na dzień umierało.
Anno 1711 po przeszłorocznem powietrzu ucichło, że ludzie zdrowi, ale zaraza na konie i bydło na wielu miejscach była. Także szarańcza niezmiernie wielka, daleko i większa i gorsza, niż co w roku 1690 była, et quod maximum, wszędzie, zwłaszcza na Wołyniu, Rusi, Litwie; a gdzie leciała i padła, nic tam na polach nie zostawiła, nie tylko ziarno i kłosy, ale też i słomę zjadając. Leciała jako mgła, że nieba znać nie było, a leciała pułkami, będąc różnych kolorów: jedne pułki zielone, drugie czarne, trzecie szare, czwarte żółte. Nie było tego miejsca, żeby wolne
na dzień umierało.
Anno 1711 po przeszłoroczném powietrzu ucichło, że ludzie zdrowi, ale zaraza na konie i bydło na wielu miejscach była. Także szarańcza niezmiernie wielka, daleko i większa i gorsza, niż co w roku 1690 była, et quod maximum, wszędzie, zwłaszcza na Wołyniu, Rusi, Litwie; a gdzie leciała i padła, nic tam na polach nie zostawiła, nie tylko ziarno i kłosy, ale téż i słomę zjadając. Leciała jako mgła, że nieba znać nie było, a leciała pułkami, będąc różnych kolorów: jedne pułki zielone, drugie czarne, trzecie szare, czwarte żółte. Nie było tego miejsca, żeby wolne
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 364
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
miejscach była. Także szarańcza niezmiernie wielka, daleko i większa i gorsza, niż co w roku 1690 była, et quod maximum, wszędzie, zwłaszcza na Wołyniu, Rusi, Litwie; a gdzie leciała i padła, nic tam na polach nie zostawiła, nie tylko ziarno i kłosy, ale też i słomę zjadając. Leciała jako mgła, że nieba znać nie było, a leciała pułkami, będąc różnych kolorów: jedne pułki zielone, drugie czarne, trzecie szare, czwarte żółte. Nie było tego miejsca, żeby wolne było od niej, z tą dystynkcją, że gdzieindziej mniej, gdzieindziej więcej szkodziła; na jednem miejscu mniej, na drugiem
miejscach była. Także szarańcza niezmiernie wielka, daleko i większa i gorsza, niż co w roku 1690 była, et quod maximum, wszędzie, zwłaszcza na Wołyniu, Rusi, Litwie; a gdzie leciała i padła, nic tam na polach nie zostawiła, nie tylko ziarno i kłosy, ale téż i słomę zjadając. Leciała jako mgła, że nieba znać nie było, a leciała pułkami, będąc różnych kolorów: jedne pułki zielone, drugie czarne, trzecie szare, czwarte żółte. Nie było tego miejsca, żeby wolne było od niéj, z tą dystynkcyą, że gdzieindziéj mniéj, gdzieindziéj więcéj szkodziła; na jedném miejscu mniéj, na drugiém
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 364
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
i gorsza, niż co w roku 1690 była, et quod maximum, wszędzie, zwłaszcza na Wołyniu, Rusi, Litwie; a gdzie leciała i padła, nic tam na polach nie zostawiła, nie tylko ziarno i kłosy, ale też i słomę zjadając. Leciała jako mgła, że nieba znać nie było, a leciała pułkami, będąc różnych kolorów: jedne pułki zielone, drugie czarne, trzecie szare, czwarte żółte. Nie było tego miejsca, żeby wolne było od niej, z tą dystynkcją, że gdzieindziej mniej, gdzieindziej więcej szkodziła; na jednem miejscu mniej, na drugiem więcej się bawiła.
Febry też tego roku bardzo panowały wszędzie
i gorsza, niż co w roku 1690 była, et quod maximum, wszędzie, zwłaszcza na Wołyniu, Rusi, Litwie; a gdzie leciała i padła, nic tam na polach nie zostawiła, nie tylko ziarno i kłosy, ale téż i słomę zjadając. Leciała jako mgła, że nieba znać nie było, a leciała pułkami, będąc różnych kolorów: jedne pułki zielone, drugie czarne, trzecie szare, czwarte żółte. Nie było tego miejsca, żeby wolne było od niéj, z tą dystynkcyą, że gdzieindziéj mniéj, gdzieindziéj więcéj szkodziła; na jedném miejscu mniéj, na drugiém więcéj się bawiła.
