, które ludziom mogły być pożytkiem, Bo figlów końca nie ma, ale wszelkiej cnoty I męstwa się, prócz jednej, wyrzecze, pieszczoty. Zgoła zgłupiał, znikczemniał po prostu wiek trzeci, I nie dziw, ludzie starzy dwa razy są dzieci. Młody, zdrowy z twardą się może potrzeć szyną, Starego dziadka trzeba grzać i pod pierzyną. 322 (N). OKAZJA
Siedział podle mnie łysy szlachcic jeden z brodą. Taką, rzekę, malują okazją modą, Jakby mówiła: bierz mię, gdzie masz za co, z czoła, W tyle nie powetujesz, bom tam cale goła. Cóż diabeł pierzy: gdy te formuję abrysy
, które ludziom mogły być pożytkiem, Bo figlów końca nie ma, ale wszelkiej cnoty I męstwa się, prócz jednej, wyrzecze, pieszczoty. Zgoła zgłupiał, znikczemniał po prostu wiek trzeci, I nie dziw, ludzie starzy dwa razy są dzieci. Młody, zdrowy z twardą się może potrzeć szyną, Starego dziadka trzeba grzać i pod pierzyną. 322 (N). OKAZJA
Siedział podle mnie łysy szlachcic jeden z brodą. Taką, rzekę, malują okazyją modą, Jakby mówiła: bierz mię, gdzie masz za co, z czoła, W tyle nie powetujesz, bom tam cale goła. Cóż diaboł pierzy: gdy te formuję abrysy
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 137
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
z nim powadzić. A działo się to w sam dzień świętego Wawrzyńca. Na szczęście dojźrę w tańcu u niego zwierzyńca, Bo łapki wszytko chwytał, poprawiał kołnierza, Niepodobna zataić tak gęstego zwierza. Więc, kto cnotliwy, rzekę, począwszy od siebie, Chociem też tam czuł w tyle cynkowane zdebie, Na cóż futro grzać? Kto się mieni być szlachcicem, Jaki kto ma, kontusze wywracajmy nicem, A bodaj go zabito, kto dziś swój odmieni.
Jaki taki do guzów, a Wureel do sieni. Czemuż nas odjeżdżacie, panie bracie, w Grabiu? Żebyście nie widzieli Noego w korabiu. 351 (F).
z nim powadzić. A działo się to w sam dzień świętego Wawrzyńca. Na szczęście dojźrę w tańcu u niego zwierzyńca, Bo łapki wszytko chwytał, poprawiał kołnierza, Niepodobna zataić tak gęstego zwierza. Więc, kto cnotliwy, rzekę, począwszy od siebie, Chociem też tam czuł w tyle cynkowane zdebie, Na cóż futro grzać? Kto się mieni być szlachcicem, Jaki kto ma, kontusze wywracajmy nicem, A bodaj go zabito, kto dziś swój odmieni.
Jaki taki do guzów, a Wureel do sieni. Czemuż nas odjeżdżacie, panie bracie, w Grabiu? Żebyście nie widzieli Noego w korabiu. 351 (F).
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 149
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
już do końca uwędziliby się/ i wszytkie siły straciliby: gdyż powiedziało się już pierwej/ że ta woda zagrzywa/ i wysusza: a takowe ciała odwilżać i chłodzić potrzeba: przetoż tej wody chronić się mają. Ale dla odwilżenia ciała/ niechaj zażywają wanien wód prostych letnych/ przymieszawszy do nich gdy je grzać będą ziół/ któreby do takowego odwilżania pomocne znajdowały się. I tego chwalić nie mogę/ co więc dzieci drobne dla krost/ i dla innych zwierzchnych plugastw w tej wodzie kąpią: abowiem ciała onych są rzadkie/ i wilgotności wielkiej potrzebują; gdyż i życie ich wilgotne ma być/ jako Hyppocrates i Galenus uczy
iuż do końcá vwędźiliby się/ y wszytkie śiły stráćiliby: gdyż powiedźiáło się iuż pierwey/ że tá wodá zagrzywa/ y wysusza: á takowe ćiałá odwilżać y chłodźić potrzebá: przetoż tey wody chronić się máią. Ale dla odwilżenia ćiáłá/ niechay zażywaią wánien wod prostych letnych/ przymieszawszy do nich gdy ie grzać będą źioł/ ktoreby do takowego odwilżánia pomocne znáydowáły się. Y tego chwalić nie mogę/ co więc dźieći drobne dla krost/ y dla innych zwierzchnych plugastw w tey wodźie kąpią: abowiem ćiała onych są rzadkie/ y wilgotnośći wielkiey potrzebuią; gdyż y żyćie ich wilgotne ma bydź/ iako Hyppocrates y Galenus vcży
Skrót tekstu: SykstCiepl
Strona: 148.
