Już odbić chcę zawiasy W ciemne nocne czasy. Już i pod przyciesz spodem/ Chcę podłeść trudnym chodem Lub wyłupawszy błony Wniść niepostrzeżony. Alić nie Hydra żywa Leć Baba zazdrościwa Zniebaczka się ozowie Ej stójcie Panowie. Niemógł tak nigdy wściekle Zaszczeknąć Cerber w piekle Pilnując złajnik brony Czarnej Persefony. Jako ona zakrzyczy Przestrzegając zdobyczy Mniemając rzeczą snadną Ze samę ukradną. Woła Rata/ złodzieje Przecz mi się ten gwałt dzieje Czem po nocnej poświecie Tak na mię dybiecie. Nie mam złota i krszyny Krom duchny a pierzyny Com wam winna dla Boga Babinka uboga. Nie na kradziesz przychodzę Choć ukradkiem wleźć godzę. Ni po bogate zbiory Wszedłem do komory
Iuż odbić chcę zawiásy W ćiemne nocne czásy. Iuż y pod przyćiesz spodem/ Chcę podłeść trudnym chodem Lub wyłupawszy błony Wniść niepostrzeżony. Alić nie Hydrá żywá Leć Bábá zazdrośćiwa Zniebaczká się ozowie Ey stoyćie Pánowie. Niemogł ták nigdy wśćiekle Zásczeknąć Cerber w piekle Pilnuiąc złáynik brony Czarney Persephony. Iáko oná zákrzyczy Przestrzegáiąc zdobyczy Mniemáiąc rzeczą snádną Ze sámę vkrádną. Woła Rátá/ złodźieie Przecz mi się ten gwałt dźieie Czem po nocney poświećie Ták ná mię dybiećie. Nie mam złotá y krszyny Krom duchny á pierzyny Com wąm winná dla Bogá Bábinká vboga. Nie ná kradźiesz przychodzę Choć vkradkiem wleść godzę. Ni po bogáte zbiory Wszedłem do komory
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 195
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
szydzę, i na to się krzywisz? Szczera to prawda, której słusznie się zadziwisz: Ociec mię z córki spłodził, ja pojmuję onę; Tak mi była za siostrę, za matkę, za żonę. NA STATUĘ WENERY Z MARSEM
Marsa z Wenerą tak zlał Miron z miedzi, Że gdy niewierny Wulkan żonę śledzi, Mniemając, że to nowe zaś kradzieży, Siecią ich nakrył i po bogów bieży. Z tymi jak przybył, i Mars, i Dyjona Zdziwią się swoim kształtom, on i ona; A Wulkan westchnął i rzekł zawstydany: „Czemużem przedtem nie tak oszukany!” DO LUTNIE
Córko starego głośnobrzmiąca buku, Wypocznij sobie od
szydzę, i na to się krzywisz? Szczera to prawda, której słusznie się zadziwisz: Ociec mię z córki spłodził, ja pojmuję onę; Tak mi była za siostrę, za matkę, za żonę. NA STATUĘ WENERY Z MARSEM
Marsa z Wenerą tak zlał Miron z miedzi, Że gdy niewierny Wulkan żonę śledzi, Mniemając, że to nowe zaś kradzieży, Siecią ich nakrył i po bogów bieży. Z tymi jak przybył, i Mars, i Dyjona Zdziwią się swoim kształtom, on i ona; A Wulkan westchnął i rzekł zawstydany: „Czemużem przedtem nie tak oszukany!” DO LUTNIE
Córko starego głośnobrzmiąca buku, Wypocznij sobie od
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 92
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
z stadem kaczem Kwoce kłopot, tak księdzu z głupiem spowiedaczem.
Parobczaka tak pyta: „Nie wie więcej czego?” — „Wiem, ojcze, ale bo nie powiem ci tego.” „Czemuż nie masz powiedzieć? — cóż po twej spowiedzi?” — Długo się z niem spowiednik molestuje, biedzi Mniemając, że był casus reseruatus jaki. Aż ów: „Wiem w waszej gruszce wylęgłe już ptaki. Warujcież zaś powiedzieć o nich memu bratu, Bo drugi raz i spowiedź zarwana by katu!” 137. MODA TERAŹNIEJSZA ANNI 1698 vi
Przypatrzcież się, jako to baran idzie w górę: Do aksamitu jego przyszywają
z stadem kaczem Kwoce kłopot, tak księdzu z głupiem spowiedaczem.
