strachu; Dał ci garło przy zamsie, a diabełże po tem, Kiedy mu przyszło kielce rozdzierać z kłopotem. Na wieki by się była odprzysięgła zwierza, Co dzień przez trzy niedziele wstydząc się balwierza. 73 (P). NIEWIASTA MORZE
Kto po pierwszej nieboszce żeni się raz drugi, Ten zwątlone okrętu łatanego fugi Znowu z portu na morze niepewne wypycha. Prędkoż, prędko zaszumi malacja cicha! Im skromniejsza panienka, jak tytuł odmieni, Tym się gorzej niewiasta ciska, burzy, pieni. Nic tu Neptun nie radzi; kija trzeba, kija, Bez niego rzadko który do portu zawija. 74 (P). PO BABCE
strachu; Dał ci garło przy zamsie, a diabołże po tem, Kiedy mu przyszło kielce rozdzierać z kłopotem. Na wieki by się była odprzysięgła zwierza, Co dzień przez trzy niedziele wstydząc się balwierza. 73 (P). NIEWIASTA MORZE
Kto po pierwszej nieboszce żeni się raz drugi, Ten zwątlone okrętu łatanego fugi Znowu z portu na morze niepewne wypycha. Prędkoż, prędko zaszumi malacyja cicha! Im skromniejsza panienka, jak tytuł odmieni, Tym się gorzej niewiasta ciska, burzy, pieni. Nic tu Neptun nie radzi; kija trzeba, kija, Bez niego rzadko który do portu zawija. 74 (P). PO BABCE
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 41
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
tę dziewkę, pięknej przed sobą urody? Często kołkiem bez świdra rozwalają kłody; Dopieroż, gdy go sporą popędzisz kijanią, Nie wątpię, że ta panna jutro będzie panią. I choć ta kłoda boków nie puści za klinem, Nie wynidzie spełna rok, obdarzy cię synem. Tylko go jak najrzeźwiej trzeba wtykać w fugi, Żeby się zaś do dziury nie przydawał drugi. 171 (P). PIRWEJ SOBKOWI, POTEM DOBKOWI
Już to raz, jeśli nie mylę się, drugi, Miły sąsiedzie, prosisz mnie o pługi. Skoro na swoim pozasiewam wzorze, Wtenczas ci mój pług, przyjacielu, zorze. Alboś zapomniał, co przypowieść
tę dziewkę, pięknej przed sobą urody? Często kołkiem bez świdra rozwalają kłody; Dopieroż, gdy go sporą popędzisz kijanią, Nie wątpię, że ta panna jutro będzie panią. I choć ta kłoda boków nie puści za klinem, Nie wynidzie spełna rok, obdarzy cię synem. Tylko go jak najrzeźwiej trzeba wtykać w fugi, Żeby się zaś do dziury nie przydawał drugi. 171 (P). PIRWEJ SOBKOWI, POTEM DOBKOWI
Już to raz, jeśli nie mylę się, drugi, Miły sąsiedzie, prosisz mnie o pługi. Skoro na swoim pozasiewam wzorze, Wtenczas ci mój pług, przyjacielu, zorze. Alboś zapomniał, co przypowieść
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 80
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
szeroki na calów 4; jakich w ćwierci łokcia jest 6: a łata od łaty odległa na trzy ćwierci łokcia. Znajdź naprzód wiele calów wynosi długość dachu, łokci 70: multyplikując 70 łokci przez 24 cale. Gdyż tak wynidzie długość dachu w calach 1680. Potym rozdziel 1680, przez 4 (szerokość guntu nie mierząc fugi, w którą ostrze drugiego gunta wchodzi:) wynidzie guntów 420. na szar jeden, długi w łokci 70, Znowu znajdź wiele ćwierci łokcia zawiera wysokość dachu od spoduu do góry w łokciach 20. (multyplikując 20. przez 4.) i produkt 80 rozdziel przez 3: (odległość łat pod guntami na 3