Tytuł:
O cieplicach we Skle ksiąg troje
Autor:
Erazm Sykstus
Drukarnia:
Krzysztof Wolbramczyk
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1617
Data wydania (nie wcześniej niż):
1617
Data wydania (nie później niż):
1617
tym dyskursy musiałbym czynić/ które Medycy dobrze wiedzą: a pacjenci Medykom wierzyć powinni/ chcęli być zdro- wymi. Trzecia nauka jest/ nie mają tej wody nigdy pic pacjenci zimnej; ale ciepłą: to jest aby barziej ciepła była a niżeli letnia: aby nie tak gorąca jako ukrop: a potrzeba onę grzać w wodzie ciepłej; to jest naczynie z wodą szklaną włożyć w ukrop gorący/ i tak d ługo trzymać/ ażby się dobrze zagrzała. Spytałby tu kto/ jeśliż ta woda nie traci władzy swej i przymiotów/ kiedy onę kto daleko zawozi; gdyż pospolicie wody siarczyste rady prędko tracą i zapach i moc
tym discursy muśiałbym cżynić/ ktore Medycy dobrze wiedzą: á pácyenći Medykom wierzyć powinni/ chcęli bydź zdro- wymi. Trzećia náuká iest/ nie máią tey wody nigdy pic pácyenći źimney; ále ćiepłą: to iest áby bárźiey ćiepła byłá á niżeli letnia: áby nie ták gorąca iáko vkrop: á potrzebá onę grzać w wodźie ćiepłey; to iest nacżynie z wodą śkláną włożyć w vkrop gorący/ y ták d ługo trzymáć/ áżby się dobrze zágrzałá. Spytałby tu kto/ iesliż tá wodá nie tráći władzy swey y przymiotow/ kiedy onę kto dáleko zawoźi; gdyż pospolićie wody śiárcżyste rády prędko trácą y zapách y moc
Skrót tekstu: SykstCiepl
Strona: 178.
Tytuł:
O cieplicach we Skle ksiąg troje
Autor:
Erazm Sykstus
Drukarnia:
Krzysztof Wolbramczyk
Miejsce wydania:
Zamość
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Tematyka:
medycyna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1617
Data wydania (nie wcześniej niż):
1617
Data wydania (nie później niż):
1617
tak jako Hipokrates nazwał lekarzów.
Cokolwiek bądź o słońcu, planety jednak i komety jako własnego światła, tak też ciepła nie mają. Promienie zaś słoneczne, które od księżyca, najbliższej ziemi planety, odbite, do ziemi przychodzą tak są słabe, iż przez zwierciadła palące w jeden pukt zebrane, żadnej rzeczy zapalić ani za grzać nie mogą, a cóż promienie rozsypane? cóż Planet i komet nierównie od ziemi odleglejszych? kometa Roku 1680. 2000 razy gorętsza od żelaza rozpalonego była: ale to ciepło do ziemi naszej dojść nie mogło; gdyż żelaza rozpalonego ciepła o kilka kroków nie czujemy. Prawda, iż każda kometa kilkaset milionów razy od kuli żelaznej
tak iako Hipokrates nazwał lekarzow.
