, żeby Pod kolany mu, lub wiele lub mało, Zadrżeć nie miało.
Śmierć przed oczyma lata, gdy się szyki Straszne mieszają, brzmią nieba okrzyki, Świata nie widać, dzień z nocą zrownany, Z piaskiem zmieszany.
Tak rzeki szumią, kiedy z gór spadają, Tak wiatry, kiedy drzewa wywracają, Tak huczy nagłym wichrem poruszone Morze szalone.
Tak niebo trzaska, gdy straszne powodzi Z gradem spadają a piorun ugodzi W zamek wyniosły lub w dąb zastarzały Lub w morskie skały.
W takowym razie, chocieś sławy chciwy, Choć masz dość serca, choć koń natarczywy, Próżno w nim, próżno w inszym tam rynsztunku Szukasz ratunku.
, żeby Pod kolany mu, lub wiele lub mało, Zadrżeć nie miało.
Śmierć przed oczyma lata, gdy się szyki Straszne mieszają, brzmią nieba okrzyki, Świata nie widać, dzień z nocą zrownany, Z piaskiem zmieszany.
Tak rzeki szumią, kiedy z gor spadają, Tak wiatry, kiedy drzewa wywracają, Tak huczy nagłym wichrem poruszone Morze szalone.
Tak niebo trzaska, gdy straszne powodzi Z gradem spadają a piorun ugodzi W zamek wyniosły lub w dąb zastarzały Lub w morskie skały.
W takowym razie, chocieś sławy chciwy, Choć masz dość serca, choć koń natarczywy, Prożno w nim, prożno w inszym tam rynsztunku Szukasz ratunku.
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 343
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
wycisną wtenczas i z obory Pędzą w ugory.
Tam buhaj ryczy, sroży się rogami, Kopie i ziemię rozmiata nogami, Tam capi skaczą a rozliczną sztuką Wzajem się tłuką.
A kiedy już noc czarnymi skrzydłami Świat ten okryje, nie między ścianami, Lecz w sadzie abo otwartej stodole Spoczywać wolę.
Tam niepodobnym swej urodzie huczy Bąk wodny głosem; to niedźwiadek kruczy, To powtarzają pieśni ulubione Żabki zielone.
To szumią drzewa powoli ruszone, Gdy nimi chwieją zefiry pieszczone. To wonność z rosy dają wszytkie zioła, Pociechy zgoła.
To czyste wody w przejrzystym strumieniu Szemrzą spadając z góry po kamieniu, Aż i na młyńskie woda lecąc koło Szumi wesoło
wycisną wtenczas i z obory Pędzą w ugory.
Tam buhaj ryczy, sroży się rogami, Kopie i ziemię rozmiata nogami, Tam capi skaczą a rozliczną sztuką Wzajem się tłuką.
A kiedy już noc czarnymi skrzydłami Świat ten okryje, nie między ścianami, Lecz w sadzie abo otwartej stodole Spoczywać wolę.
Tam niepodobnym swej urodzie huczy Bąk wodny głosem; to niedźwiadek kruczy, To powtarzają pieśni ulubione Żabki zielone.
To szumią drzewa powoli ruszone, Gdy nimi chwieją zefiry pieszczone. To wonność z rosy dają wszytkie zioła, Pociechy zgoła.
To czyste wody w przejrzystym strumieniu Szemrzą spadając z gory po kamieniu, Aż i na młyńskie woda lecąc koło Szumi wesoło
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 349
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
śpiewa, Niechaj go swym pogrzebnym głosem opłakiwa; I drugi łabęć, który będąc sławnym mężem, Achillesowym poległ, Priamczyk, orężem; I Progne szczebietliwa niech tam lamentuje, Jako gdy syna rzeże i męża nim truje; I Filomela znowu wstydu straconego Niech żałuje wymysłem gardła subtelnego; I asyryjska pani w gołębiej postaci Niech tak huczy, jako gdy samca w lesie straci.
Na ostatek, zawiózszy już do grobu ciało, Obaczywszy, jeśli-ć się w budynku dość stało, Niech ciało poetowie na ręce podniosą I tak szlachetny ciężar w wczas podziemny wniosą: Najprzedniej Owidyjusz z Wirgilim Maronem, Bo oni z narodami pod zimnym tryjonem Z łaski jego ich
śpiéwa, Niechaj go swym pogrzebnym głosem opłakiwa; I drugi łabęć, który będąc sławnym mężem, Achillesowym poległ, Pryjamczyk, orężem; I Progne szczebietliwa niech tam lamentuje, Jako gdy syna rzeże i męża nim truje; I Filomela znowu wstydu straconego Niech żałuje wymysłem gardła subtelnego; I asyryjska pani w gołębiej postaci Niech tak huczy, jako gdy samca w lesie straci.
