cieniu położona, Wzdycha do swojej niebieskiej dziedziny Z ziemskiej niziny,
Brzydkim tłumokiem ciała obciążona I snem głębokim prawie opojona, Jako niewolnik srogiego tyrana Władzy poddana.
Lecz tego przecię spodziewać się może Ułomność ludzka, gdy jej Bóg pomoże, Że kiedyżkolwiek z tego co ją łudzi Snu się obudzi;
Że nim dopędzi zaczętego biegu Łodź nieścigniona, nim stanie u brzegu, Skąd już żadnego ludzkiemu żywotu Niemasz powrotu,
Wróci się stamtąd, gdzie wiatry i chmury Zapędziły ją, a do cynozury Bieg swój kieruje, tam w porcie szczęśliwym Wiatrem życzliwym
Pędzona stanie. Ciebie ja o święty Świętych zastępów panie niepojęty, Królu nad królmi wszemi zawołany, Panie nad pany
cieniu położona, Wzdycha do swojej niebieskiej dziedziny Z ziemskiej niziny,
Brzydkim tłumokiem ciała obciążona I snem głębokim prawie opojona, Jako niewolnik srogiego tyrana Władzy poddana.
Lecz tego przecię spodziewać się może Ułomność ludzka, gdy jej Bog pomoże, Że kiedyżkolwiek z tego co ją łudzi Snu się obudzi;
Że nim dopędzi zaczętego biegu Łodź nieścigniona, nim stanie u brzegu, Zkąd już żadnego ludzkiemu żywotu Niemasz powrotu,
Wroci się ztamtąd, gdzie wiatry i chmury Zapędziły ją, a do cynozury Bieg swoj kieruje, tam w porcie szczęśliwym Wiatrem życzliwym
Pędzona stanie. Ciebie ja o święty Świętych zastępow panie niepojęty, Krolu nad krolmi wszemi zawołany, Panie nad pany
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 339
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
, ulubiona Wita go żona.
Już zapomina i nocy niespanych, Już łzy ociera z oczu wypłakanych, Równa czystością i troskami owej Itakusowej.
A gdy pod oną spoczynku zasłoną Troskliwy więzień pasie myśl łakomą, Aż poń okrutny przystaw zakołace Do ciężkiej prace.
Porwie się nędzny, aż sen ulubiony, Właśnie jako wiatr leci nieścigniony. On po staremu, ach wyrok surowy! Dźwiga okowy.
A kiedy jeszcze kto z jego drużyny Złotem okupion od miłej rodziny, Żegna go w długą, już oswobodzony, On zostawiony
W ciężkiej niewoli i okupu swego Nie widzi nędzny sposobu żadnego, Lecz widzi koniec ten tylko kłopota, Co i żywota,
Dopieroż
, ulubiona Wita go żona.
Już zapomina i nocy niespanych, Już łzy ociera z oczu wypłakanych, Rowna czystością i troskami owej Itakusowej.
A gdy pod oną spoczynku zasłoną Troskliwy więzień pasie myśl łakomą, Aż poń okrutny przystaw zakołace Do ciężkiej prace.
Porwie się nędzny, aż sen ulubiony, Właśnie jako wiatr leci nieścigniony. On po staremu, ach wyrok surowy! Dźwiga okowy.
A kiedy jeszcze kto z jego drużyny Złotem okupion od miłej rodziny, Żegna go w długą, już oswobodzony, On zostawiony
W ciężkiej niewoli i okupu swego Nie widzi nędzny sposobu żadnego, Lecz widzi koniec ten tylko kłopota, Co i żywota,
Dopieroż
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 355
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Nuż oceanu niezmierne zatoki, Popławne rzeki, jeziora i stoki Wod kryształowych; nuż powietrze czyste, To ciche, to gdy podnosi pieniste Morskie bałwany wichry szalonymi. A jako ziemia zwierzęty rożnymi, Bydłem i płazem wszytka napełniona, Także i morska otchłań niezmierzona, Pełna ryb, pełna tworów nieznajomych; Co po powietrzu lata nieścignionych Ptaków skrzydlatych? Ale od początku Tego wszytkiego, z dziwnego porządku, Z tej hatmonii tak wielkiej machiny, Niechybny dowód, że jednej godziny Większe i mniejsze nie uchybią sfery, Skąd i świat w rożne ubiera się cery. Gdyby ku ziemi słońce swymi koły Zbliżyć się miało, poszłaby w popioły; Gdyby się morskie
Nuż oceanu niezmierne zatoki, Popławne rzeki, jeziora i stoki Wod kryształowych; nuż powietrze czyste, To ciche, to gdy podnosi pieniste Morskie bałwany wichry szalonymi. A jako ziemia zwierzęty rożnymi, Bydłem i płazem wszytka napełniona, Także i morska otchłań niezmierzona, Pełna ryb, pełna tworow nieznajomych; Co po powietrzu lata nieścignionych Ptakow skrzydlatych? Ale od początku Tego wszytkiego, z dziwnego porządku, Z tej hatmonii tak wielkiej machiny, Niechybny dowod, że jednej godziny Większe i mniejsze nie uchybią sfery, Zkąd i świat w rożne ubiera się cery. Gdyby ku ziemi słońce swymi koły Zbliżyć się miało, poszłaby w popioły; Gdyby się morskie
