Zniknęły, w cudze już wjeżdżam dziedziny.
A me serce ranno, Dla ciebie, o panno! O wabię wszech lubości! Dla ciebie schnę i więdnę w żałości.
Coraz się oglądam, Niemasz kogo żądam, Ach niemasz mej dziewczyny! Już jadę od niej w dalekie krainy.
O siostry życzliwe, Rodzice litościwe, To moje narzekanie Niech usłyszy przez was me kochanie. 677. Na społzalotnika.
Ja się niewinnie suszę, Ja ciężkie wzdychania Wylewać zawsze muszę Nędzny bez przestania A podobno nie ułapię Tego, o co się trapię. Ja się ciągnę, ja tracę. A pono do tego Przyjdzie, że choć przypłacę, Nie dokażę
Zniknęły, w cudze już wjeżdżam dziedziny.
A me serce ranno, Dla ciebie, o panno! O wabię wszech lubości! Dla ciebie schnę i więdnę w żałości.
Coraz się oglądam, Niemasz kogo żądam, Ach niemasz mej dziewczyny! Już jadę od niej w dalekie krainy.
O siostry życzliwe, Rodzice litościwe, To moje narzekanie Niech usłyszy przez was me kochanie. 677. Na społzalotnika.
Ja się niewinnie suszę, Ja ciężkie wzdychania Wylewać zawsze muszę Nędzny bez przestania A podobno nie ułapię Tego, o co się trapię. Ja się ciągnę, ja tracę. A pono do tego Przyjdzie, że choć przypłacę, Nie dokażę
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 390
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
, muszę. Jednak widząc cię na jej szaty kraju Tuszę, żeś stróżem nie piekła, lecz raju; Zaś kiedy siędziesz podle niej na ławie, A mnie jej oczy palą w popiół prawie, Nowy astrolog, tak wierzę do końca, Że kanikuła siadła podle słońca. OGRODNICZKA
Nie wiem, skąd nad swój zwyczaj litościwa Zemdlałe zioła Jagnieszka polewa I chłodzi ogród lipcem upalony; Na co ja patrząc rzekłem zamyślony: Nie wodę na was ta panienka toczy, Ale was z banie łzami mymi moczy. Szczęśliwe zioła, wam się łzy dostały, Które okrutną dziewkę miękczyć miały; Pójdziecie bujno, kiedy swoich oczy Nad wami blaski słoneczne roztoczy Oraz
, muszę. Jednak widząc cię na jej szaty kraju Tuszę, żeś stróżem nie piekła, lecz raju; Zaś kiedy siędziesz podle niej na ławie, A mnie jej oczy palą w popiół prawie, Nowy astrolog, tak wierzę do końca, Że kanikuła siadła podle słońca. OGRODNICZKA
Nie wiem, skąd nad swój zwyczaj lutościwa Zemdlałe zioła Jagnieszka poléwa I chłodzi ogród lipcem upalony; Na co ja patrząc rzekłem zamyślony: Nie wodę na was ta panienka toczy, Ale was z banie łzami mymi moczy. Szczęśliwe zioła, wam się łzy dostały, Które okrutną dziewkę miękczyć miały; Pójdziecie bujno, kiedy swoich oczy Nad wami blaski słoneczne roztoczy Oraz
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 173
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
do grobu wstąpić, niż ożyję, I nie mogę dobrze żyć, jeśli wprzód nie zgniję. Matka mię bez pomocy mej nad przyrodzenie Nie urodzi, i moje cudowne rodzenie, Żem sama sobie wzrostem, początkiem, powstaniem, Lepiej niźli rodzeniem nazwiesz zmartwychwstaniem.
Trupa mego matce mej przyniosą, a ona Na grób mój litościwe otwiera ramiona, Z którego niezadługo na świat zaś wychodzę, Ale się już z bliźnięty, a nie sama rodzę; W niej mam grób, w niej i żywot, z niej pokarm i szaty. Mróz mi, choć nagiej, nie strach, a kiedy kosmaty Przywdzieję kożuch, wtenczas na mię nie naciera. Gdzie
do grobu wstąpić, niż ożyję, I nie mogę dobrze żyć, jeśli wprzód nie zgniję. Matka mię bez pomocy mej nad przyrodzenie Nie urodzi, i moje cudowne rodzenie, Żem sama sobie wzrostem, początkiem, powstaniem, Lepiej niźli rodzeniem nazwiesz zmartwychwstaniem.