Na ostatek, zawiózszy już do grobu ciało, Obaczywszy, jeśli-ć się w budynku dość stało, Niech ciało poetowie na ręce podniosą I tak szlachetny ciężar w wczas podziemny wniosą: Najprzedniej Owidyjusz z Wirgilim Maronem, Bo oni z narodami pod zimnym tryjonem Z łaski jego ich
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 137
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
osobne naznaczył gdzieś w niebie, Które niegdy Leliusz kochankowi swemu, We śnie Afrykanowi pokazał wielkiemu. A zaraz pobudzając siedzących za stołem, Żeby także i oni z tymi chcąc być społem, Drogami ich chodzili, a mają gotową Do udania cnoty swej wielką tę królową. Nie próżne te języki i trąby nie próżne, Ale huczy któremi na obadwa różne Światy i oceany, co kto u wielkiego, I więcej nad człowieka sprawi śmiertelnego W którym gdy się zapomnią wdzięku i słodkości, A bankietu onego i uroczystości Miał być koniec, nowa rzecz i zmiana się dzieje; Bo oto wnet niewiedzieć gdzie się co podzieje: I pałac on, i oraz
osobne naznaczył gdzieś w niebie, Które niegdy Leliusz kochankowi swemu, We śnie Afrykanowi pokazał wielkiemu. A zaraz pobudzając siedzących za stołem, Żeby także i oni z tymi chcąc być społem, Drogami ich chodzili, a mają gotową Do udania cnoty swej wielką tę królową. Nie próżne te języki i trąby nie próżne, Ale huczy któremi na obadwa różne Światy i oceany, co kto u wielkiego, I więcej nad człowieka sprawi śmiertelnego W którym gdy się zapomnią wdzięku i słodkości, A bankietu onego i uroczystości Miał być koniec, nowa rzecz i zmiana się dzieje; Bo oto wnet niewiedzieć gdzie się co podzieje: I pałac on, i oraz
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 140
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
las, jako wielki, po chwili obali. Król się za słupem czai i grabie pilnuje I że mu cło zapłaci, sobie obiecuje. Skoro na celu stanął, on ogień do dziury Przyłożył, gdzie beł oddech w końcu długiej rury.
LXXV.
Ona się wzad rozwlecze, jako chmura, błyska, A wprzód huczy i tak dźwięk na powietrze ciska, Że mury drżą, ziemia się trzęsie pod nogami, Niebo grzmi, uderzone strasznemi dźwiękami, Jako śmiertelny piorun, który niewidomy Spada na dół z strasznemi niebieskiemi gromy. Ale król ukwapliwy niedobrze wymierzył, Nie dotrzymał i nie tam, kędy chciał, uderzył.
LXXVI.
Ja mniemam,
las, jako wielki, po chwili obali. Król się za słupem czai i grabie pilnuje I że mu cło zapłaci, sobie obiecuje. Skoro na celu stanął, on ogień do dziury Przyłożył, gdzie beł oddech w końcu długiej rury.
LXXV.
Ona się wzad rozwlecze, jako chmura, błyska, A wprzód huczy i tak dźwięk na powietrze ciska, Że mury drżą, ziemia się trzęsie pod nogami, Niebo grzmi, uderzone strasznemi dźwiękami, Jako śmiertelny piorun, który niewidomy Spada na dół z strasznemi niebieskiemi gromy. Ale król ukwapliwy niedobrze wymierzył, Nie dotrzymał i nie tam, kędy chciał, uderzył.
LXXVI.
