w spowiedniku siła może dla penitenta.
Mikołaj: Tak jest. O nic zabijają i ożywiają.
Stanisław: Mówisz o dobrym i o lada jakim, ja zaś obudwu dla dobrego penitenta jednakowych sądzę. Mikołaj: Ja mam penitenta za pacjenta, a spowiednika za medyka.
Stanisław: Zgadzam się. Medyk należycie kuruje, kiedy chory swój defekt należycie opowi.
Mikołaj: Często zabije, że się o więcej nie pyta.
Stanisław: Sam się zabija, że się do wszytkiego nie przyzna.
Mikołaj: Ja w ostatku obudwu winuję.
Stanisław: Bywa to często, gdzie łaski Boskiej w grzyszącym i w rozgrzyszającym nie będzie.
Mikołaj:
w spowiedniku siła może dla penitenta.
Mikołaj: Tak jest. O nic zabijają i ożywiają.
Stanisław: Mówisz o dobrym i o lada jakim, ja zaś obudwu dla dobrego penitenta jednakowych sądzę. Mikołaj: Ja mam penitenta za pacyjenta, a spowiednika za medyka.
Stanisław: Zgadzam się. Medyk należycie kuruje, kiedy chory swój defekt należycie opowi.
Mikołaj: Często zabije, że się o więcej nie pyta.
Stanisław: Sam się zabija, że się do wszytkiego nie przyzna.
Mikołaj: Ja w ostatku obudwu winuję.
Stanisław: Bywa to często, gdzie łaski Boskiej w grzyszącym i w rozgrzyszającym nie będzie.
Mikołaj:
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 243
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
.
Lubo już serce żałości pełne, choć jeszcze w skrytości Dotąd nowina zostaje, nikt sekretu nie wydaje. Choć też wizyty oddają, pilnie tego przestrzegają, Prosząc, by dla tej racjej nie czynić kondolencyjej.
Wtym mi ktoś powie z trafunku: „Nie chcęć zadawać frasunku, Żem tu widział ciotkę twoję, gdzie kuruje zdrowie swoje. Dość już wiele siły zbyła, w co ją złość męża wprawiła, Gdy zadał takie przysmaki, czego oczywiste znaki.” O ciotce mi mojej powiedzieli, że jest w Lublinie, - leczy się, co ją mąż otruł. TRANSAKCJA ALBO OPISANIE
Więc się wskok do niej wybieram, a wprzód z wizytą
.
Lubo już serce żałości pełne, choć jeszcze w skrytości Dotąd nowina zostaje, nikt sekretu nie wydaje. Choć też wizyty oddają, pilnie tego przestrzegają, Prosząc, by dla tej racyjej nie czynić kondolencyjej.
Wtym mi ktoś powie z trafunku: „Nie chcęć zadawać frasunku, Żem tu widział ciotkę twoję, gdzie kuruje zdrowie swoje. Dość już wiele siły zbyła, w co ją złość męża wprawiła, Gdy zadał takie przysmaki, czego oczywiste znaki.” O ciotce mi mojej powiedzieli, że jest w Lublinie, - leczy się, co ją mąż otruł. TRANSAKCYJA ALBO OPISANIE
Więc się wskok do niej wybieram, a wprzód z wizytą
Skrót tekstu: StanTrans
Strona: 39
Tytuł:
Transakcja albo opisanie całego życia jednej sieroty
Autor:
Anna Stanisławska
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1685
Data wydania (nie wcześniej niż):
1685
Data wydania (nie później niż):
1685
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ida Kotowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1935
Mówić z nim niepodobna, bo w dyskursie z nami Na słowo moje racyj znajdzie tysiącami. Aleć jeszcze coś powiem w tymże interesie: Kiedy się mój szwank mieście po wszytkim rozniesie (Szydło się — jako mówią — nie zatai w worze), Dowiedziono się, chory że leżę w komorze I że ow mnie kuruje balwierz, co złocznice Tylko leczyć powinien, co od szubienice Oderwą się zmęczeni, a ja zaś nie sroce Wypadł z ogona! Był ten, o moje owoce Który się mocno ujął prawnemi terminy, Że sprośne obarczenie nie bez słusznej winy Uszło mym wałasznikom. Każdy się z nich stawił Przed sąd świecąc oczema. Jednak nie
Mowić z nim niepodobna, bo w dyskursie z nami Na słowo moje racyj znajdzie tysiącami. Aleć jeszcze coś powiem w tymże interesie: Kiedy sie moj szwank mieście po wszytkim rozniesie (Szydło sie — jako mowią — nie zatai w worze), Dowiedziono się, chory że leżę w komorze I że ow mnie kuruje balwierz, co złocznice Tylko leczyć powinien, co od szubienice Oderwą sie zmęczeni, a ja zaś nie sroce Wypadł z ogona! Był ten, o moje owoce Ktory sie mocno ujął prawnemi terminy, Że sprośne obarczenie nie bez słusznej winy Uszło mym wałasznikom. Każdy sie z nich stawił Przed sąd świecąc oczema. Jednak nie
Skrót tekstu: KorczWiz
Strona: 32
Tytuł:
Wizerunk złocistej przyjaźnią zdrady
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1698
Data wydania (nie wcześniej niż):
1698
Data wydania (nie później niż):
1698
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak, Stefan Saski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Polska Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1949