znalazłszy/ szablą tylko się hasło dawało/ żeśmy nie ich pobratynowie. Nie chybiły nas lodowatego morza niewczasy/ które próżnujący w-ciepłej izbie z-trudnością na Mapie znajdują. kilka dni tedy zmarzłym brzegiem idąc do lądu/ skały obłoczyste nie pozwalały nam dalszego brzegu dotkąć/ lubo ochota pałała. Naostatek w-daleką drogę zawziąwszy się nadciągnęliśmy/ kędy dla pochopu i pędu wpadających rzek lód się drozgotać poczynał/ i z-bałwanami mięszać/ jakoby góry z górami się potykały: który grzmot i zgrzyt lodów kruszących się słyszeliśmy z-daleka na kilka mil. Od tąd nam mięszać się przyszło/ bo żaden drugiego wysłuchać od huku nie mógł. Tak nie wiele
znalaszszy/ száblą tylko się hásło dawáło/ żeśmy nie ich pobrátynowie. Nie chybiły nas lodowátego morzá niewczásy/ ktore proznuiący w-ćiepłey izbie z-trudnośćią ná Mápie znáyduią. kilká dni tedy zmárzłym brzegiem idąc do lądu/ skáły obłoczyste nie pozwaláły nam dálszego brzegu dotkąć/ lubo ochotá pałałá. Náostatek w-dáleką drogę záwźiąwszy się nádćiągnęliśmy/ kędy dla pochopu i pędu wpadáiących rzek lod się drozgotáć poczynał/ i z-báłwánámi mięszáć/ iákoby gory z gorámi się potykáły: ktory grzmot i zgrzyt lodow kruszących się słyszeliśmy z-dáleká ná kilká mil. Od tąd nam mięszáć się przyszło/ bo żaden drugiego wysłucháć od huku nie mogł. Ták nie wiele
Skrót tekstu: PisMów_II
Strona: 75
Tytuł:
Mówca polski, t. 2
Autor:
Jan Pisarski
Drukarnia:
Drukarnia Kolegium Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
mowy okolicznościowe
Tematyka:
retoryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1676
Data wydania (nie wcześniej niż):
1676
Data wydania (nie później niż):
1676
Sklijć mieli? A le gdy zastawił w tym Syna; A sam przysiągł na Szable, zaraz Poganina Tym uchwycił. Który już swoje mia przyczynki, I do tąd zatrzymane sobie upominki, Dawno do nas: że pierwej każe się co precy Siedmiom z-nim nagotować Tatarom tysięcy: Toż się sam obiecując jednoby z-Pułnocy Wojska mu nadciągnęły, w-pretkiej być pomocy. Do Tatarów zbiega Część PIERWSZA
A tu Hetman gdy o tym zupełniej się sprawi, Noclegami pretkiemi po nim się wyprawi; Chcąc Hydrę te zatłumić (jako mówił) w zielu, I początkom zabieżeć. Ale z-przyczyn wielu, Nadewszystko dla zimy tedy niestatecznej, Nie mogąc mieć przystepu
Skliić mieli? A le gdy zastawił w tym Syna; A sam przysiągł na Szable, zaraz Poganina Tym uchwyćił. Ktory iuż swoie mia przyczynki, I do tąd zátrzymáne sobie upominki, Dawno do nas: że pierwey każe sie co precy Siedmiom z-nim nagotowáć Tátárom tysiecy: Toż sie sam obiecuiąc iednoby z-Pułnocy Woyska mu nadćiągnęły, w-pretkiey bydź pomocy. Do Tatarow zbiega CZESC PIERWSZA
A tu Hetman gdy o tym zupełniey sie sprawi, Noclegami pretkiemi po nim sie wyprawi; Chcąc Hydrę te zatłumić (iako mowił) w zielu, I początkom zabieżeć. Ale z-przyczyn wielu, Nadewszystko dla źimy tedy niestateczney, Nie mogąc mieć przystepu
Skrót tekstu: TwarSWoj
Strona: 7
Tytuł:
Wojna domowa z Kozaki i z Tatary
Autor:
Samuel Twardowski
Drukarnia:
Collegium Calissiensis Societatis Iesu
Miejsce wydania:
Kalisz
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1681
Data wydania (nie wcześniej niż):
1681
Data wydania (nie później niż):
1681
deklaracją pobiegłem do Warszawy do rodziców moich, którym się to nie podobało, a tak smutny, znowu pojechawszy do regimentarza i podziękowawszy mu za jego łaskę, pojechałem z rodzicami mymi do Bębnowa, gdzie niedługo bawiąc, rodzice moje przyjechali w województwo brzeskie i w Szeszowie, dobrach swoich, rezydencją zimową założyli.
