/ Rzemieślnicy/ i inni zacnego i podłego stanu ludzie/ którzy sobie głowę chmielem dobrze obłożywszy tak się więc upijają/ że się z nóg zwalają; ba i czasem o świecie nie wiedzą.
Widywamy to często na weselach/ bankietach i biesiadach gdzie Goście dobrej myśli bywając takie często zbytki w jedzeniu i piciu popełniają/ że groza o tym mówić/ nie rzkąc na to patrzyć. Luc. 21. V. 35.
Dałby to Bóg! i życzyłbym sobie tego/ kiedybyśmy/ by rzecz można/ złotymi na tablicy serca naszego napisali literami one słowa Zbawicielowe: Strzeżcie się/ by snadź nie były obciążone serca wasze obżarstwem
/ Rzemieślnicy/ y inni zacnego y podłego stanu ludźie/ ktorzy sobie głowę chmielem dobrze obłożywszy ták śię więc upijáją/ że śię z nog zwaláją; bá y czásem o świećie nie wiedzą.
Widywamy to często ná weselách/ bánkietách y bieśiádách gdźie Gośćie dobrey myśli bywájąc tákie często zbytki w jedzeniu y pićiu popełniáją/ że grozá o tym mowić/ nie rzkąc ná to pátrzyć. Luc. 21. V. 35.
Dałby to Bog! y życzyłbym sobie tego/ kiedybysmy/ by rzecz można/ złotymi ná tablicy sercá nászego nápisáli literámi one słowá Zbáwićielowe: Strzeżćie śię/ by snadź nie były obćiążone sercá wásze obżárstwem
Skrót tekstu: GdacKon
Strona: 42.
Tytuł:
Dyszkursu o pijaństwie kontynuacja
Autor:
Adam Gdacjusz
Drukarnia:
Jan Krzysztof Jakub
Miejsce wydania:
Brzeg
Region:
Śląsk
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
stolca. Umrzesz? Jakoś ty dziewczę, ona pojmie golca. Nie chciałeś z równą ciągnąć w małżeńskim chomącie, Bies po klaczy, dwa źrebię po starym drygancie. Gałąź, mówią, na której mąż się wiesi: żona. Urwałeś się od zgniłej, dotrzyma zielona. O, szkarady nierozum, aże myślić groza, Raz się urwawszy, szukać inszego powroza! Chcesz wisieć, bywszy młodym, póki nie dorośnie, Żebyś ją mógł snadnie zgiąć, młodej szukaj sośnie; A kiedyć lata dojdą i już będziesz starem, Dogodzi, chociaż z suchym, starodub, konarem. 75 (F). DO PANNY KONOPACKIEJ Z PANNĄ
stolca. Umrzesz? Jakoś ty dziewczę, ona pojmie golca. Nie chciałeś z równą ciągnąć w małżeńskim chomącie, Bies po klaczy, dwa źrebię po starym drygancie. Gałąź, mówią, na której mąż się wiesi: żona. Urwałeś się od zgniłej, dotrzyma zielona. O, szkarady nierozum, aże myślić groza, Raz się urwawszy, szukać inszego powroza! Chcesz wisieć, bywszy młodym, póki nie dorośnie, Żebyś ją mógł snadnie zgiąć, młodej szukaj sośnie; A kiedyć lata dojdą i już będziesz starem, Dogodzi, chociaż z suchym, starodub, konarem. 75 (F). DO PANNY KONOPACKIEJ Z PANNĄ
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 41
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
na się. Długo Dedal rozumem, długo robi głową, Żeby ta być kobyłą mogła, tamta krową. Przypatrz się, jako grzeszą mężczyźni szkaradzie, Zazdroszcząc na oborze bykom, koniom w stadzie: Wymyślają potrawy, proszki, mocne soki; Mało im na białej płci, paskudzą otroki, Przeciw naturze rozum przywodząc, aż groza, Jako ani psa, ani obaczysz kiernoza, Bo ten świnią, tamten się kontentuje suką. Jako diabeł wymyśli, tak się ludzie tłuką: Nie darmo, odmieniając naonczas gospodę, Z człeka się w wieprze naparł, z wieprzami na wodę; Jeśli w Genezarejskim głębokim jezierze Topił świnie, niech człowiek na się miarę bierze
