Niobe, tak była na me prośby zatwardziała. Wszytkie zawody na ten pożytek mi wyszły, Jako gdybym był posiał pszenicę wśród Wisły I na piasku nielekką zbudował fabrykę Lub zalotną do skały prawił retorykę; I obojeśmy prawie sobie stateczności
Dotrzymali: w niełasce ona, ja w miłości. Wadziłem się z Wenerą, gryzłem z Kupidynem I nie raz, nie dwa razy tak cnotliwej synem Zwałem go matki, jakom życzył, aby była Cnotliwą ta, co wolność mą w łyka wtroczyła. Widzę, że się uczynić podczas złym nie wadzi, Widzę, że prędzej porwie, kto pod nos zakadzi, Bo i Wenus bojąc się
Niobe, tak była na me prośby zatwardziała. Wszytkie zawody na ten pożytek mi wyszły, Jako gdybym był posiał pszenicę wśród Wisły I na piasku nielekką zbudował fabrykę Lub zalotną do skały prawił retorykę; I obojeśmy prawie sobie stateczności
Dotrzymali: w niełasce ona, ja w miłości. Wadziłem się z Wenerą, gryzłem z Kupidynem I nie raz, nie dwa razy tak cnotliwej synem Zwałem go matki, jakom życzył, aby była Cnotliwą ta, co wolność mą w łyka wtroczyła. Widzę, że się uczynić podczas złym nie wadzi, Widzę, że prędzej porwie, kto pod nos zakadzi, Bo i Wenus bojąc się
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 325
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
nas niejednako boli), Nie życzę śmiechu, jaki w Hannibalu Po utraconej ojczyźnie był z żalu. Jeślić markotno i nie masz swobodnej Cery, połóż je: choć żołądek głodny, Lada gorączka odbierze mu gusty, Że mu i kapłon w tuk nie idzie tłusty; Tak gdy przeciwny afekt zmysły bierze, Jak drwa gryzł, żarty. Choćby przy Wenerze Marsa kto widział w Wulkanowej sieci, Nikt mu i nic mu śmiechu nie zaleci. Wesołej cery i myśli otwartej Chcą, mój kochany czytelniku, żarty. 193. NA GDANSZCZANY
Ktoś Gdańszczany z kredytu chwaląc i z porządku, Życzył też sobie o nich mojego rozsądku.
Krótko ja:
nas niejednako boli), Nie życzę śmiechu, jaki w Hannibalu Po utraconej ojczyźnie był z żalu. Jeślić markotno i nie masz swobodnej Cery, połóż je: choć żołądek głodny, Leda gorączka odbierze mu gusty, Że mu i kapłon w tuk nie idzie tłusty; Tak gdy przeciwny afekt zmysły bierze, Jak drwa gryzł, żarty. Choćby przy Wenerze Marsa kto widział w Wulkanowej sieci, Nikt mu i nic mu śmiechu nie zaleci. Wesołej cery i myśli otwartej Chcą, mój kochany czytelniku, żarty. 193. NA GDANSZCZANY
Ktoś Gdańszczany z kredytu chwaląc i z porządku, Życzył też sobie o nich mojego rozsądku.
Krótko ja:
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 283
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
, takie do dziś dnia są drzewa, co to nie umie nic spokojnie, i przyjaźnie mówić, ale mu tylko kijce zgęby latają. 7. Bywają takie drzewa, nie obaczysz, aby się też ukłonić miał, chwieje się raczej niż nachyla, nieumie się pokłonem zniżyć. Konwersacja jego nie smaczna, jak drewno gryzł. 8. Aleć i człowiek pusty, swawolny, co to wzgórę nogami chodzi, jak drzewo gałęziami do góry, i to człowiek jak drzewo; a młodź są to jako krzacźki, które by i w-Kościele, przedcię szeleszczą, daj Boże tylko, żeby z-kożdego mogło się co dobrego wystrugać, bo
, tákie do dźiś dniá są drzewá, co to nie umie nic zpokoynie, i przyiáźnie mowić, ále mu tylko kiyce zgęby latáią. 7. Bywáią tákie drzewá, nie obaczysz, áby się też ukłonić miał, chwieie się ráczey niż náchyla, nieumie się pokłonem zniżyć. Konwersacyia iego nie smáczna, iák drewno gryzł. 8. Aleć i człowiek pusty, swawolny, co to wzgorę nogámi chodźi, iák drzewo gáłęźiámi do gory, i to człowiek iák drzewo; á młodź są to iáko krzacźki, ktore by i w-Kośćiele, przedćię szeleszczą, day Boże tylko, żeby z-kożdego mogło się co dobrego wystrugáć, bo
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 77
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
to, bracie, chudy, lubo cię karmiono Gałkami jak kapłuna? Bo się omylono, Kapłuna przez dziewięć dni tuczą więc gałkami, Ciebie sześć dni sk...n dawił pigułkami. 818. Na tegoż.
