tego nie minę, Potrzebny jest i ścianę w pokoju ozdobi. Sługa płaci, a mieszek już bokami robi. Więc rzymskie rękawiczki i pończoszki żenie, Nuż dzieciom to i owo, co tylko na ścienie, Wszytkiego mi potrzeba, widzę i na stole, A Francuz prezentuje, chwali, ile zdole. Na ostatek kapelusz kupiwszy i bindę, Wydam wszytko i z kramu bez pieniędzy wyńdę. Wtem deszcz. „Opończe nie masz. Kupcież ją co prędzej.” A sługa: „Mości panie, nie stało pieniędzy.” Idę przecie i moknę, już mi kapie z nosa,
Uprzedziła ozdoba potrzebę do trzosa. Szedłszy potem,
tego nie minę, Potrzebny jest i ścianę w pokoju ozdobi. Sługa płaci, a mieszek już bokami robi. Więc rzymskie rękawiczki i pończoszki żenie, Nuż dzieciom to i owo, co tylko na ścienie, Wszytkiego mi potrzeba, widzę i na stole, A Francuz prezentuje, chwali, ile zdole. Na ostatek kapelusz kupiwszy i bindę, Wydam wszytko i z kramu bez pieniędzy wyńdę. Wtem deszcz. „Opończe nie masz. Kupcież ją co prędzej.” A sługa: „Mości panie, nie stało pieniędzy.” Idę przecie i moknę, już mi kapie z nosa,
Uprzedziła ozdoba potrzebę do trzosa. Szedszy potem,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 95
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Kuba, Hispaniola, Jamaica, Porto Rico. W Afryce krom Ceuty, Oran, i innych brzegowych Zamków, ma Insuły Kanaryiskie z Biskupstwem. W Azyj ma insuły Filipiny z Prorejem i Arcybiskupem. I tak nigdy nie zachodzi słońce, żeby niemiało kiedy przyświecać któremu państwu Hiszpańskiemu. Stąd się mówi że Król Hiszpański miasto kapelusza nosi słońce. W Hiszpanii liczy się Arcybiskupów 11. Biskupów 56. Plebanii więcej niż 25000. Opactw, Klasztorów, Kolegia wielka liczba z prowentami dostateniemi. Jeden Arcybiskup Toletański liczy rocznej intraty 200000. czerwonych złotych. Hiszpaleński także 100000. a kapituła 120000. Insi Arcybiskupi i Biskupi po 50. 60. 70. tysięcy
Kubá, Hispaniola, Jámaica, Porto Rico. W Afryce krom Ceuty, Oran, y innych brzegowych Zámkow, má Insuły Kánáryiskie z Biskupstwem. W Azyi má insuły Filippiny z Proreiem y Arcybiskupem. Y ták nigdy nie zachodzi słońce, żeby niemiáło kiedy przyświecać ktoremu páństwu Hiszpáńskiemu. Ztąd się mowi że Krol Hiszpáński miásto kápeluszá nosi słońce. W Hiszpanii liczy się Arcybiskupow 11. Biskupow 56. Plebánii więcey niż 25000. Opactw, Klásztorow, Collegiá wielká liczba z prowentami dostateniemi. Ieden Arcybiskup Toletáński liczy roczney intráty 200000. czerwonych złotych. Hiszpaleński tákże 100000. á kápituła 120000. Insi Arcybiskupi y Biskupi po 50. 60. 70. tysięcy
Skrót tekstu: BystrzInfGeogr
Strona: E3v
Tytuł:
Informacja geograficzna
Autor:
Wojciech Bystrzonowski
Drukarnia:
Drukarnia lubelska Societatis Jesu
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
podręczniki
Tematyka:
geografia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1743
Data wydania (nie wcześniej niż):
1743
Data wydania (nie później niż):
1743
roli, Ten zasię w skopiec zbierać mleka woli, Ten żnie, ów wiąże, ten pożęte snopy Układa w kopy;
Ten w przetak mannę za porannej rosy Zbiera, ten młóci pozwożone kłosy, Ten wieje, a ten o jasny dzień prosi, Gdy siano kosi;
Ów sery tworzy, ten ściska twarogi, Ten kapelusze plecie na śreżogi, Tamten na skrzypkach na imię swej kumy Wyrzyna dumy,
A dokończywszy dorocznej roboty, Skoczy i w taniec, zrzuciwszy choboty, I szczerze myśli po dobrym obżynku O odpoczynku.
