ucieszyć w polu mogli snadniej, Wybraliśmy się z domu wozem na kilka dni; Które skoro nam w lubej krotofili miną, Skoro wóz nałożymy ptastwem i zwierzyną, Powracamy do domu. Więc że była blisko Wieś szlachecka, nie pomnię, co jej za przezwisko, Południe nadchodziło, wyciągnąwszy z boru Ogary, prostym szermem jedziemy do dworu. Świeżo był wdowcem został pan onego domu; Miał tę wadę, że nierad u siebie nikomu. Postrzegszy gości oknem, wielkie widzi błędy, Ani się schować, ani uciec ma którędy, Bom już wchodził do sieni. Bo wieprza zabito, Stało w izbie przy ścienie na połcie koryto. Tym go
ucieszyć w polu mogli snadniej, Wybraliśmy się z domu wozem na kilka dni; Które skoro nam w lubej krotofili miną, Skoro wóz nałożymy ptastwem i zwierzyną, Powracamy do domu. Więc że była blisko Wieś szlachecka, nie pomnię, co jej za przezwisko, Południe nadchodziło, wyciągnąwszy z boru Ogary, prostym szermem jedziemy do dworu. Świeżo był wdowcem został pan onego domu; Miał tę wadę, że nierad u siebie nikomu. Postrzegszy gości oknem, wielkie widzi błędy, Ani się schować, ani uciec ma którędy, Bom już wchodził do sieni. Bo wieprza zabito, Stało w izbie przy ścienie na połcie koryto. Tym go
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 274
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
poganin, od kogozwiedzeni I na co w onem miejscu byli postawieni? Ich starszy mu o wszytkiem pewną dawał sprawę; Bo widząc w niem powagę i pańską postawę I że w onę tak piękną zbroję beł ubrany, Tuszył, że to beł jakiś rycerz zawołany.
XL.
„Od króla - pry - z Granaty naszego jedziemy I jego mu nadobną córkę prowadziemy, Którą Rodomontowi za żonę dać mają, Królowi aldzierskiemu, acz to jeszcze tają. Teraz się kęs przesypia, ale o godzinie Półwieczornej, skoro to gorąco ominie, Do hiszpańskiego ją wieźć stanowiska mamy, Do jej ojca i tylko chłodu z tem czekamy”.
XLI.
Mandrykard, co
poganin, od kogozwiedzeni I na co w onem miejscu byli postawieni? Ich starszy mu o wszytkiem pewną dawał sprawę; Bo widząc w niem powagę i pańską postawę I że w onę tak piękną zbroję beł ubrany, Tuszył, że to beł jakiś rycerz zawołany.
XL.
„Od króla - pry - z Granaty naszego jedziemy I jego mu nadobną córkę prowadziemy, Którą Rodomontowi za żonę dać mają, Królowi aldzierskiemu, acz to jeszcze tają. Teraz się kęs przesypia, ale o godzinie Półwieczornej, skoro to gorąco ominie, Do hiszpańskiego ją wieźć stanowiska mamy, Do jej ojca i tylko chłodu z tem czekamy”.
XLI.
Mandrykard, co
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 305
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
i kopią onych dał hetmanowi.
Kiedyśmy ze starostą brańskim jadąc do Wschowy przez Leszno przejeżdżali, gdzie on także, jadąc do Wschowy, znajdował się, byliśmy u niego z wizytą. Starosta brański opowiedział mu przez tłumacza, że on od hetmana wielkiego koronnego, a ja od hetmana wielkiego lit. posłani jedziemy do Wschowy. Tedy on poseł barzo nas grzecznie przyjmował. Mówił z powinszowaniem dobrej między najwyższymi wodzami przyjaźni, kiedy ich przyjaciele są w przyjaźni i razem jadą. Miał różne więcej kwadransu z nami dyskursa mądre i polityczne.
Co do wjazdu tegoż posła: Miał król dwa regimenta konne saskie z sobą, które obozem
i kopią onych dał hetmanowi.
Kiedyśmy ze starostą brańskim jadąc do Wschowy przez Leszno przejeżdżali, gdzie on także, jadąc do Wschowy, znajdował się, byliśmy u niego z wizytą. Starosta brański opowiedział mu przez tłumacza, że on od hetmana wielkiego koronnego, a ja od hetmana wielkiego lit. posłani jedziemy do Wschowy. Tedy on poseł barzo nas grzecznie przyjmował. Mówił z powinszowaniem dobrej między najwyższymi wodzami przyjaźni, kiedy ich przyjaciele są w przyjaźni i razem jadą. Miał różne więcej kwadransu z nami dyskursa mądre i polityczne.