Czemuś tak suchy? Powiem, lecz nie dacie wiary. Tydzień cały drwa piłem a gryzłem suchary I siadałem za szyję w lipowym gąsiorze, Mógł mię tam kto targować jako kota w worze. 819. Na tegoż.
Jeżeli od czyścienia czyściec jest nazwany, Przyrzekam, że możesz żyć asekurowany, Iż cię w czyśćcu nie potka już męka nijaka, Bo się już odczyściła tu za ciebie s.
to, bracie, chudy, lubo cię karmiono Gałkami jak kapłuna? Bo się omylono, Kapłuna przez dziewięć dni tuczą więc gałkami, Ciebie sześć dni sk...n dawił pigułkami. 818. Na tegoż.
Czemuś tak suchy? Powiem, lecz nie dacie wiary. Tydzień cały drwa piłem a gryzłem suchary I siadałem za szyję w lipowym gąsiorze, Mogł mię tam kto targować jako kota w worze. 819. Na tegoż.
Jeżeli od czyścienia czyściec jest nazwany, Przyrzekam, że możesz żyć asekurowany, Iż cię w czyścu nie potka już męka nijaka, Bo się już odczyściła tu za ciebie s.
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 294
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
był uwiązany; I zastał tylko próżną uzdę i z wędzidłem, Z której się zdarszy, w górę poszedł wolnem skrzydłem.
XIV.
Ciężki beł Rugierowi i przykry przydatek Do nowej szkody konia stracić na ostatek, Co go nie mniej trapiło nad to, że tak sprośnie Dał się zwieść i oszukać; ale się żałośnie Nabarziej gryzł i trapił, że krom inszej straty Ladajako utracił pierścień tak bogaty, Nie tak dla onej mocy, którą był nadany, Jako, że mu od jego miłej beł posłany.
XV.
Zbyt żałosny z swej zguby tak wielkiej, we zbroję Ubrał się i włożywszy na ramię tarcz swoję, Oddalił się od morza i
był uwiązany; I zastał tylko próżną uzdę i z wędzidłem, Z której się zdarszy, w górę poszedł wolnem skrzydłem.
XIV.
Ciężki beł Rugierowi i przykry przydatek Do nowej szkody konia stracić na ostatek, Co go nie mniej trapiło nad to, że tak sprośnie Dał się zwieść i oszukać; ale się żałośnie Nabarziej gryzł i trapił, że krom inszej straty Ladajako utracił pierścień tak bogaty, Nie tak dla onej mocy, którą był nadany, Jako, że mu od jego miłej beł posłany.
XV.
Zbyt żałosny z swej zguby tak wielkiej, we zbroję Ubrał się i włożywszy na ramię tarcz swoję, Oddalił się od morza i
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 230
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
do zdroju bieżał Tam, kędy między trawą hełm Orlandów leżał.
LX.
Poznał go zaraz Ferat po piśmie, na litem Złocie około brzegów misternie wyrytem Wielkiemi literami, które powiadały, Gdzie, jako, kiedy, komu wziął go grabia śmiały. Zaraz go Ferat włożył na głowę z radością, Choć się wewnątrz na sercu gryzł wielką żałością O piękną Angelikę, co mu z oczu znikła Tak prędko, jako znikać nocna mara zwykła.
LXI.
Skoro weń głowę ubrał, widzi i uznawa, Że mu do zupełnego szczęścia nie dostawa Naleźć pannę, co mu się to ukazowała, To, jako błyskawica, nagle zaś znikała. Szuka po wszytkiem
do zdroju bieżał Tam, kędy między trawą hełm Orlandów leżał.