Parobczaka tak pyta: „Nie wie więcej czego?” — „Wiem, ojcze, ale bo nie powiem ci tego.” „Czemuż nie masz powiedzieć? — coż po twej spowiedzi?” — Długo się z niem spowiednik molestuje, biedzi Mniemając, że był casus reseruatus jaki. Aż ów: „Wiem w waszej gruszce wylęgłe już ptaki. Warujcież zaś powiedzieć o nich memu bratu, Bo drugi raz i spowiedź zarwana by katu!” 137. MODA TERAŹNIEJSZA ANNI 1698 vi
Przypatrzcież się, jako to baran idzie w górę: Do aksamitu jego przyszywają
Skrót tekstu: KorczFrasz
Strona: 43
Tytuł:
Fraszki
Autor:
Adam Korczyński
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1699
Data wydania (nie wcześniej niż):
1699
Data wydania (nie później niż):
1699
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1950
przyszedszy bez wiadomości godpodarskiej/ i wszystkich/ mogę świętego założył na połkę. W tym czarnemi noc ciemna ziemię okryła skrzydłami/ i dzienną pracę zmiękczonych ludzi ku przyszłym robotom snem hartowała: alić gdy mile wszyscy zasnęli/ dom napełni się ognistej światłości /od onej półki schodzącej/ ocknie się gospodyni/ i wśrzód pożogu być się mniemając/ wszcznie wołać na domowych/ aby ją ratowali: porwali się wszyscy/ i tęż światłość widząc w domu/ rzucili się na podwórze widzieć/ skądby się tem wszczął zapał/ między któremi i ten Z. speculator takież wyszedł/ gdzie nic ku niebezpieczności nie obaczywszy/ weszli znowu do izby/ i żadnej światłości
przyszedszy bez wiádomości godpodárskiey/ y wszystkich/ mogę swiętego záłożył ná połkę. W tym czarnemi noc ćiemna ziemię okryłá skrzydłámi/ y dźienną pracę zmiękczonych ludźi ku przyszłym robotom snem hártowáłá: álić gdy mile wszyscy zásnęli/ dom nápełni się ognistey świátłośći /od oney połki zchodzącey/ ocknie się gospodyni/ y wśrzod pożogu bydź się mniemáiąc/ wszcznie wołáć ná domowych/ áby ią rátowáli: porwáli się wszyscy/ y tęż świátłość widząc w domu/ rzućili się ná podworze widźieć/ zkądby się tẽ wszczął zapał/ między ktoremi y ten S. speculator tákież wyszedł/ gdźie nic ku niebespiecznośći nie obaczywszy/ weszli znowu do izby/ y żadney świátłośći
Skrót tekstu: KalCuda
Strona: 115.
Tytuł:
Teratourgema lubo cuda
Autor:
Atanazy Kalnofojski
Drukarnia:
Drukarnia Kijowopieczerska
Miejsce wydania:
Kijów
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
relacje
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1638
Data wydania (nie wcześniej niż):
1638
Data wydania (nie później niż):
1638
jednej studnia kęs przyniższa była, Tuż koryto, z którego podczas trzoda piła. Do tej dziewka dla wody uczerpnienia wyszła, Za nią koza sąsiedzka chcąc pić w ten trop przyszła, Po nich trzeci parobek, który w onym żłobie Umywszy się, kiedy już twarz chciał otrzeć sobie, Pociągnie do fartucha; dziewka inszym celem Mniemając, że ją siąga, cofnie się w zad tyłem I trąci zadkiem kozę w studnią, gdzie zalana Tonie. Go gdy dochodzi kozy onej pana, Skarży przed wojtem, jako z przyczyny tej pary Szkoduje, żądając z nich nagrody lub kary. Patrzcież, choć chłop nie czytał legistów uczonych, Jako mądrze rozstrzygnął sprawę
jednej studnia kęs przyniższa była, Tuż koryto, z ktorego podczas trzoda piła. Do tej dziewka dla wody uczerpnienia wyszła, Za nią koza sąsiedzka chcąc pić w ten trop przyszła, Po nich trzeci parobek, ktory w onym żłobie Umywszy się, kiedy już twarz chciał otrzeć sobie, Pociągnie do fartucha; dziewka inszym celem Mniemając, że ją siąga, cofnie się w zad tyłem I trąci zadkiem kozę w studnią, gdzie zalana Tonie. Go gdy dochodzi kozy onej pana, Skarży przed wojtem, jako z przyczyny tej pary Szkoduje, żądając z nich nagrody lub kary. Patrzciesz, choć chłop nie czytał legistow uczonych, Jako mądrze rozstrzygnął sprawę
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 296
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
ma? pytały. On odpowie: Ach, ciężki ból i mam i miałem! Lecz większego nierównie strachu się nabrałem, Gdy ci nie cyrulicy, raczej konowali, Konsylium nademną swoje formowali.