Trupa mego matce mej przyniosą, a ona Na grób mój lutościwe otwiera ramiona, Z którego niezadługo na świat zaś wychodzę, Ale się już z bliźnięty, a nie sama rodzę; W niej mam grób, w niej i żywot, z niej pokarm i szaty. Mróz mi, choć nagiej, nie strach, a kiedy kosmaty Przywdzieję kożuch, wtenczas na mię nie naciera. Gdzie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 193
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
grzesznice, Przemówię, Panie, ale Ty od ducha Ukorzonego nie odwracaj ucha! Zmiłuj się, Boże, a podług litości Boskiej, nie ludzkiej, odpuść moje złości. Odkryłem Ci grzech, odkrył swoje rany, Wieczny Medyku, a Ty, ubłagany, Przemyj je winem, miej o nich staranie, O, litościwy mój Samarytanie!
Jam wyznał, a Ty odpuść — inszej sprawy Nie masz; jam grzeszny, a Ty bądź łaskawy. Nie wchodź z sługą Twym w sąd, bo żaden żywy Nie ostoi-ć się na sąd sprawiedliwy; Jeśli, jak słuszna, zechcesz karać złości, A któż wytrzyma Twojej surowości?
grzesznice, Przemówię, Panie, ale Ty od ducha Ukorzonego nie odwracaj ucha! Zmiłuj się, Boże, a podług litości Boskiej, nie ludzkiej, odpuść moje złości. Odkryłem Ci grzech, odkrył swoje rany, Wieczny Medyku, a Ty, ubłagany, Przemyj je winem, miej o nich staranie, O, lutościwy mój Samarytanie!
Jam wyznał, a Ty odpuść — inszej sprawy Nie masz; jam grzeszny, a Ty bądź łaskawy. Nie wchodź z sługą Twym w sąd, bo żaden żywy Nie ostoi-ć się na sąd sprawiedliwy; Jeśli, jak słuszna, zechcesz karać złości, A któż wytrzyma Twojej surowości?
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 224
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
. Et si parva ista sunt, adÿciam tibi multo maiora, a jeżeli to mało, dam ci daleko więcej. Czemużeś pogardził słowem Pańskim, abyś uczynił grzech przed obliczem Pańskim. Nie umiem wysławić, nie umiem wyliczyć, dobrodziejstw, które wam dał Pan Bóg, boć i z-tych które mnie litościwa jego ręka dała, nie umiałbym się sprawić. Do was, tak strychem dobordziejstw Boskich, obsypanych, mówię: wziąłeś tak wiele od Pana Boga twojego, i sam byś tego nie wyliczył, nie tylko spolnych z-innemi dobrodziejstw, ale i dobrodziejstw, tobie tylko szczegolnie przyzwoitych, a nie tylko jawnych,
. Et si parva ista sunt, adÿciam tibi multo maiora, á ieżeli to máło, dam ći dáleko więcey. Czemużeś pogárdźił słowem Páńskim, ábyś vczynił grzech przed obliczem Páńśkim. Nie vmiem wysławić, nie vmięm wyliczyć, dobrodźieystw, ktore wam dał Pan Bog, boć i z-tych ktore mnie litośćiwa iego ręká dáłá, nie vmiáłbym się zpráwić. Do was, ták strychem dobordźieystw Boskich, obsypanych, mowię: wźiąłeś ták wiele od Páná Bogá twoiego, i sam byś tego nie wyliczył, nie tylko spolnych z-innemi dobrodźieystw, ále i dobrodźieystw, tobie tylko szczegolnie przyzwoitych, á nie tylko iáwnych,
Skrót tekstu: MłodzKaz
Strona: 49
Tytuł:
Kazania i homilie
Autor:
Tomasz Młodzianowski
Drukarnia:
Collegium Poznańskiego Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Poznań
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
je/ póki się całować jej godzi. Nie dosyć jednak na tym/ chce się jej i więcej/ Kusi się ciał odrywać ode pniów tym prędzej: I odłamuje młode gałązki rękami/ Ale z tamtąd jak z rany krew pluszczy kroplami. Zaczym/ którakolwiek z nich obrażona bywa/ Woła/ posolguj matko; a bądź litościwa Nad nami: Nasze w drzewie szarpasz bowiem ciało: Zegnamy cię; już z corek twych drzewo się stało. Jakoż na te ostatnie słowa nastąpieła Skora drzewna/ która już i usta okreła. Stąd łzy cieką/ i z nowych gałeży kapiące Żywice stawają się/ słońcem twardziejące: H Które jasny Erydan biorąc w