Febry téż tego roku bardzo panowały wszędzie
Skrót tekstu: ZawiszaPam
Strona: 364
Tytuł:
Pamiętniki
Autor:
Krzysztof Zawisza
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1715 a 1717
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1717
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Julian Bartoszewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Jan Zawisza
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1862
rzecze — pojeść dzieci. Znajdziesz teraz, nie psując swojego rodzaju, Czym byś mógł głodne garło w bliskim napaść gaju. A pamiętaj, żebyś się nie omylił w łowię, Ze wszytkich ptasząt będą najpiękniejsze sowie.” Nie wymawia się jastrząb, bo słuszną rzecz słyszy; Z tym on na ptaki, sowa leciała na myszy. Toż, gdy lotem nad puszczą krąży niedościgłem, Widzi zieloną żołnę, widzi czyża z szczygłem, Szaromodre grzywacze, purpurowe gile, I jako na siostrzeńców patrzy na nich mile; Malowane dzięcioły, na kobuzach cynki Mija, czcze połykając z apetytu ślinki. Dopieroż kiedy widzi pstrego dudka w czubie,
rzecze — pojeść dzieci. Znajdziesz teraz, nie psując swojego rodzaju, Czym byś mógł głodne garło w bliskim napaść gaju. A pamiętaj, żebyś się nie omylił w łowię, Ze wszytkich ptasząt będą najpiękniejsze sowie.” Nie wymawia się jastrząb, bo słuszną rzecz słyszy; Z tym on na ptaki, sowa leciała na myszy. Toż, gdy lotem nad puszczą krąży niedościgłem, Widzi zieloną żołnę, widzi czyża z szczygłem, Szaromodre grzywacze, purpurowe gile, I jako na siestrzeńców patrzy na nich mile; Malowane dzięcioły, na kobuzach cynki Mija, czcze połykając z apetytu ślinki. Dopieroż kiedy widzi pstrego dudka w czubie,
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 81
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
się rożane
Zapalać będą zorze; póki wiatry Zbijać się będą o wysokie Tatry. Urania.
Podniósłszy w niebo nieuśpione oczy I tam pojrzawszy, gdzie się wielki wije Z jasnopromiennych gwiazd uwity smoczy Ogon, pojrżałam i tam, kędy bije
Blask świętej panny, co z ziemskiej krainy Dla złości ludzkiej w złym wieku żelaznym Do empirejskiej leciała dziedziny, Ale i stamtąd cna dziewka przyjaznym
Okiem na ziemię patrza, jeśli złota Z pierwszego wieku jaka odrobina Jeszcze została? Lecz widzi, że cnota Za nic i dobrym być największa wina.
Pojrzałam dalej, gdzie pod niedźwiadkowym Brzuchem świeci się sprawiedliwa waga, Która nie ciężkim ładowna ołowem, Lecz godność, cnota
się rożane
Zapalać będą zorze; poki wiatry Zbijać się będą o wysokie Tatry. Urania.
Podniozszy w niebo nieuśpione oczy I tam pojrzawszy, gdzie się wielki wije Z jasnopromiennych gwiazd uwity smoczy Ogon, pojrżałam i tam, kędy bije
Blask świętej panny, co z ziemskiej krainy Dla złości ludzkiej w złym wieku żelaznym Do empirejskiej leciała dziedziny, Ale i ztamtąd cna dziewka przyjaznym
Okiem na ziemię patrza, jeśli złota Z pierwszego wieku jaka odrobina Jeszcze została? Lecz widzi, że cnota Za nic i dobrym być największa wina.
Pojrzałam dalej, gdzie pod niedźwiadkowym Brzuchem świeci się sprawiedliwa waga, Ktora nie ciężkim ładowna ołowem, Lecz godność, cnota
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 464
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
klejnotu drogiego, Który nam z lichwą wrócisz czasu niedługiego. Drugiej.
Zostawiwszy synów trzy a corek dwie pary Na chwałę i w opiekę Bogu, już na mary Idę, lecz ciałem tylko, dusza się dostała Tam, gdzie opiekę dziatkom swoim zapisała. Trzeciej.
Tu złożone zewłoki pobożnej matrony, A dusza nad niebieskie leciała Triony, Bo od zmaz jeśli jakie były wybielała, Gdy na tym świecie czyściec wycierpiała. Ciotce.