na się. Długo Dedal rozumem, długo robi głową, Żeby ta być kobyłą mogła, tamta krową. Przypatrz się, jako grzeszą mężczyźni szkaradzie, Zazdroszcząc na oborze bykom, koniom w stadzie: Wymyślają potrawy, proszki, mocne soki; Mało im na białej płci, paskudzą otroki, Przeciw naturze rozum przywodząc, aż groza, Jako ani psa, ani obaczysz kiernoza, Bo ten świnią, tamten się kontentuje suką. Jako diabeł wymyśli, tak się ludzie tłuką: Nie darmo, odmieniając naonczas gospodę, Z człeka się w wieprze naparł, z wieprzami na wodę; Jeśli w Genezarejskim głębokim jezierze Topił świnie, niech człowiek na się miarę bierze
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 77
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
upór, wiodąc profos na śmierć w troku; Sprawia się ów nieborak, że dalej od roku Strzały w ręce nie miawszy, nie chce się ośmielać Przed królem i przed całym jego wojskiem strzelać. Woli umrzeć poczciwie niźli w oczach tylu Chybić, co się więc trafia, z konfuzyją celu. Słysząc to Aleksander cofnie pierwsze grozy. Każe go przywieść przed się, zruciwszy powrozy, Każe mu w swojej pańskiej łasce dobrze tuszyć, Ze niż reputacyjej, niż sławy naruszyć, Umrzeć wolał, i dawszy upominek hojny, Pod swoje go, do dalszej, znaki, pisze wojny. 269 (P). PRÓŻNOŚĆ NAD PRÓŻNOŚCIAMI
Jakie w tańcu korbety,
upór, wiodąc profos na śmierć w troku; Sprawia się ów nieborak, że dalej od roku Strzały w ręce nie miawszy, nie chce się ośmielać Przed królem i przed całym jego wojskiem strzelać. Woli umrzeć poczciwie niźli w oczach tylu Chybić, co się więc trafia, z konfuzyją celu. Słysząc to Aleksander cofnie pierwsze grozy. Każe go przywieść przed się, zruciwszy powrozy, Każe mu w swojej pańskiej łasce dobrze tuszyć, Ze niż reputacyjej, niż sławy naruszyć, Umrzeć wolał, i dawszy upominek hojny, Pod swoje go, do dalszej, znaki, pisze wojny. 269 (P). PRÓŻNOŚĆ NAD PRÓŻNOŚCIAMI
Jakie w tańcu korbety,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 119
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Dzianetów toczy przed nim złotolite koła, Jakie Febus, gdy ognie z góry na świat ciska, Albo śmierzący morskie trozębem igrzyska Neptun, albo Jupiter, kiedy lekki wienie Fawoni, po aurach swoje cugi żenie. Kajus, cesarz, zwycięzca zachodniego świata, Drugi Pompejus, jako skrócił Mitrydata, Rzym dziwu, okrąg ziemski napełnili grozy, Wielkich słoni naprzągszy w triumfalne wozy. Zhołdowawszy, że trzymać nie chciała z nim miru, Zenobiją, żyznego królową Palmiru, Mężny Aurelian niezwyczajną fozą Triumfował, kiedy go pospołu z nią wiozą Łogoszem spięte cztery, a każdy rochmanny, Jelenie, wzięte z stajnie efeskiej Diany; Wielką sobie i onej pompę heroini Sprawił,
Dzianetów toczy przed nim złotolite koła, Jakie Febus, gdy ognie z góry na świat ciska, Albo śmierzący morskie trozębem igrzyska Neptun, albo Jupiter, kiedy lekki wienie Fawoni, po aurach swoje cugi żenie. Kajus, cesarz, zwycięzca zachodniego świata, Drugi Pompejus, jako skrócił Mitrydata, Rzym dziwu, okrąg ziemski napełnili grozy, Wielkich słoni naprzągszy w tryumfalne wozy. Zhołdowawszy, że trzymać nie chciała z nim miru, Zenobiją, żyznego królową Palmiru, Mężny Aurelijan niezwyczajną fozą Tryumfował, kiedy go pospołu z nią wiozą Łogoszem spięte cztery, a każdy rochmanny, Jelenie, wzięte z stajnie efeskiej Dyjany; Wielką sobie i onej pompę heroini Sprawił,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 191
