żeśmy nie ich pobratymowie. Niechybiłyby nas lodowatego Morza niewczasy, które próżnujący w ciepłej izbie z trudnością na mapie znajdują Legistowie, kilka dni tedy zmarzłym brzegiem idąc do lądu, skały obłoczyste nie pozwalały nam dalszego brzegu dotknąć, lubo ochota pałała. Dotarli byli i tam, gdzie rzeki wpadają, i lód się druzgotać poczynał, i z bałwanami mieszać, jakoby góry się z górami potykały: grzmot ten i zgrzyt kruszących się lodów słysząc omil kilka, że od huku jeden drugiego słysżeć niemógł, i tak piersiami swemi następujące sztuki przebijali, którędy Pan BÓG ich na drugi brzeg o Lisowczykach, co byli za ludzie?
wyniósł;
żeśmy nie ich pobratymowie. Niechybiłyby nas lodowatego Morzá niewczasy, ktore prożnuiący w ciepłey izbie z trudnością na mappie znayduią Legistowie, kilka dni tedy zmarzłym brzegiem idąc do lądu, skały obłoczyste nie pozwalały nam dalszego brzegu dotknąć, lubo ochota pałała. Dotarli byli y tam, gdzie rzeki wpadaią, y lòd się druzgotać poczynał, y z bałwanami mieszać, iakoby gory się z gorami potykały: grzmot ten y zgrzyt kruszących się lodow słysząc omil kilka, że od huku ieden drugiego słysźeć niemogł, y tak piersiami swemi następuiące sztuki przebiiali, ktorędy Pan BOG ich na drugi brzeg o Lisowczykach, co byli za ludzie?
wyniosł;
Skrót tekstu: ChmielAteny_III
Strona: 40
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 3
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1754
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1754
w takiej perzynie, Nic Moskwie, nic Szwedowi, wszystko Polsce ginie, Część pierwsza.
Nie inaczej, jak kiedy skrytym wiatr pośmykiem W Las się w kradnie, i pięknym wyniesione szykiem Dęby, Sosny, jedlice, z cichym skrązy tłumem; Toż się wzdąwszy rozpostrze, i burzącym szumem Wali, łamie, wywraca, druzgoce, rozdziera, Cokolwiek wspaniałego w sobie las zawiera, Lecą sośnie, walą się wysmukłe jedliny, Drą się trzaskiem niezmiernym, buki i dębiny A lubo wysilony wicher co ocali; Sam się las sobą tłucze, drzewo drzewo wali. Poselstwa Wielkiego do Turek.
Takać burza i w Polsce, lat dziesięć bez mała Obses,
w takiey perzynie, Nic Moskwie, nic Szwedowi, wszystko Polszcze ginie, Część pierwsza.
Nie inaczey, iák kiedy skrytym wiatr posmykiem W Las się w kradnie, y pięknym wyniesione szykiem Dęby, Sosny, iedlice, z cichym skrązy tłumem; Toż się wzdąwszy rospostrze, y burzącym szumem Wali, łamie, wywraca, druzgoce, rozdziera, Cokolwiek wspániáłego w sobie las záwiera, Lecą sośnie, walą się wysmukłe iedliny, Drą się trzaskiem niezmiernym, buki y dębiny A lubo wysilony wicher co ocali; Sam się las sobą tłucze, drzewo drzewo wali. Poselstwa Wielkiego do Turek.
Takać burza y w Polszcze, lat dzieśięć bez małá Obses,
Skrót tekstu: GośPos
Strona: 4
Tytuł:
Poselstwo wielkie [...] Stanisława Chomentowskiego [...] od Augusta II [...] do Achmeta IV
Autor:
Franciszek Gościecki
Drukarnia:
Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1732
Data wydania (nie wcześniej niż):
1732
Data wydania (nie później niż):
1732
I dopadszy, gniewliwy, tnie z tyłu nagiego; Lecz się broń ciała nie chce jąć sczarowanego, Raczej w drobniuchne sztuczki tak się pokruszyła, Jakoby z gliny szczerej, nie z żelaza, była. Ten zaś obróciwszy się, w łeb konia ugodził Tą mocą, którą inszych na świecie przechodził.
LXIII.
I druzgoce, jako szkło, pięścią kości jego, Szkapa padszy, pozbywa żywota słodkiego. Potem, lubo to szczęście Medorowe było Lub szaleństwo, które wzrok grabin zaślepiło, Opuszcza go i żadnej nie czyni srogości Nad tem, co wielkich jego przyczyną żałości, Ale zarazem za tą w zad się chyżo puści, Co ucieka, goni
I dopadszy, gniewliwy, tnie z tyłu nagiego; Lecz się broń ciała nie chce jąć sczarowanego, Raczej w drobniuchne sztuczki tak się pokruszyła, Jakoby z gliny szczerej, nie z żelaza, była. Ten zaś obróciwszy się, w łeb konia ugodził Tą mocą, którą inszych na świecie przechodził.