Cokolwiek bądź o słońcu, planety iednak y komety iako własnego światła, tak też ciepła nie maią. Promienie zaś słoneczne, ktore od księżyca, naybliższey ziemi planety, odbite, do ziemi przychodzą tak są słabe, iż przez zwierciadła palące w ieden pukt zebrane, żadney rzeczy zapalić ani za grzać nie mogą, a coż promienie rozsypane? coż Planet y komet nierownie od ziemi odlegleyszych? kometa Roku 1680. 2000 razy gorętsza od żelaza rozpalonego była: ale to ciepło do ziemi naszey doyść nie mogło; gdyż zelaza rozpalonego ciepła o kilka krokow nie czuiemy. Prawda, iż każda kometa kilkaset millionow razy od kuli żelazney
Skrót tekstu: BohJProg_I
Strona: 260
Tytuł:
Prognostyk Zły czy Dobry Komety Roku 1769 y 1770
Autor:
Jan Bohomolec
Drukarnia:
Drukarnia J.K.M. i Rzeczypospolitej w Kollegium Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
traktaty
Tematyka:
astronomia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1770
Data wydania (nie wcześniej niż):
1770
Data wydania (nie później niż):
1770
trzech trąb trzy też jądra przyłożywszy Jędrzej. Mój kochany Jędrzeju, wszelki zbytek szkodzi, Spuść trzecie bratu, co się żona z nim rozwodzi. 5. BABA W KOMINIE
Pókiś młodą dziewczyną bywszy grzała ludzi, Do łóżkaś się godziła; dziś, gdy cię wystudzi Późna starość, zmarszczywszy oszemłaną skórę, Sarnę cię grzać potrzeba. I dlatego w dziurę Wtykają do komina: aleć i tam słabo, Bo zadek tylko w izbie, zagrzejesz się, babo! Skąd smród w domu? aż baba słomy się objadła, Kurzy dymem, jeśli się iskra w nią zakradła. I żywe, rzekę, mają ten obyczaj swachy: Bżdżą od
trzech trąb trzy też jądra przyłożywszy Jędrzej. Mój kochany Jędrzeju, wszelki zbytek szkodzi, Spuść trzecie bratu, co się żona z nim rozwodzi. 5. BABA W KOMINIE
Pókiś młodą dziewczyną bywszy grzała ludzi, Do łóżkaś się godziła; dziś, gdy cię wystudzi Późna starość, zmarszczywszy oszemłaną skórę, Sarnę cię grzać potrzeba. I dlatego w dziurę Wtykają do komina: aleć i tam słabo, Bo zadek tylko w izbie, zagrzejesz się, babo! Skąd smród w domu? aż baba słomy się objadła, Kurzy dymem, jeśli się iskra w nię zakradła. I żywe, rzekę, mają ten obyczaj swachy: Bżdżą od
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 525
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
lili, W nóżki zimno, żłobek twardy, stajenka się chyli. Matusia truchleje, serdeczne łzy leje. Mój Synaczku, wola Twoja, nie moja się dzieje! Przestań płakać, proszę, bo żalu nie znoszę. Dosyć go mam z Twojej męki, którą w sercu noszę. Józefie starenki, daj z ogniem fajernki Grzać Dziecinę, ty co prędzej podpieraj stajenki. Pokłon oddawajmy. Że jest Bóg, wyznajmy. To Dzieciątko ubożuchne ludziom ogłaszajmy. Niech Go wszyscy znają, serdecznie kochają, Za tak wielkie poniżenie chwałę Mu oddają. O, najwyższy Panie, waleczny hetmanie, Zwyciężonyś mając rączki miłością związane! Leżysz na tym sienie. Królu
lili, W nóżki zimno, żłobek twardy, stajenka się chyli. Matusia truchleje, serdeczne łzy leje. Mój Synaczku, wola Twoja, nie moja się dzieje! Przestań płakać, proszę, bo żalu nie znoszę. Dosyć go mam z Twojej męki, którą w sercu noszę. Józefie starenki, daj z ogniem fajernki Grzać Dziecinę, ty co prędzej podpieraj stajenki. Pokłon oddawajmy. Że jest Bóg, wyznajmy. To Dzieciątko ubożuchne ludziom ogłaszajmy. Niech Go wszyscy znają, serdecznie kochają, Za tak wielkie poniżenie chwałę Mu oddają. O, najwyższy Panie, waleczny hetmanie, Zwyciężonyś mając rączki miłością związane! Leżysz na tym sienie. Królu
Skrót tekstu: KolBar_II
Strona: 667
Tytuł:
Kolędy
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
kolędy i pastorałki
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1721
Data wydania (nie wcześniej niż):
1721
Data wydania (nie później niż):
1721
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
okrętów. Wino popłaca podług jego dobroci/ i dalekości miejsca skąd go wożą; w Potozie pułbarełek piętnaście abo ośmnaście szkutów kosztuje (w jeden szkut groszy czterdzieści i dwa licząc.) W Tukumanie pięćdziesiąt szkutów/ u ś. Krzyża w Serrze dziewięćdziesiąt abo sto kosztować musi. W Peru dla łaskawości powietrza/ nie potrzebują się grzać u ognia/ ani szat odmieniać/ a osobliwie w Chytem: dla tego że są w miernym kraju/ tak iż jakoby u nich Kwiecień trwa przez cały rok; wszakże na niektórych miejscach górzystych w jedenże dzień czuć zimno abo gorąco mniejsze abo większe podług niskości abo wysokości miejsca. Skąd się też trafia/ że
okrętow. Wino popłaca podług iego dobroći/ y dálekośći mieyscá skąd go wożą; w Potoźie pułbárełek piętnaśćie ábo ośmnaśćie szkutow kosztuie (w ieden szkut groszy czterdźieśći y dwá licząc.) W Tukumanie pięćdźieśiąt szkutow/ u ś. Krzyżá w Serrze dźiewięćdźieśiąt ábo sto kosztowáć muśi. W Peru dla łáskáwośći powietrza/ nie potrzebuią się grzać u ogniá/ áni szat odmieniáć/ á osobliwie w Chytem: dla tego że są w miernym kráiu/ ták iż iákoby u nich Kwiećień trwa przez cáły rok; wszákże ná niektorych mieyscách gorzystych w iedenże dźień czuć źimno ábo gorąco mnieysze ábo większe podług niskośći ábo wysokośći mieyscá. Skąd się też tráfia/ że
Skrót tekstu: TorRoz
Strona: 2.
