, ach, groźne wszem narodom imię! Każdego dosiąc może tak żałosna zmaza, Która dziś Polskę smuci, ale aza, aza Wolą się chrześcijanie sami z sobą waśnić Niżeli krzyż Chrystusów na świecie objaśnić, Choć tysiącem kościołów, milionem ludzi, Co rok tamtych meczetem, tych rznięciem paskudzi. Już Bóg żegnaj Podole z ukraińską dziczą, Już i was, już poganie wiecznie odgraniczą; A których ciał nie mogli przy duszy, przy siłach, Martwe kości w niewolą bierą po mogiłach.
A bodaj zachęcony z takiego obłowu, Jeśli nas Bóg opuści, nie pomknął ku Lwowu. Bóg żegnaj płodna ziemi, wszech żołnierzów matko, Już do nas niewrócona;
, ach, groźne wszem narodom imię! Każdego dosiąc może tak żałosna zmaza, Która dziś Polskę smuci, ale aza, aza Wolą się chrześcijanie sami z sobą waśnić Niżeli krzyż Chrystusów na świecie objaśnić, Choć tysiącem kościołów, milijonem ludzi, Co rok tamtych meczetem, tych rznięciem paskudzi. Już Bóg żegnaj Podole z ukraińską dziczą, Już i was, już poganie wiecznie odgraniczą; A których ciał nie mogli przy duszy, przy siłach, Martwe kości w niewolą bierą po mogiłach.
A bodaj zachęcony z takiego obłowu, Jeśli nas Bóg opuści, nie pomknął ku Lwowu. Bóg żegnaj płodna ziemi, wszech żołnierzów matko, Już do nas niewrócona;
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 11
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
cug, niebieskich dojedziecie gmachów Po odmiennej fortuny ziemskich wichrów szumie: Inaczej ani słońce, ani księżyc umie. Mając w herbie tych obu szczęśliwe woźniki, Macie pewne do nieba cnoty przewodniki. 441. NA HERBY KONIA I JELENIA DO TEGOŻ JEGOMOŚCI
Już, wielmożny podkanclerzy, Trzymasz jelenia w obierzy, Który choć z dalekiej dziczy, Przyszedł na twoje potyczy, I tak ci się obróchmanni, Że z jelenia będzie łani. Więc gdy stare rogi zroni, Żeby nie była bez broni, Przyprawże ty jej róg nowy, Ale przecie nie do głowy. Tego trudno chwalić, księże,
Kto koniem jelenia sprzęże, A ty ściślejszą kopułą Niźli
cug, niebieskich dojedziecie gmachów Po odmiennej fortuny ziemskich wichrów szumie: Inaczej ani słońce, ani księżyc umie. Mając w herbie tych obu szczęśliwe woźniki, Macie pewne do nieba cnoty przewodniki. 441. NA HERBY KONIA I JELENIA DO TEGOŻ JEGOMOŚCI
Już, wielmożny podkanclerzy, Trzymasz jelenia w obierzy, Który choć z dalekiej dziczy, Przyszedł na twoje potyczy, I tak ci się obrochmanni, Że z jelenia będzie łani. Więc gdy stare rogi zroni, Żeby nie była bez broni, Przyprawże ty jej róg nowy, Ale przecie nie do głowy. Tego trudno chwalić, księże,
Kto koniem jelenia sprzęże, A ty ściślejszą kopułą Niźli
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 193
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Leszczyńskiego analogii.
A naprzód gdzie na przednim wchodzących widoku, Widzieć w świetnym jakimsi przychodząc obłoku, I znowu chrześcijańskiej pochodnią światłości, Pana do nas z Persztyna; ten tak wdzięcznych gości Z Czech tu przyniósł Dambrówkę Miecławowi żonę, W niej rzymskiej religii matkę i obronę. Widzieć było za jego pracą i przykładem, Tą tu dzicz bałwochwalskim napuszczaną jadem Menić się w religiją: za marne żywioły, Węże, drzewa, pochwisty, krzyże i kościoły Nowe wstawać, a hurmem do świętej się wody Niezmiernej płci obojej ubiegać narody. Za co jako i z nieba pobłogosławiony, Tak i tu ubogacon zacnemi imiony Od pana i pani swej. On też tak łaskawy
Leszczyńskiego analogii.
