stało pieniędzy.” Idę przecie i moknę, już mi kapie z nosa,
Uprzedziła ozdoba potrzebę do trzosa. Szedłszy potem, śmiałem się sam z siebie w ostatku. Żal mi było marnego pieniędzy wydatku: Żyłżem ja bez tych rzeczy i mogłem żyć dłużej. Niechże każdy, przez Kraków idąc, oczy mruży. 206 (F). DO JEGOMOŚCI PANA JERZEGO POTOCKIEGO, SĘDZIEGO KRAKOWSKIEGO
Pierwej żyto na piasku, niżeli to chybi, Że zastawnik pustoszy stawy, a nie rybi. Jać jednego powiatu, lecz ty sędzią sześci, Takowych kontrowersyj nasłuchasz się częściej, Ile widzę z pisania. Cieszyć mi się godzi, Że cię przeszły
stało pieniędzy.” Idę przecie i moknę, już mi kapie z nosa,
Uprzedziła ozdoba potrzebę do trzosa. Szedszy potem, śmiałem się sam z siebie w ostatku. Żal mi było marnego pieniędzy wydatku: Żyłżem ja bez tych rzeczy i mogłem żyć dłużej. Niechże każdy, przez Kraków idąc, oczy mruży. 206 (F). DO JEGOMOŚCI PANA JERZEGO POTOCKIEGO, SĘDZIEGO KRAKOWSKIEGO
Pierwej żyto na piasku, niżeli to chybi, Że zastawnik pustoszy stawy, a nie rybi. Jać jednego powiatu, lecz ty sędzią sześci, Takowych kontrowersyj nasłuchasz się częściej, Ile widzę z pisania. Cieszyć mi się godzi, Że cię przeszły
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 96
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
Tak przez kij wyniść z kuchnie, jako i przez wodę. Wolę pod miecz niż w jarzmo, niż iść do okowu. Jeszcze bym wątpił, gdyby nie umierać znowu, Lecz się opaskudziwszy taką klępą szpetną, Po staremu umierać, wolę, że mię zetną. To chłop dobry, kto oka przed śmiercią nie mruży. Czyń, mistrzu, co masz czynić, nie chcę mówić dłużej.” Toż Dorota, skoro jej rodzicy potuszą, Użaliwszy się, białą Marcina łoktuszą Okryje przed katowskim nad szyją orężem: Kiedy Bartek nie żyje, chce go swym mieć mężem. A ten z kozłem: „Jakem się udał jej przed
Tak przez kij wyniść z kuchnie, jako i przez wodę. Wolę pod miecz niż w jarzmo, niż iść do okowu. Jeszcze bym wątpił, gdyby nie umierać znowu, Lecz się opaskudziwszy taką klępą szpetną, Po staremu umierać, wolę, że mię zetną. To chłop dobry, kto oka przed śmiercią nie mruży. Czyń, mistrzu, co masz czynić, nie chcę mówić dłużej.” Toż Dorota, skoro jej rodzicy potuszą, Użaliwszy się, białą Marcina łoktuszą Okryje przed katowskim nad szyją orężem: Kiedy Bartek nie żyje, chce go swym mieć mężem. A ten z kozłem: „Jakem się udał jej przed
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 169
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
ci sam był pojedynkiem miły; Ale że afekt podzielasz serdeczny, I we mnie zaraz żądze się zmieniły Ani mię zwabisz przez słowa zdradliwe: Nie wierzę-ć, boś mi zabiła za żywe.
Niech ci kto inszy tymże szczęściem służy, Że go jako mnie oszukasz i zdradzisz; Darmo-ć się oko smętnym płaczem mruży, Darmo się stroisz i zwierciadła radzisz, Darmo się na twą gładkość, przedtem duży Na serce moje rynsztunek, tak sadzisz. Strój twój, frasunek, gładkość i pieszczoty — Wszytko to za nic; cnoty-m ja chciał, cnoty.
Szaloną miłość, troskę, afekt ślepy Rozrzutne twoje uleczyły chęci, Serca mi więcej nie
ci sam był pojedynkiem miły; Ale że afekt podzielasz serdeczny, I we mnie zaraz żądze się zmieniły Ani mię zwabisz przez słowa zdradliwe: Nie wierzę-ć, boś mi zabiła za żywe.