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 399
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
. Mocny Boże! tożeś wiele I w tym naszym biednym ciele Zostawił znaków twej boskiej mądrości I niezrownanej cieniów wszechmocności. Najwięcej jednak swobodna , Myśl jest podziwienia godna, Którą najbliżej w tej tu śmiertelności Przystępujemy do doskonałości. Cóż na ziemi pod obrotem Słońca z jej porówna lotem? Nie tak ptak rączy, nie tak nieścigniona Leci z cięciwy strzała wypuszczona, Nie tak się ognie błyskają, Nie tak gromy wypadają. Tą człowiek, jako jest ziemia szeroka I jako długa, w jednym mgnieniu oka, Nim raz powieka zapadnie, Wszytkę może zwiedzić snadnie, Gdzie na Bazorskie bogaty skopuły Ormus pogląda, lubo gdzie insuły Kanarskie leżą, na końcu Świata
. Mocny Boże! tożeś wiele I w tym naszym biednym ciele Zostawił znakow twej boskiej mądrości I niezrownanej cieniow wszechmocności. Najwięcej jednak swobodna , Myśl jest podziwienia godna, Ktorą najbliżej w tej tu śmiertelności Przystępujemy do doskonałości. Coż na ziemi pod obrotem Słońca z jej porowna lotem? Nie tak ptak rączy, nie tak nieścigniona Leci z cięciwy strzała wypuszczona, Nie tak się ognie błyskają, Nie tak gromy wypadają. Tą człowiek, jako jest ziemia szyroka I jako długa, w jednym mgnieniu oka, Nim raz powieka zapadnie, Wszytkę może zwiedzić snadnie, Gdzie na Bazorskie bogaty skopuły Ormus pogląda, lubo gdzie insuły Kanarskie leżą, na końcu Świata
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 442
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
na dopiero przyproszone śniegi Wypadszy, tak po wierzchu rącze zbierał nogi, Że po sobie najmniejszej nie zostawił drogi. Mógł i po zrzałym zbożu biegać niewściągniony A kłos lotnym kopytem żaden nieruszony. Gdy też położonego dopadał zakładu, Na nieruszonym piasku nie znać było śladu. Na wodę co dziwniejsza nieraz zapędzony Zabiegł staje i drugie rówien nieścignionej Łodzi i zasię w tymże locie się wróciwszy Upadał na brzeg, ledwo co kuty omoczywszy. Co się na nim nabiło wilków, co rogaczów, Co odyńców bez sieci, bez psów i bez szczwaczów? A kiedy do herapu, to więc przed wszytkimi Dropiaty naprzod chodził charty najrętszymi. Czasem i minął kota, że
na dopiero przyproszone śniegi Wypadszy, tak po wierzchu rącze zbierał nogi, Że po sobie najmniejszej nie zostawił drogi. Mogł i po zrzałym zbożu biegać niewściągniony A kłos lotnym kopytem żaden nieruszony. Gdy też położonego dopadał zakładu, Na nieruszonym piasku nie znać było śladu. Na wodę co dziwniejsza nieraz zapędzony Zabiegł staje i drugie rowien nieścignionej Łodzi i zasię w tymże locie się wrociwszy Upadał na brzeg, ledwo co kuty omoczywszy. Co się na nim nabiło wilkow, co rogaczow, Co odyńcow bez sieci, bez psow i bez szczwaczow? A kiedy do herapu, to więc przed wszytkimi Dropiaty naprzod chodził charty najrętszymi. Czasem i minął kota, że
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 453
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
wodę idzie w niż z ciężarem, W drugiej zaś z pereł i szczyrego złota Stało się pierze; nadto ta pożarem
Jasnym się świeci; tamta zaciemniona. Kiedy się pytam, jakaby to była Przyczyna, która zrownane ramiona Jednakiej szale na dół pochyliła,
Ten mi powiedział, który wszytko z góry Widzi, posłaniec bogów nieścigniony I który wszytko wie lotny Merkury, Że człowiek jeden cnotą wyniesiony
Nad pospolity lud i roztropnością Na tę się udał szalę, która waży Niebieskie cnoty z prawdziwą godnością, I on tam swoje nie cierpiące skazy
Postępki złożył. Co patrz jak przydało Wagi tej szali. O jakeś szczęśliwy, Zacny marszałku, kiedyć się