Tu prawdziwej święcice kości pogrzebiono, Duszę tejże godziny do raju niesiono. Nie pogrzeb odprawujem, ale przenosiny Świętej dusze do niebios z tej ziemskiej niziny. Dziecięciu.
W tej małej niemowiątko trunience schowano, Dusza się Abramowi
klejnotu drogiego, Ktory nam z lichwą wrocisz czasu niedługiego. Drugiej.
Zostawiwszy synow trzy a corek dwie pary Na chwałę i w opiekę Bogu, już na mary Idę, lecz ciałem tylko, dusza się dostała Tam, gdzie opiekę dziatkom swoim zapisała. Trzeciej.
Tu złożone zewłoki pobożnej matrony, A dusza nad niebieskie leciała Triony, Bo od zmaz jeśli jakie były wybielała, Gdy na tym świecie czyściec wycierpiała. Ciotce.
Tu prawdziwej święcice kości pogrzebiono, Duszę tejże godziny do raju niesiono. Nie pogrzeb odprawujem, ale przenosiny Świętej dusze do niebios z tej ziemskiej niziny. Dziecięciu.
W tej małej niemowiątko trunience schowano, Dusza się Abramowi
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 476
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
ostatnim dekretem wskazany — Nie dosłuchawszy, rzekła mi suro wie: „Jeśli-ć mił żywot, jeśli-ć miłe zdrowie, Jeślim jaką moc ja nad tobą miała, Trafiaj w to, bym cię nigdy nie widziała.” Po tym odbiegła; a mnie wszytka z ciała Krew gdzieś uciekła i dusza leciała. Przyszedłem k’sobie, alić się wznowiły Wszytkie me żale, które do mogiły Doprowadzą mię, da Bóg, niezadługo. A toż zapłata twoja, wierny sługo: Nie mów nic panu, chociaż cię co boli; Lepiej, że cię śmierć z milczeniem podgoli. Wywlecz kto język, przyczynę mej winy
ostatnim dekretem wskazany — Nie dosłuchawszy, rzekła mi suro wie: „Jeśli-ć mił żywot, jeśli-ć miłe zdrowie, Jeślim jaką moc ja nad tobą miała, Trafiaj w to, bym cię nigdy nie widziała.” Po tym odbiegła; a mnie wszytka z ciała Krew gdzieś uciekła i dusza leciała. Przyszedłem k’sobie, alić się wznowiły Wszytkie me żale, które do mogiły Doprowadzą mię, da Bóg, niezadługo. A toż zapłata twoja, wierny sługo: Nie mów nic panu, chociaż cię co boli; Lepiej, że cię śmierć z milczeniem podgoli. Wywlecz kto język, przyczynę mej winy
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 20
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
ptaka, Wenero, zmieniła! O, gdyby treny moje tak były szczęśliwe i którego wzruszyły z bogów łzy rzewliwe, żeby mi służyć mogła, gołębico czysta, do górnego królestwa postać twoja ista! Tam bym niosła gałązkę z drzewa oliwnego, jako gołąb aoński na korab Noego. Zaraz bym rączym skrzydłem ku niebu leciała ani bym się już więcej w te kraje wracała. XIV
Jako wdzięczne przybytki Twoje, Panie wszechmogący! Pożąda i ustawa dusza moja w przysionkach Pańskich. W Psalmie 83
O, niebieskich Hetmanie wojsk niezwyciężony, którego otaczają pułków miliony! Jak są bogate Twego królestwa mieszkania, zdumiewam się i dla ich omdlewam kochania. Belwardy
ptaka, Wenero, zmieniła! O, gdyby treny moje tak były szczęśliwe i którego wzruszyły z bogów łzy rzewliwe, żeby mi służyć mogła, gołębico czysta, do górnego królestwa postać twoja ista! Tam bym niosła gałązkę z drzewa oliwnego, jako gołąb aoński na korab Noego. Zaraz bym rączym skrzydłem ku niebu leciała ani bym się już więcej w te kraje wracała. XIV
Jako wdzięczne przybytki Twoje, Panie wszechmogący! Pożąda i ustawa dusza moja w przysionkach Pańskich. W Psalmie 83
O, niebieskich Hetmanie wojsk niezwyciężony, którego otaczają pułków milijony! Jak są bogate Twego królestwa mieszkania, zdumiewam się i dla ich omdlewam kochania. Belwardy
Skrót tekstu: HugLacPrag
Strona: 172
Tytuł:
Pobożne pragnienia
Autor:
Herman Hugon
Tłumacz:
Aleksander Teodor Lacki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1673
Data wydania (nie wcześniej niż):
1673
Data wydania (nie później niż):
1673
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Krzysztof Mrowcewicz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
"Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1997
. Aciliusza i Porciusza, z Nieba deszcz krwawy i mleko padało; a za Marciusza i Sekst Juliusza, na polu Mutyneńskim góry się zbiegając, uderzały o siebie, z wielką ruiną Miast, wsi pobliskich ; z tej kolizyj, rzeki i wody wypadały. Ravisius ex Authoribus.
