Halszka poszła na zaloty, Bo się nam ledwie Wojtuś z płaczu nie rozpuknie.” Śmieję się w sobie, a ta, skoro ją ofuknie: „Idź precz, a powiedz pani, brzydka mocy — prawi – Kiedy kto błazna pośle, że mu nic nie sprawi.” 254. WYGODA Z DŁUGÓW
Kto chce gromadno chodzić, nie chowając sługi, Zaciągnąć u pachołków chudych drobne długi. Odżałujeszli mięsa sztuki, wina szkleńce, Będziesz miał po Krakowie dosyć asystence. 255. STARZY SŁUDZY PRZY MŁODYM PANIĄTKU
Szedł przez krakowski rynek wojewodzie młody; Widać około niego i w tyle, i w przody Starych szereg katanów; każdemu rywuła Patrzy z
Halszka poszła na zaloty, Bo się nam ledwie Wojtuś z płaczu nie rozpuknie.” Śmieję się w sobie, a ta, skoro ją ofuknie: „Idź precz, a powiedz pani, brzydka mocy — prawi – Kiedy kto błazna pośle, że mu nic nie sprawi.” 254. WYGODA Z DŁUGÓW
Kto chce gromadno chodzić, nie chowając sługi, Zaciągnąć u pachołków chudych drobne długi. Odżałujeszli mięsa sztuki, wina szkleńce, Będziesz miał po Krakowie dosyć asystence. 255. STARZY SŁUDZY PRZY MŁODYM PANIĄTKU
Szedł przez krakowski rynek wojewodzie młody; Widać około niego i w tyle, i w przody Starych szereg katanów; każdemu rywuła Patrzy z
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 303
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
pomienionych w Miastach, Miasteczkach, Wsiach i samych Dworach świeżo wystawione, beż żadnej od nikogo przeszkody zburzone i poobalane bywały, i tym którzy rozmaite zdania około Wiary trzymają, żadnych schadzek, zgromadzenia publicznego, albo prywatnego miewać, i na nich Kazania i śpiewania, pod czas tej wojny Szwedzkiej, bezprawnie i nienależycie praktykowanego, gromadnie odprawować niebędzie się godziło. A którzyby się kolwiek ważyli takowe schadzki Nabożeństwa i Kazania, jawnie lub tajemnie czynić, albo Nauczycielów Kacerskich, Predykantów na wypełnienie Obrządków swoich zaciągać, lub dobrowolnie przychodzących przyjmować, takowi, gdy to im będzie do wiedziono, naprzód winą pienieżną, potym więźniem, na koniec wygnaniem,
pomienionych w Miastach, Miasteczkach, Wśiach y samych Dworach świeżo wystawione, beż żadney od nikogo przeszkody zburzone y poobalane bywały, y tym którzy rozmaite zdania około Wiary trzymaią, żadnych zchadzek, zgromadzenia publicznego, albo prywatnego miewać, y na nich Kazania y spiewania, pod czas tey woyny Szwedzkiey, bezprawnie y nienależyćie praktykowanego, gromadnie odprawować niebędźie się godźiło. A ktorzyby się kolwiek ważyli takowe zchadzki Nabożeństwa y Kazania, iawnie lub taiemnie czynić, albo Nauczyćielow Kacerskich, Predykantow na wypełnienie Obrządkow swoich zaćiągać, lub dobrowolnie przychodzących przyimować, takowi, gdy to im będźie do wiedźiono, naprzod winą pienieżną, potym więźniem, na koniec wygnaniem,
Skrót tekstu: TrakWarsz
Strona: Gv
Tytuł:
Traktat Warszawski dnia trzeciego Nowembra 1716 roku zkonkludowany
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1717
Data wydania (nie później niż):
1717
deszczową w niej pływa, a dla szczupłości rozeznane być nie może, kolorem swoim łudzi niewiadomych. We Francij P. Peirese, widząc wieśniaków takowym deszczem przestraszonych do domów uciekających, przedsięwzioł doświadczyć , coby to była za potwora. Przypatrując się więc kroplom deszczowym postrzegł, iż były napełnione robaczkami czerwonymi, które na ów czas gromadnie po powietrzu latały. Nad to doszedł: iż deszcz, który tegoż czasu padał w mieście, gdzie podobne robactwo nieznajdowało się, niemiał tej czerwoności. Ściany też do domów wiejskich, były w prawdzie czerwonością zasarbowane, lecz tylko do miernej, i do tej wysokości, do której to robactwo zwykło, i
deszczową w niey pływa, a dla sczupłości rozeznane być nie może, kolorem swoim łudzi niewiadomych. We Franciy P. Peirese, widząc wieśniakow takowym deszczem przestraszonych do domow uciekaiących, przedsięwzioł doświadczyć , coby to była za potwora. Przypatruiąc się więc kroplom deszczowym postrzegł, iż były napełnione robaczkami czerwonymi, ktore na ow czas gromadnie po powietrzu latały. Nad to doszedł: iż deszcz, ktory tegoż czasu padał w mieście, gdzie podobne robactwo nieznaydowało się, niemiał tey czerwoności. Ściany też do domow wieyskich, były w prawdzie czerwonością zasarbowane, lecz tylko do mierney, y do tey wysokości, do ktorey to robactwo zwykło, y
Skrót tekstu: BohJProg_II
Strona: 252
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki, traktaty
Tematyka:
astronomia, historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
jako zemną, tak wykrzykano, i grożono, i tak skutek pokazał. Miałżem tedy iśdż do Króla I. Mości kiedy mię tak traktowano. Dziesiąty.