LXIII.
I druzgoce, jako śkło, pięścią kości jego, Szkapa padszy, pozbywa żywota słodkiego. Potem, lubo to szczęście Medorowe było Lub szaleństwo, które wzrok grabin zaślepiło, Opuszcza go i żadnej nie czyni srogości Nad tem, co wielkich jego przyczyną żałości, Ale zarazem za tą w zad się chyżo puści, Co ucieka, goni
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 399
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Snadno ich w słonem morzu, gdy On chciał, grążyli. I z daleka tak dają raz nieuchroniony, Że ledwie sam Agramant, nieszczęściem zemdlony, Cał dotąd; chmura na nich strzał pada, a z boku Insze pociski lecą, niedościgłe oku.
LXXXIII.
Z machin ciężarów wielkich wyciśnione skały Wszystko z wielkiem poganów strachem druzgotały; Skałubami leje się szerokiemi woda, Lecz przez ogień daleko nieznośniejsza szkoda, Przez ogień, który jako prędko się zajmuje Z małej skry, wszytko niszczy, gubi, trawi, psuje. Niefortunny gmin to w ten, to w ów kąt ucieka, Bólem, strachem ujęty, ledwie się nie wścieka.
LXXXI
Ci o
Snadno ich w słonem morzu, gdy On chciał, grążyli. I z daleka tak dają raz nieuchroniony, Że ledwie sam Agramant, nieszczęściem zemdlony, Cał dotąd; chmura na nich strzał pada, a z boku Insze pociski lecą, niedościgłe oku.
LXXXIII.
Z machin ciężarów wielkich wyciśnione skały Wszystko z wielkiem poganów strachem druzgotały; Skałubami leje się szerokiemi woda, Lecz przez ogień daleko nieznośniejsza szkoda, Przez ogień, który jako prędko się zajmuje Z małej skry, wszytko niszczy, gubi, trawi, psuje. Niefortunny gmin to w ten, to w ów kąt ucieka, Bólem, strachem ujęty, ledwie się nie wścieka.
LXXXI
Ci o
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 204
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
ich strach niesie. Tak po Niebie gdy w cudzy ciężar żaprzęże się Rozgniewany, że był dzień słońcu powierżony Faëton, zwozu wypadł na łeb wyrżucony. Krwawi pola szeroko, głowa się o skały Rozbiła, a włosy zaś na Czerniu zostały. Twarz się o twardy Kamięń tłucze urodziwa, Wielą ran nieszczęśliwej urody pozbywa. Konające druzgocą ciało prędkie koła, Aż nakoniec na sęku opalonym zgoła, Który wtrzusła ugodził, trup się zastanowi. Tak gdy Pan wisi, przyszło spocząć i wozowi. Stanęły trochę Konie, wnet Pana porwały, Niebawiąc wpuł martwego chrosty poszarpały. Ostre czernia po części rwą ciało kolkami, Wszystkie się pniaki dzielą krwie jego częściami
ich strách niesie. Ták po Niebie gdy w cudzy ciężar źáprzęże się Rozgniewány, że był dźięń słońcu powierżony Phaëton, zwozu wypadł ná łeb wyrżucony. Krwáwi pola szeroko, głowá się o skáły Rozbiłá, á włosy záś ná Czerniu zostáły. Twarż się o twárdy Kamięń tłucze urodźiwa, Wielą rąn nieszczesliwey urody pozbywa. Konáiące druzgocą ciáło prędkie kołá, Aż nákoniec ná sęku opalonym zgołá, Ktory wtrzusłá ugodźił, trup się zástanowi. Ták gdy Pąn wisi, przyszło spocząć y wozowi. Stanęły trochę Końie, wnet Páná porwáły, Niebáwiąc wpuł martwego chrosty poszárpáły. Ostre czerniá po częśći rwą ćiáło kolkámi, Wszystkie się pniaki dźielą krwie iego częśćiámi
Skrót tekstu: SenBardzTrag
Strona: 172
Tytuł:
Smutne Starożytności Teatrum, to jest Tragediae Seneki rzymskiego
Autor:
Seneka
Tłumacz:
Jan Alan Bardziński
Drukarnia:
Jan Christian Laurer
Miejsce wydania:
Toruń
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
dramat
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1696
Data wydania (nie wcześniej niż):
1696
Data wydania (nie później niż):
1696