. ANIELSKIE MIESZKANIE
Wielki gmach, lecz i piękny, dwoje widzę piętro, A jako Włoszy mówią: defora i dentro, To tam mnie, to sam wodzi gospodarz ochoczy (Jakoż było co widzieć, było czym paść oczy), Przestrone galeryje, wczesne gardaroby, Skryte gabinety, swej inwencyjej mody Prezentując, nakoło pawilon wesoły. Tu spać, tu jeść, misami tu zastawiać stoły; Tu się, jeśli przyjedzie, z przyjacielem bawić; Tu gościa przyjąć, tu go noclegiem postawić. Jest lamus, jest spiżarnia, altana we środku, Kuchnia, apteka; tylko nie widzę wychodku. Postrzegszy, czego szukam, powie mi po
. ANIELSKIE MIESZKANIE
Wielki gmach, lecz i piękny, dwoje widzę piętro, A jako Włoszy mówią: defora i dentro, To tam mnie, to sam wodzi gospodarz ochoczy (Jakoż było co widzieć, było czym paść oczy), Przestrone galeryje, wczesne gardaroby, Skryte gabinety, swej inwencyjej mody Prezentując, nakoło pawilon wesoły. Tu spać, tu jeść, misami tu zastawiać stoły; Tu się, jeśli przyjedzie, z przyjacielem bawić; Tu gościa przyjąć, tu go noclegiem postawić. Jest lamus, jest spiżarnia, altana we środku, Kuchnia, apteka; tylko nie widzę wychodku. Postrzegszy, czego szukam, powie mi po
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 143
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
było, że mię wzrok twój juszy, A nie uleczy: zamknęłaś i uszy. Więc twarz twa wabi (o, jaka ochota!), A serce okna zamknęło i wrota. NA ZAUSZNICE W WĘŻE
Złote jabłka murzyński Atlas sadu swego Oddał w straż nieuchronną węża nieśpiącego;
Tymże sobie sposobem miłość postąpiła I nakoło cię strażą wężów osadziła, Bojąc się, żeby cię kto nie chciał okraść, bo ty W zanadrzu nosisz jabłka, na głowie włos złoty. DIANA NA FONTANIE
Strudzona łowem, nad moim, bogini, Śpię zdrojem, a szum z niego mi sen czyni; Nie budź mię, proszę, i za twą wygodę Cicho
było, że mię wzrok twój juszy, A nie uleczy: zamknęłaś i uszy. Więc twarz twa wabi (o, jaka ochota!), A serce okna zamknęło i wrota. NA ZAUSZNICE W WĘŻE
Złote jabłka murzyński Atlas sadu swego Oddał w straż nieuchronną węża nieśpiącego;
Tymże sobie sposobem miłość postąpiła I nakoło cię strażą wężów osadziła, Bojąc się, żeby cię kto nie chciał okraść, bo ty W zanadrzu nosisz jabłka, na głowie włos złoty. DIANA NA FONTANIE
Strudzona łowem, nad moim, bogini, Śpię zdrojem, a szum z niego mi sen czyni; Nie budź mię, proszę, i za twą wygodę Cicho
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 116
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
chodzę. DYSKRECJA
Kiedy pobożnej piesek Erygony Zetlałe palił role i zagony, Tam gdzie krynica przezroczyste swoje Między drzewami pędzi żywe zdroje, Zdybałem śpiącą kochaną dziewczynę Za poduszkę jej trawa, za pierzynę Cień był dębowy, a szum z bliskiej wody Smaku dodawał do snu i ochłody. Zefir jej suknią poddymał, a mali Kupidynowie nakoło igrali:
Jeden jej włosy trafił, drugi w ucho Coś o miłości poszepty wał głucho; Ten na nią wieje, ten urwane zioła W śliczne natyka warkocze dokoła, Ten różą równa z rumieńcem, ten śliczną Białą lilią równa ze płcią mleczną. Ale jeden z nich, nad insze swawolny, Kształt jej rozpinał i do
chodzę. DYSKRECJA
