, nie radzę nikomu potykać się z bogi, Mijaj albo z daleka ustępuj im drogi. Słońce jedzie, cztery go, przy orczyku złotem, Empirejskich dzianetów szybkim niesie lotem. Nie twych to, Faetoncie, nie twych dzieło dłoni, Płomienistych u ojca napierać się koni, Garłem nienależytej przypłaciwszy jazdy. To tak Febus; Febe zaś, która rządzi gwiazdy, Rodzona jego siostra, Dianą się mieni, Wprząga cug wiatronogich w swój pojazd jeleni: Tymi się, raz w okrągłej, drugi w szczupłej cerze, Wozi po modrej górnych firmamentów sferze. Precz ogarzy z ostrymi, precz stąd charci, kielcy, Nie pomyślajcie o nich myśliwcy i strzelcy,
, nie radzę nikomu potykać się z bogi, Mijaj albo z daleka ustępuj im drogi. Słońce jedzie, cztery go, przy orczyku złotem, Empirejskich dzianetów szybkim niesie lotem. Nie twych to, Faetoncie, nie twych dzieło dłoni, Płomienistych u ojca napierać się koni, Garłem nienależytej przypłaciwszy jazdy. To tak Febus; Febe zaś, która rządzi gwiazdy, Rodzona jego siostra, Dyjaną się mieni, Wprząga cug wiatronogich w swój pojazd jeleni: Tymi się, raz w okrągłej, drugi w szczupłej cerze, Wozi po modrej górnych firmamentów sferze. Precz ogarzy z ostrymi, precz stąd charci, kielcy, Nie pomyślajcie o nich myśliwcy i strzelcy,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 192
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Nasze, za naszym idąc rozrządzeniem Wesołe, i my patrząc na to z góry, Dobrze, że ten czas takim posiedzeniem
Strawimy sobie. Ale ty tymczasem Leć co najprędzej pośle skrzydłonogi I nad wysokim stanąwszy Parnasem Powiedz to co się dzieje między bogi
Muzom i rozkaż, żeby swym porządkiem Każda tej parze szczęścia winszowała. Ty Febe z lutnią chciej im być początkiem, Aby tak była harmonia cała. Apollo
.
Teraz o złota, teraz moja lutni! Wszytkie te treny i lamenty utni, Któreś po synu moim Faetonie Brzmiała, gdy bystre nosiły go konie. Prawdać że serce moje był zażalił, Kiedy niebieskim ogniem świat zapalił. Ale już tego zapomni
Nasze, za naszym idąc rozrządzeniem Wesołe, i my patrząc na to z gory, Dobrze, że ten czas takim posiedzeniem
Strawimy sobie. Ale ty tymczasem Leć co najprędzej pośle skrzydłonogi I nad wysokim stanąwszy Parnasem Powiedz to co się dzieje między bogi
Muzom i rozkaż, żeby swym porządkiem Każda tej parze szczęścia winszowała. Ty Febe z lutnią chciej im być początkiem, Aby tak była harmonia cała. Apollo
.
Teraz o złota, teraz moja lutni! Wszytkie te treny i lamenty utni, Ktoreś po synu moim Faetonie Brzmiała, gdy bystre nosiły go konie. Prawdać że serce moje był zażalił, Kiedy niebieskim ogniem świat zapalił. Ale już tego zapomni
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 462
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
nabawił, Jednak, że się nam, bogom, gniewać nie przystoi, I że kto prawdę pisze, słusznie się nie boi, Nie miałoby przyczyny nasze zajątrzenie: Uraził wprawdzie, ale uraził uczenie. Chcę, owszem, aby każdy pokazał się z tego Żałosnym, żeśmy zbyli pisarza takiego, I tobie, Febe, każę, abyś słonecznego Wozu dziś nie osiadał, wszakeś dla własnego Syna to raz uczynił; niechaj i Cyntyja Pożyczanego światła w nocy nie rozwija, Póki go łaska moja w niebo nie wprowadzi I nad pisaniem dziejów niebieskich osadzi. A żeby też i ludziom żal ten nie był skryty, Każę mu sam wystawić
nabawił, Jednak, że się nam, bogom, gniewać nie przystoi, I że kto prawdę pisze, słusznie się nie boi, Nie miałoby przyczyny nasze zajątrzenie: Uraził wprawdzie, ale uraził uczenie. Chcę, owszem, aby każdy pokazał się z tego Żałosnym, żeśmy zbyli pisarza takiego, I tobie, Febe, każę, abyś słonecznego Wozu dziś nie osiadał, wszakeś dla własnego Syna to raz uczynił; niechaj i Cyntyja Pożyczanego światła w nocy nie rozwija, Póki go łaska moja w niebo nie wprowadzi I nad pisaniem dziejów niebieskich osadzi. A żeby też i ludziom żal ten nie był skryty, Każę mu sam wystawić
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 129
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
wszystkich i oczy na się obróciwszy, Już ojczysty majestat i pałace jasne, Wysokiemu duchowi były jego ciasne.
