twierdzę trzeba stawić Od gęby Dniepru, aże gdzie bystry Niestr wpada. A byłby z tego kąta pożytek nie lada, Kolonije, jako się powie, osadziwszy, Także nawigacyją morską opatrzywszy. Zda-ć się to niepodobnie rzecz trudna na pozór, Lecz nie jest, uważywszy przymioty i dozór, Ziemie bujność, rzek gęstwę, ludzi liczbę wielką, Lasów szerokość, także i żywności wszelką Hojność; tylko pilności a rządu potrzeba, Prace na koniec, a zaś życzliwości z nieba. ... O POPRAWIE SĄDÓW
Nie mogę zrozumieć, co to za sądy mamy, Że się o lada sprawkę sto lat pozywamy I nie możem jej skończyć to
twierdzę trzeba stawić Od gęby Dniepru, aże gdzie bystry Niestr wpada. A byłby z tego kąta pożytek nie lada, Kolonije, jako się powie, osadziwszy, Także nawigacyją morską opatrzywszy. Zda-ć się to niepodobnie rzecz trudna na pozór, Lecz nie jest, uważywszy przymioty i dozór, Ziemie bujność, rzek gęstwę, ludzi liczbę wielką, Lasów szerokość, także i żywności wszelką Hojność; tylko pilności a rządu potrzeba, Prace na koniec, a zaś życzliwości z nieba. ... O POPRAWIE SĄDÓW
Nie mogę zrozumieć, co to za sądy mamy, Że się o leda sprawkę sto lat pozywamy I nie możem jej skończyć to
Skrót tekstu: StarVotBar_I
Strona: 310
Tytuł:
Votum o naprawie Rzeczypospolitej
Autor:
Szymon Starowolski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1625
Data wydania (nie wcześniej niż):
1625
Data wydania (nie później niż):
1625
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
.
Zbyt żałosny z swej zguby tak wielkiej, we zbroję Ubrał się i włożywszy na ramię tarcz swoję, Oddalił się od morza i szedł po zielonej Łące prosto ku jednej dolinie przestronej, Gdzie przez pośrzodek lasu beł miedzy inszemi Gościniec naubitszy drogami mniejszemi. Niewiele uszedł, jako usłyszał grzmot srogi Tam, gdzie była nawiętsza gęstwa podle drogi.
XVI.
Podle drogi usłyszał grzmot i dźwięk straszliwy Z mieczów w się uderzonych i tam ukwapliwy Bieżał na głos i zastał w placu dosyć ciasnem Dwu bijących się z sobą w pojedynku strasznem. Żadnego na się względu, żadnego nie mają Miłosierdzia i mieczmi na się przycinają. Jeden beł jakiś wielki olbrzym okazały,
.
Zbyt żałosny z swej zguby tak wielkiej, we zbroję Ubrał się i włożywszy na ramię tarcz swoję, Oddalił się od morza i szedł po zielonej Łące prosto ku jednej dolinie przestronej, Gdzie przez pośrzodek lasu beł miedzy inszemi Gościniec naubitszy drogami mniejszemi. Niewiele uszedł, jako usłyszał grzmot srogi Tam, gdzie była nawiętsza gęstwa podle drogi.
XVI.
Podle drogi usłyszał grzmot i dźwięk straszliwy Z mieczów w się uderzonych i tam ukwapliwy Bieżał na głos i zastał w placu dosyć ciasnem Dwu bijących się z sobą w pojedynku strasznem. Żadnego na się względu, żadnego nie mają Miłosierdzia i mieczmi na się przycinają. Jeden beł jakiś wielki olbrzym okazały,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 230
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, Chcąc go zabić, szyszak mu odkrywał zawarty, Że go w twarz Rugier ujźrzał, skoro beł otwarty.
XIX.
Ujźrzał twarz Bradamanty Rugier swej kochanej; Tylko co jej kęs zajźrzał z hełmu ukazanej, Poznał, że ta jest właśnie, której raz straszliwy Zadał i którą zabić chce olbrzym złośliwy. Zaczem z gęstwy, w której stał, wielkiem pędem skoczy I z dobytą mu szablą śmiele idzie w oczy; Ale on o bój nie dba i tuż przy Rugierze, Gdy go dopadał, dziewkę ogłuszoną bierze.
XX.
