. Ze czymeśmy ku niebu wylecieli wyżej, Tym, na dół, sturbowani, upadlizmy niżej. Niechajże, co cierpiemy teraz nas nie boli. A przecież się świecimy? przecie od Soboli Grzbiety nasze szumieją, i Materyj złotych? Żebym znowu co więcej przyczynili do tych Z którymi po Kabakach lada się monstruje Dzisiaj Szewluch! O! jeszcze coś się nam buduje.
Uprzedzały te burze i nasze ruine Znaki w-zgóre nebieskie. (Jeźli im dam wine Wiedząc że w-tym nad wolą wyższą, przyrodzenie Nic nie robi) Słoneczne rok przedtym zaćmienie Nie zwyczajnie straszliwe. lako w-srogiej owej Na on, czas defekcjej, przy Zbawicielowej Śmierci
. Ze czymeśmy ku niebu wylećieli wyżey, Tym, ná doł, zturbowani, upadliżmy niżey. Niechayże, co ćierpiemy teraz nas nie boli. A przećiesz sie świećimy? przećie od Soboli Grzbiety nasze szumieią, i Máteryy złotych? Zebym znowu co wiecey przyczynili do tych Z ktorymi po Kabakách lada sie monstruie Dźiśiay Szewluch! O! ieszcze coś sie nám buduie.
Vprzedzały te burze i násze ruine Znaki w-zgore nebieskie. (Ieźli im dam wine Wiedząc że w-tym nád wolą wyższą, przyrodzenie Nic nie robi) Słoneczne rok przedtym záćmienie Nie zwyczaynie straszliwe. láko w-srogiey owey Na on, czas defekcyey, przy Zbáwićielowey Smierci
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 2
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
przynamniej co to tam za dziwy/ Bo jeśli tak/ jako być niepochybnie tuszę; Ale się niepokazuj i ty mi na oczy. Co wyrzekszy/ na niego srogo się zamroczy/ I gniew w twarzy pokaże. A on tej godziny Wzbiwszy się pod obłoki. Jako Paskwaliny, Zajźrzy w oknie siedzącej. Ona się monstruje/ I przed wszytkim zgarnionym miastem prezentuje Z jego ową armatą przez się zwojowaną/ I łukiem/ i cięciwą na troje spadaną/ Niezmiernie się żasmuci. A Matce nieśmiejąc Tego donieść/ i gniew jej zatym rozumiejąc. Być już nieubłagany; za Miasto poleci/ A tam z desperacji kształtem głupich dzieci Upatrzywszy z między
przynamniey co to tám zá dziwy/ Bo ieżli ták/ iáko bydź niepochybnie tuszę; Ale się niepokázuy y ty mi ná oczy. Co wyrzekszy/ ná niego srogo się zámroczy/ Y gniew w twarzy pokaże. A on tey godziny Wzbiwszy się pod obłoki. Iáko Pásquáliny, Zayźrzy w oknie siedzącey. Oná się monstruie/ Y przed wszytkim zgárnionym miástem prezentuie Z iego ową ármatą przez się zwoiowáną/ Y łukiem/ y cięciwą ná troie spádáną/ Niezmiernie się żásmuci. A Mátce nieśmieiąc Tego donieść/ y gniew iey zátym rozumieiąc. Bydź iuż nieubłagány; zá Miásto poleci/ A tám z desperácyey kształtem głupich dzieci Vpátrzywszy z między
Skrót tekstu: TwarSPas
Strona: 121
Tytuł:
Nadobna Paskwalina
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1701
Data wydania (nie wcześniej niż):
1701
Data wydania (nie później niż):
1701