Przez ból ciężki inszych slów ich nie uważałem, Lecz gdy się rznąć zgodzili, z strachu skamieniałem, Mniemając, że jak żrzebca mego, co go sprawił Konował świeżo, kiedy jąder go pozbawił. Pluną panie na owe słowa, pfe hultaju, Jeszcze tobie z tej rany nie być dzisia w raju. I tak go zostawiły. Tak, widzę, człowieka Wesołego i w bólu dworuje paszczęka. 836. O Jędrzeju.
Nasz
ma? pytały. On odpowie: Ach, ciężki bol i mam i miałem! Lecz większego nierownie strachu się nabrałem, Gdy ci nie cyrulicy, raczej konowali, Consilium nademną swoje formowali.
Przez bol ciężki inszych slow ich nie uważałem, Lecz gdy się rznąć zgodzili, z strachu zkamieniałem, Mniemając, że jak żrzebca mego, co go sprawił Konował świeżo, kiedy jąder go pozbawił. Pluną panie na owe słowa, pfe hultaju, Jeszcze tobie z tej rany nie być dzisia w raju. I tak go zostawiły. Tak, widzę, człowieka Wesołego i w bolu dworuje paszczeka. 836. O Jędrzeju.
Nasz
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 300
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
Gosposia miła księdza urobiła, Gdy nań i krezy i gludry włożyła I peruczysko nieboszczyka stare Swego Musidła. — Ow też tę maszkarę, Prosopopeją, akcentem i mową, I siwą pontą przyprawną skopową. Tak umiał udać, iż mężczyzna drugi Przysiągłby, że minister był do tej usługi Skąd zaciągniony. Tak i ta mniemając Ślub być prawdziwy i za męża mając Pana szlachcica, poszła do łożnice, I tam małżeńskie zwykłe tajemnice, W spolnych zapałach i lubych ochłodach Odprawowali. A gdy na tych godach Kilka dni z sobą wesoło strawili, Szlachcic się bierze do domu po chwili A chcąc się od niej wykraść w onej dobie, Rzecze: Me
Gosposia miła księdza urobiła, Gdy nań i krezy i gludry włożyła I peruczysko nieboszczyka stare Swego Musidła. — Ow też tę maszkarę, Prosopopeią, akcentem i mową, I siwą pontą przyprawną skopową. Tak umiał udać, iż mężczyzna drugi Przysiągłby, że minister był do tej usługi Zkąd zaciągniony. Tak i ta mniemając Ślub być prawdziwy i za męża mając Pana szlachcica, poszła do łożnice, I tam małżeńskie zwykłe tajemnice, W spolnych zapałach i lubych ochłodach Odprawowali. A gdy na tych godach Kilka dni z sobą wesoło strawili, Szlachcic się bierze do domu po chwili A chcąc się od niej wykraść w onej dobie, Rzecze: Me
Skrót tekstu: TrembWierszeWir_II
Strona: 304
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Jakub Teodor Trembecki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1643 a 1719
Data wydania (nie wcześniej niż):
1643
Data wydania (nie później niż):
1719
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1911
, lub słyszał, że mój albo onych Przyjaciel był moich sług, dwu braciej rodzonych, Którzy mi pomagali, wszytkich tych spozywał, Pościnał, wsi ich spalił, czci poodsądzywał. Chciał i Birena zabić z tejże okrutności, Wiedząc, że nad tę więtszej nie mógł mi żałości Uczynić; ale się zaś rozmyślił, mniemając, Że mię miał łatwiej dostać, żywego go mając.