Ja mniemam,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 190
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
ździebła, Szafunek na to odważyła hojny, Ażeby ludzi tysiącami grzebła. Albo zruciwszy łaskawość z natury, Ledwo ich z własnej nie odarła skóry. Gdzie się zgłodniałych sam cień tylko włóczy Ludzi ze wszystkiej odartych chudoby. Których się chlebem nie napchany tuczy, Serca nie mając prócz kiszki, wątroby, Drop niepotrzebny a jako sęp huczy, Lub go dokoła obiegły podroby, Ziewając na żyr ustawnie telbuchem, A na skwirk ludzki będąc ślepym, głuchem. Gdzie nieprzyjemna wolność panowaniu, Z praw swoich spadszy, zmartwiała i legła, A surowemu w siłach rozkazaniu Wszelka swobody dostojność podległa. Gdzie przykra władza stanom powołaniu, Od szabli rękę porwawszy do zgrzebła, W
ździebła, Szafunek na to odważyła hojny, Ażeby ludzi tysiącami grzebła. Albo zruciwszy łaskawość z natury, Ledwo ich z własnej nie odarła skóry. Gdzie się zgłodniałych sam cień tylko włóczy Ludzi ze wszystkiej odartych chudoby. Których się chlebem nie napchany tuczy, Serca nie mając prócz kiszki, wątroby, Drop niepotrzebny a jako sęp huczy, Lub go dokoła obiegły podroby, Ziewając na żyr ustawnie telbuchem, A na skwirk ludzki będąc ślepym, głuchem. Gdzie nieprzyjemna wolność panowaniu, Z praw swoich spadszy, zmartwiała i legła, A surowemu w siłach rozkazaniu Wszelka swobody dostojność podległa. Gdzie przykra władza stanom powołaniu, Od szabli rękę porwawszy do zgrzebła, W
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 168
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
wnosi, śpiewać różnym głosem, mogąc wszelkie nim imitować w głosach Zwierzęta i Ptaszęta.
Innych zaś Zwierząt Qnadrupedum, et Volatilium następują Głosy po łacinie, których Polacy będąc ubodzy w Ojczyste słowa, wszytkich nie mamy. Te tylko Polskie mamy Terminy Zwierzętom służące: Ryczy, beczy, piszczy, świergocze, gdacze, kuka, huczy, kwiczy, rże, krzyczy, klekocze; kwaka, pieje, gęga, syka. Voces te są Onomatopaeice ledwie nie wszytkie, tojest de novo skoncypo- RóżnYCH ZWIERZĄT.
wane, na podobieństwo Zwierząt, jakoto kukułka że kuka, tak nazwana: Kura od kwokania nazwana Kwoczka etc etc.
GŁOSY RóżnYCH ZWIERZĄT.
Turdus
wnosi, spiewać rożnym głosem, mogąc wszelkie nim imitować w głosach Zwierzęta y Ptaszęta.
Innych zaś Zwierząt Qnadrupedum, et Volatilium następuią Głosy po łacinie, ktorych Polacy będąc ubodzy w Oyczyste słowa, wszytkich nie mamy. Te tylko Polskie mamy Terminy Zwierzętom służące: Ryczy, beczy, piszczy, świergocze, gdacze, kuka, huczy, kwiczy, rże, krzyczy, klekocze; kwaka, pieie, gęga, syka. Voces te są Onomatopaeicae ledwie nie wszytkie, toiest de novo skoncypo- ROZNYCH ZWIERZĄT.
wane, na podobieństwo Zwierząt, iakoto kukułka że kuka, tak nazwana: Kura od kwokania nazwana Kwoczka etc etc.
GŁOSY ROZNYCH ZWIERZĄT.
Turdus
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 85
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
gminem. Niech z dymem tam tym smrodnik plugawy Wyleci, w wierze nie smrodząc sprawy. Albo jeśli chce niech retraktuje, Że waszę wiarę tak barzo psuje. Ba, wejże, dzieci bez chrztu do nieba Puszcza ten tylpel, a wszak potrzeba Sztark konfesyją mieć augustańską, I Witemberską naukę pańską. Przeciwko temu ta barzo huczy I na zborowe okrutnie mruczy. A egzorcyzmy czemu opuszcza, Których używa więc saska tłuszcza? Niedawno temu jak na ulicy Niemieckiej, (poznasz dom po miednicy), Gdy chrzcił dzieciątko przed zacnym panem, Wnet ministrowskim pogardził stanem. Mówijus podał ten figiel jego Do druku, przydał i cóż inszego. Strach mu tam kazał