TARCZA ognista od zachodu na Wschód iskrząca się leciała po Niebie za L. Waleriusza i Mariusza Konsulów Rzymskich. Idem.
Jak się Wojna Rzymianów z Marsami Nacją, we Włoszech zaczynała, Matrona Ancipe powiła Słonia. Idem.
ROBERTUS Król Francuski, że bliską za Zonę pojął krewnę, tym od BOGA ukarany, że mu powiła Syna z głową i szyją gęsią. Petrus Damiani
. Aciliusza y Porciusza, z Nieba deszcz krwawy y mleko padało; á zá Marciusza y Sext Iuliusza, ná polu Mutyneńskim gory się zbiegaiąc, uderzały o siebie, z wielką ruiną Miast, wsi pobliskich ; z tey kollizyi, rzeki y wody wypadały. Ravisius ex Authoribus.
TARCZA ognistá od záchodu ná Wschod iskrzącá się leciała po Niebie zá L. Waleriusza y Maryusza Konsulow Rzymskich. Idem.
Iák się Woyna Rzymianow z Marsami Nácyą, we Włoszech zaczynała, Matrona Ancippe powiła Słonia. Idem.
ROBERTUS Krol Francuski, że bliską zá Zonę poiął krewnę, tym od BOGA ukárany, że mu powiła Syna z głową y szyią gęśią. Petrus Damiani
Skrót tekstu: ChmielAteny_I
Strona: 989
Tytuł:
Nowe Ateny, t. 1
Autor:
Benedykt Chmielowski
Drukarnia:
J.K.M. Collegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Lwów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Gatunek:
encyklopedie, kompendia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1755
Data wydania (nie wcześniej niż):
1755
Data wydania (nie później niż):
1755
zarazem wyprawił Do powinnych, prosząc ich, by się każdy stawił Na żniwo. Skowronkowie matce powiedzieli, Gdy z pola zprzyleciała, wszystko, co słyszeli. Matka im znowu serca dobrego dodała, Bo się niebezpieczeństwa stąd nie obawiała, Wiedząc, iże się krewni długo więc zbierają, Gdy na potrzebę drugich wyprawić się mają. Leciała znowu w pole, a słuchać kazała Pilno i rozkazanie dawne przypomniała. Tego dnia nikt nie przyszedł na żniwo wezwany, Wyszedł k’wieczoru z synem sam pan sfrasowany. Rzekł do syna: „Darmo się na krewne spuszczamy, Abo dobrych przyjaciół pomocy czekamy; Dziś z wieczora dwa sierpy sobie zgotujemy, Nie czekając nikogo
zarazem wyprawił Do powinnych, prosząc ich, by się każdy stawił Na żniwo. Skowronkowie matce powiedzieli, Gdy z pola zprzyleciała, wszystko, co słyszeli. Matka im znowu serca dobrego dodała, Bo się niebezpieczeństwa stąd nie obawiała, Wiedząc, iże się krewni długo więc zbierają, Gdy na potrzebę drugich wyprawić się mają. Leciała znowu w pole, a słuchać kazała Pilno i rozkazanie dawne przypomniała. Tego dnia nikt nie przyszedł na żniwo wezwany, Wyszedł k’wieczoru z synem sam pan sfrasowany. Rzekł do syna: „Darmo się na krewne spuszczamy, Abo dobrych przyjaciół pomocy czekamy; Dziś z wieczora dwa sierpy sobie zgotujemy, Nie czekając nikogo
Skrót tekstu: VerdBłażSet
Strona: 91
Tytuł:
Setnik przypowieści uciesznych
Autor:
Giovanni Mario Verdizzotti
Tłumacz:
Marcin Błażewski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
przypowieści, specula (zwierciadła)
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1608
Data wydania (nie wcześniej niż):
1608
Data wydania (nie później niż):
1608
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Wilhelm Bruchnalski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1897