Niech ci kto inszy tymże szczęściem służy, Że go jako mnie oszukasz i zdradzisz; Darmo-ć się oko smętnym płaczem mruży, Darmo się stroisz i zwierciadła radzisz, Darmo się na twą gładkość, przedtem duży Na serce moje rynsztunek, tak sadzisz. Strój twój, frasunek, gładkość i pieszczoty — Wszytko to za nic; cnoty-m ja chciał, cnoty.
Szaloną miłość, troskę, afekt ślepy Rozrzutne twoje uleczyły chęci, Serca mi więcej nie
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 102
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
zakwitną, W wieczór poschłe Priapi helespontscy wytną. Więcej niż w morskiej fali, która w niepogodę Wspieniwszy się dopiero strojną gubi wodę, A delfini po brzegach igrając z chłopięty, Srebrną pianę i wiatrem gonią szum nadęty. Ehej! co tak świetnego w oczach ludzkich było, Żeby raz się zawziąwszy do końca świeciło? Jeśli mruży i slońce oko swe złocone, Grubym worem i ziemią ciężką zawalone. Co w stali tak twardego, czemu przez lat siła Popiół i rdza śmiertelnej skazy nie wadziła? Jeśli się nie zostały na swym fundamencie Kowane piramidy w twardym diamencie. Co i tak wspaniałego, że we mgnieniu oka, W Acherunty nagłębsze nie spadło z
zakwitną, W wieczór poschłe Pryapi helespontscy wytną. Więcej niż w morskiej fali, która w niepogodę Wspieniwszy się dopiero strojną gubi wodę, A delfini po brzegach igrając z chłopięty, Srebrną pianę i wiatrem gonią szum nadęty. Ehej! co tak świetnego w oczach ludzkich było, Żeby raz się zawziąwszy do końca świeciło? Jeżli mruży i slońce oko swe złocone, Grubym worem i ziemią ciężką zawalone. Co w stali tak twardego, czemu przez lat siła Popiół i rdza śmiertelnej skazy nie wadziła? Jeżli się nie zostały na swym fundamencie Kowane piramidy w twardym dyamencie. Co i tak wspaniałego, że we mgnieniu oka, W Acherunty nagłębsze nie spadło z
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 37
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
na wczorajszej kolacji, deboszu i pijatyce dobrze się przeważyć musiała, a jakże w takiej niesposobności komunikować, gdzieby dobrze spać i wyszumać się potrzeba.
Mikołaj: To tak wielką łaskę Boską i stolice apostolskiej opuścić przydzie? Stanisław: Nietrudno pomazańcowi Boskiemu o odpust z Rzymu. Zdrada zaś nieprzyjazna nigdy oka nie mruży, dokaże swego i w samym najświętszym komunikancie.
Mikołaj: Ach, dlaboga! Snadniej by to być mogło w potażu albo w frykasie na kolacji.
Stanisław: Świższy o tym, jak mówię, przykład, lubo tego z wielą podciwymi nie aprobuję.
Mikołaj: To takim sposobem jest racja żyć lada jako na świecie.
na wczorajszej kolacyi, deboszu i pijatyce dobrze się przeważyć musiała, a jakże w takiej niesposobności komunikować, gdzieby dobrze spać i wyszumać się potrzeba.
Mikołaj: To tak wielką łaskę Boską i stolice apostolskiej opuścić przydzie? Stanisław: Nietrudno pomazańcowi Boskiemu o odpust z Rzymu. Zdrada zaś nieprzyjazna nigdy oka nie mruży, dokaże swego i w samym najświętszym komunikancie.
Mikołaj: Ach, dlaboga! Snadniej by to bydź mogło w potażu albo w frykasie na kolacyi.
Stanisław: Świższy o tym, jak mówię, przykład, lubo tego z wielą podciwymi nie aprobuję.
Mikołaj: To takim sposobem jest racyja żyć lada jako na świecie.