Żaden mu rozruch nie rozerwie wczasu, Przykrego nigdy nie słyszy hałasu, Prócz szumu z wody, co snowi pomocy Dodaje w nocy
roli, Ten zasię w skopiec zbierać mleka woli, Ten żnie, ów wiąże, ten pożęte snopy Układa w kopy;
Ten w przetak mannę za porannej rosy Zbiera, ten młóci pozwożone kłosy, Ten wieje, a ten o jasny dzień prosi, Gdy siano kosi;
Ów sery tworzy, ten ściska twarogi, Ten kapelusze plecie na śreżogi, Tamten na skrzypkach na imię swej kumy Wyrzyna dumy,
A dokończywszy dorocznej roboty, Skoczy i w taniec, zrzuciwszy choboty, I szczerze myśli po dobrym obżynku O odpoczynku.
Żaden mu rozruch nie rozerwie wczasu, Przykrego nigdy nie słyszy hałasu, Prócz szumu z wody, co snowi pomocy Dodaje w nocy
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 163
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
się przyczesze, lubo z wdzięcznej kosy Rozpuści zbiegłe po jagodach włosy, Na głowie nie masz nic oprócz warkoczy, Rozmarynowy które wieniec tłoczy. Piersi, francuskim kołnierzem okryte,
Wygodnym wiatrom nie tak niedobyte, Żeby nie miały, wionąwszy coś z boku, Ich mleka odkryć, mego cieszyć wzroku. Twarz cale wolna, sam kapelusz cienie Miece i górne wstrzymywa promienie; Tak słońce, które blaskiem oczom szkodzi, Najlepiej widzieć, gdy pod chmurą chodzi. Kształt porzezany przy jednej spódnicy O skrytej każe myślić tajemnicy; Trzewik subtelny, cieniuchna pończoszka, Bez której podczas pokaże się nóżka, Gdy ją dla chłodu z rana sobie rosi, A Zefir suknie poddyma
się przyczesze, lubo z wdzięcznej kosy Rozpuści zbiegłe po jagodach włosy, Na głowie nie masz nic oprócz warkoczy, Rozmarynowy które wieniec tłoczy. Piersi, francuskim kołnierzem okryte,
Wygodnym wiatrom nie tak niedobyte, Żeby nie miały, wionąwszy coś z boku, Ich mleka odkryć, mego cieszyć wzroku. Twarz cale wolna, sam kapelusz cienie Miece i górne wstrzymywa promienie; Tak słońce, które blaskiem oczom szkodzi, Najlepiej widzieć, gdy pod chmurą chodzi. Kształt porzezany przy jednej spódnicy O skrytej każe myślić tajemnicy; Trzewik subtelny, cieniuchna pończoszka, Bez której podczas pokaże się nóżka, Gdy ją dla chłodu z rana sobie rosi, A Zefir suknie poddyma
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 178
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
strach, zwykłej swojej dokazując sztuki, Choć ma dosyć ochoty, dodaje przynuki, Czyby się zaś oganiać, gdy około ucha, Ni kula muszkietowa, brzmi żądlista mucha? O, kiedyżby, tak srogim przestraszony dźwiękiem Pomyślę, teraz się stać Briarem storękiem! Szabla po piętach tłucze, chustka z szyje spadła; Kapelusz z głowy, jeszczem też miał trochę sadła. Sapię, dmucham, pocę się z niesłychanej nuże. Toż dopadszy na drodze głębokiej kałuże, I z głową się zanurzę; w tej dopiero toni, Dwa odniósszy postrzały, zniknąłem pogoni.
Szczęśliwe, mówię, błoto i moja obrona. Ach, nie darmo
strach, zwykłej swojej dokazując sztuki, Choć ma dosyć ochoty, dodaje przynuki, Czyby się zaś oganiać, gdy około ucha, Ni kula muszkietowa, brzmi żądlista mucha? O, kiedyżby, tak srogim przestraszony dźwiękiem Pomyślę, teraz się stać Bryjarem storękiem! Szabla po piętach tłucze, chustka z szyje spadła; Kapelusz z głowy, jeszczem też miał trochę sadła. Sapię, dmucham, pocę się z niesłychanej nuże. Toż dopadszy na drodze głębokiej kałuże, I z głową się zanurzę; w tej dopiero toni, Dwa odniósszy postrzały, zniknąłem pogoni.