Nim nadciągnęła Moskwa bez żadnego zatrzymania do Warszawy, regimentarz koronny kazał pałac w Warszawie najjaśniejszego elektora saskiego, teraźniejszego króla imci naszego, w
którym około sta Sasów i oficerów różnych czekając na przyście Moskwy zawarło się, atakować, gdzie nie bez stracenia kilkunastu gwardii koronnej żołnierzów wzięto pałac i Sasów w nim będących w niewolę zabrano. A
deklaracją pobiegłem do Warszawy do rodziców moich, którym się to nie podobało, a tak smutny, znowu pojechawszy do regimentarza i podziękowawszy mu za jego łaskę, pojechałem z rodzicami mymi do Bębnowa, gdzie niedługo bawiąc, rodzice moje przyjechali w województwo brzeskie i w Szeszowie, dobrach swoich, rezydencją zimową założyli.
Nim nadciągnęła Moskwa bez żadnego zatrzymania do Warszawy, regimentarz koronny kazał pałac w Warszawie najjaśniejszego elektora saskiego, teraźniejszego króla jmci naszego, w
którym około sta Sasów i oficerów różnych czekając na przyście Moskwy zawarło się, atakować, gdzie nie bez stracenia kilkunastu gwardii koronnej żołnierzów wzięto pałac i Sasów w nim będących w niewolę zabrano. A
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 75
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
natenczas pod Żodziszkami będąca trudna bardzo była do przeprawy, bo kra gęsta po wielkich pierwej rozcieczach iść zaczęła, a że na ten report regimentarz podochocony mało dbającym pokazał się, rozgniewał się Paszkowski, który prawie jeden pracował, i żadnej placowej straży nie zostawiwszy, odjechał na swoją kwaterę. Gdyby była Moskwa do Żodziszek tej nocy nadciągnęła, żadnego by do salwowania się sposobu nie było, ale przed północą tak gwałtowny mróz uderzył, żeśmy o świcie przez Wilią przeszli.
Poszliśmy potem ku Wilnowi i stanęliśmy w leśnictwie międzyrzeckim, od Wilna o mil cztery, gdzie Odachowskiego, skarbnego lit., porucznika petyhorskiego, na przedmieściu wileńskim zbyt bezpiecznie ulokowanego
natenczas pod Żodziszkami będąca trudna bardzo była do przeprawy, bo kra gęsta po wielkich pierwej rozcieczach iść zaczęła, a że na ten report regimentarz podochocony mało dbającym pokazał się, rozgniewał się Paszkowski, który prawie jeden pracował, i żadnej placowej straży nie zostawiwszy, odjechał na swoją kwaterę. Gdyby była Moskwa do Żodziszek tej nocy nadciągnęła, żadnego by do salwowania się sposobu nie było, ale przed północą tak gwałtowny mróz uderzył, żeśmy o świcie przez Wilią przeszli.
