co stamtąd miałem. Nie bawiłem się w Czeczersku nad dni dziesięć, przyjechałem do Smiłowicz 24 Januarii.
26^go^ na obławie pod Pudzickiem ubito niedźwiedzia; nazajutrz także były pod Turcem na niedźwiedzia łowy, gdzie w ostępie niespodziany i drugi się znalazł: ale nie miałem szczęścia, bom obudwóch postrzelił, i jusząc zbytnie obławę poprzerywali. Od jednegom, do któregom w oczy bardzo blisko strzelił, był w strachu i ledwie mię nie schwytał, gdybym się w śnieg głęboki padłszy nie schował; konno potem ze psy pędziłem jednego, ale noc nastąpiła i nie marzłe błota przeszkodziły do ubicia.
28^go^ jejmość moja mając siła interesów moich
co ztamtąd miałem. Nie bawiłem się w Czeczersku nad dni dziesięć, przyjechałem do Smiłowicz 24 Januarii.
26^go^ na obławie pod Pudzickiem ubito niedźwiedzia; nazajutrz także były pod Turcem na niedźwiedzia łowy, gdzie w ostępie niespodziany i drugi się znalazł: ale nie miałem szczęścia, bom obudwóch postrzelił, i jusząc zbytnie obławę poprzerywali. Od jednegom, do któregom w oczy bardzo blisko strzelił, był w strachu i ledwie mię nie schwytał, gdybym się w śnieg głęboki padłszy nie schował; konno potém ze psy pędziłem jednego, ale noc nastąpiła i nie marzłe błota przeszkodziły do ubicia.
28^go^ jejmość moja mając siła interesów moich
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 55
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
wytrwają służyć ci do skonu, Kiedy się zeszły za serca do dzwonu. Swego tu nie kładź, będzie w dzwonie skaza, Stłucze go serce, bo twardsze żelaza. NA ZAUSZNICE W KŁÓTECZKI
Nie dosyć było dla złej mnie otuchy, Że strzelczy bożek ślepy już i głuchy; Nie dosyć było, że mię wzrok twój juszy, A nie uleczy: zamknęłaś i uszy. Więc twarz twa wabi (o, jaka ochota!), A serce okna zamknęło i wrota. NA ZAUSZNICE W WĘŻE
Złote jabłka murzyński Atlas sadu swego Oddał w straż nieuchronną węża nieśpiącego;
Tymże sobie sposobem miłość postąpiła I nakoło cię strażą wężów osadziła, Bojąc
wytrwają służyć ci do skonu, Kiedy się zeszły za serca do dzwonu. Swego tu nie kładź, będzie w dzwonie skaza, Stłucze go serce, bo twardsze żelaza. NA ZAUSZNICE W KŁÓTECZKI
Nie dosyć było dla złej mnie otuchy, Że strzelczy bożek ślepy już i głuchy; Nie dosyć było, że mię wzrok twój juszy, A nie uleczy: zamknęłaś i uszy. Więc twarz twa wabi (o, jaka ochota!), A serce okna zamknęło i wrota. NA ZAUSZNICE W WĘŻE
Złote jabłka murzyński Atlas sadu swego Oddał w straż nieuchronną węża nieśpiącego;
Tymże sobie sposobem miłość postąpiła I nakoło cię strażą wężów osadziła, Bojąc
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 115
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
gdy list J. K. Mci wątpliwość począł przywodzić, ozwałem się w tym: że J. Kr. Mść Pan mój miłościwy niema tego w zwyczaju będąc Monarchą wielkim, ani go też żadna potrzeba do tego nieprzywodzi, aby miał zmyślone pisane dzieła swe ustawiać; gdyby niechciał pokoju z wami, juszby do tego czasu pełno było w ziemi waszej wojsk J. K. Mci, i Kozacy kiedyby za rozkazaniem J. K. Mości wyniść mieli na morze, z mocnieisząby nierówno i onych liczbą i waszych szkodą być musiało. Czym trochę się nieboszczyk był uspokoił, a potym też ta wzwyż opisana mieszanina nastąpiła.
gdy list J. K. Mći wątpliwość począł przywodzić, ozwałem się w tym: że J. Kr. Mść Pan moy miłościwy niema tego w zwyczaju bendąc Monarchą wielkim, ani go też żadna potrzeba do tego nieprzywodzi, aby miał zmyślone pisane dzieła swe ustawiać; gdyby niechciał pokoiu z wami, iuszby do tego czasu pełno było w ziemi waszey woisk J. K. Mći, y Kozacy kiedyby za roskazaniem J. K. Mości wyniść mieli na morze, z mocnieisząby nierówno y onych liczbą y waszych szkodą bydź musiało. Czym trochę się nieboszczyk był uspokoił, a potym też ta wzwyż opisana mieszanina nastąpiła.