I na ramię ją sobie kładzie w onem czesie I tak, jako wilk owcę, na sobie ją niesie,
, Chcąc go zabić, szyszak mu odkrywał zawarty, Że go w twarz Rugier ujźrzał, skoro beł otwarty.
XIX.
Ujźrzał twarz Bradamanty Rugier swej kochanej; Tylko co jej kęs zajźrzał z hełmu ukazanej, Poznał, że ta jest właśnie, której raz straszliwy Zadał i którą zabić chce olbrzym złośliwy. Zaczem z gęstwy, w której stał, wielkiem pędem skoczy I z dobytą mu szablą śmiele idzie w oczy; Ale on o bój nie dba i tuż przy Rugierze, Gdy go dopadał, dziewkę ogłuszoną bierze.
XX.
I na ramię ją sobie kładzie w onem czesie I tak, jako wilk owcę, na sobie ją niesie,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 231
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, Wściekłem gniewem i żalem razem poruszony, Woła nań strasznem głosem, aby zawściągniony Stanął i poczekał go, i grozi mu srodze I koniowi w bok kładzie obiedwie ostrodze.
VII.
On mu nie odpowiada i nie dba nic na ty Pogromy, obrócony na zysk tak bogaty, I tak rączo wciąż bieży przez gęstwę pierzchliwy, Że wiatr, z niem porównany, zwać może leniwy. Jeden ucieka, drugi goni: lasy one Brzmią, wrzaskiem pochwyconej dziewki uderzone; Z których wbiegli na łąkę wielką, gdzie osobny Pałac beł na ustroniu wielki i ozdobny.
VIII.
Z marmuru, który sztucznie z wierzchu beł rzezany, Różnego pyszny pałac
, Wściekłem gniewem i żalem razem poruszony, Woła nań strasznem głosem, aby zawściągniony Stanął i poczekał go, i grozi mu srodze I koniowi w bok kładzie obiedwie ostrodze.
VII.
On mu nie odpowiada i nie dba nic na ty Pogromy, obrócony na zysk tak bogaty, I tak rączo wciąż bieży przez gęstwę pierzchliwy, Że wiatr, z niem porównany, zwać może leniwy. Jeden ucieka, drugi goni: lasy one Brzmią, wrzaskiem pochwyconej dziewki uderzone; Z których wbiegli na łąkę wielką, gdzie osobny Pałac beł na ustroniu wielki i ozdobny.
VIII.
Z marmuru, który sztucznie z wierzchu beł rzezany, Różnego pyszny pałac
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 250
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
grabi i królowi, A dufając samemu swemu pierścieniowi.
XXXVI.
Oni, tak oszukani, po lesie biegają I tam i sam zdumiałe twarzy obracają, Jako ogar, któremu liszka albo zając Zginie, co go pojmać już chce, doganiając, Kiedy mu albo w jamę, niżli go dopadnie, Albo w dół albo w gęstwę wielką nagle wpadnie. Angelika się śmieje, której nikt nie widzi, Patrząc na ich postępki, i z nich sobie szydzi.
XXXVII.
Szła przez las jedna droga, którą się udali, I wszyscy rącze konie za nią obracali, Rozumiejąc, że przez tę przed niemi zjechała I iż inszej nie było, że tą
grabi i królowi, A dufając samemu swemu pierścieniowi.
XXXVI.
Oni, tak oszukani, po lesie biegają I tam i sam zdumiałe twarzy obracają, Jako ogar, któremu liszka albo zając Zginie, co go poimać już chce, doganiając, Kiedy mu albo w jamę, niżli go dopadnie, Albo w dół albo w gęstwę wielką nagle wpadnie. Angelika się śmieje, której nikt nie widzi, Patrząc na ich postępki, i z nich sobie szydzi.
XXXVII.
Szła przez las jedna droga, którą się udali, I wszyscy rącze konie za nią obracali, Rozumiejąc, że przez tę przed niemi zjechała I iż inszej nie było, że tą
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 257
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Rozumiejąc, że ciężar ciała swego pana On cały dzień miał nosić koń króla z Orana, Rynaldowi w myśli swej cicho czynił dzięki, Że go wyzwolił z pracej i z tak wielkiej męki.
XLIX.