Kiedy pobożnej piesek Erygony Zetlałe palił role i zagony, Tam gdzie krynica przezroczyste swoje Między drzewami pędzi żywe zdroje, Zdybałem śpiącą kochaną dziewczynę Za poduszkę jej trawa, za pierzynę Cień był dębowy, a szum z bliskiej wody Smaku dodawał do snu i ochłody. Zefir jej suknią poddymał, a mali Kupidynowie nakoło igrali:
Jeden jej włosy trafił, drugi w ucho Coś o miłości poszepty wał głucho; Ten na nię wieje, ten urwane zioła W śliczne natyka warkocze dokoła, Ten różą równa z rumieńcem, ten śliczną Białą liliją równa ze płcią mléczną. Ale jeden z nich, nad insze swawolny, Kształt jej rozpinał i do
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 159
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
bierze Szczupłe członeczki z ubogiej macierze; Ciało wziął, a to zaraz grzesznej zmazy Wolne i śmierci, i grobowej skazy. Gdy było trzeba, po tak długiej nocy Herkules nowy przybył ku pomocy: Ten dwóch udusił wężów, choć w powiciu, Szatana i śmierć, nieprzyjazną życiu, Ten związał mocno Cerbera strasznego I lwa nakoło zabił krążącego, Ten syna Ziemie silnego udusił, Ten Włocha kradzież położyć przymusił, Ten swoją bronią Hydrę zamordował I brzydkie ptastwo piekielne zwojował, Ten ludzkich złości wyczyścił obory, Ten ciężar nieba na sobie niósł spory, Ten i tyrańskie porachmanił konie I przykowanej pomógł Hezyjonie, Ten droższy, niż był w hesperyjskim gaju, Zabiwszy
bierze Szczupłe członeczki z ubogiej macierze; Ciało wziął, a to zaraz grzesznej zmazy Wolne i śmierci, i grobowej skazy. Gdy było trzeba, po tak długiej nocy Herkules nowy przybył ku pomocy: Ten dwóch udusił wężów, choć w powiciu, Szatana i śmierć, nieprzyjazną życiu, Ten związał mocno Cerbera strasznego I lwa nakoło zabił krążącego, Ten syna Ziemie silnego udusił, Ten Włocha kradzież położyć przymusił, Ten swoją bronią Hydrę zamordował I brzydkie ptastwo piekielne zwojował, Ten ludzkich złości wyczyścił obory, Ten ciężar nieba na sobie niósł spory, Ten i tyrańskie porachmanił konie I przykowanej pomógł Hezyjonie, Ten droższy, niż był w hesperyjskim gaju, Zabiwszy
Skrót tekstu: MorszAUtwKuk
Strona: 213
Tytuł:
Utwory zebrane
Autor:
Jan Andrzej Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Utwory zebrane
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1971
idzie zwykłą drogą I rycerza na sobie w siedle w onem czesie, A za siodłem na krzyżu Angelikę niesie I obrok, brzydkiej foce zgotowany, bierze, Zbawiając jej rozkosznej i smacznej wieczerze. Rugier na hypogryfie lecąc, nie próżnuje, Angelikę to w piersi, to w oczy całuje.
CXIII.
Chciał beł wprzód Hiszpanią nakoło objechać; Teraz się już namyślił drogi tej zaniechać I tam, gdzie Brytania mniejsza w morze wchodzi, Do bliskich brzegów konia wodzami nawodzi, Gdzie beł las napiękniejszy w tamtej okolicy; W którem we dnie i w nocy śpiewali słowicy, W śrzodku beł zdrój i przy niem piękny smug zielony, Okryty pustą górą z tej
idzie zwykłą drogą I rycerza na sobie w siedle w onem czesie, A za siodłem na krzyżu Angelikę niesie I obrok, brzydkiej foce zgotowany, bierze, Zbawiając jej rozkosznej i smacznej wieczerze. Rugier na hypogryfie lecąc, nie próżnuje, Angelikę to w piersi, to w oczy całuje.
CXIII.