Skrót tekstu: SulListyKoniec
Strona: 233
Tytuł:
List z Constantinopola do J. M. P. Podczaszego Koronnego i Hetmana Polnego
Autor:
Stanisław Suliszowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
zagranica
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
listy
Gatunek:
relacje
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1622
Data wydania (nie wcześniej niż):
1622
Data wydania (nie później niż):
1622
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
trzeba mi konopnej ani lnianej przędze; Głupi ludzie me siatki znakiem liczą nędze. (Aranea; musce) 142 (N). NA SKĄPEGO SENATORA
Będący u jednego w domu senatora, Widzę smycz chartów leży i ogarów sfora, Tak chudych, jakoby je namyślnie kto suszył. Pytam, czy też myśliwiec kiedy te psy juszył, Albo jeśli zajęcze znają charci skoki. Tylko się im nie zrostą przez brzuch w skórze boki. „Niech im — rzekę — zaparzą, wprzód niźli wiatr zdmuchnie.” „Najedzą się — odpowie pan ów — koło kuchnie. Chłopcze, wołaj łowczego”; aż ciura odarty Przychodzi; jaki łowczy, takie,
trzeba mi konopnej ani lnianej przędze; Głupi ludzie me siatki znakiem liczą nędze. (Aranea; muscae) 142 (N). NA SKĄPEGO SENATORA
Będący u jednego w domu senatora, Widzę smycz chartów leży i ogarów sfora, Tak chudych, jakoby je namyślnie kto suszył. Pytam, czy też myśliwiec kiedy te psy juszył, Albo jeśli zajęcze znają charci skoki. Tylko się im nie zrostą przez brzuch w skórze boki. „Niech im — rzekę — zaparzą, wprzód niźli wiatr zdmuchnie.” „Najedzą się — odpowie pan ów — koło kuchnie. Chłopcze, wołaj łowczego”; aż ciura odarty Przychodzi; jaki łowczy, takie,
Skrót tekstu: PotFrasz3Kuk_II
Strona: 598
Tytuł:
Ogrodu nie wyplewionego część trzecia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
iure perpetuo dostał, prostym długiem Sumę 200000 złotych polsk. u którychkolwiek Ksiąg autenticznych Koronnych, pod takimże zakładem nexibus et ligamentis iuxta stylum et formam Cancellariae , nadalej w tydzień po Weselu zeznać i zapisać. A tego się tu zaraz przestrzega, że strzeż Boże sterilem decessum na J. M. Pana Chorążego Koronnego, juszby wyprawa ta w domu J. M. Pana Chorążego Koronnego zostawała, aniby się jej J. M. Panna Canclerzanka, albo Potomkowie J. Mci upominać u Sukcesorów J. M. Pana Chorążego Koronnego niemogli, ponieważ się w te 200000 złotych długiem zapisane ta wyprawa inkluduje. I jeśliby in eum
iure perpetuo dostał, prostym długiem Summę 200000 złotych polsk. u którychkolwiek Xiąg autenticznych Coronnych, pod takimże zakładem nexibus et ligamentis iuxta stylum et formam Cancellariae , nadaley w tydzień po Weselu zeznać y zapisać. A tego się tu zaraz przestrzega, że strzeż Boże sterilem decessum na J. M. Pana Chorążego Coronnego, iuszby wyprawa tha w domu J. M. Pana Chorążego Coronnego zostawała, aniby się iey J. M. Panna Canclerzanka, albo Potomkowie J. Mći upominać u Successorów J. M. Pana Chorążego Coronnego niemogli, poniewasz się w te 200000 złotych długiem zapisane ta wyprawa includuie. I ieśliby in eum
Skrót tekstu: InterZamKoniec
Strona: 360
Tytuł:
Intercyza ślubna
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty urzędowo-kancelaryjne
Gatunek:
intercyzy
Tematyka:
gospodarstwo, obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1642
Data wydania (nie wcześniej niż):
1642
Data wydania (nie później niż):
1642
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Pamiętniki o Koniecpolskich. Przyczynek do dziejów polskich XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Stanisław Przyłęcki
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Leon Rzewuski
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1842
kiedy tegoż zemną płodu Trzech braciej legło, Książęcego rodu; Wszystkich nas jednaż urodziła matka; Ja żyję, a śmierć nimi groby zatka. Widziałam i to nędzna; chociaż zdala, Jako się mąż mój, we krwi własnej wala; Jako, kiedy w nim Greczyn dzidę skruszył, Trupem upadszy hojnie ziemię z juszył. Takową mając mych domowych stratę, Ciebiem jednego wzięła na zapłatę; Tyś mi był Panem, ty mężem, ty bratem; Ciebie dostawszy, nie brzydziłam światem. Tyś mi przez Matkę rodzącą się z piany Przysiągł, żeś miał być mym kochankiem znany, Ty sam, czegom się nie raz