Co do wjazdu tegoż posła: Miał król dwa regimenta konne saskie z sobą, które obozem
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 531
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
, pomnię, kto budował, A kamieniczkę zmurował. Ma ten dwór dwojakie wjazdy Z uliczki, a zaś wyjazdy Od Senatorskiej, przestrony; Gdzie chcesz, jedź na wszelkie strony! Dwór J.M.Ks. Lipskiego.
Dawno ten dwór leżał skrycie Nieznacznie i niezakrycie: Teraz go wszyscy widziemy, Gdy wedla niego jedziemy, Jako ma piękny przodeczek, Murowany zatyłeczek; W glinę kamyczkami sadził, Jak mozaikę wygładził; Potym, wapno na wierzch dawszy, Inszych materii przydawszy, Zrówna się murom do czasu; Pan sobie zażyje wczasu. Są tam insze budyneczki,
Stajnia, różne komóreczki . Dość na mądrego prałata, Odnawia, gdzie stara łata
, pomnię, kto budował, A kamieniczkę zmurował. Ma ten dwór dwojakie wjazdy Z uliczki, a zaś wyjazdy Od Senatorskiej, przestrony; Gdzie chcesz, jedź na wszelkie strony! Dwór J.M.X. Lipskiego.
Dawno ten dwór leżał skrycie Nieznacznie i niezakrycie: Teraz go wszyscy widziemy, Gdy wedla niego jedziemy, Jako ma piękny przodeczek, Murowany zatyłeczek; W glinę kamyczkami sadził, Jak mozaikę wygładził; Potym, wapno na wierzch dawszy, Inszych materii przydawszy, Zrówna się murom do czasu; Pan sobie zażyje wczasu. Są tam insze budyneczki,
Stajnia, różne komóreczki . Dość na mądrego prałata, Odnawia, gdzie stara łata
Skrót tekstu: JarzGośc
Strona: 119
Tytuł:
Gościniec abo krótkie opisanie Warszawy
Autor:
Adam Jarzębski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne, opisy podróży
Tematyka:
architektura, geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1643
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1643
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ignacy Chrzanowski, Władysław Korotyński
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Przeszłości
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1909
wnidę, już z nich nigdy nie wynidę!” Ja mu odpowiadam.
Tu starania zaraz swego czynić koło zdrowia mego; Do apteki i medyka sprowadzają cerulika. Tam gorączkę rozrywają krwią, co z obu rąk puszczają. Ledwo utracona siła do ciała się przywróciła. Staranie koło mego zdrowia.
Nie nabywszy zdrowia wiele, już jedziemy na wesele Stamtąd, gdzie publik pilnują i sejmy się odprawują. Słusznieć, iże pokryjomu ten akt odprawi się w domu. Niemasz się z kim prezentować, chybaby z niego żartować! Jedziem z Warszawy. Tren 6.
Gdy już trzy dni omijają,' a goście się też zjeżdżają Z obudwu stron, w
wnidę, już z nich nigdy nie wynidę!” Ja mu odpowiadam.
Tu starania zaraz swego czynić koło zdrowia mego; Do apteki i medyka sprowadzają cerulika. Tam gorączkę rozrywają krwią, co z obu rąk puszczają. Ledwo utracona siła do ciała się przywróciła. Staranie koło mego zdrowia.
Nie nabywszy zdrowia wiele, już jedziemy na wesele Stamtąd, gdzie publik pilnują i sejmy się odprawują. Słusznieć, iże pokryjomu ten akt odprawi się w domu. Niemasz się z kim prezentować, chybaby z niego żartować! Jedziem z Warszawy. Tren 6.
Gdy już trzy dni omijają,' a goście się też zjeżdżają Z obudwu stron, w
Skrót tekstu: StanTrans
Strona: 11
Tytuł:
Transakcja albo opisanie całego życia jednej sieroty
Autor:
Anna Stanisławska
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1685
Data wydania (nie wcześniej niż):
1685
Data wydania (nie później niż):
1685
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ida Kotowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1935
obie strony, dając pozwy sobie.
Mnie zaś śmierci relacyje czynią i kondolencyje Różni, gdy się dowiedzieli, iże mi już powiedzieli. Wtym owa sprawa przypadnie, na mą stronę dobrze padnie, Na którąśmy tu zjechali, przez niemały czas czekali. Sprawa przypadła.