Poszliśmy potem ku Wilnowi i stanęliśmy w leśnictwie międzyrzeckim, od Wilna o mil cztery, gdzie Odachowskiego, skarbnego lit., porucznika petyhorskiego, na przedmieściu wileńskim zbyt bezpiecznie ulokowanego
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 98
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
niektórzy pierzchać poczęli. Poszli tedy szczęśliwie Moskale do Kowna bez wydania do nich ognia, a regimentarz przyszedł skoro dzień do Balbierzyszek, gdzie tabory i tę garstkę piechoty w całości zastał, a Michał Buchowiecki, rotmistrz brzeski, w dzień wszedłszy do Pren, zostawione konie, kulbaki i płaszcze moskiew-skie pozabierał i do Balbierzyszek za regimentarzem nadciągnął.
Z Balbierzyszek ruszył się regimentarz na Ludwinów do Kalwarii. Tam także niedługo bawiąc, a w częstych trwogach będąc, po różnych nocnych i dziennych marszach stanęliśmy w Sidrze i tam, sprowadziwszy z ekonomii grodzieńskiej, po które i ja do klucza kwaszowskiego komenderowany byłem, prowianty, niedziel ze trzy zabawiliśmy.
niektórzy pierzchać poczęli. Poszli tedy szczęśliwie Moskale do Kowna bez wydania do nich ognia, a regimentarz przyszedł skoro dzień do Balbierzyszek, gdzie tabory i tę garstkę piechoty w całości zastał, a Michał Buchowiecki, rotmistrz brzeski, w dzień wszedłszy do Pren, zostawione konie, kulbaki i płaszcze moskiew-skie pozabierał i do Balbierzyszek za regimentarzem nadciągnął.
Z Balbierzyszek ruszył się regimentarz na Ludwinów do Kalwarii. Tam także niedługo bawiąc, a w częstych trwogach będąc, po różnych nocnych i dziennych marszach stanęliśmy w Sidrze i tam, sprowadziwszy z ekonomii grodzieńskiej, po które i ja do klucza kwaszowskiego komenderowany byłem, prowianty, niedziel ze trzy zabawiliśmy.
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 99
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
a prosto z Murawczyc chłopów posłał, aby chłopów czerniewskich pasących bydło zabawiali, aby ich mógł połapać. Ci chłopi murawczyccy przestrzegli chłopów czerniewskich, aby czym prędzej do wsi Czerniewa z bydłem uciekali, gdyż ich podstarości minkowicki ma napaść i pozabijać, co chłopi czerniewscy usłyszawszy, z, bydłem do wsi swojej uciekli, a tymczasem nadciągnął Dąbrowski na wieś Czerniewo. Począł z chlewów bydło gwałtem zabierać. Ludzie się bronili, już we wsi bydła swego nie dawali. Począł tedy Dąbrowski i z drugimi dwornymi ludźmi do chłopów czerniewskich strzelać. Postrzelił tedy dwóch poddanych moich, dosyć niebezpiecznie glutami, trzeciego poddanego mariańskiego i czwartego chłopa ipani Horbowskiej, ale tego nieszkodliwie.
a prosto z Murawczyc chłopów posłał, aby chłopów czerniewskich pasących bydło zabawiali, aby ich mógł połapać. Ci chłopi murawczyccy przestrzegli chłopów czerniewskich, aby czym prędzej do wsi Czerniewa z bydłem uciekali, gdyż ich podstarości minkowicki ma napaść i pozabijać, co chłopi czerniewscy usłyszawszy, z, bydłem do wsi swojej uciekli, a tymczasem nadciągnął Dąbrowski na wieś Czerniewo. Począł z chlewów bydło gwałtem zabierać. Ludzie się bronili, już we wsi bydła swego nie dawali. Począł tedy Dąbrowski i z drugimi dwornymi ludźmi do chłopów czerniewskich strzelać. Postrzelił tedy dwóch poddanych moich, dosyć niebezpiecznie glutami, trzeciego poddanego mariańskiego i czwartego chłopa jpani Horbowskiej, ale tego nieszkodliwie.
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 411
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
, lubo generał w wojsku saskim Sybilski, Polak, będący naówczas z swoim regimentem konnym w komendzie Apraksyma, mocno się napierał i wadził, aby iść za Prusakami, którym tymczasem nie dawać odpoczynku i w dzień, i w nocy około nich biegając i napadając, wpóki wojsko moskiewskie nie przyjdzie do sprawy i z wielką nie nadciągnie artylerią — ale ta perswazja nic nie pomogła.