kiedy tegoż zemną płodu Trzech bráćiey legło, Kśiążęcego rodu; Wszystkich nás iednáż urodźiłá mátká; Ia żyię, á śmierć nimi groby zátka. Widźiáłám y to nędzná; choćiasz zdála, Iáko się mąż moy, we krwi włásney wála; Iáko, kiedy w nim Greczyn dźidę skruszył, Trupem upadszy hoynie źiemię z iuszył. Tákową máiąc mych domowych strátę, Ciebiem iednego wźięłá ná zápłátę; Tyś mi był Pánem, ty mężem, ty brátem; Ciebie dostawszy, nie brzydźiłám świátem. Tyś mi przez Mátkę rodzącą się z piány Przyśiągł, żeś miał bydź mym kochánkiem znány, Ty sam, czegom się nie ráz
Skrót tekstu: OvChrośRoz
Strona: 29
Tytuł:
Rozmowy listowne
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Wojciech Stanisław Chrościński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
Talerów/ której zażywają dosyć rozsądnie/ żyją przystojnie i skromnie oraz/ nie cisną się do Urzędów/ ani się wdawają w sprawy publiczne: i tym kształtem zatrzymali się do tych czas/ nie zaciągnąwszy na się zazdrości niczyjej/ ani na podejrzenie u Pana zarobiwszy/ co jest rzecz u Turków niemałej trudności.
Ma jeszcze Cesarz juszy sposób do ucierania rogów Baszów/ kiedy się mu zda że zbyt wyrosną/ a to jest ożenienie z siostrą/ albo bliską jaką krewną swoją. Dzieje się to pod pokrywką honoru i łaski/ a ów nieszczęsny/ od tej godziny/ miasto postąpienia w godność i potęgę/ staje się najmizerniejszym niewolnikiem/ a co większa/
Tálerow/ ktorey záżywáią dosyć rozsądnie/ żyią przystoynie y skromnie oraz/ nie ćisną się do Vrzędow/ áni się wdawáią w spráwy publiczne: y tym kształtem zátrzymáli się do tych czás/ nie záćiągnąwszy ná się zázdrośći niczyiey/ áni ná podeyrzenie v Páná zárobiwszy/ co iest rzecz v Turkow niemáłey trudnośći.
Ma ieszcze Cesarz iuszy sposob do vćieránia rogow Bászow/ kiedy się mu zdá że zbyt wyrosną/ á to iest ożenienie z śiostrą/ álbo bliską iáką krewną swoią. Dźieie się to pod pokrywką honoru y łáski/ á ow nieszczęsny/ od tey godźiny/ miásto postąpienia w godność y potęgę/ stáie się naymizernieyszym niewolnikiem/ á co większa/
Skrót tekstu: RicKłokMon
Strona: 89
Tytuł:
Monarchia turecka
Autor:
Paul Ricot
Tłumacz:
Hieronim Kłokocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
egzotyka, obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1678
Data wydania (nie wcześniej niż):
1678
Data wydania (nie później niż):
1678
bowiem, Jako dziś w ciemnym mroku wzrokiem patrząc sowiem, Dokazali odwagi i pogan nasiekli I zdobycz niezliczoną z wozami przywlekli. Gdy tam i sam bez wstrętu chodzą po taborze, Jako więc lew w zawartej grasuje oborze Albo wilk, choć napchany, co się tylko ruszy, W tym zaraz kieł zażarty, w tym paszczękę juszy; Trafią, gdzie Omer basza między gęstym gminem Arabów pod jedwabnym chrapi baldekinem. Temu skoro we śpiączki łeb utną szkaradnie, Aż im Husseim, przeszły wezyr, w ręce wpadnie. Z którego kiedy Kozak drogi kaftan zbiera, Jako więc śliska ryba, tak się z wędy zdziera I ucieka z obozu w bliskie lasy
bowiem, Jako dziś w ciemnym mroku wzrokiem patrząc sowiem, Dokazali odwagi i pogan nasiekli I zdobycz niezliczoną z wozami przywlekli. Gdy tam i sam bez wstrętu chodzą po taborze, Jako więc lew w zawartej grasuje oborze Albo wilk, choć napchany, co się tylko ruszy, W tym zaraz kieł zażarty, w tym paszczekę juszy; Trafią, gdzie Omer basza między gęstym gminem Arabów pod jedwabnym chrapi baldekinem. Temu skoro we śpiączki łeb utną szkaradnie, Aż im Husseim, przeszły wezyr, w ręce wpadnie. Z którego kiedy Kozak drogi kaftan zbiera, Jako więc śliska ryba, tak się z wędy zdziera I ucieka z obozu w bliskie lasy
Skrót tekstu: PotWoj1924
Strona: 251
Tytuł:
Transakcja Wojny Chocimskiej
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1924
LXVIII.