Skrót tekstu: MałpaCzłow
Strona: 241
Tytuł:
Małpa Człowiek
Autor:
Anonim
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
satyry, traktaty
Tematyka:
obyczajowość
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1715
Data wydania (nie wcześniej niż):
1715
Data wydania (nie później niż):
1715
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Archiwum Literackie
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Paulina Buchwaldówna
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wroclaw
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1962
założywszy Ojczyznę, przeciwny wytrzymać zamach: boć zwyczajna: vi opus est, ut vim repellamus. Dla czego chyba inquus złotej wolności aestimator, który natarczywym imprezom vinctas daje gdy remissas manus, boć wiadomo: że libertas per inertiam amittitur. Nie Orła Polskiego pullus, który non ministrat sulmina belli, i przed wojennym mruży powiekę blaskiem. Cale jest nie porządny vivendi amor, tak krwi żałować, gdzie corpori Reipublicae maligna zawziętych paroksizmów dopieka: albo nie biec na ratunek, gdzie securitati gwałt się dzieje. Już nie tak Classicum wojennym Mars Polski, jako na trwogę same bijąc pericula nie na ochotnika każą, jako raczej przymuszają na koń siadać,
záłożywszy Oyczyznę, przećiwny wytrzymáć zámách: boć zwyczáyna: vi opus est, ut vim repellamus. Dla czego chybá inquus złotey wolnośći aestimator, ktory nátárczywym imprezom vinctas dáje gdy remissas manus, boć wiádomo: że libertas per inertiam amittitur. Nie Orłá Polskiego pullus, ktory non ministrat sulmina belli, y przed wojennym mruży powiekę bláskiem. Cále jest nie porządny vivendi amor, ták krwi żáłowáć, gdźie corpori Reipublicae máligna zawźiętych pároxizmow dopieka: álbo nie biec ná rátunek, gdźie securitati gwałt śię dźieje. Już nie ták Classicum wojennym Márs Polski, jáko ná trwogę sáme bijąc pericula nie ná ochotniká każą, jáko ráczey przymuszáją ná koń śiadáć,
Skrót tekstu: BystrzPol
Strona: D5
Tytuł:
Polak sensat
Autor:
Wojciech Bystrzonowski
Drukarnia:
Drukarnia Akademicka Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Wilno
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty naukowo-dydaktyczne lub informacyjno-poradnikowe
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1733
Data wydania (nie wcześniej niż):
1733
Data wydania (nie później niż):
1733
, wiewiór, zdebie. Mają ptacy drapieżni skrzydła, haki, spony, I do inszych zaboju, i do swej obrony; Mają pławy na rzeki i jeziora wodni, Gdzie tak od wilka, jako od orła swobodni. Mizernego zajączka natura obnaży Ze wszytkiego, że zawsze siedzi jak na straży: Oczu i śpiąc nie mruży, tak w polu, jak w kniei, W nogach wszytka, lecz myli często się w nadziei, Bo go ze zwierzów ryś, lis, chart, wilk, z ptaków kania, Orzeł, raróg, jastrząb, kruk i sowa ugania. Co ich w sieci, co w sidłach, co ginie od kule
, wiewiór, zdebie. Mają ptacy drapieżni skrzydła, haki, spony, I do inszych zaboju, i do swej obrony; Mają pławy na rzeki i jeziora wodni, Gdzie tak od wilka, jako od orła swobodni. Mizernego zajączka natura obnaży Ze wszytkiego, że zawsze siedzi jak na straży: Oczu i śpiąc nie mruży, tak w polu, jak w kniei, W nogach wszytka, lecz myli często się w nadziei, Bo go ze zwierzów ryś, lis, chart, wilk, z ptaków kania, Orzeł, raróg, jastrząb, kruk i sowa ugania. Co ich w sieci, co w sidłach, co ginie od kule
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 69
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
gór tylko nie wywraca, Aż do śmierci swej szuka, i posłom przepłaca. Słysząc okoliczności zgadzających wiele, Dziwuje się ten, co mu tak miękko pościele, Choć na twardym kamieniu; więc się chroni pierza, Nie śmie spać, choć sen morzy, bo mu nie dowierza; Przez kilka nocy oczu nim zdjętych nie mruży, Bojąc się, usnąwszy raz, żeby nie spał dłużej. Co spał Epimenides lat, ja żyję tyle, Jeśli żyję, jeśli się na życiu nie mylę; Bo spanie, które w komput nie wchodzi żywota, Wyjąwszy, barzo mała dni zostanie kwota. Wyjmęli z niej zabawy świeckie z próżnowaniem, Nie masz