Feldtmarszałek Apraksym posłał kuriera do Peterburga z raportem o mniej szczęśliwej welawskiej batalii i czekał na dalsze ordynanse, a generał Lewald nabiwszy Moskałów udał się ku Królewcowi i tam czekał na dalsze moskiewskie obroty. Jako zaś w Peterburgu była mocna fakcja króla pruskiego u sukcesorki tronu moskiewskiego i Beztuszef
, lubo generał w wojsku saskim Sybilski, Polak, będący naówczas z swoim regimentem konnym w komendzie Apraksyma, mocno się napierał i wadził, aby iść za Prusakami, którym tymczasem nie dawać odpoczynku i w dzień, i w nocy około nich biegając i napadając, wpóki wojsko moskiewskie nie przyjdzie do sprawy i z wielką nie nadciągnie artylerią — ale ta perswazja nic nie pomogła.
Feldtmarszałek Apraksym posłał kuriera do Peterburga z raportem o mniej szczęśliwej welawskiej batalii i czekał na dalsze ordynanse, a generał Lewald nabiwszy Moskałów udał się ku Królewcowi i tam czekał na dalsze moskiewskie obroty. Jako zaś w Peterburgu była mocna fakcja króla pruskiego u sukcesorki tronu moskiewskiego i Beztuszeff
Skrót tekstu: MatDiar
Strona: 851
Tytuł:
Diariusz życia mego, t. I
Autor:
Marcin Matuszewicz
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1754 a 1765
Data wydania (nie wcześniej niż):
1754
Data wydania (nie później niż):
1765
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Bohdan Królikowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1986
jedni z domów wychodząc na kolana padali, a drudzy krzyżem, wołając to niemieckim, to łacińskim językiem: ,,Ave Salvator". Po tym we wtorek z noclegu ruszyło się wojsko, aby fortecę bardziej nie ogłodziło i poszło z jedne mile, czyli dalej, gdzie spodziewaliśmy się Cesarza. Jakoż we środę nadciągnął do nas, bo był o dwanaście mil od Widnia w jednej fortecy, ale nie wiem jak zwanej, który Cesarz, jak się zbliżył, dano znać; wojsko już go w szyku czekało, a Król niedaleko wyjachał z wojska z hetmanem wielkim Stanisławom Jabłonowskim obviam Cesarzowi, hetman zaś polny Mikołaj Sieniawski został się przy wojsku
jedni z domów wychodząc na kolana padali, a drudzy krzyżem, wołając to niemieckim, to łacińskim językiem: ,,Ave Salvator". Po tym we wtorek z noclegu ruszyło się wojsko, aby fortecę bardziej nie ogłodziło i poszło z jedne mile, czyli dalej, gdzie spodziewaliśmy się Cesarza. Jakoż we środę nadciągnął do nas, bo był o dwanaście mil od Widnia w jednej fortecy, ale nie wiem jak zwanej, który Cesarz, jak się zbliżył, dano znać; wojsko już go w szyku czekało, a Król niedaleko wyjachał z wojska z hetmanem wielkim Stanisławom Jabłonowskim obviam Cesarzowi, hetman zaś polny Mikołaj Sieniawski został się przy wojsku
Skrót tekstu: DyakDiar
Strona: 71
Tytuł:
Diariusz wiedeńskiej okazji
Autor:
Mikołaj Dyakowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki, relacje
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1717 a 1720
Data wydania (nie wcześniej niż):
1717
Data wydania (nie później niż):
1720
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Józef A. Kosiński, Józef Długosz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Ministerstwo Obrony Narodowej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
