatek w niej bywa gości
klejnoty drogie, Wyskoczy piękna osoba, Śpiewając (angielska doba!) Na theatrum wdzięcznym głosem, Ubrany, z trafionym włosem. Potym k niemu jedni wyszli, Za nim też i drudzy przyszli, Odprawując komedyją Śpiewaniem a melodyją Sztuczną, jakby rozmawiali Sobie i zaś przymawiali. W klawicymbał pięknie grają, Nogi im powłosku drgają. Kagańców rzecz niezliczona, A na gankach naznaczona Pewna minuta starszego,
Nad muzykami pierwszego: Którym jako gdy rozkaże Abo im znakiem pokaże, W skrzypki rżną intermedia, Aż się skończy komedyja. Dwoiste ma okna w sobie, W jednym staną dwie osobie; Wzdłuż jej dość, ma szerokości, Dostatek w niej bywa gości
Skrót tekstu: JarzGośc
Strona: 34
Tytuł:
Gościniec abo krótkie opisanie Warszawy
Autor:
Adam Jarzębski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne, opisy podróży
Tematyka:
architektura, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1643
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1643
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ignacy Chrzanowski, Władysław Korotyński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Przeszłości
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1909
Muzę czytając/ cosiem też już o nim Podobno słyszała/ i jako stąd po nim Wenus była żałosna. Wiesz nie wątpie o tym/ Choć i niewiesz. Co Mirrę napierwej potkało Matkę jego/ że co się z Ojca zawiązało/ Dla tego obrócona w drzewo jest Mirrowe/ Jednak kiedy pod skorą niewinniątko zdrowe/ Drgało jeszcze/ Nimfy je wyprowszy nożami/ Świat mu dały oglądać; skąd między lasami/ Młodzieńcem się wychował dziwnie urodziwym/ Nadewszytko z natury srodze był myśliwym. Także Wenus/ kiedy tu tędy przejeżdżała/ Zajzrzawszy go/ chaniebnie w nim się zakochała. Aż i wóz porzuciła/ i gdzieś tam w porębie/ Swoje z
Muzę czytáiąc/ cośiem też iuż o nim Podobno słyszáłá/ y iáko ztąd po nim Wenus byłá żáłosna. Wiesz nie wątpie o tym/ Choć y niewiesz. Co Mirrhę napierwey potkáło Mátkę iego/ że co się z Oycá záwiązáło/ Dla tego obrocona w drzewo iest Mirrhowe/ Iednak kiedy pod skorą niewinniątko zdrowe/ Drgáło ieszcze/ Nimfy ie wyprowszy nożámi/ Swiát mu dáły oglądáć; zkąd między lásámi/ Młodzieńcem sie wychował dziwnie vrodziwym/ Nadewszytko z nátury srodze był myśliwym. Także Wenus/ kiedy tu tędy przeieżdżáłá/ Záyzrzawszy go/ chániebnie w nim się zákocháłá. Aż y woz porzuciłá/ y gdzieś tám w porębie/ Swoie z
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 85
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
końcem schodzi, Dziwować się nam wszytkim niepomału godzi. Jakoż by go śmierć była taka nie podkała, By mu była zła żona pierzynę posłała, Kiedy leciał z kurnika. O, Boskie skaranie! A to przecie miał barzo wesołe skonanie. Bo ducha wypuszczając, widzieliśmy sami, Z wieklą radością konał, tak aż drgał nogami. Przeto i tę drabinę chować nam potrzeba, Po której kaznodzieja nasz polazł do nieba. Jakożeśmy do zboru zaraz ją zanieśli, A tegośmy koguta na szpadach roznieśli, Z którego człek tak zacny zaginął przyczyny, Że go na szyję zepchnął, jako kat z drabiny. I tak ci nas na świecie dosyć jest
końcem schodzi, Dziwować się nam wszytkim niepomału godzi. Jakoż by go śmierć była taka nie podkała, By mu była zła żona pierzynę posłała, Kiedy leciał z kurnika. O, Boskie skaranie! A to przecie miał barzo wesołe skonanie. Bo ducha wypuszczając, widzieliśmy sami, Z wieklą radością konał, tak aż drgał nogami. Przeto i tę drabinę chować nam potrzeba, Po której kaznodzieja nasz polazł do nieba. Jakożeśmy do zboru zaraz ją zanieśli, A tegośmy koguta na szpadach roznieśli, Z którego człek tak zacny zaginął przyczyny, Że go na szyję zepchnął, jako kat z drabiny. I tak ci nas na świecie dosyć jest
Skrót tekstu: ChądzJRelKontr
Strona: 294
Tytuł:
Relacja
Autor:
Jan Chądzyński
Drukarnia:
Drukarnia Jezuicka
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1623
Data wydania (nie wcześniej niż):
1623
Data wydania (nie później niż):
1623
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