Funduje się naostatek przytym Punkcie Calumniator: Milites abhac nostrâ expeditione alienos fecisti. Gruby fałsz! azaż nieposzły moje Chorągwie, i niebyły we wszytkich okazjach gromadno, i odważnie Inne zaś czemu pozwijali, rzekę robora virorum, samo Wojska czoło, Szlachtę zacną, osiadłą, i Ojczyznę swoję miłującą. A nato miejsce Tatarskie, i Wołoskie zaciągneli. Czemu ochota wzgardzona tych, którzy dwie Ćwierci darmo służyć chcieli Snadź innego Wojska było trzeba dla interesów Dworskich, bo to było sprzeczne
iáko zemną, ták wykrzykano, y grożono, y ták skutek pokazał. Miałżem tedy iśdż do Krola I. Mośći kiedy mię ták tráktowano. Dźieśiąty.
Funduie się náostátek przytym Punkćie Cálumniator: Milites abhac nostrâ expeditione alienos fecisti. Gruby fałsz! ázasz nieposzły moie Chorągwie, y niebyły we wszytkich okázyách gromádno, y odważnie Inne záś czemu pozwijáli, rzekę robora virorum, sámo Woyská czoło, Szláchtę zacną, ośiádłą, y Oyczyznę swoię miłuiącą. A náto mieysce Tátárskie, y Wołoskie záćiągneli. Czemu ochotá wzgárdzona tych, ktorzy dwie Cwierći dármo służyć chćieli Snadź inne^o^ Woyská było trzebá dla interessow Dworskich, bo to było sprzeczne
Skrót tekstu: LubJMan
Strona: 107
Tytuł:
Jawnej niewinności manifest
Autor:
Jerzy Sebastian Lubomirski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma polityczne, społeczne
Tematyka:
polityka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1666
Data wydania (nie wcześniej niż):
1666
Data wydania (nie później niż):
1666
obelga była imienia tyczyć się w jakikolwiek sposób łez i ubóstwa cudzego. Chlebem nakarmić uboższego, wspierać dobrodziejstwem i szczodrobliwością upadającego, zaszczycać protekcyją słabszego, cnocie i sposobności przez wszelkie dopomagać promocyje, każdemu się podobać, świadczyć i udzielać, te były możniejszego starania i niejaka w dawnych wiekach reguła. Tymi czasy wydrzeć, ukrzywdzić, gromadnie najechać, obieść i na raz strawić szlachcica, z prawa i z tego, co się oczom podoba, wyzuć, od komina do komina lawirować, ubogi dom obramować, porządek i obyczaje otaksować jest pańskiej rozrywki i dywersji modna nad zamiar manijera. Przedtem drogiego wolności klejnotu, jakoby Najświętszej Eucharystii na pospolite zbawienie, na oswobodzenie
obelga była imienia tyczyć się w jakikolwiek sposób łez i ubóstwa cudzego. Chlebem nakarmić uboższego, wspierać dobrodziejstwem i szczodrobliwością upadającego, zaszczycać protekcyją słabszego, cnocie i sposobności przez wszelkie dopomagać promocyje, każdemu się podobać, świadczyć i udzielać, te były możniejszego starania i niejaka w dawnych wiekach reguła. Tymi czasy wydrzeć, ukrzywdzić, gromadnie najechać, objeść i na raz strawić szlachcica, z prawa i z tego, co się oczom podoba, wyzuć, od komina do komina lawirować, ubogi dom obramować, porządek i obyczaje otaksować jest pańskiej rozrywki i dywersyi modna nad zamiar manijera. Przedtem drogiego wolności klejnotu, jakoby Najświętszej Eucharystyi na pospolite zbawienie, na oswobodzenie
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 193
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
województwie brzeskim dwie partie były, obiedwie przywiązane afektem dla króla Stanisława, ale o pułkownikostwo województwa brzeskiego emulujące, a bardziej jeszcze za cel mające buławę polnę lit., to jest: Józef Sapieha, podskarbi nadworny lit., i Antoni Pociej, strażnik wielki lit. Zjechali się ci obydwa konkurenci na sejmik do Brześcia bardzo gromadnie. Przy strażniku lit. był śp. Sapieha, kasztelan naówczas trocki, starosta brzeski, potem kanclerz W. Ks. Lit., gdyż i ten pan, jako wielkiej erudycji i wymowy, do ministerium pieczęci mniejszej aspirował, która by po daniu buławy księciu imci Wiśniowieckiemu jako regimentarzowi generalnemu lit., kanclerzowi,