Złamawszy drzewo Rynald, koń obraca, który Tak lekki jest, jakby miał skrzydła jakie z pióry, I gdzie najwiętszą gęstwę obaczy i kędy Nacieśniejszy huf, wpada i przerywa rzędy I nakoło Fusbertą ukrwawioną siecze I przecina ją zbroje, pancerze i miecze; Żadne żelazo, żaden blach jej nie hamuje, Wszędzie ostrzem przepada i ciało najduje.
L.
Ale nie na wiele zbrój i blachów trafiała, Na którychby się ostra broń bawić musiała,
Rozumiejąc, że ciężar ciała swego pana On cały dzień miał nosić koń króla z Orana, Rynaldowi w myśli swej cicho czynił dzięki, Że go wyzwolił z pracej i z tak wielkiej męki.
XLIX.
Złamawszy drzewo Rynald, koń obraca, który Tak lekki jest, jakby miał skrzydła jakie z pióry, I gdzie najwiętszą gęstwę obaczy i kędy Nacieśniejszy huf, wpada i przerywa rzędy I nakoło Fusbertą ukrwawioną siecze I przecina ją zbroje, pancerze i miecze; Żadne żelazo, żaden blach jej nie hamuje, Wszędzie ostrzem przepada i ciało najduje.
L.
Ale nie na wiele zbrój i blachów trafiała, Na którychby się ostra broń bawić musiała,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 369
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
żalem rozważając, usłyszy szczujące Myśliwce i prawie tuż psy przekrzykujące. Porwie się wtym, po sobie rogi położywszy, Zdrowie swe chybko biegłym nogom poleciwszy. Służą mu nogi dobrze, póki pola zstaje,
A iż mu wygadzają, więcej im nie łaje; Lecz gdy wpadł w gęstą knieję, ali rogi wadzą, Bo w gęstwę zawadziwszy uciekać nie dadzą. Zaczym go psi zbieżawszy w sztuki rozszarpały, Radby był uciekł, lecz go rogi zawściągały. Doznał tedy, że tylko dla ozdoby rogi, A dla obrony dała mu natura nogi. Tak i człek: co mu szkodzi, to sobie cukruje, A co zaś pożyteczno, to precz odmiatuje
żalem rozważając, usłyszy szczujące Myśliwce i prawie tuż psy przekrzykujące. Porwie się wtym, po sobie rogi położywszy, Zdrowie swe chybko biegłym nogom poleciwszy. Służą mu nogi dobrze, póki pola zstaje,
A iż mu wygadzają, więcej im nie łaje; Lecz gdy wpadł w gęstą knieję, ali rogi wadzą, Bo w gęstwę zawadziwszy uciekać nie dadzą. Zaczym go psi zbieżawszy w sztuki rozszarpały, Radby był uciekł, lecz go rogi zawściągały. Doznał tedy, że tylko dla ozdoby rogi, A dla obrony dała mu natura nogi. Tak i człek: co mu szkodzi, to sobie cukruje, A co zaś pożyteczno, to precz odmiatuje
Skrót tekstu: VerdBłażSet
Strona: 17
Tytuł:
Setnik przypowieści uciesznych
Autor:
Giovanni Mario Verdizzotti
Tłumacz:
Marcin Błażewski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Wilhelm Bruchnalski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1897
z góry
Jaśniejsze nad obyczaj pokazał swe lice, A stary winolejca, w ulżeniu tęsknice, Wyniosł z chłodnego lochu piwa wystałego, Nie chcąc chybić zwyczaju w tym starodawnego. 560. Pieśń ad imitationem Horatiuszowej ody Beatus ile qui procul negotijs
.
Szczęśliwy człowiek, który krom zazdrości Żyje spokojnie na ojczystej włości Przy bujnych polach i gęstwach zielonych, Wolen od buntów pospólstwa szalonych, Który w płat miłej wolności nie dawa Ani się dworskim niewolnikiem stawa.
Niepewnym rzeczom nie da się uwodzić, Nie da się płonnym obietnicom zwodzić; Z odmienną łaską mir uczynił wieczny. Prożen kłopotu, od zmazy bezpieczny, Marnie straconych lat swych nie żałuje, Gdy pełna wiatru nadzieja
z gory
Jaśniejsze nad obyczaj pokazał swe lice, A stary winolejca, w ulżeniu tesknice, Wyniosł z chłodnego lochu piwa wystałego, Nie chcąc chybić zwyczaju w tym starodawnego. 560. Pieśń ad imitationem Horatiuszowej ody Beatus ille qui procul negotiis
.
