się udawa: Lecz i w tym być daremną pracą swą uznawa. A widząc to że już stos drew nagotowano/ I członki jej ostatnim ogniem palić miano: Dopieroż w ten czas ciężkie wzdychanie wywodzi (Bo się niebieskich twarzy łzą maczać nie godzi) Z głębokości serdecznych: jako przy macierzy/ Kiedy owo kto jawnym machnieniem uderzy Kijanią zaniesioną od ucha prawego/ Umyślnie we czczą głowę cielęcia ssącego. Skoro jednak niewdzięczne w piersi wlał wonności/ I ciało vobłapiał w ciężkiej swej żałości: I już odrawił pogrzeb on niesprawiedliwy. D Nie scierpiał Febus/ aby jego płód właściwy W popiół się miał obrócić; tak/ że jednym razem/ I z
się vdawa: Lecz y w tym bydź dáremną pracą swą vznawá. A widząc to że iuż stos drew nágotowano/ Y członki iey ostátnim ogniem palić miano: Dopieroż w ten czás ćięszkie wzdychánie wywodźi (Bo się niebieskich twarzy łzą maczáć nie godźi) Z głębokośći serdecznych: iáko przy máćierzy/ Kiedy owo kto iáwnym máchnieniem vderzy Kiiánią zánieśioną od vcha práwego/ Vmyślnie we czczą głowę ćielęciá ssącego. Skoro iednák niewdźięczne w pierśi wlał wonnośći/ Y ćiáło vobłápiał w ćięszkiey swey żáłośći: Y iuż odráwił pogrzeb on niespráwiedliwy. D Nie zćierpiał Phebus/ áby iego płod właśćiwy W popioł się miał obroćić; ták/ że iednym rázem/ Y z
Skrót tekstu: OvOtwWPrzem
Strona: 87
Tytuł:
Księgi Metamorphoseon
Autor:
Publius Ovidius Naso
Tłumacz:
Walerian Otwinowski
Drukarnia:
Andrzej Piotrkowczyk
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
mitologia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
zbliżać się poczęli, Gdzie Turcy zdradą na nich nastąpieli. Więc nieostrożność szwankować musiała, Lecz swego wkrótce dobrze wetowała. W kilka dni Strygon niechaj powie szczerze, Jeśli źle polscy stawali rycerze. Prawdać, dni dwiema bez szwanku nie było, Lecz źle się padło, lepiej pokrzepiło, Jak wsiedli nasi na nieprzyjaciela, Jednym machnieniem głów ich padło wiela. Hurmem do mostu uciekać poczęli, Kończyć nie chcieli, co ongi zaczęli. Ci na most, drudzy prosto z mostu w wodę, Ten już łeb zalał, a ten płucze brodę, Ten z koniem pływać, choćby chciał, nie może, Chwieją się wszyscy jako w kłosach zboże. Drżą
zbliżać się poczęli, Gdzie Turcy zdradą na nich nastąpieli. Więc nieostrożność szwankować musiała, Lecz swego wkrótce dobrze wetowała. W kilka dni Strygon niechaj powie szczerze, Jeśli źle polscy stawali rycerze. Prawdać, dni dwiema bez szwanku nie było, Lecz źle się padło, lepiej pokrzepiło, Jak wsiedli nasi na nieprzyjaciela, Jednym machnieniem głów ich padło wiela. Hurmem do mostu uciekać poczęli, Kończyć nie chcieli, co ongi zaczęli. Ci na most, drudzy prosto z mostu w wodę, Ten już łeb zalał, a ten płucze brodę, Ten z koniem pływać, choćby chciał, nie może, Chwieją się wszyscy jako w kłosach zboże. Drżą
Skrót tekstu: BoczPióroBar_II
Strona: 158
Tytuł:
Pióro orła polskiego ...
Autor:
Jakub Boczyłowic
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia, wojskowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1685
Data wydania (nie wcześniej niż):
1685
Data wydania (nie później niż):
1685
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
; Dzieli ciało od ciała, lecą w różne strony Nogi po pas, brzuch od nóg z głową rozłączony. PIEŚŃ XXVI.
XXII.
Kogo zajmie, dusza go zarazem odbiega, I koń się przy swem panu śmierci nie wybiega; Głowę we mgnieniu oka z łopatek zdejmuje, Rozcięte aż do krzyżów piersi ukazuje. Jednem machnieniem piąci zarazem zabija, Gdzie jeno z Balizardą ostrą się zawija. Ostatka nie napiszę, bo nie uwierzycie I snem raczej, niż prawdą, to męstwo okrzcicie.
XXIII.
Turpin, choć szczerze pisze, pozwala i tego, By według podobania wierzył każdy swego; Przedziwne tu wysławia męstwa Rugierowe, Które wy zwalibyście
; Dzieli ciało od ciała, lecą w różne strony Nogi po pas, brzuch od nóg z głową rozłączony. PIEŚŃ XXVI.
XXII.
Kogo zajmie, dusza go zarazem odbiega, I koń się przy swem panu śmierci nie wybiega; Głowę we mgnieniu oka z łopatek zdejmuje, Rozcięte aż do krzyżów piersi ukazuje. Jednem machnieniem piąci zarazem zabija, Gdzie jeno z Balizardą ostrą się zawija. Ostatka nie napiszę, bo nie uwierzycie I snem raczej, niż prawdą, to męstwo okrzcicie.
XXIII.