województwie brzeskim dwie partie były, obiedwie przywiązane afektem dla króla Stanisława, ale o pułkownikostwo województwa brzeskiego emulujące, a bardziej jeszcze za cel mające buławę polnę lit., to jest: Józef Sapieha, podskarbi nadworny lit., i Antoni Pociej, strażnik wielki lit. Zjechali się ci obydwa konkurenci na sejmik do Brześcia bardzo gromadnie. Przy strażniku lit. był śp. Sapieha, kasztelan naówczas trocki, starosta brzeski, potem kanclerz W. Ks. Lit., gdyż i ten pan, jako wielkiej erudycji i wymowy, do ministerium pieczęci mniejszej aspirował, która by po daniu buławy księciu jmci Wiśniowieckiemu jako regimentarzowi generalnemu lit., kanclerzowi,
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 52
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
wszystko z wielką polityką i łagodnością czynił, częstował zawsze z wielkim zbytkiem i sam pił, ale się często pijanym czynił, aby z drugich pijanych skrytości ich wyrozumiał.
Raz Sapiehowie zebrali się chcąc swój trybunał ufundować. Był deputatem z Słonima obrany Sapieha, kasztelan trocki, w pretensji laski trybunalskiej. Zjechali się tedy wszyscy bardzo gromadnie do Wilna. Zjechał i Pociej, hetman i wojewoda wileński, wojsko nieznacznie sprowadził, a gdy byli z wizytą Sapiehowie u Pocieja, przyjął ich bardzo ludzko i na obiad zaprosił. Gdy sobie podochocili, zaczęli Sapiehowie, jak byli zawsze wielkiego serca i żwawi, przymówki Pociejowi czynić i starosta bobrujski pokazywał mu szablę swoją,
wszystko z wielką polityką i łagodnością czynił, częstował zawsze z wielkim zbytkiem i sam pił, ale się często pijanym czynił, aby z drugich pijanych skrytości ich wyrozumiał.
Raz Sapiehowie zebrali się chcąc swój trybunał ufundować. Był deputatem z Słonima obrany Sapieha, kasztelan trocki, w pretensji laski trybunalskiej. Zjechali się tedy wszyscy bardzo gromadnie do Wilna. Zjechał i Pociej, hetman i wojewoda wileński, wojsko nieznacznie sprowadził, a gdy byli z wizytą Sapiehowie u Pocieja, przyjął ich bardzo ludzko i na obiad zaprosił. Gdy sobie podochocili, zaczęli Sapiehowie, jak byli zawsze wielkiego serca i żwawi, przymówki Pociejowi czynić i starosta bobrujski pokazywał mu szablę swoją,
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 68
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
jednej partii deputata, tedy na drugi rok dla drugiej toż uczynił. Przez te tedy menażowanie emulujących panów wszystkich trzymał w respekcie dla siebie i kontenci wszyscy byli, że mieli sejmik pewny kowieński.
Od nikogo tenże wielki człowiek nie był dependujący. O królewszczyzny się nie starał. Żył swoją intratą umiarkowanie. Na sejmiki zawsze gromadnie się stawił i wpóki emulacja jego trwała, zaciągał przyjaciół i koligatów ze Żmujdzi, z powiatu upickiego i Wiłkomirskiego. Był przy tym człowiek łagodny, utemperowany i dysymulujący, a jako w synach swoich: Janie, pierwej chorążym kowieńskim, a post fata jego kasztelanie mścisławskim, i drugim, stolniku kowieńskim, który w młodzieńczym stanie
jednej partii deputata, tedy na drugi rok dla drugiej toż uczynił. Przez te tedy menażowanie emulujących panów wszystkich trzymał w respekcie dla siebie i kontenci wszyscy byli, że mieli sejmik pewny kowieński.