szeroki ná calow 4; iákich w ćwierći łokćiá iest 6: á łátá od łáty odległa ná trzy ćwierći łokćiá. Znaydź naprzod wiele calow wynośi długość dáchu, łokći 70: multyplikuiąc 70 łokći przez 24 cale. Gdyż ták wynidźie długość dáchu w calách 1680. Potym rozdźiel 1680, przez 4 (szerokość guntu nie mierząc fugi, w ktorą ostrze drugiego guntá wchodźi:) wynidźie guntow 420. ná szar ieden, długi w łokći 70, Znowu znaydź wiele ćwierći łokćiá záwiera wysokość dáchu od spoduu do gory w łokćiách 20. (multyplikuiąc 20. przez 4.) y produkt 80 rozdźiel przez 3: (odległość łat pod guntámi ná 3
Skrót tekstu: SolGeom_II
Strona: 76
Tytuł:
Geometra polski cz. 2
Autor:
Stanisław Solski
Drukarnia:
Jerzy i Mikołaj Schedlowie
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
matematyka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1684
Data wydania (nie wcześniej niż):
1684
Data wydania (nie później niż):
1684
, on musi na łoże. Dopieroż kiedy tych sen z sensyperdą zmoże, Wstawszy cicho, na palce przeważa się z palców I wyszedszy, wrzeciądzem założy zuchwalców. Każe zamknąć i okna ze drzwiami pospołu, Hajdukom strzec; sam pójdzie na obiad do stołu. Owi śpią, dzień śpią i noc, choć słońce przez fugi Świeci; nie budząc pana śpią na czczo i drugi. Aż skoro po weselu i ucieszy się tem, Wypuści ich i odda pijakom wet wetem. 85 (P). TRUDNO POD CHUDĄ ŚWINIĄ O TŁUSTE PROSIĘ JAKI PAN, TAKI KRAM
Niedawno, gdy do domu z Krakowa się kwapię, Potykam na wędzonej służałego szkapie
, on musi na łoże. Dopieroż kiedy tych sen z sensyperdą zmoże, Wstawszy cicho, na palce przeważa się z palców I wyszedszy, wrzeciądzem założy zuchwalców. Każe zamknąć i okna ze drzwiami pospołu, Hajdukom strzec; sam pójdzie na obiad do stołu. Owi śpią, dzień śpią i noc, choć słońce przez fugi Świeci; nie budząc pana śpią na czczo i drugi. Aż skoro po weselu i ucieszy się tem, Wypuści ich i odda pijakom wet wetem. 85 (P). TRUDNO POD CHUDĄ ŚWINIĄ O TŁUSTE PROSIĘ JAKI PAN, TAKI KRAM
Niedawno, gdy do domu z Krakowa się kwapię, Potykam na wędzonej służałego szkapie
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 239
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
STAROŚCIE BRZEZIŃSKIEMU, Z JEJMOŚCIĄ PANIĄ DĄBSKĄ, CHORĄŻYNĄ ZATORSKĄ
Kiedy obręcz brzozowa na dębowej pipie, Twierdzą bednarze, że się nierychło rozsypie, Zwłaszcza jeśli dąb młody, opatrzywszy pierwej, Żeby dna (co się trafia) nie stoczyły czerwy; Inaczej, chociażbyś giął jednę wedle drugiej, Zawsze będzie puszczała, bo ma słabe fugi, Ani czopu przybijaj, żebyś tym pochopem Dągi we dnie z wątorów nie wytrącił czopem. Lubo tam miód sycony, lub winna jagoda, Cokolwiek jest, i soku brzozowego szkoda; Dla czego od przygody, mój zacny Mielecki, Zawczasu sporządzone nie zawadzą niecki. Aleć gdzie dąb rodząjny stanie blisko brzozy, Żołądź
STAROŚCIE BRZEZIŃSKIEMU, Z JEJMOŚCIĄ PANIĄ DĄBSKĄ, CHORĄŻYNĄ ZATORSKĄ
Kiedy obręcz brzozowa na dębowej pipie, Twierdzą bednarze, że się nierychło rozsypie, Zwłaszcza jeśli dąb młody, opatrzywszy pierwej, Żeby dna (co się trafia) nie stoczyły czerwy; Inaczej, chociażbyś giął jednę wedle drugiej, Zawsze będzie puszczała, bo ma słabe fugi, Ani czopu przybijaj, żebyś tym pochopem Dągi we dnie z wątorów nie wytrącił czopem. Lubo tam miód sycony, lub winna jagoda, Cokolwiek jest, i soku brzozowego szkoda; Dla czego od przygody, mój zacny Mielecki, Zawczasu sporządzone nie zawadzą niecki. Aleć gdzie dąb rodząjny stanie blisko brzozy, Żołądź