Wtem wielkich opłakawszy rodziców popioły. A po przeszłem zaćmieniu nastał dzień wesoły, I zgodą wszech sprzysięgła na ojczystym tronie Starszy usiadł, w królewskim płaszczu i koronie. On czapkę i ozdoby zniósłszy przedeń swoje, Jako Febe i złote gwiazd niebieskich roje Przypadają przed słońcem i końmi żartkiemi, Porażone ze światły ustępują swemi. Ukłonił się królowi, kontent na uchwale Niebieskiej dyrekcji, i fortuny dziale, A ten nie Garamanty, ani ostatniemi Słupy mógł się pomierzyć Herkulesowemi. Tedy grom on północy słyszeć było tęgi, Gdy danej nie strzymawszy wiary i przysięgi
wszystkich i oczy na się obróciwszy, Już ojczysty majestat i pałace jasne, Wysokiemu duchowi były jego ciasne.
Wtem wielkich opłakawszy rodziców popioły. A po przeszłem zaćmieniu nastał dzień wesoły, I zgodą wszech sprzysięgła na ojczystym tronie Starszy usiadł, w królewskim płaszczu i koronie. On czapkę i ozdoby zniósłszy przedeń swoje, Jako Febe i złote gwiazd niebieskich roje Przypadają przed słońcem i końmi żartkiemi, Porażone ze światły ustępują swemi. Ukłonił się królowi, kontent na uchwale Niebieskiej dyrekcyi, i fortuny dziale, A ten nie Garamanty, ani ostatniemi Słupy mógł się pomierzyć Herkulesowemi. Tedy grom on północy słyszeć było tęgi, Gdy danej nie strzymawszy wiary i przysięgi
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 42
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
, Strojniejsze wnet infuły, krzyże i pieczęci Ojcowskie go potkają. Bo kto z jego twarzy, Ten, który się ku wszystkim Leszczyńskim dziś żarzy Afekt pański, i miłość razem pospolita, Że się wprzód urodziła, tego nie wyczyta? Tak wieczorne planety gdy na noc nastają, U słońca swych splendorów sobie pożyczają. Gdzie Febe kredensuje, a znowuż i od niej, Tysiąc inszych pomniejszych zażgnie się pochodni. Aleś bardzo i ty siadł świata tego blisko Derpski mój wojewodo. I ty się nie nisko, Niesiesz także, napadłszy ojcowskie już tropy, Gdzie prowadzą na górę pięknej Kalliopy, Do najwyższych dostojeństw. Jako żeś w tak
, Strojniejsze wnet infuły, krzyże i pieczęci Ojcowskie go potkają. Bo kto z jego twarzy, Ten, który się ku wszystkim Leszczyńskim dziś żarzy Affekt pański, i miłość razem pospolita, Że się wprzód urodziła, tego nie wyczyta? Tak wieczorne planety gdy na noc nastają, U słońca swych splendorów sobie pożyczają. Gdzie Febe kredensuje, a znowuż i od niej, Tysiąc inszych pomniejszych zażgnie się pochodni. Aleś bardzo i ty siadł świata tego blisko Derpski mój wojewodo. I ty się nie nisko, Niesiesz także, napadłszy ojcowskie już tropy, Gdzie prowadzą na górę pięknej Kalliopy, Do najwyższych dostojeństw. Jako żeś w tak
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 132
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