dwa tysiące wojska tureckiego, to niech się na nich pożywi hołota; wiem, że ich łatwo dobędą, bo to tam zbierana drużyna, okopek mizerny, armat też nie mają". Jakoż tak było w samej rzeczy, a tego Król nie wiedział, że po wyjeździe z Parkanów tych złapanych Turków w nocy nadciągnęło czterdzieści tysięcy wojska. Idzie tedy oboźny na tenczas, Charczewski nazwiskiem (który potym był kasztelanem halickim), z szachownicą, podług zwyczaju, przed przednią strażą i ludzie przy szachownicy, podług ordynansu zatoczenia obozu i rozdania miejsc, ciągną się ku Parkanom. Aż tu się pokazują nieprzyjacielskie kupy, które postrzegłszy oboźny zatrzymał się z
dwa tysiące wojska tureckiego, to niech się na nich pożywi hołota; wiem, że ich łatwo dobędą, bo to tam zbierana drużyna, okopek mizerny, armat też nie mają". Jakoż tak było w samej rzeczy, a tego Król nie wiedział, że po wyjeździe z Parkanów tych złapanych Turków w nocy nadciągnęło czterdzieści tysięcy wojska. Idzie tedy oboźny na tenczas, Charczewski nazwiskiem (który potym był kasztelanem halickim), z szachownicą, podług zwyczaju, przed przednią strażą i ludzie przy szachownicy, podług ordynansu zatoczenia obozu i rozdania miejsc, ciągną się ku Parkanom. Aż tu się pokazują nieprzyjacielskie kupy, które postrzegłszy oboźny zatrzymał się z
Skrót tekstu: DyakDiar
Strona: 75
Tytuł:
Diariusz wiedeńskiej okazji
Autor:
Mikołaj Dyakowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki, relacje
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1717 a 1720
Data wydania (nie wcześniej niż):
1717
Data wydania (nie później niż):
1720
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Józef A. Kosiński, Józef Długosz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Ministerstwo Obrony Narodowej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
się wyciąga, posyła strażnik do Króla i hetmana, aby z wojskiem spieszyli, bo nie wytrzyma z pierwszą strażą, gdyż się ochotnik bardzo gęsto ściera. Nadciąga Król i hetman, natenczas Jabłonowski, gdyż drugi hetman, Sieniawski, został chory w Preszburgu. Zaraz in konfuso wszystkie rzeczy poczęli iść: piechoty i armaty nie nadciągnęli, wojsko cesarskie nie zbiegło, nasi się poczęli szykować, ale nie do ładu, bo rozwodu nie dał nieprzyjaciel, to jest pasza sylistryjski, który się potym w subotę w niewolę naszą dostał. Najpierw wsiadł na lewe skrzydło; w tym przypada Król sam do dragoniji konnej, bardzo pięknej i moderownej, osobliwie w konie
się wyciąga, posyła strażnik do Króla i hetmana, aby z wojskiem spieszyli, bo nie wytrzyma z pierwszą strażą, gdyż się ochotnik bardzo gęsto ściera. Nadciąga Król i hetman, natenczas Jabłonowski, gdyż drugi hetman, Sieniawski, został chory w Preszburgu. Zaraz in confuso wszystkie rzeczy poczęli iść: piechoty i armaty nie nadciągnęli, wojsko cesarskie nie zbiegło, nasi się poczęli szykować, ale nie do ładu, bo rozwodu nie dał nieprzyjaciel, to jest pasza sylistryjski, który się potym w subotę w niewolę naszą dostał. Najpierw wsiadł na lewe skrzydło; w tym przypada Król sam do dragoniji konnej, bardzo pięknej i moderownej, osobliwie w konie
Skrót tekstu: DyakDiar
Strona: 76
Tytuł:
Diariusz wiedeńskiej okazji
Autor:
Mikołaj Dyakowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
literatura faktograficzna
Gatunek:
pamiętniki, relacje
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1717 a 1720
Data wydania (nie wcześniej niż):
1717
Data wydania (nie później niż):
1720
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Józef A. Kosiński, Józef Długosz
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Ministerstwo Obrony Narodowej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983