ie/ poki się cáłowáć iey godźi. Nie dosyć iednak ná tym/ chce się iey y więcey/ Kuśi się ćiał odrywáć ode pniow tym pręcey: Y odłámuie młode gáłązki rękámi/ Ale z támtąd iák z rány krew pluszczy kroplámi. Záczym/ ktorakolwiek z nich obráżona bywa/ Woła/ posolguy mátko; á bądź litośćiwa Nád námi: Nasze w drzewie szárpasz bowiem ćiáło: Zegnamy ćię; iuż z corek twych drzewo się sstáło. Iákoż na te ostátnie słowá nastąpiełá Skorá drzewna/ ktora iuż y vstá okrełá. Ztąd łzy ćieką/ y z nowych gáłeżi kapiące Zywice sstawáią się/ słońcem twárdźieiące: H Ktore iásny Erydán biorąc w
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 72
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
, zginę, a Raj niebieski nieszczęśliwy minę? Nigdyś Ty, PANNO, tego nie czyniła – zginąć-eś Twemu a zaś dopuściła? Wiesz, co za miłość w sercu mym ku Tobie, która i w samym nie ustanie grobie. Więc Ty opuścisz miłośnika Twego, kiedy najgorzy będzie koło niego? Czy Twoje będą oczy litościwe, na moje patrząc zejście nieszczęśliwe? Mocną nadzieję mam o łasce Twojej, że na ratunek przyjdziesz duszy mojej.
Pełen wszytek świat miłosierdzia Twego, więc ja sam będę odrzucon od niego? Ten tylko, który nie zna się do Ciebie, niechaj źle tuszy o zbawieniu sobie. Zadłużyłem się, prawda, Bogu memu
, zginę, a Raj niebieski nieszczęśliwy minę? Nigdyś Ty, PANNO, tego nie czyniła – zginąć-eś Twemu a zaś dopuściła? Wiesz, co za miłość w sercu mym ku Tobie, która i w samym nie ustanie grobie. Więc Ty opuścisz miłośnika Twego, kiedy najgorzy będzie koło niego? Czy Twoje będą oczy litościwe, na moje patrząc zeście nieszczęśliwe? Mocną nadzieję mam o łasce Twojej, że na ratunek przyjdziesz duszy mojej.
Pełen wszytek świat miłosierdzia Twego, więc ja sam będę odrzucon od niego? Ten tylko, który nie zna się do Ciebie, niechaj źle tuszy o zbawieniu sobie. Zadłużyłem się, prawda, Bogu memu
Skrót tekstu: BolesEcho
Strona: 148
Tytuł:
Przeraźliwe echo trąby ostatecznej
Autor:
Klemens Bolesławiusz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
kazania
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1670
Data wydania (nie wcześniej niż):
1670
Data wydania (nie później niż):
1670
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jacek Sokolski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Instytut Badań Literackich PAN, Stowarzyszenie "Pro Cultura Litteraria"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
2004
ostra była i mogłaby księcia kanclerza tym barziej rozjątrzyć. Jednak tę przygotowaną mowę moją dla pamiątki tu kładę, de tenore sequenti:
Jeżeli niegdyś miecz nad karkiem ojcowskim wyniesiony przyrodzoną w przelęknionym synie przesilił niemotę i do hamującego ostatni raz przymusił głosu, jakimże, JOJWW. miłościwi sędziowie i dobrodzieje moi, powinien bym najlitościwsze uszy wasze przerazić krzykiem i lamentem, kiedy za wierne usługi oraz za straconą na nich część wieku i fortuny mojej odmienna JOKsięcia IMci kanclerza wielkiego W. Ks. Lit. łaska nie tylko jedną osobę z wiecznego wygrzebłszy pokoju, świętej pamięci najukochańszego ojca i dobrodzieja mego, człeka podściwością życia swego i w naszej ojczyźnie, i
ostra była i mogłaby księcia kanclerza tym barziej rozjątrzyć. Jednak tę przygotowaną mowę moją dla pamiątki tu kładę, de tenore sequenti:
Jeżeli niegdyś miecz nad karkiem ojcowskim wyniesiony przyrodzoną w przelęknionym synie przesilił niemotę i do hamującego ostatni raz przymusił głosu, jakimże, JOJWW. miłościwi sędziowie i dobrodzieje moi, powinien bym najlitościwsze uszy wasze przerazić krzykiem i lamentem, kiedy za wierne usługi oraz za straconą na nich część wieku i fortuny mojej odmienna JOKsięcia JMci kanclerza wielkiego W. Ks. Lit. łaska nie tylko jedną osobę z wiecznego wygrzebłszy pokoju, świętej pamięci najukochańszego ojca i dobrodzieja mego, człeka podściwością życia swego i w naszej ojczyźnie, i