Tytuł:
O rozszerzeniu wiary świętej chrześcijańskiej katolickiej w Ameryce na Nowym Świecie
Autor:
Diego de Torres
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, geografia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1603
Data wydania (nie wcześniej niż):
1603
Data wydania (nie później niż):
1603
niż u szlachcica na ryżu kapłona. 506. DOM GORE, A GOSPODARZ OGIEŃ NA KOMINIE KŁADZIE
Dom gore, z domem wszytko, co tylko miał, ginie, Przecie ogień gospodarz kładzie na kominie. Co miał gasić, szalony, co miał gwałtu wołać, Nim całe miasto zgore, a przynajmniej połać, Woli się grzać, choć zaraz abo wyńdzie nagi, Abo i sam zaginie z domem bez uwagi. Zagrzejesz się, zły duchu, gdzie pod cudzym płotem Leżąc na mrozie z żoną i z dziećmi pokotem! Gore Polska, gore dom, gdzie za gospodarza Każdy się kładzie szlachcic. Już nas ogień parza, Już dach spadł, ściany
niż u szlachcica na ryżu kapłona. 506. DOM GORE, A GOSPODARZ OGIEŃ NA KOMINIE KŁADZIE
Dom gore, z domem wszytko, co tylko miał, ginie, Przecie ogień gospodarz kładzie na kominie. Co miał gasić, szalony, co miał gwałtu wołać, Nim całe miasto zgore, a przynajmniej połać, Woli się grzać, choć zaraz abo wyńdzie nagi, Abo i sam zaginie z domem bez uwagi. Zagrzejesz się, zły duchu, gdzie pod cudzym płotem Leżąc na mrozie z żoną i z dziećmi pokotem! Gore Polska, gore dom, gdzie za gospodarza Każdy się kładzie szlachcic. Już nas ogień parza, Już dach spadł, ściany
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 308
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
grzała, I przydaje, że panną nietknioną została. Jeśli prawda, cóż piękność do ciepła należy, Lepiej go zrobi tłusta, kiedy w łóżku leży, Bo więcej mając ciała, więcej też ma ducha, Tym po piersiach, po nogach tamtym końcem chucha, Chyba kto tę piękności przyczynę przytoczy, Że mu trzeba było grzać i piersi, i oczy,
Żeby przy nich okrzepłe mógł pożywić nerki, Pod piękną twarzą zwykłe od tego fajerki. Mnie we wszytkim dogodzi-ć, nie czyniąc oskomin, Bez których tam nie było, malowany komin. 395 (D). CHRZEST RODZĄCEMU, DZWON UMIERAJĄCEMU
Długo myślę, skąd zwyczaj chrześcijanie wiodą Umarłym
grzała, I przydaje, że panną nietknioną została. Jeśli prawda, cóż piękność do ciepła należy, Lepiej go zrobi tłusta, kiedy w łóżku leży, Bo więcej mając ciała, więcej też ma ducha, Tym po piersiach, po nogach tamtym końcem chucha, Chyba kto tę piękności przyczynę przytoczy, Że mu trzeba było grzać i piersi, i oczy,
Żeby przy nich okrzepłe mógł pożywić nerki, Pod piękną twarzą zwykłe od tego fajerki. Mnie we wszytkim dogodzi-ć, nie czyniąc oskomin, Bez których tam nie było, malowany komin. 395 (D). CHRZEST RODZĄCEMU, DZWON UMIERAJĄCEMU
Długo myślę, skąd zwyczaj chrześcijanie wiodą Umarłym
Skrót tekstu: PotFrasz2Kuk_II
Strona: 422
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część wtora
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987