nowością się rzeczy trwożącego/ Rzekło: Co za przyczyna jest/ żeś się w tej stronie/ Wielką drogę podjąwszy/ stawił Faetonie? I czegoć na tym Zamku mym żądać przychodzi Synu mój/ którego się Ojcu przeć nie godzi? Odpowiedział Faeton: O światło/ co swymi Niezmierzony świat grzejesz promieńmi wiecznymi/ P Febe ojcze; Jeśliże imienia mi tego Pozwalasz/ i jeśliże Klimene swojego Występku nie pokrywa postawą fałszywą/ Wydaj sam znak/ jako za rzeczą sprawiedliwą/ Za którymbym był własnym synem twym wierzony/ Q I ten błąd z serca mego mógł być uprzątniony. To rzekł: a Ociec zaraz po skończeniu mowy/ Lskniące promienie
nowośćią się rzeczy trwożącego/ Rzekło: Co zá przyczyná iest/ żeś się w tey stronie/ Wielką drogę podiąwszy/ stáwił Pháetonie? Y czegoć ná tym Zamku mym żądáć przychodźi Synu moy/ ktorego sie Oycu przeć nie godźi? Odpowiedźiał Pháeton: O świátło/ co swymi Niezmierzony świát grzeiesz promieńmi wiecznymi/ P Phebe oycze; Iesliże imieniá mi tego Pozwalasz/ y iesliże Klimene swoiego Występku nie pokrywa postáwą fałszywą/ Wyday sam znák/ iáko zá rzeczą spráwiedliwą/ Zá ktorymbym był własnym synem twym wierzony/ Q Y ten błąd z sercá mego mogł bydź vprzątniony. To rzekł: á Oćiec záraz po skończeniu mowy/ Lskniące promienie
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 50
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
bywa La to przynosi żniwo. Jesień zaś udał być osobą popluskaną, wydeptywaniem jagód winnych, bo w tę część roku wino zbierają. Zimę zaś wprowadził osobę lodowatą, i obrosłą białymi włosami: bo ta i lodem ziwardza rzeki i morza, i śniegami białymi ziemię przysypuje. Przemian Owidyuszowych O Ujzrzawszy młodzieńca. Faetonta. P Febe ojcze/ jeśliż mi tego imienia pozwalasz. Jeśli mię za syna przyznawasz. Q I teb błąd serca mego. to jest, tę wątpliwość w którejem teraz jest. R Złożywszy promienie które miał około głowy. Folgował Ociec tym sposobem synowi, bo dla jasności i gorącości promieni, nie mogły był Faeton przystąpić Z Jeziora
bywa Lá to przynośi żniwo. Ieśień zaś vdał być osobą popluskáną, wydeptywaniem iágod winnych, bo w tę część roku wino zbieráią. Zimę zaś wprowádźił osobę lodowátą, y obrosłą białymi włosami: bo tá y lodem ziwardza rzeki y morzá, y śniegámi białymi ziemię przysypuie. Przemian Owidyuszowych O Vyzrzawszy młodźieńcá. Pháetontá. P Phebe oycze/ iesliż mi tego imienia pozwalasz. Iesli mię zá syná przyznawasz. Q Y teb błąd sercá mego. to iest, tę wątpliwość w ktoreyem teraz iest. R Złożywszy promienie ktore miał około głowy. Folgował Oćiec tym sposobem synowi, bo dla iásnośći y gorącośći promieni, nie mogły był Pháeton przystąpić S Ieźiorá
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 55
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
co wyrzec w sobie uważyła: Grzecznością tą nikogo cale kontentując/ A żądza i pragnienie dalsze zostawując Tym/ którzy ją kochali. Owo co wiek stary Rachował trzy Gracje/ i chwalił bez miary/ Tedy z jednych oczu jej tysiące pałały/ A w insze się gdy chciała co raz odmieniały I cery i postaci. Jaka Febe bywa/ Kiedy głowę zupełną swoję roszczasywa Sama jedna/ wiedzie rej/ a daleko od niej Światła insze zostają niebieskich pochodni.