gór tylko nie wywraca, Aż do śmierci swej szuka, i posłom przepłaca. Słysząc okoliczności zgadzających wiele, Dziwuje się ten, co mu tak miękko pościele, Choć na twardym kamieniu; więc się chroni pierza, Nie śmie spać, choć sen morzy, bo mu nie dowierza; Przez kilka nocy oczu nim zdjętych nie mruży, Bojąc się, usnąwszy raz, żeby nie spał dłużej. Co spał Epimenides lat, ja żyję tyle, Jeśli żyję, jeśli się na życiu nie mylę; Bo spanie, które w komput nie wchodzi żywota, Wyjąwszy, barzo mała dni zostanie kwota. Wyjmęli z niej zabawy świeckie z próżnowaniem, Nie masz
Skrót tekstu: PotMorKuk_III
Strona: 185
Tytuł:
Moralia
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty, pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1688
Data wydania (nie wcześniej niż):
1688
Data wydania (nie później niż):
1688
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
mam największą w lecie, Gdyby był ze mnie piecuch leżuch podły, Gdybym zadosyć nie czynił mej szarzy, Każdy mnie z Braci przed Bogi oskarży. Gdybyś widziała, jak mi ten dzień zniknoł, Radbym go jeszcze był przeciągnoł dłuży, Ledwiem na słońce zuchwale nie krzyknoł, Ze mrok powstaje, zorza oczy mruży, Nigdym szczęśliwszą nie uraczon chwilą, Jak dziś gdzie dotąd chęci moje kwilą. Byłem w Ogrodzie Bogini od szczęścia, Nic piękniejszego w świecie nie masz nad nią Żyje swobodnie bez Jarżma zamęzcia Ale przyjść do niej nie każdemu snadnie, Tam się z Nimfami, długo bawiąc w nocy Mojej w ochłodzie żądała pomocy.
mam náywiększą w lecie, Gdyby był ze mnie piecuch leżuch podły, Gdybym zádosyć nie czynił mey szárzy, Każdy mnie z Bráci przed Bogi oskárzy. Gdybyś widziała, iák mi ten dzień zniknoł, Rádbym go ieszcze był przeciągnoł dłuży, Ledwiem ná słońce zuchwále nie krzyknoł, Ze mrok powstaie, zorza oczy mruży, Nigdym szczęśliwszą nie uráczon chwilą, Ják dziś gdzie dotąd chęći moie kwilą. Byłem w Ogrodzie Bogini od szczęścia, Nic pięknieyszego w świecie nie masz nad nię Zyie swobodnie bez Járżma zámęzcia Ale przyiść do niey nie każdemu snadnie, Tam się z Nimfami, długo bawiąc w nocy Moiey w ochłodzie żądáła pomocy.
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 17
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752
każda z nich bez braku, ADOLF je widział niechże o nich powi. Ale jakby mu ktoś dał pod nos finfę Tak skoczył jednę obaczywszy Nimfę. Biega, cień łapa, w próżnym Gabinecie, Gniewa się oto, iże niespał dłuży, Nie masz nikogo, on ugania przecię, Gwałtem powieki zamyka, to mruży, Wypadł z cholerą, spoyźrzy w czystą studnię, W której po słońcu poznał że południe.
Żałować począł, czasu co upłynął, Śpiąc nad potrzebę, umbry tylko chwytał. Co prędzej się w Płaszcz zielony obwinął, Już też zębami na Fortunę zgrzytał, Pałac obchodził, szukał Forty, Bramy, Cóż mnie tu jeszcze
każda z nich bez bráku, ADOLF ie widział niechże o nich powi. Ale iákby mu ktoś dał pod nos finfę Ták skoczył iednę obaczywszy Nimfę. Biega, cień łápa, w prożnym Gábinecie, Gniewa się oto, iże niespał dłuży, Nie masz nikogo, on ugánia przecię, Gwáłtem powieki zámyka, to mruży, Wypádł z cholerą, spoyźrzy w czystą studnię, W ktorey po słońcu poznáł że południe.
Záłować począł, czasu co upłynął, Spiąc nád potrzebę, umbry tylko chwytał. Co prędzey się w Płaszcz zielony obwinął, Już też zębami ná Fortunę zgrzytał, Páłac obchodził, szukał Forty, Bramy, Coż mnię tu ieszcze
Skrót tekstu: DrużZbiór
Strona: 50
Tytuł:
Zbiór rytmów
Autor:
Elżbieta Drużbacka
Miejsce wydania:
Warszawa
Region:
Mazowsze
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
pieśni, poematy epickie, satyry, żywoty świętych
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1752
Data wydania (nie wcześniej niż):
1752
Data wydania (nie później niż):
1752