lata jędrznej ubliżą natury, Niech rże, grzebie, niech ogon zakłada na krzyże, Tyleż pociechy, dalej wącha albo liże. Toż się i u mnie dzieje, ale przecie ze mnie Szkoda by się śmiać, szkoda żartować daremnie; Prawda, że nie tak pienie żyto, gdy się wklupi, I nowy kamień miele, wyrobiony krupi, Przecie go nie wyrzuci młynarz gospodarny: Nie zażyje paprzycą, zażyje go żarny. Nie najgorszą przeszłego wziąwszy próbę roku, Wychowałem ogiera na gołym obroku, Żeby mi się mógł w marcu popisować w stadzie; Aż taki widzę w marcu, jaki w listopadzie. Kwiczy-ć on przecie, marcha
lata jędrznej ubliżą natury, Niech rże, grzebie, niech ogon zakłada na krzyże, Tyleż pociechy, dalej wącha albo liże. Toż się i u mnie dzieje, ale przecie ze mnie Szkoda by się śmiać, szkoda żartować daremnie; Prawda, że nie tak pienie żyto, gdy się wklupi, I nowy kamień miele, wyrobiony krupi, Przecie go nie wyrzuci młynarz gospodarny: Nie zażyje paprzycą, zażyje go żarny. Nie najgorszą przeszłego wziąwszy próbę roku, Wychowałem ogiera na gołym obroku, Żeby mi się mógł w marcu popisować w stadzie; Aż taki widzę w marcu, jaki w listopadzie. Kwiczy-ć on przecie, marcha
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 172
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
.
Już rybitw na chybkiej łodzi, Lata po wierzchu powodzi. Już pono niejednę liczy Godzinę stan rzemieślniczy.
Jeszcze przed zajęciem zarze Ożywają się kotlarze.
Już też i oracz wesoły Zaprzągszy robocze woły
Ranym świtem obudzony Jedzie na żyzne zagony, Które więc lemieszem porze Od ranej do późnej zorze.
W domu zaś lub w żarnach miele, Lubo siadszy u kądziele, Prostą pieśnią pracowita Czeladka świtanie wita.
Albo też gdy wznidzie słonie, Ciągnie sierpem po zagonie. Już i pasterz nieuśpiony Lubo na bujne zagony,
Lubo między gęste bory Pędzi bydełko z obory, Które mu się o tym czasie Najlepiej z rosą napasie.
Już i myśliwy w tej chwili,
.
Już rybitw na chybkiej łodzi, Lata po wierzchu powodzi. Już pono niejednę liczy Godzinę stan rzemieśniczy.
Jeszcze przed zajęciem zarze Ożywają się kotlarze.
Już też i oracz wesoły Zaprzągszy robocze woły
Ranym świtem obudzony Jedzie na żyzne zagony, Ktore więc lemieszem porze Od ranej do poźnej zorze.
W domu zaś lub w żarnach miele, Lubo siadszy u kądziele, Prostą pieśnią pracowita Czeladka świtanie wita.
Albo też gdy wznidzie słonie, Ciągnie sierpem po zagonie. Już i pasterz nieuśpiony Lubo na bujne zagony,
Lubo między gęste bory Pędzi bydełko z obory, Ktore mu się o tym czasie Najlepiej z rosą napasie.