LX.
Poznał go zaraz Ferat po piśmie, na litem Złocie około brzegów misternie wyrytem Wielkiemi literami, które powiadały, Gdzie, jako, kiedy, komu wziął go grabia śmiały. Zaraz go Ferat włożył na głowę z radością, Choć się wewnątrz na sercu gryzł wielką żałością O piękną Angelikę, co mu z oczu znikła Tak prętko, jako znikać nocna mara zwykła.
LXI.
Skoro weń głowę ubrał, widzi i uznawa, Że mu do zupełnego szczęścia nie dostawa Naleść pannę, co mu się to ukazowała, To, jako błyskawica, nagle zaś znikała. Szuka po wszytkiem
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 263
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Lit., brata przerzeczonych rodzonego, i drugiego Pawła Buczyńskiego, łowczego smoleńskiego, sędzica grodzkiego brzeskiego.
Jechaliśmy tedy na to wesele do Suchej Woli tylko we dwóch, a w Witerożu oczekiwaliśmy na generała adiutanta Paszkowskiego i na Buczyńskiego, łowczego smoleńskiego, którzy nieprędko do nas przyjechali, a brat mój pułkownik barzo się gryzł. Pisaliśmy na też wesele zapraszając Aleksandrowicza, chorążego lidzkiego, szwagra naszego i samej. Przyjechali do Rasnej i chcieli do Suchej Woli pospieszać, ale im konie kareciane dwa zachro-
mali barzo. Chcieli pożyczyć koni u brata naszego, chorążego petyhorskiego, o milę od Rasnej w Minkowicach mieszkającego. Nie chciał dać koni,
Lit., brata przerzeczonych rodzonego, i drugiego Pawła Buczyńskiego, łowczego smoleńskiego, sędzica grodzkiego brzeskiego.
Jechaliśmy tedy na to wesele do Suchej Woli tylko we dwóch, a w Witerożu oczekiwaliśmy na generała adiutanta Paszkowskiego i na Buczyńskiego, łowczego smoleńskiego, którzy nieprędko do nas przyjechali, a brat mój pułkownik barzo się gryzł. Pisaliśmy na też wesele zapraszając Aleksandrowicza, chorążego lidzkiego, szwagra naszego i samej. Przyjechali do Rasnej i chcieli do Suchej Woli pospieszać, ale im konie kareciane dwa zachro-
mali barzo. Chcieli pożyczyć koni u brata naszego, chorążego petyhorskiego, o milę od Rasnej w Minkowicach mieszkającego. Nie chciał dać koni,
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 424
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
przyjął. Tedy porachowawszy w długu moim wyżej wyrażonym dwóchset czerw, zł szkutę moją barzo dobrą, na resztę dałem kwit bratu memu na tejże sumy, wprzód w Suchej Woli ofiarowanej, dziesięć tysięcy złotych. Co dlatego uczyniłem, abym brata mego krzywym okiem na moje żenienie się patrzącego, aby mnie nie gryzł i braterskiej miłości i pomocy nie targał, mógł ukontentować.
Jakoż brat mój za swój impet przepraszał mnie, a potem na trzeci dzień, spiesząc się do domu swego, odjechał z Czerwonego Dworu. Jadąc zaś do domu, zjechał się w Lejpunach z Frąckiewiczem, podstarościm grodzkim pińskim, który o porąbanie na kadencji wileńskiej na
przyjął. Tedy porachowawszy w długu moim wyżej wyrażonym dwóchset czerw, zł szkutę moją barzo dobrą, na resztę dałem kwit bratu memu na tejże sumy, wprzód w Suchej Woli ofiarowanej, dziesięć tysięcy złotych. Co dlatego uczyniłem, abym brata mego krzywym okiem na moje żenienie się patrzącego, aby mnie nie gryzł i braterskiej miłości i pomocy nie targał, mógł ukontentować.
Jakoż brat mój za swój impet przepraszał mnie, a potem na trzeci dzień, spiesząc się do domu swego, odjechał z Czerwonego Dworu. Jadąc zaś do domu, zjechał się w Lejpunach z Frąckiewiczem, podstarościm grodzkim pińskim, który o porąbanie na kadencji wileńskiej na
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 601
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
z nim do Małżeństwa, a Królową poratować.