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
. 466. NA CHŁOPÓW ZAWISKICH
Czemu chłopi w Zawiślu tak źli i tak dzicy? Podobno, że ich z młodu nie ćwiczą rodzicy, Bo że lasu nie mają, nie mają też pręta, Którym by wycinali zuchwałe chłopięta. U nas w Podgórzu, kędy nietrudno o brzozę, Skromniejszy chłopi, bowiem znają z młodu grozę. Ale się w lesie rodzą złodzieje łakomi; Tak las jednych rozpuszcza, drugich ludzi skromi: Kto zbija albo kradnie pod zielonym lasem, Nie masz dziwu, na suchym że też wisi czasem. 467. JAKO GALĄ, TAK BIJĄ
„Z drogi, chłopie — jadąc gdzieś król Kazimierz kłosem — Z tym wielkim —
. 466. NA CHŁOPÓW ZAWISKICH
Czemu chłopi w Zawiślu tak źli i tak dzicy? Podobno, że ich z młodu nie ćwiczą rodzicy, Bo że lasu nie mają, nie mają też pręta, Którym by wycinali zuchwałe chłopięta. U nas w Podgórzu, kędy nietrudno o brzozę, Skromniejszy chłopi, bowiem znają z młodu grozę. Ale się w lesie rodzą złodzieje łakomi; Tak las jednych rozpuszcza, drugich ludzi skromi: Kto zbija albo kradnie pod zielonym lasem, Nie masz dziwu, na suchym że też wisi czasem. 467. JAKO GALĄ, TAK BIJĄ
„Z drogi, chłopie — jadąc gdzieś król Kazimierz kłosem — Z tym wielkim —
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 209
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
„Ojcze nasz” mówicie. NA ZAZDROSNEGO
Nigdym nie prosił o wielkie dochody; Teraz tę skromność odmieniam z przygody I chciałbym posieść hiszpańskie Indyje I co klejnotów wschodnie morze kryje. Nie żebym hulał, chował próżne strawy, Nie żebym stroje zmyślał i potrawy, Nie żebym wielu poddanych miał w grozie, Ale chcę widzieć Walka na powrozie. MIESZANA
Któż by-ć przyganił, widząc twoje cnoty, Gładkość i drogie wdzięczności klejnoty? Któż by cię chwalił, tak nieugłaskany Zmysł widząc i tak porywcze odmiany? Taka to w tobie przemieszkiwa siewka, Że trudno zgadnąć, czyś jędza, czy dziewka. ROZERWANY
O stu
„Ojcze nasz” mówicie. NA ZAZDROSNEGO
Nigdym nie prosił o wielkie dochody; Teraz tę skromność odmieniam z przygody I chciałbym posieść hiszpańskie Indyje I co klejnotów wschodnie morze kryje. Nie żebym hulał, chował próżne strawy, Nie żebym stroje zmyślał i potrawy, Nie żebym wielu poddanych miał w grozie, Ale chcę widzieć Walka na powrozie. MIESZANA
Któż by-ć przyganił, widząc twoje cnoty, Gładkość i drogie wdzięczności klejnoty? Któż by cię chwalił, tak nieugłaskany Zmysł widząc i tak porywcze odmiany? Taka to w tobie przemieszkiwa siewka, Że trudno zgadnąć, czyś jędza, czy dziewka. ROZERWANY
O stu
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 86
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
przy tej wszytkiej głód ponoszę strawie. DO JANA GROTKOWSKIEGO, INTERNUNCJUSZA KRÓLEWSKIEGO W NEAPOLIM
Nowe zaloty i nowego tworu Do swojej, Janie, wyprawujesz Zozy, W których raz szczerze, drugi jak u dworu Twarz jej wystawiasz, a ganisz powrozy.
Jeszcze-ć to płacić Kupido poboru Nie kazał ani-ć pokazał swej grozy, Ale i tobie przyjdzie chybić toru I te żartowne poprzetapiać mrozy.