A naprzód gdzie na przednim wchodzących widoku, Widzieć w świetnym jakimsi przychodząc obłoku, I znowu chrześciańskiej pochodnią światłości, Pana do nas z Persztyna; ten tak wdzięcznych gości Z Czech tu przyniósł Dambrówkę Miecławowi żonę, W niej rzymskiej religii matkę i obronę. Widzieć było za jego pracą i przykładem, Tą tu dzicz bałwochwalskim napuszczaną jadem Menić się w religiją: za marne żywioły, Węże, drzewa, pochwisty, krzyże i kościoły Nowe wstawać, a hurmem do świętej się wody Niezmiernej płci obojej ubiegać narody. Za co jako i z nieba pobłogosławiony, Tak i tu ubogacon zacnemi imiony Od pana i pani swej. On też tak łaskawy
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 105
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
czym palić na mrozie, Konie chować, nawiózszy zostawić w obozie. Umierają oracze głodem, nadzy, chudzi; Nie masz w Polsce pieniędzy, nie masz koni, ludzi: Przecie, jakoby z charty na zające w pole, Co rok znużone wojsko prowadzim w Podole; Utłuklić też jelenia, prawda, w tamtej dziczy Za nasze miliony; więcej nic zdobyczy. Już szósty rok igracie, czas by też statkować: Nie wiedzieć, czy wprzód więźniów Turkom okupować Srebrem, którego się już mało w Polsce warta, Czy żołnierzowi miedzią płacić, choć wytarta. Mało co Kaźmierzowi już znać nosa między Oczyma: niepodobne cale do pieniędzy; Ostatek się
czym palić na mrozie, Konie chować, nawiózszy zostawić w obozie. Umierają oracze głodem, nadzy, chudzi; Nie masz w Polszcze pieniędzy, nie masz koni, ludzi: Przecie, jakoby z charty na zające w pole, Co rok znużone wojsko prowadzim w Podole; Utłuklić też jelenia, prawda, w tamtej dziczy Za nasze milijony; więcej nic zdobyczy. Już szósty rok igracie, czas by też statkować: Nie wiedzieć, czy wprzód więźniów Turkom okupować Srebrem, którego się już mało w Polszcze warta, Czy żołnierzowi miedzią płacić, choć wytarta. Mało co Kaźmierzowi już znać nosa między Oczyma: niepodobne cale do pieniędzy; Ostatek się
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 554
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
strudzony chodem, Przyjemnym sama posilała chłodem. Często pod Jodłą; a nie było wstydem; Przesypiała się w Wenus z Adonidem, I nie raz obu; choć nie puch łabęci, Widziano w trawie, albo w sianożęci. I Meleagra, w Menalejskiej puszczy, Miłość po łowach, w kochanie poduszczy; Albowiem, dawszy dziczy łeb za fanty, Brał się bezpiecznie do swej Atalanty. Zaczym, ani się Fedra w twej gromadzie, Pierwsza kochając myśliwego, kładzie; Bo gdzie w kompanij niemasz białejgłowy, Tam las niewdzięczny, i chłopskie są łowy. Przyjdę ja sama w towarzystwie tobie, Ani mię zrazi w mojej las podobie; Ani dzik
strudzony chodem, Przyiemnym samá posiláłá chłodem. Często pod Iodłą; á nie było wstydem; Przesypiáłá się w Wenus z Adonidem, Y nie raz obu; choć nie puch łabęći, Widźiano w trawie, álbo w śiánożęći. Y Meleágrá, w Menáleyskiey puszczy, Miłość po łowách, w kochánie poduszczy; Albowiem, dawszy dźiczy łeb zá fanty, Brał się bespiecznie do swey Atálánty. Záczym, áni się Fedrá w twey gromádźie, Pierwsza kocháiąc myśliwego, kłádźie; Bo gdźie w kompániy niemász biáłeygłowy, Tám lás niewdźięczny, y chłopskie są łowy. Przyidę iá samá w towárzystwie tobie, Ani mię zráźi w moiey lás podobie; Ani dźik
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 47
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
idzie mi na oczy. Mogą być i lwy, mogą być i lwice Na Wyspie, co ma puste okolice: A któż wie, jeśli srogiego odyńca, Z tak okropnego nie ujrzę zwierzyńca? Nad to i Morze swoje ma straszydła: Wyjdzie dziw, albo bestia obrzydła, I połknie żywcem; a nuż w takiej dziczy, Spadnie bezbożny człek, i rozbójniczy? Któż mię od niego w głębokiej pustyni Obroni? albo kto wolną uczyni? Nuż na niewinne i pieszczone członki, Włoży kajdany, włoży postronki? I której Wilcy, Tygry, i Niedźwiedzie, Nie zjedli, on ją w niewolą powiedzie; A potym rzeknie: dziewko, nie