Zaczym się w drogę bierzemy, a na to miejsce jedziemy, którem łzami oblewała, kiedym z Ezopem ślub brała. Teraz wszytkie żale jeszcze zgromadzone na to miejsce. Co się ze mną dziać musiało, kiedy się tam przyjeżdżało! Do Maciewic jechaliśmy.
Leć i Ezop nie zapomniał, bo swą karę dotąd pomniał. W nowej coraz będąc trwodze, gdy usłyszy, łaje
obie strony, dając pozwy sobie.
Mnie zaś śmierci relacyje czynią i kondolencyje Różni, gdy się dowiedzieli, iże mi już powiedzieli. Wtym owa sprawa przypadnie, na mą stronę dobrze padnie, Na którąśmy tu zjechali, przez niemały czas czekali. Sprawa przypadła.
Zaczym się w drogę bierzemy, a na to miejsce jedziemy, którem łzami oblewała, kiedym z Ezopem ślub brała. Teraz wszytkie żale jeszcze zgromadzone na to miejsce. Co się ze mną dziać musiało, kiedy się tam przyjeżdżało! Do Maciewic jechaliśmy.
Leć i Ezop nie zapomniał, bo swą karę dotąd pomniał. W nowej coraz będąc trwodze, gdy usłyszy, łaje
Skrót tekstu: StanTrans
Strona: 44
Tytuł:
Transakcja albo opisanie całego życia jednej sieroty
Autor:
Anna Stanisławska
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1685
Data wydania (nie wcześniej niż):
1685
Data wydania (nie później niż):
1685
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ida Kotowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1935
z sobą do 20. osób z czeladzią/ wyprowadziło ich Rycerstwa świetno i strojno przybranego do sta koni za górę/ ku Tureckiemu Obozowi/ gdzie też oni w takiejże liczbię stali przyjmując Posłów/ a po ziechaniu się z nimi ozwał się im P. Bełski przez Tłumacza/ mówiąc : iż my do was z pokojem jedziemy/ na co snadź westchnąwszy powiedzieli/ daj to P. Boże aby pokoj był/ gdyż tego wszyscy czekamy a oto z dziatkami naszymi prosimy.
29 Septem. Cicho było od Turków/ naszy jednak wytrwać nie mogąc/ po południu wypadli na Harc/ i aż za Turki za górę zapędzili się/ w tych harcach
z sobą do 20. osob z czeládźią/ wyprowádźiło ich Rycerstwá świetno y stroyno przybránego do stá koni zá gorę/ ku Tureckiemu Obozowi/ gdźie też oni w tákieyże liczbię stáli prziymuiąc Posłow/ á po ziechániu sie z nimi ozwał sie im P. Bełski przez Tłumáczá/ mowiąc : iż my do was z pokoiem iedźiemy/ ná co snadź westchnąwszy powiedźieli/ day to P. Boże áby pokoy był/ gdyż tego wszyscy czekamy á oto z dźiatkámi nászymi prośimy.
29 Septem. Cicho było od Turkow/ nászy iednák wytrwáć nie mogąc/ po południu wypadli na Harc/ y aż zá Turki zá gorę zápędźili sie/ w tych hárcách
Skrót tekstu: ZbigAdw
Strona: C3v
Tytuł:
Adwersaria, albo terminata sprawy wojennej
Autor:
Prokop Zbigniewski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
kroniki
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1621
Data wydania (nie wcześniej niż):
1621
Data wydania (nie później niż):
1621
Szwecyj jako najprędzej ustąpić, żebym zemście Książęcia i jego lubieżnościam już dalej nie była wystawiona. Rozkaz do konfiszkacyj dóbr naszych, jakom się dowiedziała, już przed śmiercią mego męża był podpisany. Ułożyłam tedy u siebie uchodzić, prosząc IMci R--, żeby Szwecją ze mną opuścił. Udaliśmy przed domowymi, że jedziemy do inszych dóbr, nic z sobąnie wziąwszy oprócz szkatuły, w której było około tysiąca Czerwonych złotych (ponieważ mój mąż swoję gotowiznę Koronie był pożyczył) z klejnotami. Srebrośmy zostawić musieli, i przebyliśmy mając przewodnika wspomnionego Masztalerza, i sługę Pana R-- szczęśliwie granicę. Dowiedzieliśmy się zaraz, że dobra nasze zajechano