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 428
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
drew, a darn z góry rzędami się układa widząc że darn dostatecznie się przepalił, drzwi dolne w kamiennym murowaniu zamykają się i gliną pilnie zalepiają się; a piec darnem się napełnia, widząc że wszystkie kawały prawie do samego wierzchu żarzą się, drzwi górne także się zamykają i zalepiają. W krótce potym zalepiają się wszystkie fugi i rysy, a w godzin 12 letki w godzin zaś 24 tęgi darn w dobre się obraca węgle. Kiedy kto ma 6 lub 8 takich pieców, a robota idzie porządkiem i na przemiany, robotnicy nigdy nie próżnują, i można tym sposobem mieć wielkie mnóstwo węgli darnowych. Najpotrzebniejsza do tego rzecz jest, żeby darn
drew, a darn z gory rzędami się układa widząc że darn dostatecznie sie przepalił, drzwi dolne w kamiennym murowaniu zamykaią się y gliną pilnie zalepiaią się; a piec darnem się napełnia, widząc że wszystkie kawały prawie do samego wierzchu żarzą się, drzwi gorne także się zamykaią y zalepiaią. W krotce potym zalepiaią się wszystkie fugi i rysy, á w godzin 12 letki w godźin zaś 24 tęgi darn w dobre sie obraca węgle. Kiedy kto ma 6 lub 8 takich piecow, a robota idzie porządkiem y na przemiany, robotnicy nigdy nie prożnuią, y można tym sposobem mieć wielkie mnostwo węgli darnowych. Naypotrzebnieysza do tego rzecz iest, żeby darn
Skrót tekstu: DuhMałSpos
Strona: 30
Tytuł:
Sposób robienia węglów czyli sztuka węglarska
Autor:
Henri-Louis Duhamel Du Monceau
Tłumacz:
Jacek Małachowski
Drukarnia:
Michał Gröll
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1769
Data wydania (nie wcześniej niż):
1769
Data wydania (nie później niż):
1769
zaraz z początku swego są zimne; jako to wszytkie kości/ błonki. I przetoż zaniechaj Duccji w tych ciałacyh/ które mają głowy ciepłe i suche/ abo też gorące i wilgotne: tylko w tych dobre są/ którzy mają głowy zimne i wilgotne. A naprzedniejsze i naczęstsze miejsce Ductjom jest ciemię: kędy jest fuga/ i spejenie kości na przodku głowy/ (suturam coronalem nazywamy) iż tam tędy nabarziej lekarstwa wszelakie do mózgu przejść mogą. i dla tego i starzy Medycy częstokroć na wysuszenie głowy/ na tymże miejscu zwykli więc palenia czynić/ i aperturę żelazem rozpalonym. Może się też wody strumień puszczać i na pacierz/ i
záraz z pocżątku swego są źimne; iáko to wszytkie kośći/ błonki. Y przetoż zaniechay Ductiey w tych ćiáłácyh/ ktore máią głowy ćiepłe y suche/ ábo też gorące y wilgotne: tylko w tych dobre są/ ktorzy máią głowy źimne y wilgotne. A naprzednieysze y nacżęstsze mieysce Ductyiom iest ćiemię: kędy iest fugá/ y speienie kośći ná przodku głowy/ (suturam coronalem názywamy) iż tám tędy nabarźiey lekárstwá wszelákie do mozgu przeyść mogą. y dla tego y stárzy Medycy cżęstokroć na wysuszenie głowy/ ná tymże mieyscu zwykli więc palenia cżynić/ y áperturę żelázem rospálonym. Może sie też wody strumień puszcżać y ná paćierz/ y
Skrót tekstu: SykstCiepl
Strona: 184.