Już i myśliwy w tej chwili,
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 378
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Co przedtym wonne zdobiło was ziele, Powlecze się sieć niekształtna po czele. I sameć kształtne i tak wcięte w pasy Prędko będziecie jak kapustne fasy. Rozumiem, że wam tej krasy ubędzie, Kiedy w rząd druga swój zagon osiędzie. Nie klockami to po stole przebierać, Z ostem pokrzywy z zagonów wybierać
Lubo w żarnach mleć lubo u kądziele Zgrzebne pazdziorki gryźć. O jako wiele Tych speciałów biedne wyplujecie. Dając znać, jako ten stan smakujecie. Oznajmuję wam, że tu dla was obu Nagotowano niesmacznego bobu, Zgniłej kapusty a przytym zawczasu Przysposobiono śmierdzącego kwasu I napieczono dla tak miłych gości Czarnego chleba z plew, otrąb i ości. Sąsiedztwo
Co przedtym wonne zdobiło was ziele, Powlecze się sieć niekształtna po czele. I sameć kształtne i tak wcięte w pasy Prędko będziecie jak kapustne fasy. Rozumiem, że wam tej krasy ubędzie, Kiedy w rząd druga swoj zagon osiędzie. Nie klockami to po stole przebierać, Z ostem pokrzywy z zagonow wybierać
Lubo w żarnach mleć lubo u kądziele Zgrzebne pazdziorki gryźć. O jako wiele Tych speciałow biedne wyplujecie. Dając znać, jako ten stan smakujecie. Oznajmuję wam, że tu dla was obu Nagotowano niesmacznego bobu, Zgniłej kapusty a przytym zawczasu Przysposobiono śmierdzącego kwasu I napieczono dla tak miłych gości Czarnego chleba z plew, otrąb i ości. Sąsiedztwo
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 457
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
— ale lepiej było siedzieć w domu. O SOBIE
Nie tyle Puszcza Niepołomska zwierza, Nie tyle ordy janczarskie żołnierza, Nie tyle pszczółek ukraińskie ule, Nie tyle włoskich kortegian gondule, Nie tyle babskich strzał krymskie sajdaki, Nie tyle gwoździ indyjskie karaki, Nie tyle wrzecion brabanckie kądziele, Nie tyle kółek młyn, co jedwab miele, Nie tyle śledzi od północy morze, Nie tyle różnych barw tęcza i zorze, Nie tyle Loret toczonych pacierzy, Nie tyle Wiedeń sieci i obierzy, Nie tyle gdański port łasztów tatarki, Nie tyle książek frankfurtskie jarmarki, Nie tyle wiosna kwiatków, lato kłosów, Jesień owoców i organy głosów, Gwiazd jasne niebo,
— ale lepiej było siedzieć w domu. O SOBIE
Nie tyle Puszcza Niepołomska zwierza, Nie tyle ordy janczarskie żołnierza, Nie tyle pszczółek ukraińskie ule, Nie tyle włoskich kortegian gondule, Nie tyle babskich strzał krymskie sajdaki, Nie tyle gwoździ indyjskie karaki, Nie tyle wrzecion brabanckie kądziele, Nie tyle kółek młyn, co jedwab miele, Nie tyle śledzi od północy morze, Nie tyle różnych barw tęcza i zorze, Nie tyle Loret toczonych pacierzy, Nie tyle Wiedeń sieci i obierzy, Nie tyle gdański port łasztów tatarki, Nie tyle książek frankfortskie jarmarki, Nie tyle wiosna kwiatków, lato kłosów, Jesień owoców i organy głosów, Gwiazd jasne niebo,
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 7
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
, Aż rysie, aż sobole, cugi, trąby, warty; Nie masz worków — został sam jegomość wytarty. Trzepie młynek po deszczu; nastąpiąli sucha, Stoi cicho i jeśli gdzie nie zagrzmi, słucha. Cały rok nim na zbiórkę, gdzie wody niewiele, A kto ją naraz spuści, w żarnach ziarno miele. Z wiosny radzę o takie postarać się źródło, Co by się aż do zimy równym prądem wiodło. Chcesz zaszumieć? poczekaj, aż cię deszcz z obłoku Albo nowa fortuna posiłkuje z boku. Strzeż się każdy, przestrzegam, nim zima zapadnie, Żeby woda rzeczy twych nie zastała na dnie; Zapłakać by na pauzę
, Aż rysie, aż sobole, cugi, trąby, warty; Nie masz worków — został sam jegomość wytarty. Trzepie młynek po deszczu; nastąpiąli sucha, Stoi cicho i jeśli gdzie nie zagrzmi, słucha. Cały rok nim na zbiórkę, gdzie wody niewiele, A kto ją naraz spuści, w żarnach ziarno miele. Z wiosny radzę o takie postarać się źródło, Co by się aż do zimy równym prądem wiodło. Chcesz zaszumieć? poczekaj, aż cię deszcz z obłoku Albo nowa fortuna posiłkuje z boku. Strzeż się każdy, przestrzegam, nim zima zapadnie, Żeby woda rzeczy twych nie zastała na dnie; Zapłakać by na pauzę
Skrót tekstu: PotFrasz4Kuk_I
Strona: 326
Tytuł:
Fraszki albo Sprawy, Powieści i Trefunki.