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 580
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
wychodzącego na ustęp z tej sądowej sali, a innego przez subtelne przeciwnej strony obroty i fakcje wchodzącego po ustępie obaczycie. Izaliż na mnie, trupa cywilnego, na moją całą braci, sióstr i pokrewieństwa mego pobitą familią martwo leżącą, izaliż na całą zatrwożoną W. Ks. Lit. prowincją wasze pełne dobroci i najlitościwszej kompasji oczy obrócić będziecie mogli? Język trętwieje, myśl w zapomnieniu, serce obumiera, łzy słowa zalewają. Więcej mi nie zostaje jako prawie konającym westchnieniem wołać do Boga miłosierdzia, do Ducha Świętego, światła serc, dawcy świętych instynktów, pocieszyciela strapionych, ażeby wszystkie złośliwe, wykoncypowane na zgubę honoru naszego subtelności potłumić, a
wychodzącego na ustęp z tej sądowej sali, a innego przez subtelne przeciwnej strony obroty i fakcje wchodzącego po ustępie obaczycie. Izaliż na mnie, trupa cywilnego, na moją całą braci, sióstr i pokrewieństwa mego pobitą familią martwo leżącą, izaliż na całą zatrwożoną W. Ks. Lit. prowincją wasze pełne dobroci i najlitościwszej kompasji oczy obrócić będziecie mogli? Język trętwieje, myśl w zapomnieniu, serce obumiera, łzy słowa zalewają. Więcej mi nie zostaje jako prawie konającym westchnieniem wołać do Boga miłosierdzia, do Ducha Świętego, światła serc, dawcy świętych instynktów, pocieszyciela strapionych, ażeby wszystkie złośliwe, wykoncypowane na zgubę honoru naszego subtelności potłumić, a
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 591
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
A to miałem za cyfrę; Stworzyciela mego Nie słuchać/ i mandatem oraz gardzić jego: Słuchałem zaś kreatur chętnie rozkazania/ I służyłem im według ich upodobania. Lamentu dzień pierwszy.
Czy jestem godzien tego/ abym żył na ziemi Między ludźmi swego się Stwórcy bojącemi? O jak mi dotąd cierpisz Boże litościwy! Ze międży pobożnemi ja grzesznik złośliwy Mieszkam/ i postępuję przed twym strasznym Tronem Bezpiecznie/ który wszyscy czczą niskim ukłonem? Jak mi folgujesz dotąd Boże mój grzesznemu Między Twemi sługami do twych niezgodnemu Usług? jak wy niebiescy Święci Aniołowie/ Ściśli mandatów Boskich Egzekutorowie Cierpieliście mię dotąd/ którym śmiał waszego Tron Monarchy obrażać/
A to miáłem zá cyfrę; Stworzyćielá mego Nie słuchac/ y mandátem oráz gardźić iego: Słuchałem zaś kreatur chętnie roskazániá/ Y służyłem im według ich upodobániá. Lámentu dźień pierwszy.
Czy iestem godźien tego/ ábym żył ná źiemi Między ludźmi swego się Stworcy boiącemi? O iak mi dotąd ćierpisz Boże litościwy! Ze międży pobożnemi iá grzesznik złośliwy Mieszkam/ y postępuię przed twym strasznym Tronem Bespiecżnie/ ktory wszyscy cżcżą niskim ukłonem? Iák mi folguiesz dotąd Boże moy grzesznemu Między Twemi sługami do twych niezgodnemu Vsług? iak wy niebiescy Swięći Aniołowie/ Sćisli mándátow Boskich Exekutorowie Cierpieliśćie mię dotąd/ ktorym śmiał wászego Tron Monarchy obrażáć/
Skrót tekstu: BesKuligHer
Strona: 29
Tytuł:
Heraklit chrześcijański
Autor:
Piotr Besseusz
Tłumacz:
Mateusz Ignacy Kuligowski
Drukarnia:
Kollegium Scholarum Piarum
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1694
Data wydania (nie wcześniej niż):
1694
Data wydania (nie później niż):
1694