idźie mi ná oczy. Mogą bydź y lwy, mogą bydź y lwice Ná Wyspie, co ma puste okolice: A ktoż wie, ieśli srogiego odyńcá, Z ták okropnego nie uyrzę zwierzyńcá? Nád to y Morze swoie ma strászydłá: Wyidźie dźiw, álbo bestya obrzydła, Y połknie żywcem; á nuż w tákiey dźiczy, Spádnie bezbożny człek, y rozboyniczy? Ktoż mię od niego w głębokiey pustyni Obroni? álbo kto wolną uczyni? Nuż ná niewinne y pieszczone członki, Włoży káydány, włoży postronki? Y ktorey Wilcy, Tygry, y Niedźwiedźie, Nie ziedli, on ią w niewolą powiedźie; A potym rzeknie: dźiewko, nie
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 134
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
praw pisanych ma Rzeczpospolita: Nie na grzech, ledwie że nie na każdego z ludzi Jest prawo. A cóż? tylko doznają go chudzi. Wiąźnie mdła w pajęczynie mucha i nieduża; Zerwie bąk, i samego pająka napuża. 171. GODNA GARNUSZKA POKRYWECZKA DO TEGOŻ TRZECI RAZ
Wiem jednę wieś, beskidnej niedaleką dziczy, Gdzie kościół katolicki z cerkwiami graniczy; Więc że do swego nieba stosują się kraje, Sami w niej zbójcy, sami mieszkają huitaje. Aż i pleban, czemu ja wielce dziwuję się, Żyda, faktora mego, na drodze wytrzęsie. Przedtem człek skromny, bywał w moim domu ze trzy Razy, że się w
praw pisanych ma Rzeczpospolita: Nie na grzech, ledwie że nie na każdego z ludzi Jest prawo. A cóż? tylko doznają go chudzi. Wiąźnie mdła w pajęczynie mucha i nieduża; Zerwie bąk, i samego pająka napuża. 171. GODNA GARNUSZKA POKRYWECZKA DO TEGOŻ TRZECI RAZ
Wiem jednę wieś, beskidnej niedaleką dziczy, Gdzie kościół katolicki z cerkwiami graniczy; Więc że do swego nieba stosują się kraje, Sami w niej zbójcy, sami mieszkają huitaje. Aż i pleban, czemu ja wielce dziwuję się, Żyda, faktora mego, na drodze wytrzęsie. Przedtem człek skromny, bywał w moim domu ze trzy Razy, że się w
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 101
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
kat zadziergnie go na niem, Abo też: Bóg mu zapłać, że z powrozem wołu, Konia z uzdą nie ukradł, mogąc to pospołu. 225. WILK TAŃCUJE KOŁO STUDNIE
Wilk pląsze koło studnie, co raz w nią zagląda, Nie mogąc wody dosiąc, choć jej wielce żąda. Tak Polacy tańcują w kamienieckiej dziczy, Na każdy rok chcąc konie napoić w Smotryczy; Jednak próżne ich pląsy, kiedy nie dosiągną. Potańcowawszy, nazad nie bez szkody ciągną: Małego na Podole wspaniałym powłokiem; Do domu, choć nikt nie gra, wielkiego wyskokiem. 226. NA TOŻ DRUGI RAZ
Zaskakuje i co raz daremne śle swaty, Chudym bywszy
kat zadziergnie go na niem, Abo też: Bóg mu zapłać, że z powrozem wołu, Konia z uzdą nie ukradł, mogąc to pospołu. 225. WILK TAŃCUJE KOŁO STUDNIE
Wilk pląsze koło studnie, co raz w nię zagląda, Nie mogąc wody dosiąc, choć jej wielce żąda. Tak Polacy tańcują w kamienieckiej dziczy, Na każdy rok chcąc konie napoić w Smotryczy; Jednak próżne ich pląsy, kiedy nie dosiągną. Potańcowawszy, nazad nie bez szkody ciągną: Małego na Podole wspaniałym powłokiem; Do domu, choć nikt nie gra, wielkiego wyskokiem. 226. NA TOŻ DRUGI RAZ
Zaskakuje i co raz daremne śle swaty, Chudym bywszy
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 132
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
osiągnęli nieba dla takichże cnót, ruszać by mu trzeba. Bo co ci wszyscy, ty jeden bez sporu masz z niebieskiego Monarchy faworu. Kto by tak dziki i tak był zuchwały, żeby go twoje zhołdować nie miały pańskie przymioty, żeby najtwardszego nie schyleł karku pod rząd sceptra twego i onej z serca nie złożywszy dziczy, twej łaskawości nie zażeł słodyczy. Zdarzy do końca Bóg tę zgodę, zdarzy, choć się też w kącie kto z Antonem czwarzy.