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1669
Data wydania (nie wcześniej niż):
1669
Data wydania (nie później niż):
1669
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
w swej będzie cerze. Pieczętują nakoniec prześwietną tę zgraję Rachfałowie obadwa. O! i tym ja daję Swe pochwały. Niektóre Mars ognisty w boju, Ani śliskość dworowa, ale gdzie w pokoju Saturn złoty zasiadłszy, wieki wraca owe Po Cyklopim potopie Deukalionowe, Ludzi prac nauczając i przy gospodarnej Ziemię orać Cererze i zboże mleć żarny, Skąd pola niezmierzone żyzny kłos pokrywa, A tem się snąć i ludzki naród zachowywa. Takież i ci zabawy sobie spodobawszy, A w cienie i prywatę wdzięczną się wmięszawszy, Żywot żyją spokojny, nie przykry nikomu, Bo wszyscyli przy panu, któżby został w domu? I teć to są dzisiejsze fabryki
w swej będzie cerze. Pieczętują nakoniec prześwietną tę zgraję Rachfałowie obadwa. O! i tym ja daję Swe pochwały. Niektóre Mars ognisty w boju, Ani śliskość dworowa, ale gdzie w pokoju Saturn złoty zasiadłszy, wieki wraca owe Po Cyklopim potopie Deukalionowe, Ludzi prac nauczając i przy gospodarnej Ziemię orać Cererze i zboże mleć żarny, Zkąd pola niezmierzone żyzny kłos pokrywa, A tem się snąć i ludzki naród zachowywa. Takież i ci zabawy sobie spodobawszy, A w cienie i prywatę wdzięczną się wmięszawszy, Żywot żyją spokojny, nie przykry nikomu, Bo wszyscyli przy panu, któżby został w domu? I teć to są dzisiejsze fabryki
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 137
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
pod Zbaraża wyzwoli. A Kroi poprawione Przyjmie w-łaske Kozaki, niepamieci dawszy Grzech ich ciężki. Co takim stylem napisawszy, Uderzą Mir z-obu stron, z-niewymownym wzajem Aplausem i weselem. Toż swoim zwyczajem, Uważą się wysoko Monarchowie sami, I przez Posły darują spół upominkami. Pobratymy nakoniec opuszczą się miele. Gdzie Kanclerz Chmielnickiego przy tym widząc dziele. Spolnie traktującego Punkta te z-Wezyrem, Tedyć już tu potrzeba sercem (rzecze) szczyrem Z-Oczyźną się pojednać, a grzech swój wyznawszy, A winnym się słusznego karania zań dawszy, Odprosić je u Pana. W-czym przyszle do niego Znacniejszych pułkowników, Majestatu jego
pod Zbarażá wyzwoli. A Kroi poprawione Przyymie w-łaske Kozaki, niepamieći dawszy Grzech ich ćieszki. Co takim stylem napisawszy, Uderzą Mir z-obu stron, z-niewymownym wzáiem Applausem i weselem. Toż swoim zwyczaiem, Uważą sie wysoko Monarchowie sami, I przez Posły dáruią społ upominkami. Pobratymy nakoniec opuszczą sie miele. Gdźie Kanclerz Chmielnickiego przy tym widząc dźiele. Spolnie traktuiącego Punkta te z-Wezyrem, Tedyć iuż tu potrzeba sercem (rzecze) szczyrem Z-Oczyźną sie poiednać, á grzech swoy wyznawszy, A winnym sie słusznego karania zań dawszy, Odprosić ie u Páná. W-czym przyszle do niego Znacnieyszych pułkownikow, Máiestátu iego
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 92
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
.
Odległe rzeczy zdadzą się ogromne, A zasię podłe kiedy są przytomne.
Nie rad gościa przyjmuje, gdy się kto frasuje. Gdy gomon wdomu, nie radem nikomu.
Mów choć do woli, od słów nie boli. Słowo nie ukąsi.
Napominanie pierwsze ma być, niż karanie.
Dwa twarde Kamienie, nie mielą miałko.
Częstują się ich Moście do wieże.
Owce parszywą odłącz od stada, Bo wnet we wszytkich taż będzie wada. Jeden zły wielu dobrych popsuje.
Choroby śmierć uprzedzają.
Zbytek potraw chorobą przypłacić trzeba.
Pańska choroba, ubogiego zdrowie.
Choremu się poprawuje, gdy śmierć bliżej przystępuje.
Umierając człowiek nie ginie.
.
Odległe rzeczy zdadzą śię ogromne, A zaśię podłe kiedy są przytomne.
Nie rad gośćia przyymuie, gdy śię kto frasuie. Gdy gomon wdomu, nie radem nikomu.