Chciał beł wprzód Hiszpanią nakoło objechać; Teraz się już namyślił drogi tej zaniechać I tam, gdzie Brytania mniejsza w morze wchodzi, Do blizkich brzegów konia wodzami nawodzi, Gdzie beł las napiękniejszy w tamtej okolicy; W którem we dnie i w nocy śpiewali słowicy, W śrzodku beł zdrój i przy niem piękny smug zielony, Okryty pustą górą z tej
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 224
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
głos i zastał w placu dosyć ciasnem Dwu bijących się z sobą w pojedynku strasznem. Żadnego na się względu, żadnego nie mają Miłosierdzia i mieczmi na się przycinają. Jeden beł jakiś wielki olbrzym okazały, Drugi, ile znać było, rycerz mężny, śmiały.
XVII.
Ten się tarczą i mieczem broni, zastawując I nakoło tam i sam rączo uskakując, Aby go jako olbrzym nie dosiągł staloną Buławą, którą nań bił z obu rącz; nad oną Drogą, kędy się bili, koń leżał zabity. Rugier wtem, gałęziami gęstemi nakryty, Stanie i bojowi się przypatrza srogiemu I życzy rycerzowi zwycięstwa onemu.
XVIII.
Nie, żeby mu
głos i zastał w placu dosyć ciasnem Dwu bijących się z sobą w pojedynku strasznem. Żadnego na się względu, żadnego nie mają Miłosierdzia i mieczmi na się przycinają. Jeden beł jakiś wielki olbrzym okazały, Drugi, ile znać było, rycerz mężny, śmiały.
XVII.
Ten się tarczą i mieczem broni, zastawując I nakoło tam i sam rączo uskakując, Aby go jako olbrzym nie dosiągł staloną Buławą, którą nań bił z obu rącz; nad oną Drogą, kędy się bili, koń leżał zabity. Rugier wtem, gałęziami gęstemi nakryty, Stanie i bojowi się przypatrza srogiemu I życzy rycerzowi zwycięstwa onemu.
XVIII.
Nie, żeby mu
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 230
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
od jednej pochodnie zapala się druga, Że się świeci ulica wszytka, jako długa; Tak gniew z jednego serca idzie do drugiego, Który chce w morze wrzucić rycerza zacnego.
XLVIII.
Ci z procami, a ci się zbiegają z łukami, Ci z mieczmi i rożnami, a ci z oszczepami, Nakoniec go nakoło zewsząd okrążają I z bliska i z daleka wszyscy go sięgają. Tak wielkiemu gwałtowi, który następuje Na niego, pan z Anglantu barzo się dziwuje; Widzi, że się chcą nad niem mścić orki zabitej, Skąd się spodziewał dzięki i chwały obfitej.
XLIX.
Jako niedźwiedź, którego po jarmarkach wodzą, Kiedy z niem
od jednej pochodnie zapala się druga, Że się świeci ulica wszytka, jako długa; Tak gniew z jednego serca idzie do drugiego, Który chce w morze wrzucić rycerza zacnego.
XLVIII.
Ci z procami, a ci się zbiegają z łukami, Ci z mieczmi i rożnami, a ci z oszczepami, Nakoniec go nakoło zewsząd okrążają I z blizka i z daleka wszyscy go sięgają. Tak wielkiemu gwałtowi, który następuje Na niego, pan z Anglantu barzo się dziwuje; Widzi, że się chcą nad niem mścić orki zabitej, Skąd się spodziewał dzięki i chwały obfitej.
XLIX.
Jako niedźwiedź, którego po jarmarkach wodzą, Kiedy z niem
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 238
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
, że się ochotnie ruszały Hufce i on wielki cug uczynił tak mały, Że jednego dnia stanął pod Paryżem z ludem, A nikt nie znał, że się to wszytko działo cudem.
XCVII.
Milczenie i tam i sam, to w przód, to na czoło, Przed wojskami biegało, to w zad, to nakoło, Uczyniwszy mgłę wielką, co je nakrywała Z bliska, ale dzień jasny dalej zostawiała; Ta prześcia dźwiękom i trąb i bębnów broniła I do nieprzyjaciela ich nie przepuściła. Potem między pogański obóz coś puściło, Co każdego i głuchem i ślepem czyniło.
XCVIII.
Kiedy z takiem kwapieniem Rynald szedł, że zgoła Właśnie się
, że się ochotnie ruszały Hufce i on wielki cug uczynił tak mały, Że jednego dnia stanął pod Paryżem z ludem, A nikt nie znał, że się to wszytko działo cudem.