Szczęśliwy człowiek, ktory krom zazdrości Żyje spokojnie na ojczystej włości Przy bujnych polach i gęstwach zielonych, Wolen od buntow pospolstwa szalonych, Ktory w płat miłej wolności nie dawa Ani się dworskim niewolnikiem stawa.
Niepewnym rzeczom nie da się uwodzić, Nie da się płonnym obietnicom zwodzić; Z odmienną łaską mir uczynił wieczny. Prożen kłopotu, od zmazy bezpieczny, Marnie straconych lat swych nie żałuje, Gdy pełna wiatru nadzieja
Skrót tekstu: NaborWierWir_I
Strona: 277
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
pada lub słońce wschodzi Śliczna łani się przechodzi.
Wej trop świeży; serce czuje Że gdzieś pobliżu żyruje. Weźmi łuk i prędkie strzały Ono, ono, zwierz zuchwały. Teraz strzelaj Kupidynie. O ślepy Wenery synie, Coś uczynił najlepszego? Mnieś postrzelił, a prędkiego Zwierzaś chybił; on przez szkody Przez gęstwy gdzieś i przez wody Przepadł i niemasz nadzieje, Że się wróci do tej knieje. Ja z łowu łowczy ubogi W sercu niosę postrzał srogi. 597. Miłości wszytko równo.
Nie dba miłość na świecie o wysokie stany, O wielkie majętności, o rod zawołany. Fraszka u niej posagi z wyprawą gotową I król
pada lub słońce wschodzi Śliczna łani się przechodzi.
Wej trop świeży; serce czuje Że gdzieś pobliżu żyruje. Weźmi łuk i prędkie strzały Ono, ono, zwierz zuchwały. Teraz strzelaj Kupidynie. O ślepy Wenery synie, Coś uczynił najlepszego? Mnieś postrzelił, a prędkiego Zwierzaś chybił; on przez szkody Przez gęstwy gdzieś i przez wody Przepadł i niemasz nadzieje, Że się wroci do tej knieje. Ja z łowu łowczy ubogi W sercu niosę postrzał srogi. 597. Miłości wszytko rowno.
Nie dba miłość na świecie o wysokie stany, O wielkie majętności, o rod zawołany. Fraszka u niej posagi z wyprawą gotową I krol
Skrót tekstu: NaborWierWir_I
Strona: 316
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
ranego Euroty Przychodząc do kresu swego Mijał raka gorącego, Gdy pastuszki siadszy w chłodzie Przy jasno ciekącej wodzie Sobotkę w zielonym gaju Wznieciły według zwyczaju A tam postępując w koło Phillis śpiewała wesoło.
Jej się lasy sprzeciwiały, Nimfy na głos przybiegały. Twego Daphnis czas niemały Odjazdu nimfy płakały. „Świadkiem tego pław Niemnowy, Świadkiem gęstwy i dąbrowy, Gdy cię coraz wyglądając A surowe niebo łając Pasterze nie gnali trzody Ni na paszą ni do wody. Po tobie ściany tęskniły Lasy nawet smętne były. Nakoniec i sam zwierz srogi Litował tej twojej drogi. Jako niwie gęste kłosy Jak krople niebieskiej rosy Jak owoc drzewu płodnemu Daphnis był ozdoba wszemu. Skoro
ranego Euroty Przychodząc do kresu swego Mijał raka gorącego, Gdy pastuszki siadszy w chłodzie Przy jasno ciekącej wodzie Sobotkę w zielonym gaju Wznieciły według zwyczaju A tam postępując w koło Phillis śpiewała wesoło.
Jej się lasy sprzeciwiały, Nimfy na głos przybiegały. Twego Daphnis czas niemały Odjazdu nimfy płakały. „Świadkiem tego pław Niemnowy, Świadkiem gęstwy i dąbrowy, Gdy cię coraz wyglądając A surowe niebo łając Pasterze nie gnali trzody Ni na paszą ni do wody. Po tobie ściany tęskniły Lasy nawet smętne były. Nakoniec i sam zwierz srogi Litował tej twojej drogi. Jako niwie gęste kłosy Jak krople niebieskiej rosy Jak owoc drzewu płodnemu Daphnis był ozdoba wszemu. Skoro
Skrót tekstu: NaborWierWir_I
Strona: 333
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Daniel Naborowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1620 a 1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910