sławę stawił I państwo swoje inszym krajom wsławił. Nazajutrz rano, gdy już niebo swoje Złotopromienne rozwiło zawoje, Kiedy już Sędzia w niebie swe wyroki Ferował patrząc na ten świat szeroki, Kto miał otrzymać plac bitwy wygranej Albo kto miał być precz z pola zegnany — Wtenczas Kazimierz król się popisuje I w oczach Boskich wojsko swe monstruje. Naprzód koronnych synów cne powiaty, Wspaniałe wojsko godnością i laty, Członki postawił swej królewskiej głowy Winszując szczęścia ojczystymi słowy, Aby dla Polski, swojej własnej Matki, Teraz czynili kochające dziatki Jako Jej ciało i prawdziwe plemię, By Matce upaść nie dali o ziemię. Więc jeszcze włoży serce do takiego Całej Korony ciała wspaniałego
sławę stawił I państwo swoje inszym krajom wsławił. Nazajutrz rano, gdy już niebo swoje Złotopromienne rozwiło zawoje, Kiedy już Sędzia w niebie swe wyroki Ferował patrząc na ten świat szeroki, Kto miał otrzymać plac bitwy wygranej Albo kto miał być precz z pola zegnany — Wtenczas Kazimierz król się popisuje I w oczach Boskich wojsko swe monstruje. Naprzód koronnych synów cne powiaty, Wspaniałe wojsko godnością i laty, Członki postawił swej królewskiej głowy Winszując szczęścia ojczystymi słowy, Aby dla Polski, swojej własnej Matki, Teraz czynili kochające dziatki Jako Jej ciało i prawdziwe plemię, By Matce upaść nie dali o ziemię. Więc jeszcze włoży serce do takiego Całej Korony ciała wspaniałego
Skrót tekstu: BorzNaw
Strona: 110
Tytuł:
Morska nawigacyja do Lubeka
Autor:
Marcin Borzymowski
Miejsce wydania:
Lublin
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1662
Data wydania (nie wcześniej niż):
1662
Data wydania (nie później niż):
1662
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Roman Pollak
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Gdańsk
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Wydawnictwo Morskie
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
: Już mu i Polska śmierdzi/ i wszytko w niej gani. O Francij powiada/ o Damach/ Baletach. Nic nieumie tylko łgać/ a udawać rzeczy/ W źwierciedle ustawicznie ni tam Małpa jaka Muszczę się/ goli brodę i dwa razy o dzień. Toż napotym i w Polskim stroju czynić będzie. Monstruje/ perfumuje/ pudruje i trafi Włosy/ z których żelazo ledwie kiedy znidzie/ Mowa/ Stroi/ po Francusku i Gest i zabawa. Siła przejął zwyczajów/ umie i Kapłuna Drewnianego rozebrać/ a zjeść prawdziwego. I po toż to całe ośm lat w Rzymie/ w Paryżu Potrzeba było mieszkać? i na to się
: Iuż mu y Polska śmierdźi/ y wszytko w niey gani. O Fráncij powiádá/ o Damách/ Baletách. Nic nievmie tylko łgáć/ á vdáwáć rzeczy/ W źwierćiedle vstáwicznie ni tám Małpá jáka Muszczę się/ goli brodę y dwá rázy o dźień. Tosz nápotym y w Polskim stroiu czynić będźie. Monstruie/ perfumuie/ pudruie y trafi Włosy/ z ktorych żelázo ledwie kiedy znidźie/ Mowa/ Stroi/ po Fráncusku y Gest y zábawa. Siłá przeiął zwyczáiow/ vmie y Kapłuná Drewnianego rozebráć/ á zieść prawdźiwego. Y po toż to cáłe osm lat w Rzymie/ w Páryżu Potrzebá było mieszkáć? y ná to się
Skrót tekstu: OpalKSat1650
Strona: 3
Tytuł:
Satyry albo przestrogi do naprawy rządu i obyczajów w Polszcze
Autor:
Krzysztof Opaliński
Miejsce wydania:
Amsterdam
Region:
zagranica
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1650
Data wydania (nie wcześniej niż):
1650
Data wydania (nie później niż):
1650