XCVII.
Milczenie i tam i sam, to w przód, to na czoło, Przed wojskami biegało, to w zad, to nakoło, Uczyniwszy mgłę wielką, co je nakrywała Z blizka, ale dzień jasny dalej zostawiała; Ta prześcia dźwiękom i trąb i bębnów broniła I do nieprzyjaciela ich nie przepuściła. Potem między pogański obóz coś puściło, Co każdego i głuchem i ślepem czyniło.
XCVIII.
Kiedy z takiem kwapieniem Rynald szedł, że zgoła Właśnie się
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 319
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
Agramant z jednej tylko strony Umyślił dać, nie chcąc być z wojskiem rozdzielony, Na zachód się za rzekę Sekwanę przeprawił, Aby stamtąd drabiny bezpieczniej przystawił; Bo i pola i miasta, co mu w tył leżały, Aż do granic hiszpańskich wszytkie go słuchały.
CVI.
Gdzie jedno mur zastąpił, cesarz z każdej strony Nakoło wszędzie mocne porobił obrony, Brzegi u wielkich grobel dobrze umocniwszy I w nich gęste dla strzelby okna poczyniwszy; Gdzie w miasto wpada i gdzie wypada wodami, Poprzeciągał miąższemi rzekę łańcuchami, Ale nawięcej twierdził tam, kędy snadniejsze Przystępy być rozumiał i niebezpieczniejsze.
CVII.
Dobrze przedtem cesarz się opatrzny domyślił, Z której strony dać
Agramant z jednej tylko strony Umyślił dać, nie chcąc być z wojskiem rozdzielony, Na zachód się za rzekę Sekwanę przeprawił, Aby stamtąd drabiny bezpieczniej przystawił; Bo i pola i miasta, co mu w tył leżały, Aż do granic hiszpańskich wszytkie go słuchały.
CVI.
Gdzie jedno mur zastąpił, cesarz z każdej strony Nakoło wszędzie mocne porobił obrony, Brzegi u wielkich grobel dobrze umocniwszy I w nich gęste dla strzelby okna poczyniwszy; Gdzie w miasto wpada i gdzie wypada wodami, Poprzeciągał miąższemi rzekę łańcuchami, Ale nawięcej twierdził tam, kędy snadniejsze Przystępy być rozumiał i niebezpieczniejsze.
CVII.
Dobrze przedtem cesarz się opatrzny domyślił, Z której strony dać
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 322
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
dowiedzieć, Prosząc, aby mu chciała wszytko rozpowiedzieć, Jeśli okręty z morza, które nazywają Zachodniem, na tem wschodniem kiedy widywają I jeśli nie tykając ziemie, kto z Indii Może prześć do Francjej albo do Anglii.
XIX.
Andronika mu na to, pojźrzawszy wesoło, „Wiedz - pry - że morze ziemię obłapia nakoło I że w się jedna w drugą wchodzą wszytkie wody, Bądź tam, gdzie wre, bądź kędy morze krzepnie w lody; Ale iż się zaś wielka stąd Etiopia Rozciąga i pośrzodek sam daleko mija, Ktoś rozsiał i tak udał waszemu światowi, Że tam iść zakazano dalej Neptunowi.
XX.
Dlatego od naszego indyjskiego
dowiedzieć, Prosząc, aby mu chciała wszytko rozpowiedzieć, Jeśli okręty z morza, które nazywają Zachodniem, na tem wschodniem kiedy widywają I jeśli nie tykając ziemie, kto z Indyej Może prześć do Francyej albo do Angliej.
XIX.
Andronika mu na to, pojźrzawszy wesoło, „Wiedz - pry - że morze ziemię obłapia nakoło I że w się jedna w drugą wchodzą wszytkie wody, Bądź tam, gdzie wre, bądź kędy morze krzepnie w lody; Ale iż się zaś wielka stąd Etyopia Rozciąga i pośrzodek sam daleko mija, Ktoś rozsiał i tak udał waszemu światowi, Że tam iść zakazano dalej Neptunowi.
XX.
Dlatego od naszego indyjskiego
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 335
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905