Henryk Karola Cesarza tylko aprehendował, słusznie się urażającego za swoję Ciotkę wzgardżoną Katarzynę; uważał, że i Poddani malkontenci będą, jeśliby tym rozwodem Dom Burgundyiski, z którym Holenderskie Handle dawne, uraził. Uważał i Świątobliwość Katarzyny; dzień i noc o tym myślił, i gryzł się na sumnieniu. A że Boleny do swej cielesności nie mógł użyć, jeżeli by jej wprzód za Zonę nie pojął, (bo tak pretendowała) obiecywał sobie łatwość rozwodu, przypominając przysługę Klemensowi VII. Papieżowi do wyzwolenia jego z więzienia. Tym czasem umyślił sobie na Cesarza niedbać z Wenetami i Francją zabawnego. WOLSEUS
ź nim do Małżeństwa, a Krolową porátować.
Henryk Károla Cesarza tylko apprehendował, słusznie się urażaiącego za swoię Ciotkę wzgardżoną Katarzynę; uważał, że y Poddani malkontenci będą, ieśliby tym rozwodem Dom Burgundyiski, z ktorym Hollenderskie Handle dawne, uraził. Uważał y Swiątobliwość Katarzyny; dzień y noc o tym myślił, y gryzł się na sumnieniu. A że Boleny do swey cielesności nie mogł użyć, ieżeli by iey wprzod za Zonę nie poiął, (bo tak pretendowała) obiecywał sobie łatwość rozwodu, przypominaiąc przysługę Klemensowi VII. Papieżowi do wyzwolenia iego z więzienia. Tym czasem umyślił sobie na Cesarza niedbać z Wenetami y Francyą zabawnego. WOLSEUS
Skrót tekstu: ChmielAteny_IV
Strona: 89
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 4
Autor:
Benedykt Chmielowski
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1756
Data wydania (nie wcześniej niż):
1756
Data wydania (nie później niż):
1756
się Żydowie. I tam swoje miasteczko nad Wisłą sądzili, Na co i przywileje wiecznie wyprawili. W kolegium skarb wielki w murze wykowano. W lektoryjum Sokratis tamże szacowano. Tatarowie natenczas Wołyń pustoszyli I pod Wiśniowcem wiele naszych porazili. W Krakowie martwe dziecię rodzi białagłowa, Dziwiło się pospólstwo za sprawą takową, Bo na grzbiecie gryzł ciało na dziecku wąż żywy; Rodzi druga z uszyma zajęczymi dziwy. Olbracht, z bracią rodzoną zmowę uczyniwszy, Ruszenie pospolite z Polski poruszywszy, Ciągnął do Wołów z wojskiem i obiegł Soczawę. O tym Stefan gdy powziął dostateczną sprawę, Czakłów, Turków, Wołochów, Tatarów zgromadził I do gardła bronić się tak sobie uradził
się Żydowie. I tam swoje miasteczko nad Wisłą sądzili, Na co i przywileje wiecznie wyprawili. W kolegijum skarb wielki w murze wykowano. W lektoryjum Sokratis tamże szacowano. Tatarowie natenczas Wołyń pustoszyli I pod Wiśniowcem wiele naszych porazili. W Krakowie martwe dziecię rodzi białagłowa, Dziwiło się pospólstwo za sprawą takową, Bo na grzbiecie gryzł ciało na dziecku wąż żywy; Rodzi druga z uszyma zajęczymi dziwy. Olbracht, z bracią rodzoną zmowę uczyniwszy, Ruszenie pospolite z Polski poruszywszy, Ciągnął do Wołów z wojskiem i obiegł Soczawę. O tym Stefan gdy powziął dostateczną sprawę, Czakłów, Turków, Wołochów, Tatarów zgromadził I do gardła bronić się tak sobie uradził
Skrót tekstu: ObodzPanBar_I
Strona: 324
Tytuł:
Pandora starożytna monarchów polskich
Autor:
Aleksander Obodziński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1640
Data wydania (nie wcześniej niż):
1640
Data wydania (nie później niż):
1640
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965