XLVII.
Ale mu twardy sposób król nieuproszony Podawa: rok mu kładzie, właśnie zamierzony, Który, kiedy się skończy, żywić go nie będzie, Jeśli się na powinne takie nie zdobędzie I takie przyjacioły, coby mię dostali Lub mocą lub fortelem i jemu
, lub słyszał, że mój albo onych Przyjaciel był moich sług, dwu braciej rodzonych, Którzy mi pomagali, wszytkich tych spozywał, Pościnał, wsi ich spalił, czci poodsądzywał. Chciał i Birena zabić z tejże okrutności, Wiedząc, że nad tę więtszej nie mógł mi żałości Uczynić; ale się zaś rozmyślił, mniemając, Że mię miał łatwiej dostać, żywego go mając.
XLVII.
Ale mu twardy sposób król nieuproszony Podawa: rok mu kładzie, właśnie zamierzony, Który, kiedy się skończy, żywić go nie będzie, Jeśli się na powinne takie nie zdobędzie I takie przyjacioły, coby mię dostali Lub mocą lub fortelem i jemu
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 183
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
długiemi niewody:
LXVI.
Tak wszytkie król fryzyjski drogi zastępuje I żeby nieprzyjaciel nie uciekł, pilnuje. Nie chce inaczej, jedno, że mu żywo przydzie Wręce, i tak rozumie, że mu to wynidzie. Śmiertelnej broni, której na nieprzyjaciele Używał, którą ich tak pozabijał wiele, Nie wziął z sobą, mniemając, że jej tam nie trzeba, Kędy tylko pojmać, nie zabić potrzeba.
LXVII.
Jako uczony ptasznik częstokroć czyniwa, Który więc pierwsze ptaki żywo zachowywa I na szpary albo je obraca na waby, Aby drudzy spadali na znane powaby: Taki beł król Cimoskus na on czas z swojemi. Ale zasię nie chciał być
długiemi niewody:
LXVI.
Tak wszytkie król fryzyjski drogi zastępuje I żeby nieprzyjaciel nie uciekł, pilnuje. Nie chce inaczej, jedno, że mu żywo przydzie Wręce, i tak rozumie, że mu to wynidzie. Śmiertelnej broni, której na nieprzyjaciele Używał, którą ich tak pozabijał wiele, Nie wziął z sobą, mniemając, że jej tam nie trzeba, Kędy tylko poimać, nie zabić potrzeba.
LXVII.
Jako uczony ptasznik częstokroć czyniwa, Który więc pierwsze ptaki żywo zachowywa I na spary albo je obraca na waby, Aby drudzy spadali na znane powaby: Taki beł król Cimoskus na on czas z swojemi. Ale zasię nie chciał być
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 188
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
jako i ja? Nakoniec go jej Brunel ukradł i królowi, Który go barzo pragnął, niósł Agramantowi. Odtąd się jej fortuna zawżdy źle stawiła, Tak, że ją i królestwa nakoniec zbawiła.
VI.
Teraz, jako go skoro na palcu ujźrzała, Tak mu się dziwowała, tak się radowała, Że mniemając, że we śnie bawiły ją mary, Ręce i oku całej nie dawała wiary. Z palca go sobie bierze i niesie do gęby; Ale skoro go jedno włożyła za zęby, Zginęła Rugierowi z oczu w mgnieniu oka, Jak słońce, od czarnego nakryte obłoka.
VII.
On i tam i sam, wszędzie upatrował
jako i ja? Nakoniec go jej Brunel ukradł i królowi, Który go barzo pragnął, niósł Agramantowi. Odtąd się jej fortuna zawżdy źle stawiła, Tak, że ją i królestwa nakoniec zbawiła.
VI.
Teraz, jako go skoro na palcu ujźrzała, Tak mu się dziwowała, tak się radowała, Że mniemając, że we śnie bawiły ją mary, Ręce i oku całej nie dawała wiary. Z palca go sobie bierze i niesie do gęby; Ale skoro go jedno włożyła za zęby, Zginęła Rugierowi z oczu w mgnieniu oka, Jak słońce, od czarnego nakryte obłoka.
VII.
On i tam i sam, wszędzie upatrował
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 228
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905