wodę idzie w niż z ciężarem, W drugiej zaś z pereł i szczyrego złota Stało się pierze; nadto ta pożarem
Jasnym się świeci; tamta zaciemniona. Kiedy się pytam, jakaby to była Przyczyna, ktora zrownane ramiona Jednakiej szale na doł pochyliła,
Ten mi powiedział, ktory wszytko z gory Widzi, posłaniec bogow nieścigniony I ktory wszytko wie lotny Merkury, Że człowiek jeden cnotą wyniesiony
Nad pospolity lud i roztropnością Na tę się udał szalę, ktora waży Niebieskie cnoty z prawdziwą godnością, I on tam swoje nie cierpiące skazy
Postępki złożył. Co patrz jak przydało Wagi tej szali. O jakeś szczęśliwy, Zacny marszałku, kiedyć się
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 465
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
zawody Z hardą Moskwą, wyprawion posłem do stolice, Gdzie o dawne w Siewierzu traktując granice, W cudzej ziemi żywota zbył niespodziewany, Od małżonki, ani swych winnie opłakany. Jednak nie zostawując tamtemu go niebu, Ciało tu przywiezione swoim do pogrzebu. Ale zmierzchby mię zaszedł, i pierwejby w morze Hesperyjskie zapadły nieścignione zorze, Aniżbym ja policzył wszystkie te tam dziady,Których w ziemi czekają kosztowne pokłady Późnej nieśmiertelności. Ta oprócz ich cnoty Pamięć żywa zostaje; a pani oto tejGłosy brzmią, i języki niesłychane o nich, Cóżkolwiek chwalebnego zostało tu po nich. Tedy te wystawiwszy w drogiej onej sali (Których żaden śmiertelny język nie
zawody Z hardą Moskwą, wyprawion posłem do stolice, Gdzie o dawne w Siewierzu traktując granice, W cudzej ziemi żywota zbył niespodziewany, Od małżonki, ani swych winnie opłakany. Jednak nie zostawując tamtemu go niebu, Ciało tu przywiezione swoim do pogrzebu. Ale zmierzchby mię zaszedł, i pierwejby w morze Hesperyjskie zapadły nieścignione zorze, Aniżbym ja policzył wszystkie te tam dziady,Których w ziemi czekają kosztowne pokłady Późnej nieśmiertelności. Ta oprócz ich cnoty Pamięć żywa zostaje; a pani oto tejGłosy brzmią, i języki niesłychane o nich, Cóżkolwiek chwalebnego zostało tu po nich. Tedy te wystawiwszy w drogiej onej sali (Których żaden śmiertelny język nie
Skrót tekstu: TwarSRytTur
Strona: 123
Tytuł:
Zbiór różnych rytmów
Autor:
Samuel Twardowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
Wielkopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Tematyka:
historia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
między 1631 a 1661
Data wydania (nie wcześniej niż):
1631
Data wydania (nie później niż):
1661
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Kazimierz Józef Turowski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Drukarnia "Czasu"
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1861
mieście dowiedziano. Ludzie moje bezzbrojne i nagie pobili, Drudzy pouciekali i pouchodzili; I tych beło niemało, których pojmali, I tak z niemi i ze mną razem ujechali. Jam wesoła ojczyznę miłą zostawiała, Tusząc, żem się z mem miłem prędko cieszyć miała.
XV.
Ledwie co beł nad Mondzią okręt nieścigniony, Kiedy na nas szalone przyszły z prawej strony Wiatry, które powietrze jasne zamieszały I morskie nawałności pod niebo ciskały. Gniewliwy Auster coraz z więtszą siłą wstaje I panem oceanu wielkiego zostaje; Żeglarze potrwożeni, mało pomagają, Choć mu raz tył, drugi raz sztabę obracają.
XVI.
Nie pomogły zebrane żagle, zdjęte maszty
mieście dowiedziano. Ludzie moje bezzbrojne i nagie pobili, Drudzy pouciekali i pouchodzili; I tych beło niemało, których poimali, I tak z niemi i ze mną razem ujechali. Jam wesoła ojczyznę miłą zostawiała, Tusząc, żem się z mem miłem prętko cieszyć miała.
XV.
Ledwie co beł nad Mondzią okręt nieścigniony, Kiedy na nas szalone przyszły z prawej strony Wiatry, które powietrze jasne zamieszały I morskie nawałności pod niebo ciskały. Gniewliwy Auster coraz z więtszą siłą wstaje I panem oceanu wielkiego zostaje; Żeglarze potrwożeni, mało pomagają, Choć mu raz tył, drugi raz sztabę obracają.