Więc się być upatrując w takiej swej ozdobie/ I wiedząc to do siebie/ tak barzo się w sobie Nad wszytko rozkochała/ że też pomyśliła/ Jakoby w tym Wenerze samej nie spuściła: A
co wyrzec w sobie vwáżyłá: Grzecznością tą nikogo cále kontentuiąc/ A żądza y prágnienie dálsze zostáwuiąc Tym/ ktorzy ią kocháli. Owo co wiek stáry Ráchował trzy Grácye/ y chwalił bez miáry/ Tedy z iednych oczu iey tysiące pałáły/ A w insze się gdy chciáłá co raz odmieniáły Y cery y postáci. Iáka Phebe bywa/ Kiedy głowę zupełną swoię roszczásywa Sámá iedná/ wiedzie rey/ á dáleko od niey Swiátła insze zostáią niebieskich pochodni.
Więc się bydź vpátruiąc w tákiey swey ozdobie/ Y wiedząc to do siebie/ ták bárzo się w sobie Nád wszytko roskocháłá/ że też pomyśliłá/ Iákoby w tym Wenerze sámey nie spuściłá: A
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 7
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
, to ksiądz, hodzia ich językiem, Któremu, gdy całą noc niesłychanym krzykiem, Jako kazał Mahomet w swoim al-Koranie, Budzi ich do pacierzy, gęba nie ustanie. Każdy namiot starszego końską znaczny grzywą, Przed którym co noc lampa gorywa oliwą, I nie wprzód ją zagasi, aże nad tym światem Gwiazdy zgasną i Febe poblednie przed bratem. Ale niechby tam naszy wpadli okrom wstrętu, Któżby im ręce trzymał od takiego sprzętu, Który, jako nam potem komisarze naszy Prawili, u każdego wezyra i baszy Tak bogaty, tak świetny, że choć złoto kopie, Żaden mu pan nie zrówna w całej Europie; Każdy by brać, niż
, to ksiądz, hodzia ich językiem, Któremu, gdy całą noc niesłychanym krzykiem, Jako kazał Mahomet w swoim al-Koranie, Budzi ich do pacierzy, gęba nie ustanie. Każdy namiot starszego końską znaczny grzywą, Przed którym co noc lampa gorywa oliwą, I nie wprzód ją zagasi, aże nad tym światem Gwiazdy zgasną i Febe poblednie przed bratem. Ale niechby tam naszy wpadli okrom wstrętu, Któżby im ręce trzymał od takiego sprzętu, Który, jako nam potem komisarze naszy Prawili, u każdego wezyra i baszy Tak bogaty, tak świetny, że choć złoto kopie, Żaden mu pan nie zrówna w całej Europie; Każdy by brać, niż
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 212
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
? Jeżeli już świta? W tym wszytkie topi zmysły, choć mógł jeszcze leżeć, Żeby jako najrychlej Kamieniec ubieżeć. A już też rzadkie i to wpoły przygaszonym Światłem gwiazdy bleszczały po niebie przestronym, Których złoty Lucyfer, rozpuściwszy buje, Rozstrzelane po sferze ogarki zajmuje; Już nie ma zwyciężona noc władzy nad światem, I Febe złotoroga kryje się przed bratem. Już Hemu wysokiego, Tatr i przykrej Ety Złotym słońce promieniem oświeciło grzbiety, A na krzakach Idejskich, pełne rośnej wody, Z daleka się dojźrałe rumienią jagody. Wraca praca do ludzi i otwiera domy; Murowane kominy kurzy Wulkan chromy; Pasterz, swe trzody szronem w siwolite łąki I przestrone
? Jeżeli już świta? W tym wszytkie topi zmysły, choć mógł jeszcze leżeć, Żeby jako najrychlej Kamieniec ubieżeć. A już też rzadkie i to wpoły przygaszonym Światłem gwiazdy bleszczały po niebie przestronym, Których złoty Lucifer, rozpuściwszy buje, Rozstrzelane po sferze ogarki zajmuje; Już nie ma zwyciężona noc władzy nad światem, I Febe złotoroga kryje się przed bratem. Już Hemu wysokiego, Tatr i przykrej Ety Złotym słońce promieniem oświeciło grzbiety, A na krzakach Idejskich, pełne rośnej wody, Z daleka się dojźrałe rumienią jagody. Wraca praca do ludzi i otwiera domy; Murowane kominy kurzy Wulkan chromy; Pasterz, swe trzody szronem w siwolite łąki I przestrone
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 289
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924