Tytuł:
O cieplicach we Skle ksiąg troje
Autor:
Erazm Sykstus
Drukarnia:
Krzysztof Wolbramczyk
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1617
Data wydania (nie wcześniej niż):
1617
Data wydania (nie później niż):
1617
i nadobne żarty, Kiedy się kozak przegra do koszule w karty. Wstawszy rano, więc mówi głupi nie mądremu: „Pane brate, podymo w karty po złotemu”. Ten zasię, jako mędrszy, żeby to nie trawić Czasu darmo: „Nalepiej wszytko razem stawić”. Potem na koncert idą, fugle miasto fugi, Miasto taktu latają toczone maczugi. Stąd jedni solmizują abo też pauzują, Drudzy się kontrapunctem z oburącz częstują. Nabożeństwo ich tak też i strzyże, i goli, Spytasz o nim, odpowiedz: „Będzie to powoli”. W nadziei przecie żyją, mają tęgą wiarę, Miawszy łuk, puk, strzeżyłba i bachmatów
i nadobne żarty, Kiedy sie kozak przegra do koszule w karty. Wstawszy rano, więc mówi głupi nie mądremu: „Pane brate, podymo w karty po złotemu”. Ten zasię, jako mędrszy, żeby to nie trawić Czasu darmo: „Nalepiej wszytko razem stawić”. Potem na concert idą, fugle miasto fugi, Miasto taktu latają toczone maczugi. Stąd jedni solmizują abo też pauzują, Drudzy sie contrapunctem z oburącz częstują. Nabożeństwo ich tak też i strzyże, i goli, Spytasz o nim, odpowiedz: „Będzie to powoli”. W nadziei przecie żyją, mają tęgą wiarę, Miawszy łuk, puk, strzeżyłba i bachmatów
Skrót tekstu: ZimBLisBad
Strona: 214
Tytuł:
Żywot Kozaków lisowskich
Autor:
Bartłomiej Zimorowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Karol Badecki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
: „Nie wadzą, ojcze (najpewniejsza droga, Jako mówią Polacy, przez świętych do Boga), Bo na gruncie kościelnym wiarę moją sadzę I sam proszę, i wszytkim chrześcijanom radzę Prosić ich o przyczynę; na to oczy bolą, Co z boską i z kościelną nie zgadza się wolą: Że nazbyt przestrugując zamierzone fugi, Przenosimy, co panu należy, na sługi. Nie usłyszy dziś pieśni nikt w kościele nowych, Prócz, i to po łacinie, kilku Dawidowych, Które gra organista Bogu przy kantorze Na pijanym, co często trafia się, nieszporze. Swym patriarchom mniszy, swym patronom fary, Jemu nikt, chociaż Paweł nowy,
: „Nie wadzą, ojcze (najpewniejsza droga, Jako mówią Polacy, przez świętych do Boga), Bo na gruncie kościelnym wiarę moją sadzę I sam proszę, i wszytkim chrześcijanom radzę Prosić ich o przyczynę; na to oczy bolą, Co z boską i z kościelną nie zgadza się wolą: Że nazbyt przestrugując zamierzone fugi, Przenosimy, co panu należy, na sługi. Nie usłyszy dziś pieśni nikt w kościele nowych, Prócz, i to po łacinie, kilku Dawidowych, Które gra organista Bogu przy kantorze Na pijanym, co często trafia się, nieszporze. Swym patryjarchom mniszy, swym patronom fary, Jemu nikt, chociaż Paweł nowy,
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 520
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
co rumaka, sajdak oprawiony z łukiem Ofiaruje na znak swej chęci munsztułukiem. „Mogłeś to Waszmość — rzekę — i bez ordy sprawić, Strzelając z łuku, czapkę na celu postawić. Królowi prezentować, pewnie da herb za nią. Gdy głowa cała, mniejsza o futro baranie. Wierę by podobniejsza te przez gębę fugi Między herbów szlacheckich policzyć zasługi. Kiedybym szlachtę robił, nie wątp Waszmość o tem, Żebym przeszył tę czapkę herbownym klejnotem; I teraz, czego Waszmość potrzebujesz po mnie, W wierszach jej, które piszę, moich nie zapomnię. Konia z łubiem przy czapce, wprzód niż ją mól przejmie, Komu inszemu
co rumaka, sajdak oprawiony z łukiem Ofiaruje na znak swej chęci munsztułukiem. „Mogłeś to Waszmość — rzekę — i bez ordy sprawić, Strzelając z łuku, czapkę na celu postawić. Królowi prezentować, pewnie da herb za nię. Gdy głowa cała, mniejsza o futro baranie. Wierę by podobniejsza te przez gębę fugi Między herbów szlacheckich policzyć zasługi. Kiedybym szlachtę robił, nie wątp Waszmość o tem, Żebym przeszył tę czapkę herbownym klejnotem; I teraz, czego Waszmość potrzebujesz po mnie, W wierszach jej, które piszę, moich nie zapomnię. Konia z łubiem przy czapce, wprzód niż ją mól przejmie, Komu inszemu
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 626
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987