Tuszę, że teraz tańszy Kleopatrze, dwakroć sparznąwszy, na berło nie natrze. Kogo Bóg przez swe mianuje proroki, próżno się dawią krucy, kawy, sroki. Kogo pomazał Bóg
osiągnęli nieba dla takichże cnót, ruszać by mu trzeba. Bo co ci wszyscy, ty jeden bez sporu masz z niebieskiego Monarchy faworu. Kto by tak dziki i tak był zuchwały, żeby go twoje zhołdować nie miały pańskie przymioty, żeby najtwardszego nie schyleł karku pod rząd sceptra twego i onej z serca nie złożywszy dziczy, twej łaskawości nie zażeł słodyczy. Zdarzy do końca Bóg tę zgodę, zdarzy, choć się też w kącie kto z Antonem czwarzy.
Tuszę, że teraz tańszy Kleopatrze, dwakroć sparznąwszy, na berło nie natrze. Kogo Bóg przez swe mianuje proroki, próżno się dawią krucy, kawy, sroki. Kogo pomazał Bóg
Skrót tekstu: PotPocztaKarp
Strona: 68
Tytuł:
Poczta
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
panegiryki
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Muza polska: na tryjumfalny wjazd najaśniejszego Jana III
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Adam Karpiński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1996
rzucił, Ani litował, ani się zasmucił. A ci, jakoby na fest zawołany w jego Kościele, krzyczeli peany. Het. Córki Syjońskiej zniósł Architektury, I na jej upad powyciągał sznury, Nie umknął ciężkiej ręki od jej zguby, Obalił przedmur potężny i gruby. I nasyciwszy Narody zdobyczą Uczynił z Miasta pustynią i dziczą. Tet. Bramy na ziemię obalone legły, Skruszył zapory; porozpraszał cegły, Podał w niewolą Króle i Książęta Starł zakon, że go ledwie kto pamięta, I coby przyszłe rzeczy miał z wysoka Przez łaskę Pańską; nie stało Proroka. Jód. Poprzypadali Starcowie na ziemię, Popiołem swoje potrżąsnąwszy ciemię, Przywdzieli ostre
rzucił, Ani litował, áni się zasmućił. A ći, iákoby ná fest záwołany w iego Kośćiele, krzyczeli peány. Heth. Corki Syońskiey zniosł Architektury, I ná iey upad powyćiągał sznury, Nie umknął ćiężkiey ręki od iey zguby, Obalił przedmur potężny i gruby. I nasyćiwszy Narody zdobyczą Vczynił z Miasta pustynią i dźiczą. Theth. Bramy ná źiemię obalone legły, Skruszył zapory; porozpraszał cegły, Podał w niewolą Krole i Xsiążęta Starł zakon, że go ledwie kto pámięta, I coby przyszłe rzeczy miał z wysoka Przez łaskę Páńską; nie stało Proroka. Jod. Poprzypadáli Starcowie ná źiemię, Popiołem swoie potrżąsnąwszy ćiemię, Przywdźieli ostre
Skrót tekstu: ChrośJob
Strona: 185
Tytuł:
Job cierpiący
Autor:
Wojciech Stanisław Chrościński
Drukarnia:
Drukarnia Ojców Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1705
Data wydania (nie wcześniej niż):
1705
Data wydania (nie później niż):
1705