Od nikogo tenże wielki człowiek nie był dependujący. O królewszczyzny się nie starał. Żył swoją intratą umiarkowanie. Na sejmiki zawsze gromadnie się stawił i wpóki emulacja jego trwała, zaciągał przyjaciół i koligatów ze Żmujdzi, z powiatu upitskiego i Wiłkomirskiego. Był przy tym człowiek łagodny, utemperowany i dysymulujący, a jako w synach swoich: Janie, pierwej chorążym kowieńskim, a post fata jego kasztelanie mścisławskim, i drugim, stolniku kowieńskim, który w młodzieńczym stanie
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 114
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
przez okno i tylko co go nie zabił. Tę akcją zrobiwszy uciekł z Nowogródka. Za wniesieniem i za uczynionym aktoratem poszła przeciwko niego in contumatiam inkwizycja, a za tym dekret na łapanie i na gardło. Odkazywał się Czyż na Łopacińskiego, chcąc go koniecznie zabić. Zjechali się w Zbojsku nad przewozem u Niemnu. Łopaciński gromadniej jechał i tak Czyża z ludźmi swymi zrąbał, że ledwo Czyż wyżył. Kombinacja potem nastąpiła, wziął Czyż za to 2000 talerów bitych.
Tandem trybunał się zakończył ziemski, potem skarbowy, który ja ledwie kilka godzin mając do przygotowania się, żegnałem imieniem koła. Nie wiem, gdzie mi się raptularz tej mowy
przez okno i tylko co go nie zabił. Tę akcją zrobiwszy uciekł z Nowogródka. Za wniesieniem i za uczynionym aktoratem poszła przeciwko niego in contumatiam inkwizycja, a za tym dekret na łapanie i na gardło. Odkazywał się Czyż na Łopacińskiego, chcąc go koniecznie zabić. Zjechali się w Zbojsku nad przewozem u Niemnu. Łopaciński gromadniej jechał i tak Czyża z ludźmi swymi zrąbał, że ledwo Czyż wyżył. Kombinacja potem nastąpiła, wziął Czyż za to 2000 talerów bitych.
Tandem trybunał się zakończył ziemski, potem skarbowy, który ja ledwie kilka godzin mając do przygotowania się, żegnałem imieniem koła. Nie wiem, gdzie mi się raptularz tej mowy
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 178
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
że z kawalerią przyjedzie do Minkowicz, a infanteria, to jest szlachta bracia nie mająca koni, prosto ciągnie na Terebuń, wyjechałem do Brześcia. Gdzie gdy stanąłem, a ze wszystkich stron za prośbami mymi napłynęła wielka liczba szlachty, tedy nad nadzieją moją, obaczyłem się populariorem nad wszystkich. Chodziłem barzo gromadnie z wizytami do wszystkich, oprócz ziemskich urzędników. A nazajutrz po zagajeniu podkomorskim wszystka szlachta okrzyknęła mię marszałkiem sejmikowym i gwałtem wziąwszy, zanieśli mię i posadzili na krześle marszałkowskim. Moi adwersarze chcieli fomentować przeciwko mnie kontradykcje i protestacje, ale nawet ta szlachta, która z nimi przyjechała, nie chciała ich w tym słuchać i tak
że z kawalerią przyjedzie do Minkowicz, a infanteria, to jest szlachta bracia nie mająca koni, prosto ciągnie na Terebuń, wyjechałem do Brześcia. Gdzie gdy stanąłem, a ze wszystkich stron za prośbami mymi napłynęła wielka liczba szlachty, tedy nad nadzieją moją, obaczyłem się populariorem nad wszystkich. Chodziłem barzo gromadnie z wizytami do wszystkich, oprócz ziemskich urzędników. A nazajutrz po zagajeniu podkomorskim wszystka szlachta okrzyknęła mię marszałkiem sejmikowym i gwałtem wziąwszy, zanieśli mię i posadzili na krześle marszałkowskim. Moi adwersarze chcieli fomentować przeciwko mnie kontradykcje i protestacje, ale nawet ta szlachta, która z nimi przyjechała, nie chciała ich w tym słuchać i tak
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 203
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986