Szwecyi iako nayprędzey ustąpić, żebym zemśćie Xiążęćia i iego lubieżnośćiam iuż daley nie była wystawiona. Rozkaz do konfiszkacyi dobr naszych, iakom śię dowiedziała, iuż przed śmierćią mego męża był podpisany. Ułożyłam tedy u śiebie uchodzić, prosząc IMći R--, żeby Szwecyą ze mną opuśćił. Udaliśmy przed domowymi, że iedziemy do inszych dobr, nic z sobąnie wziąwszy oprocz szkatuły, w ktorey było około tyśiąca Czerwonych złotych (ponieważ moy mąż swoię gotowiznę Koronie był pożyczył) z kleynotami. Srebrośmy zostawić musieli, i przebyliśmy maiąc przewodnika wspomnionego Masztalerza, i sługę Pana R-- szczęśliwie granicę. Dowiedzieliśmy śię zaraz, że dobra nasze zaiechano
Skrót tekstu: GelPrzyp
Strona: 29
Tytuł:
Przypadki szwedzkiej hrabiny G***
Autor:
Christian Fürchtegott Gellert
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Jan Chrystian Kleyb
Miejsce wydania:
Lipsk
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
epika
Gatunek:
romanse
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
ku nim następujem, Z obu stron k sobie nawami kierujem. Tamże w okrętach pospólstwo krzykało Z radości, że nas na morzu ujrzało, Tam się szyprowie z sobą przywitali I ręce sobie po bratersku dali. Nasz się Marynarz spytał: „Skąd jedziecie I jakie andle do Gdańska wieziecie? „Z Olandii — prawi — jedziemy z suknami, Chcący skupować zboże towarami. Nie wiem, na jaką taniość nasz wiatr wienie; Prosim cię, powiedz, żyto w jakiej cenie?” Nasz szyper rzecze: — „Obfici Polacy Dostatek zboża wożą swojej pracy, Dzień w dzień do portu przychodzą z szkutami, Ciesząc się żywej Cerery darami. Złota ich
ku nim następujem, Z obu stron k sobie nawami kierujem. Tamże w okrętach pospólstwo krzykało Z radości, że nas na morzu ujrzało, Tam się szyprowie z sobą przywitali I ręce sobie po bratersku dali. Nasz się Marynarz spytał: „Skąd jedziecie I jakie andle do Gdańska wieziecie? „Z Olandii — prawi — jedziemy z suknami, Chcący skupować zboże towarami. Nie wiem, na jaką taniość nasz wiatr wienie; Prosim cię, powiedz, żyto w jakiej cenie?” Nasz szyper rzecze: — „Obfici Polacy Dostatek zboża wożą swojej pracy, Dzień w dzień do portu przychodzą z szkutami, Ciesząc się żywej Cerery darami. Złota ich
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 59
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
uwolniony i z okrętu jako mrówki na wiosnę wychodzą. Różne miejsca prospekty. Sarny stadami chodzą. Przed nami pierzchnęły, a potym gajewnikom tamecznym dostawały. Różne drzewa i frukty, i wina. Miejsce do siedzenia sposobne nadeśliśmy. Róznemi ozdobione kwieciami i jagodami. Po prowijant do miasta posłać radzimy. Wyprawieni od drugich po prowijant jedziemy. Jakie miejsca idąc widziemy. Oracze pracują. Ludzie pilno żną. Co ich do pilnej roboty poduszcza. Gęste kopy układają. NAWIGACYJEJ MORSKIEJ ROZDZIAŁ TRZECI ARGUMENT Nauklerowie i niektórzy z Polaków idą do miasta Stokhopu dla kupienia na dalszą drogę prowijantu. O których gdy się Prezydent miasta tego dowiedział, z wielkiej ludzkości swojej prosił ich
uwolniony i z okrętu jako mrówki na wiosnę wychodzą. Różne miejsca prospekty. Sarny stadami chodzą. Przed nami pierzchnęły, a potym gajewnikom tamecznym dostawały. Różne drzewa i frukty, i wina. Miejsce do siedzenia sposobne nadeśliśmy. Róznemi ozdobione kwieciami i jagodami. Po prowijant do miasta posłać radzimy. Wyprawieni od drugich po prowijant jedziemy. Jakie miejsca idąc widziemy. Oracze pracują. Ludzie pilno żną. Co ich do pilnej roboty poduszcza. Gęste kopy układają. NAWIGACYJEJ MORSKIEJ ROZDZIAŁ TRZECI ARGUMENT Nauklerowie i niektórzy z Polaków idą do miasta Stokhopu dla kupienia na dalszą drogę prowijantu. O których gdy się Prezydent miasta tego dowiedział, z wielkiej ludzkości swojej prosił ich
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 72
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971