XVI.
Nie pomogły zebrane żagle, zdjęte maszty
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_I
Strona: 277
Tytuł:
Orland Szalony, cz. 1
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905
uformował ziobra: Zła rzecz była jednemu mieszkać, dwojgom dobra. Odtąd z tej pary jako z źrzódła woda żywa Tym więcej wynikając, sowicie wypływa
Na wszytkie ziemskie kraje. I gdzie Tytan młody Umywa raną rosą różane jagody, I gdzie późno oświeca hesperyjskie knieje, Skąd Auster południowym skrzydłem ciepło wieje, Skąd Boreas na wichrach nieścignionych leci, Wszędy mnóstwo panuje Adamowych dzieci: Te zasiadają pańskie i cesarskie krzesła, Te wymyślają coraz subtelne rzemiesła, Te budują pałace, miasta, zamki, dwory, Te napełniają wojska, niebiosa, klasztory, Te regiment nad wszytkim stworzeniem trzymają, Te przez odrodne wnuki i śmierci znikają. A chociaż im do czasu te
uformował ziobra: Zła rzecz była jednemu mieszkać, dwojgom dobra. Odtąd z tej pary jako z źrzódła woda żywa Tym więcej wynikając, sowicie wypływa
Na wszytkie ziemskie kraje. I gdzie Tytan młody Umywa raną rosą różane jagody, I gdzie późno oświeca hesperyjskie knieje, Skąd Auster południowym skrzydłem ciepło wieje, Skąd Boreas na wichrach nieścignionych leci, Wszędy mnóstwo panuje Adamowych dzieci: Te zasiadają pańskie i cesarskie krzesła, Te wymyślają coraz subtelne rzemiesła, Te budują pałace, miasta, zamki, dwory, Te napełniają wojska, niebiosa, klasztory, Te regiment nad wszytkim stworzeniem trzymają, Te przez odrodne wnuki i śmierci znikają. A chociaż im do czasu te
Skrót tekstu: ZimSRoks
Strona: 23
Tytuł:
Roksolanki
Autor:
Szymon Zimorowic
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
utwory synkretyczne
Gatunek:
sielanki
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1654
Data wydania (nie wcześniej niż):
1654
Data wydania (nie później niż):
1654
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Ludwika Ślękowa
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Wrocław
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1983
sobie oba odpierali; Wściekłe poniekąd jady z gniewem uśmierzają, O zwycięstwo samem się baczeniem starają.
XXI.
Głos najmocniejszych razów po różnej się stronie Rozlega, raz w łeb trafią, a drugi raz w skronie; Miąższe u zbroje jasnej już puszczają nity, Przecina miecz żelazo twarde nieodbity. Jeśli ten ostrą bronią, okiem nieścignioną, Rany surowe czyni ręką wyćwiczoną, Niemniej drugi naciera ani się hamuje, Znaki śmiertelnych sztychów straszne zostawuje. PIEŚŃ XXXI.
XXII.
Na półtory godziny bitwa przykra trwała I już noc wypędziwszy dzień, następowała, Słońce zapadło jasne, a wieczorne zorze Powoli w nieprzebrnione zakryły się morze: A ci jeszcze dźwięk straszny mieczami czynili
sobie oba odpierali; Wściekłe poniekąd jady z gniewem uśmierzają, O zwycięstwo samem się baczeniem starają.
XXI.
Głos najmocniejszych razów po różnej się stronie Rozlega, raz w łeb trafią, a drugi raz w skronie; Miąższe u zbroje jasnej już puszczają nity, Przecina miecz żelazo twarde nieodbity. Jeśli ten ostrą bronią, okiem nieścignioną, Rany surowe czyni ręką wyćwiczoną, Niemniej drugi naciera ani się hamuje, Znaki śmiertelnych sztychów straszne zostawuje. PIEŚŃ XXXI.
XXII.
Na półtory godziny bitwa przykra trwała I już noc wypędziwszy dzień, następowała, Słońce zapadło jasne, a wieczorne zorze Powoli w nieprzebrnione zakryły się morze: A ci jeszcze dźwięk straszny mieczami czynili
Skrót tekstu: ArKochOrlCz_II
Strona: 433
Tytuł:
Orland szalony, cz. 2
Autor:
Ludovico Ariosto
Tłumacz:
Piotr Kochanowski
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
epika
Gatunek:
poematy epickie
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1620
Data wydania (nie wcześniej niż):
1620
Data wydania (nie później niż):
1620
Tekst uwspółcześniony:
tak
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Jan Czubek
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Kraków
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Akademia Umiejętności
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1905