Mow choć do woli, od słow nie boli. Słowo nie ukąśi.
Napominanie pierwsze ma być, niż karanie.
Dwa twarde Kamienie, nie mielą miałko.
Częstuią śię ich Mośćie do wieże.
Owce parszywą odłącz od stada, Bo wnet we wszytkich taż będzie wada. Jeden zły wielu dobrych popsuie.
Choroby śmierć uprzedzają.
Zbytek potraw chorobą przypłaćić trzeba.
Pańska choroba, ubogiego zdrowie.
Choremu śię poprawuie, gdy śmierć bliżey przystępuie.
Umierając człowiek nie ginie.
Skrót tekstu: FlorTriling
Strona: 92
Tytuł:
Flores Trilingues
Autor:
Anonim
Drukarnia:
Johannes Zacharias Stollius
Miejsce wydania:
Gdańsk
Region:
Pomorze i Prusy
Typ tekstu:
mieszany
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
przysłowia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1702
Data wydania (nie wcześniej niż):
1702
Data wydania (nie później niż):
1702
za skarb mają. Tych brzuch, bóg owych Smak w trunkach nowych. Są, którzy rozkoszom służą. Są, co pijaństwu płużą. Co chłop, to głowa, Tu rzecz, tu mowa.
Mnie mój afekt nie piecze, Dość, że na mię nie ciecze. Nie dbam o wiele, Gdy mi młyn miele. A że się też przyznać musi, Tak się kocham w Białej Rusi, Że przy podwice Nie znam tęsknicę. A ma szlachetna drużyna, Gdy dopadnie beczki wina, W rząd pisać może: Zdrowie daj Boże! Bodajżeście się popili, Kiedyście się tak zmówili Na to niewinne Wino bawinne! Jeśli winno, więc
za skarb mają. Tych brzuch, bóg owych Smak w trunkach nowych. Są, którzy rozkoszom służą. Są, co pijaństwu płużą. Co chłop, to głowa, Tu rzecz, tu mowa.
Mnie mój afekt nie piecze, Dość, że na mię nie ciecze. Nie dbam o wiele, Gdy mi młyn miele. A że się też przyznać musi, Tak się kocham w Białej Rusi, Że przy podwice Nie znam tęsknicę. A ma szlachetna drużyna, Gdy dopadnie beczki wina, W rząd pisać może: Zdrowie daj Boże! Bodajżeście się popili, Kiedyście się tak zmówili Na to niewinne Wino bawinne! Jeśli winno, więc
Skrót tekstu: MorszHSumBar_I
Strona: 267
Tytuł:
Sumariusz
Autor:
Hieronim Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Poeci polskiego baroku
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jadwiga Sokołowska, Kazimiera Żukowska
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1965
Nie uważają oni teraz tego, i owszem, z gustem widzą, że sudanny góral ledwo niecałą od krzyża pieczenią wędzi pociesznie na słońcu. Ani się ma do tego w powolności swojej przez dozór przełożony sługa. Wszytka rzecz na tym stoi, mieć ludzi siła, a mało na ludzi łożyć i, gdyby można, wiatr mleć i pytlować.
Jacek: Ledwo też nie tak żyją, sam tylko cybuch przedmuchując smrodliwy w mizernej i nie zawsze pewnej grosza strawnego porcji.
Wincenty: Ma ten motłoch zawsze sposoby z cudzego, grosz tydniowy na kwadrans przepiwszy, misterną zdobyczą cały tydzień ładuje, a często się i spod żłobu podróżnego pożywi, ogony i uszy
Nie uważają oni teraz tego, i owszem, z gustem widzą, że sudanny góral ledwo niecałą od krzyża pieczenią wędzi pociesznie na słońcu. Ani się ma do tego w powolności swojej przez dozór przełożony sługa. Wszytka rzecz na tym stoi, mieć ludzi siła, a mało na ludzi łożyć i, gdyby można, wiatr mleć i pytlować.
Jacek: Ledwo też nie tak żyją, sam tylko cybuch przedmuchując smrodliwy w mizernej i nie zawsze pewnej grosza strawnego porcyi.
Wincenty: Ma ten motłoch zawsze sposoby z cudzego, grosz tydniowy na kwadrans przepiwszy, misterną zdobyczą cały tydzień ładuje, a często się i spod żłobu podróżnego pożywi, ogony i uszy
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 280
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962