gminem. Niech z dymem tam tym smrodnik plugawy Wyleci, w wierze nie smrodząc sprawy. Albo jeśli chce niech retraktuje, Że waszę wiarę tak barzo psuje. Ba, wejże, dzieci bez chrztu do nieba Puszcza ten tylpel, a wszak potrzeba Sztark konfesyją mieć augustańską, I Witemberską naukę pańską. Przeciwko temu ta barzo huczy I na zborowe okrutnie mruczy. A egzorcyzmy czemu opuszcza, Których używa więc saska tłuszcza? Niedawno temu jak na ulicy Niemieckiej, (poznasz dom po miednicy), Gdy chrzcił dzieciątko przed zacnym panem, Wnet ministrowskim pogardził stanem. Mowijus podał ten figiel jego Do druku, przydał i cóż inszego. Strach mu tam kazał
Skrót tekstu: TajRadKontr
Strona: 282
Tytuł:
Tajemna rada
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Drukarnia Jezuicka
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1624
Data wydania (nie wcześniej niż):
1624
Data wydania (nie później niż):
1624
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
/ To na śmierć z tobą pójdzie/ i polęże w grobie. Już tu Kaifaszowe huczą mury grzmotem/ Do żelaznych wrot/ co raz uderzają młotem. Zapalają kagańce/ pochodnie z parkanu/ Co żywo się wywiesza z okien przeciw Panu. Wchodzą orszaki w bramy; Tu brzęk głośnych kluczy: Owdzie łańcuch grzmotnemi ogniwami huczy. Po wytoczonych baniach lejąc łoskot srogi/ Obstąpili kruzganki hałastra i progi. Z tych/ snadź każdy/ patrzącym popisać się życzy/ Pochytnywa porożem: Pana słowy ćwiczy. Owi zaś/ pobłażając rycerstwu zacnemu/ Urągają/ dworują/ Panu idącemu. Wiele wycierpiał stosów: hańby co raz nowej/ Niżli go wprowadzono do izby
/ To ná śmierć z tobą poydźie/ y polęże w grobie. Iuż tu Káiphaszowe huczą mury grzmotem/ Do żeláznych wrot/ co raz vderzáią młotem. Zápaláią kágáńce/ pochodnie z párkánu/ Co żywo się wywiesza z okien przećiw Pánu. Wchodzą orszaki w bramy; Tu brzęk głośnych kluczy: Owdźie łáńcuch grzmotnemi ogniwámi huczy. Po wytoczonych bániách leiąc łoskot srogi/ Obstąpili kruzganki cháłástrá y progi. Z tych/ snadź káżdy/ pátrzącym popisáć się życzy/ Pochytnywa porożem: Páná słowy ćwiczy. Owi záś/ pobłáżaiąc rycerstwu zacnemu/ Vrągáią/ dworuią/ Pánu idącemu. Wiele wyćierpiał stosow: háńby co raz nowey/ Niżli go wprowádzono do izby
Skrót tekstu: RożAPam
Strona: 25.
Tytuł:
Pamiątka krwawej ofiary Pana Zbawiciela Naszego Jezusa Chrystusa
Autor:
Abraham Rożniatowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1610
Data wydania (nie wcześniej niż):
1610
Data wydania (nie później niż):
1610
estymuje Świata pogardy,
W pokory głębi, Potępia gnębi Animusz hardy;
BÓG jawnie w Ciele Daje fortele Na wzgardę świata,
W lichym odzieniu Refleksje
Nie w Pańskim mieniu Pędzi swe lata.
Od urodzenia, Lubo z Imienia Pan nad wsze Pany,
Nie trwa o zbiory, Torem pokory Idzie bez miany:
Nie fuka, huczy, W cichości uczy Wszelakiej cnoty,
Potępia hardość, Miękczy serc twardość Ludzkiej ślepoty;
I przeto sobie Obiera w żłobie Kolibkę twardą,
Ródzi się w szopie, DUCHOWNE.
Przy słomy snopie Z światową wzgardą.
Nie ma poduszki, W podłe pieluszki Matka go zwija,
Drżący łzy leje, Bydło Go grzeje A lud Go
estymuie Swiátá pogárdy,
W pokory głębi, Potępia gnębi Animusz hárdy;
BOG iáwnie w Ciele Dáie fortele Ná wzgárdę świátá,
W lichym odźieniu REFLEXYE
Nie w Páńskim mieniu Pędźi swe látá.
Od urodzenia, Lubo z Imienia Pan nád wsze Pány,
Nie trwa o zbiory, Torem pokory Idźie bez miány:
Nie fuka, huczy, W ćichośći uczy Wszelákiey cnoty,
Potępia hárdość, Miękczy serc twárdość Ludzkiey ślepoty;
Y przeto sobie Obiera w żłobie Kolibkę twárdą,
Rodźi się w szopie, DVCHOWNE.
Przy słomy snopie Z świátową wzgárdą.
Nie ma poduszki, W podłe pieluszki Mátká go zwiia,
Drżący łzy leie, Bydło Go grzeie A lud Go
Skrót tekstu: JunRef
Strona: 122
Tytuł:
Refleksje duchowne na mądry króla Salomona sentyment
Autor:
Mikołaj Karol Juniewicz
Drukarnia:
Drukarnia Jasnej Góry Częstochowskiej
Miejsce wydania:
Częstochowa
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1731
Data wydania (nie wcześniej niż):
1731
Data wydania (nie później niż):
1731