, Widząc i znając być mię ociężałą! Aby czegośmy taili przed tobą, Mogliśmy pozbyć jakąkolwiek probą; I z rosnącego rozwiązać się płodu , Prze wstyd zwykłego nie czekając rodu. Lecz niesłychanie czerstwy był i zdolny, I nic płód niedbał na zioła swywolny; Albowiem własną zmocniony naturą, Jako za murem, drgał sobie za skurą. Tym czasem Księżyc nastawał dziewiąty, Próżne w swym kręgu wypełniwszy kąty, I po zwyczajnym obbiegszy Trionie, Febowe zganiał dziesiąty raz konie. Skąd na mnie takie przypadły boleści, Nie mogłam wiedzieć w prostocie niewieści, Nie bywszy nigdy w podobnej chorobie, Dziwowałam się pierwszej swej niedobie. Poczęła
, Widząc y znáiąc bydź mię oćiężáłą! Aby czegośmy táili przed tobą, Mogliśmy pozbyć iákąkolwiek probą; Y z rosnącego rozwiązáć się płodu , Prze wstyd zwykłego nie czekáiąc rodu. Lecz niesłychánie czerstwy był y zdolny, Y nic płod niedbał ná źiołá swywolny; Albowiem własną zmocniony náturą, Iáko zá murem, drgał sobie zá skurą. Tym czásem Kśiężyć nástawał dźiewiąty, Prożne w swym kręgu wypełniwszy kąty, Y po zwyczáynym obbiegszy Tryonie, Febowe zgániał dźieśiąty raz konie. Zkąd ná mnie tákie przypádły boleśći, Nie mogłám wiedźieć w prostoćie niewieśći, Nie bywszy nigdy w podobney chorobie, Dźiwowáłám się pierwszey swey niedobie. Poczęłá
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 144
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
Ten ją pod pachą nosi, ten na dłoni,
Ów zaś koszulę ujadł do połowy, Ten się zaszargał, który ludzi goni, Drugich psy szarpią, kąsają po nogach Co zastępują podróżnym na drogach. Ja odpowiadam: jeźli z tąd nazwisko Dajecie ludziom, upierów po śmierci, Gdy ją ścinają, krew wytryśnie rzysko Serce drga, kiedy rozbierają ćwierci? Czemu krzywdzicie zmarłych swoim zdaniem Ze są szatańskim ciała ich mieszkaniem. Januariusz, Patron Neapolu Po wielu mękach, na ostatek ścięty, Krew nam zostawił na publicznym polu Oświadczył, że jest Męczennik wraz Święty, Ampułka ze krwią wre, cudowną ligą Przy głowię stojąc, a on niebył strzygą.
Ten ią pod pachą nosi, ten ná dłoni,
Ow zaś koszulę uiadł do połowy, Ten się zászargał, ktory ludzi goni, Drugich psy szarpią, kąsaią po nogach Co zástępuią podrożnym ná drogach. Ja odpowiadam: ieźli z tąd názwisko Daiecie ludziom, upierow po śmierći, Gdy ię ścinaią, krew wytryśnie rzysko Serce drga, kiedy rozbieraią ćwierći? Czemu krzywdzicie zmárłych swoim zdániem Ze są szátańskim ciała ich mieszkaniem. Ianuaryusz, Pátron Neapolu Po wielu mękach, ná ostátek ścięty, Krew nam zostáwił ná publicznym polu Oświadczył, że iest Męczeńnik wraz Swięty, Ampułka ze krwią wre, cudowną ligą Przy głowię stoiąc, á on niebył strzygą.
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 300
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
grał/ ale Bóg brzuchaty Wrzeszczał bieżąc za kotczem bojący się straty. Nibym ja był poczekał/ ale za kopyto Koniowi ciernie wpadło/ stanąłem sowito. Bachus mi to chciał płacić lecz takiej ochronie Maj dał miejsce: skorom rzekł/ wzbiegały się konie. SAT. Już ty poczni Marsja/ mnie już nogi drgają/ Już tylko rychło świśniesz w piszczałkę/ czekają. MAR. Nie tak bracie/ chłodny cień od tego jaworu Bije/ nie chodząc dalej go gęstego boru. Siądzmy sobie/ a kto ma piosnki na dorędzi/ Niech śpiewa/ mizeraka swa nędza niech swędzi. FAV. Dobrze zaczni Marsja/ pozwalam ja na to/
grał/ ále Bog brzucháty Wrzesczał bieżąc zá kotczem boiący sie stráty. Nibym ia był poczekał/ ale zá kopyto Koniowi ćiernie wpádło/ stánąłem sowito. Bachus mi to chćiał płáćić lecz tákiey ochronie May dał mieysce: skorom rzekł/ wzbiegáły sie konie. SAT. Iuż ty pocżni Marsya/ mnie iuż nogi drgáią/ Iuż tylko rychło świśniesz w pisczałkę/ czekáią. MAR. Nie ták bráćie/ chłodny ćień od tego iáworu Biie/ nie chodząc dáley go gęstego boru. Siądzmy sobie/ á kto ma piosnki ná dorędzi/ Niech śpiewa/ mizeraká swa nędzá niech swędzi. FAV. Dobrze zácżni Mársya/ pozwalam ia ná to/
Skrót tekstu: ChełHGwar
Strona: Bv
Tytuł:
Gwar leśny
Autor:
Henryk Chełchowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1630
Data wydania (nie wcześniej niż):
1630
Data wydania (nie później niż):
1630