Turpin, choć szczerze pisze, pozwala i tego, By według podobania wierzył każdy swego; Przedziwne tu wysławia męstwa Rugierowe, Które wy zwalibyście
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 291
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
niewolnikowi Włochowi swemu towarzyszowi/ który go nawiedzał: Nie żałuję/ prawi/ więcej/ jako tego żeście wy Chrześcijanie mnie opuścili abowiem mu byli Kawalierowie Malteńscy samiż tylko posłali niejaką pomoc strzelby i prochów. Ci to Morabitowie powiadają (przypomnię tu które ich głupstwo) iż gdy Alle potykał się/ zabijał 10000 Chrześcijan jednym machnieniem szable/ a była ta szabla jego na 100 łokci. Jest też miedzy nimi sekta Kobtinów szalona i bestialska. Jeden z tych pokazował się/ nie barzo temu dawno/ po ulicach/ i po miejscach Algierskich/ jakby na koniu ze trzciny/ a vździenicę i muńsztuk miał skórzane: i powiadał ludziom którzy mu się dziwowali
niewolnikowi Włochowi swemu towárzyszowi/ ktory go náwiedzał: Nie żáłuię/ práwi/ więcey/ iáko tego żeście wy Chrześćiánie mnie opuśćili ábowiem mu byli Káwállierowie Málteńscy sámiż tylko posłáli nieiáką pomoc strzelby y prochow. Ci to Morábitowie powiádáią (przypomnię tu ktore ich głupstwo) iż gdy Alle potykał się/ zábiiał 10000 Chrześćian iednym machnieniem száble/ á byłá tá száblá iego ná 100 łokći. Iest też miedzy nimi sektá Kobtinow szalona y bestyálska. Ieden z tych pokázował się/ nie bárzo temu dawno/ po vlicách/ y po mieyscách Algierskich/ iákby ná koniu ze trzćiny/ á vźdźienicę y muńsztuk miał skorzáne: y powiádał ludźiom ktorzy mu się dźiwowáli
Skrót tekstu: BotŁęczRel_IV
Strona: 148
Tytuł:
Relacje powszechne, cz. IV
Autor:
Giovanni Botero
Tłumacz:
Paweł Łęczycki
Drukarnia:
Mikołaj Lob
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
opisy geograficzne
Tematyka:
egzotyka, geografia, religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1609
Data wydania (nie wcześniej niż):
1609
Data wydania (nie później niż):
1609
pistolettu, parą kul nabitego, byłaby, nieboga goła pewnie, jako więc mówią na niewczesnej kozodrzy. B. Ja w tym wystąpiwszy na okrągłe Teatrum świata wszystkiego, rzuczę tu i owdzie okiem, a potym z plecu w zapalczywości nieuchronną machnąwszy kosą, trzecią część świata żyjącego na śmiertelnym położyłem pokosie, a wtórym machnieniem by prędko przypadszy, śmierć nie zatrzymała kosy, pewniebym ściął wszystek naród ludzki. T. O pewnie, żebyś był Wmć wszystek świat, począwszy od głowy rościął do samego zadniego lica. B. Postrzegszy śmierć iż u Diabła ryby, a wielka klęska stała się w rodzaju ludzkim, którąmć uczynił, mając
pistolettu, párą kul nábitego, byłáby, niebogá goła pewnie, iáko więc mowią ná niewczesney kozodrzy. B. Ia w tym wystąpiwszy ná okrągłe Theátrum świátá wszystkiego, rzuczę tu y owdźie okiem, á potym z plecu w zápálczywośći nieuchronną machnąwszy kosą, trzećią część świátá żyiącego ná śmiertelnym położyłem pokośie, á wtorym machnieniem by prędko przypádszy, śmierć nie zátrzymáłá kosy, pewniebym śćiął wszystek narod ludzki. T. O pewnie, żebyś był Wmć wszystek świát, począwszy od głowy rośćiął do samego zadniego licá. B. Postrzegszy śmierć iż v Diabłá ryby, á wielka klęská stáłá się w rodzáiu ludzkim, ktorąmć vczynił, maiąc
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 61
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695
, a mnie wróć co mego, to będzie z obu stron Quitta, po tych ceremoniach, ona w swą skorę, a ja w moje przebrałem się szaty, przypasałem do boku sieczysty pałasz, pożegnałem śmierć, wstępując na najwyższą falę wszystkiego świata, po którym rzuciwszy okiem, obaczę, alić po onym machnieniu żyją wszyscy Nieprzyjaciele moi, owszem gęstemi obmiowiskami, szacowaniem, pokazują to, że za figę nie ważą brawury mojej, męstwa mojego, odwagi mojej. Zaczym uwiedziony żalem z urazy tak ostrej, ostrego dobywszy pałasza, machnąłem w zapalczywości tak żartko odlew, żem wszystkie nogi poodcinał, którzy padszy na swe kolana,
, á mnie wroć co mego, to będźie z obu stron Quitta, po tych ceremoniách, oná w swą skorę, á ia w moie przebrałem się száty, przypasałem do boku śieczysty páłász, pożegnałem śmierć, wstępuiąc ná naywyzszą falę wszystkiego świátá, po ktorym rzućiwszy okiem, obaczę, álić po onym machnieniu żyią wszyscy Nieprzyiaćiele moi, owszem gęstemi obmiowiskami, szácowániem, pokázuią to, że zá figę nie ważą brawury moiey, męstwa mojego, odwagi moiey. Záczym vwiedźiony żalem z vrázy ták ostrey, ostrego dobywszy páłászá, machnąłem w zápálczywośći ták zartko odlew, żem wszystkie nogi poodćinał, ktorzy padszy ná swe koláná,
Skrót tekstu: AndPiekBoh
Strona: 61
Tytuł:
Bohatyr straszny
Autor:
Francesco Andreini
Tłumacz:
Krzysztof Piekarski
Drukarnia:
Mikołaj Aleksander Schedel
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
dramat
Gatunek:
dialogi
Poetyka żartu:
tak
Data wydania:
1695
Data wydania (nie wcześniej niż):
1695
Data wydania (nie później niż):
1695