Nie lubi Wenus i jej synek pusty, Że twoje pióro lata po swej woli, I rozumiejąc, że słodszymi usty
Jeszcze zaśpiewasz, gdy cię co zaboli, Znajdzie-ć wędzidła, które-ć do rozpusty (Polska nie mogła) przybierze Napoli. DO
przy tej wszytkiej głód ponoszę strawie. DO JANA GROTKOWSKIEGO, INTERNUNCJUSZA KRÓLEWSKIEGO W NEAPOLIM
Nowe zaloty i nowego tworu Do swojej, Janie, wyprawujesz Zozy, W których raz szczerze, drugi jak u dworu Twarz jej wystawiasz, a ganisz powrozy.
Jeszcze-ć to płacić Kupido poboru Nie kazał ani-ć pokazał swej grozy, Ale i tobie przyjdzie chybić toru I te żartowne poprzetapiać mrozy.
Nie lubi Wenus i jej synek pusty, Że twoje pióro lata po swej woli, I rozumiejąc, że słodszymi usty
Jeszcze zaśpiewasz, gdy cię co zaboli, Znajdzie-ć wędzidła, które-ć do rozpusty (Polska nie mogła) przybierze Napoli. DO
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 104
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
świętsze uczynię kapłany, Kiedy ich swoją przykryję ozdobą. Ręce ucięte, brzuch mam rozerznięty, I głowy nie mam, ni kolan, ni pięty.
Topią mię, biją kijem, ciągną, kręcą, Pieką, obieszą nawet na powrozie, Jednak mię taką sprawą nie odchęcą, Bom tym piękniejsza, im-em bardziej w grozie. Ma mię i żebrak, i ty mię, łaskawy, Masz, czytelniku, jeśliś nieplugawy. GADKA CZWARTA
Szczeram jest woda, ale bez pochyby Nie ciekę ani chowam w sobie ryby. Z zimna się rodzę, a przecię i ciebie Grzeję, i ziemię wspieram w jej potrzebie. Najlepszy-m w drodze, a
świętsze uczynię kapłany, Kiedy ich swoją przykryję ozdobą. Ręce ucięte, brzuch mam rozerznięty, I głowy nie mam, ni kolan, ni pięty.
Topią mię, biją kijem, ciągną, kręcą, Pieką, obieszą nawet na powrozie, Jednak mię taką sprawą nie odchęcą, Bom tym piękniejsza, im-em bardziej w grozie. Ma mię i żebrak, i ty mię, łaskawy, Masz, czytelniku, jeśliś nieplugawy. GADKA CZWARTA
Szczeram jest woda, ale bez pochyby Nie ciekę ani chowam w sobie ryby. Z zimna się rodzę, a przecię i ciebie Grzeję, i ziemię wspieram w jej potrzebie. Najlepszy-m w drodze, a
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 191
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
(że ich wyliczać nie będę) Gładkości twoich chwyta nas na wędę. Jam świadkiem tego, bo gdy ogień zjadły Głowę-ć wysuszał, kiedy-ć włosy padły, Byłem sam przy tym, widziałem, gdy z głowy Kosztowne na dół leciały osnowy, I rzekłem: Wolne uwiodłem twej grozy Serce, bo go te trzymały powrozy. Jakoż i chciałem uwieść, ale lotne Oczy wrzuciły okowy nowotne, Które jak swoje zaciągnęły węzły, Potężniej z sercem i myśli uwięzły. Nie płaczże tedy; wkrótce złote nici, Jakimi słońce światu nie rozświeci, Czesząc, przypomnisz sobie moję wróżkę. A teraz,
(że ich wyliczać nie będę) Gładkości twoich chwyta nas na wędę. Jam świadkiem tego, bo gdy ogień zjadły Głowę-ć wysuszał, kiedy-ć włosy padły, Byłem sam przy tym, widziałem, gdy z głowy Kosztowne na dół leciały osnowy, I rzekłem: Wolne uwiodłem twej grozy Serce, bo go te trzymały powrozy. Jakoż i chciałem uwieść, ale lotne Oczy wrzuciły okowy nowotne, Które jak swoje zaciągnęły węzły, Potężniej z sercem i myśli uwięzły. Nie płaczże tedy; wkrótce złote nici, Jakimi słońce światu nie rozświeci, Czesząc, przypomnisz sobie moję wróżkę. A teraz,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 269
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971