Szczęśliwe, mówię, błoto i moja obrona. Ach, nie darmo
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 406
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Dosyć też już o łysych, gniewają się, słyszę, Ale jeszcze aby raz o nich co napiszę; Jak ci mnie gdzie opadną wszyscy na przestrzeni, Bez mała się i moja głowa nie wyleni*. Przybiegł łysy furyjer od chorągwie wprzódy, Żeby pisał dla Niemców w mojej wsi gospody; Lecz tylko co błyśnie łbem z kapelusza gołem, Aż huzno napisane przeczytam nad czołem. Zwady ten złodziej szuka, aż go kat z oduznem Zadziergnie; swoję własną głowę zowie huznem. Śmieszno mi; cóż po piśmie, co, myślę, po świadku? I bez nich twój nagi łeb podobien do zadku. Pojźrę jakoś w kapelusz, aż na samym kraju
Dosyć też już o łysych, gniewają się, słyszę, Ale jeszcze aby raz o nich co napiszę; Jak ci mnie gdzie opadną wszyscy na przestrzeni, Bez mała się i moja głowa nie wyleni*. Przybiegł łysy furyjer od chorągwie wprzódy, Żeby pisał dla Niemców w mojej wsi gospody; Lecz tylko co błyśnie łbem z kapelusza gołem, Aż huzno napisane przeczytam nad czołem. Zwady ten złodziej szuka, aż go kat z oduznem Zadziergnie; swoję własną głowę zowie huznem. Śmieszno mi; cóż po piśmie, co, myślę, po świadku? I bez nich twój nagi łeb podobien do zadku. Pojźrę jakoś w kapelusz, aż na samym kraju
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 422
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
tylko co błyśnie łbem z kapelusza gołem, Aż huzno napisane przeczytam nad czołem. Zwady ten złodziej szuka, aż go kat z oduznem Zadziergnie; swoję własną głowę zowie huznem. Śmieszno mi; cóż po piśmie, co, myślę, po świadku? I bez nich twój nagi łeb podobien do zadku. Pojźrę jakoś w kapelusz, aż na samym kraju Łużna wieś moja kredką wedle ich zwyczaju Napisana; tu mnie śmiech na wszytek głos rusza, Że to drukiem na głowę weszło z kapelusza. Pocznie się Niemiec mieszać, lecz słysząc przyczynę, I sam śmiejąc się chustką wyciera łysinę. Więc żeby ludzi takie nie śmieszyły druki, Przysiągł odtąd nie jeździć
tylko co błyśnie łbem z kapelusza gołem, Aż huzno napisane przeczytam nad czołem. Zwady ten złodziej szuka, aż go kat z oduznem Zadziergnie; swoję własną głowę zowie huznem. Śmieszno mi; cóż po piśmie, co, myślę, po świadku? I bez nich twój nagi łeb podobien do zadku. Pojźrę jakoś w kapelusz, aż na samym kraju Łużna wieś moja kredką wedle ich zwyczaju Napisana; tu mnie śmiech na wszytek głos rusza, Że to drukiem na głowę weszło z kapelusza. Pocznie się Niemiec mieszać, lecz słysząc przyczynę, I sam śmiejąc się chustką wyciera łysinę. Więc żeby ludzi takie nie śmieszyły druki, Przysiągł odtąd nie jeździć
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 422
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
zowie huznem. Śmieszno mi; cóż po piśmie, co, myślę, po świadku? I bez nich twój nagi łeb podobien do zadku. Pojźrę jakoś w kapelusz, aż na samym kraju Łużna wieś moja kredką wedle ich zwyczaju Napisana; tu mnie śmiech na wszytek głos rusza, Że to drukiem na głowę weszło z kapelusza. Pocznie się Niemiec mieszać, lecz słysząc przyczynę, I sam śmiejąc się chustką wyciera łysinę. Więc żeby ludzi takie nie śmieszyły druki, Przysiągł odtąd nie jeździć nigdy bez peruki. Jam też, chociaż słusznego, przepłacił mu śmiechu, Jałowicę i sztukę płótna dawszy z blechu. 543. BRODA
Bodajże cię Pan
zowie huznem. Śmieszno mi; cóż po piśmie, co, myślę, po świadku? I bez nich twój nagi łeb podobien do zadku. Pojźrę jakoś w kapelusz, aż na samym kraju Łużna wieś moja kredką wedle ich zwyczaju Napisana; tu mnie śmiech na wszytek głos rusza, Że to drukiem na głowę weszło z kapelusza. Pocznie się Niemiec mieszać, lecz słysząc przyczynę, I sam śmiejąc się chustką wyciera łysinę. Więc żeby ludzi takie nie śmieszyły druki, Przysiągł odtąd nie jeździć nigdy bez peruki. Jam też, chociaż słusznego, przepłacił mu śmiechu, Jałowicę i sztukę płótna dawszy z blechu. 543. BRODA
Bodajże cię Pan
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 422
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
ale Zgwałcił przysięgę Bogu i cnocie zuchwale. Był to końsztarz foremny - będąc w Karyntyjej. Wymyślił nowy sposób swej ceremonijej, Aby inakszą formą kielich z ciałem zjawił, I tą się po wenecku faryna objawił.