Tak konia grabinego piersiami swojemi Trącił, iż się rozciągnął, upadszy, na ziemi Ani się mógł pokrzepić więcej od tęgiego Razu, choć się dobywał z piasku chropawego. Po trzy, po cztery razy bohatyr surowy To mu do pochylonej sięga pięścią głowy, To zaś bez cierpliwości, bez namniejszej zwłoki Ostrem bojcem obadwa juszy mocno boki.
LXIX.
Próżno robi, wyskoczyć musi z siodła swego, Chyżo szable dobywszy od boku dużego. Z Oliwierem Agramant wraz w się uderzyli I równem męstwem tarcze obiedwie przeszyli. Lecz Sobryna Brandymart tak za pierwszem razem Ugodził, iż go z strzemion wysadził zarazem: Lub to końska lub jego pomniejszych sił wina,
LXVIII.
Tak konia grabinego piersiami swojemi Trącił, iż się rozciągnął, upadszy, na ziemi Ani się mógł pokrzepić więcej od tęgiego Razu, choć się dobywał z piasku chropawego. Po trzy, po cztery razy bohatyr surowy To mu do pochylonej sięga pięścią głowy, To zaś bez cierpliwości, bez namniejszej zwłoki Ostrem bojcem obadwa juszy mocno boki.
LXIX.
Próżno robi, wyskoczyć musi z siodła swego, Chyżo szable dobywszy od boku dużego. Z Oliwierem Agramant wraz w się uderzyli I równem męstwem tarcze obiedwie przeszyli. Lecz Sobryna Brandymart tak za pierwszem razem Ugodził, iż go z strzemion wysadził zarazem: Lub to końska lub jego pomniejszych sił wina,
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 244
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
; Potem go swojem sługom Leon rozkazuje Ułapić i z munsztukiem siodło nań gotuje.
XLI
Z pomocą sług, z pomocą Leona samego Zaledwie Rugier wsiąść mógł zemdlony na niego: Tak ono serce żywe, niezrównana siła Za kilka dni moc swoję wrodzoną straciła, Moc, której nie nowina wojska zrażać całe I krwią ich ręce juszyć po sam łokieć śmiałe! Nakoniec stamtąd jadą po lekku i w mili Dla słabego Rugiera stanie uczynili.
XL
Ten dzień, drugi i trzeci w gospodzie mieszkali, Lubemi zabawami tęsknic ulżywali. Już Rugierowi nie tak żal nieszczęsny szkodzi, Już je lepiej, poniekąd do siebie przychodzi. Tak znowu wszystko troje na swe wsiadszy
; Potem go swojem sługom Leon rozkazuje Ułapić i z munsztukiem siodło nań gotuje.
XLI
Z pomocą sług, z pomocą Leona samego Zaledwie Rugier wsieść mógł zemdlony na niego: Tak ono serce żywe, niezrównana siła Za kilka dni moc swoję wrodzoną straciła, Moc, której nie nowina wojska zrażać całe I krwią ich ręce juszyć po sam łokieć śmiałe! Nakoniec stamtąd jadą po lekku i w mili Dla słabego Rugiera stanie uczynili.
XL
Ten dzień, drugi i trzeci w gospodzie mieszkali, Lubemi zabawami tesknic ulżywali. Już Rugierowi nie tak żal nieszczęsny szkodzi, Już je lepiej, poniekąd do siebie przychodzi. Tak znowu wszystko troje na swe wsiadszy
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_III
Strona: 375
Tytuł:
Orland szalony, cz. 3
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905