Uszył z różnego płacia na łokci półtora Chłopka, ale ta uszu nie miała potwora. Nos woskowy przy oczach, kapelusz na głowie. Pludry długie, jakie więc noszą Olendrowie. W tych pludrach były okna, w których różne chował Stuczki dla komunikantów - te obrzezował Jako szybę okrągło, drugie granowite Z białej i grubej mąki, owo pospolite. Miał do tego i kielich z dawna przebutwiały, I nasienia jakiegoś węzełek niemały. Włóczył się z
ale Zgwałcił przysięgę Bogu i cnocie zuchwale. Był to końsztarz foremny - będąc w Karyntyjej. Wymyślił nowy sposób swej ceremonijej, Aby inakszą formą kielich z ciałem zjawił, I tą się po wenecku faryna objawił.
Uszył z różnego płacia na łokci półtora Chłopka, ale ta uszu nie miała potwora. Nos woskowy przy oczach, kapelusz na głowie. Pludry długie, jakie więc noszą Olendrowie. W tych pludrach były okna, w których różne chował Stuczki dla komunikantów - te obrzezował Jako szybę okrągło, drugie granowite Z białej i grubej mąki, owo pospolite. Miał do tego i kielich z dawna przebutwiały, I nasienia jakiegoś węzełek niemały. Włóczył się z
Skrót tekstu: ErZrzenAnKontr
Strona: 363
Tytuł:
Anatomia Martynusa Lutra Erazma z Roterdama
Autor:
Erazm z Rotterdamu
Tłumacz:
Jan Zrzenczycki
Drukarnia:
Bazyli Skalski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pisma religijne, satyry
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1619
Data wydania (nie wcześniej niż):
1619
Data wydania (nie później niż):
1619
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Kontrreformacyjna satyra obyczajowa w Polsce XVII wieku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Zbigniew Nowak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Gdańskie Towarzystwo Naukowe
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1968
. Za nim dwoje Książąt Polskiej/ mianowicie Książę Radziwił/ i P. Zamojski Syn Wielkiego Kanclerza/ bogato i przystojnie po Francusku ubrani. Nakoniec jechali Posłowie/ przed którymi M. Berlize Introductor od Królest: I. MM. naznaczony; I. M. X. Biskup Warmin: w fiołkowym kabinie/ w kapeluszu/ na którym binda pełna diamentów; po prawej stronie jechał/ a I. M. P. Wojewoda po lewej/ w telecie złotym/ kamieni pełno wszędzie tak na broni/ jako i na strzemionach/ rubinów/ diamentów/ turkusów: czaprak złotem w kwiaty haftowany: Koń ukowany podkowami złotemi/ z których umyślnie jedna
. Za nim dwoie Xiążąt Polskiey/ mianowićie Xiążę Radźiwił/ y P. Zamoyski Syn Wielkieg^o^ Kanclerza/ bogato y przystoynie po Francusku vbrani. Nakoniec iechali Posłowie/ przed ktorymi M. Berlize Introductor od Krolest: I. MM. naznaczony; I. M. X. Biskup Wármin: w fiołkowym kábinie/ w kápeluszu/ ná ktorym bindá pełna diámentow; po práwey stronie iechał/ á I. M. P. Woiewodá po lewey/ w telećie złotym/ kámieni pełno wszędźie ták ná broni/ iáko y ná strzemionách/ rubinow/ diámentow/ turkusow: czaprák złotem w kwiáty háftowány: Koń vkowány podkowámi złotemi/ z ktorych vmyślnie iedná
Skrót tekstu: WjazdPar
Strona: bv
Tytuł:
Wjazd wspaniały posłów polskich do Paryża
Autor:
Anonim
Tłumacz:
Anonim
Drukarnia:
Walerian Piątkowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
wiadomości prasowe i druki ulotne
Gatunek:
relacje
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1645
Data wydania (nie wcześniej niż):
1645
Data wydania (nie później niż):
1645