ukropie. Lirycorum Polskich.
Leć te w twej chorobie/ Mniej potrzebne tobie
Lekarstwa/ które Gallizantes bierą/ Ci co się radzi spółkują z Wenerą.
Wiem niebyłać miłą/ Boś się wszytką siłą
Chronił Basztarda/ Onej Kupidyna/ Skąd twej niemocy podobno przyczyna.
Tak źrebiec pierzchliwy/ Nieda na Bóg żywy/
W niewiadome nóg opinać forgocze Aż musi; wniwecz/ co się uszamoce.
I ty gwoli zdrowiu/ Masz być pogotowiu.
Lekarstw Nohela/ i porady słuchać. A potym radzę/ i na zimną dmuchać.
Wprzód puszczadłem z stali/ (Któż się nie uzali.)
W zyłę cię zatnie; skąd krwie potok żyzny/ Wyciecze
vkropie. Lyricorum Polskich.
Leć te w twey chorobie/ Mniey potrzebne tobie
Lekárstwá/ ktore Gallizantes bierą/ Ci co się rádźi społkuią z Wenerą.
Wiem niebyłáć miłą/ Boś się wszytką śiłą
Chronił Básztárdá/ Oney Kupidyná/ Zkąd twey niemocy podobno przyczyná.
Ták źrebiec pierzchliwy/ Nieda ná Bog żywy/
W niewiádome nog opináć forgocze Aż muśi; wniwecz/ co się vszámoce.
Y ty gwoli zdrowiu/ Masz bydz pogotowiu.
Lekarstw Nohelá/ y porády słucháć. A potym rádzę/ y ná źimną dmucháć.
Wprzod puszczádłem z stali/ (Ktoż się nie vzali.)
W zyłę ćię zátnie; zkąd krwie potok żyzny/ Wyćiecze
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 170
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
Łozku (pchnion) niepogotowiu Grotem zołowiu. Ej otrząśni się Stelo a kaz sercu Wykonać: coś jej przysiągł na kobiercu Czuła to ona niechcący przez dzięki Podać ci ręki Jako niechciała przestąpić i proga Jako rzewne łzy roniła nieboga Jak słowa ślubne/ za nią/ co z nią były Kmoszki mówiły. Wrozyło serce niewiadomej Damie Ześ miał być marnym leniwcem w Talamie I nad Szarajskie bez dziatek otuchy Płonszy Eunuchy. A jakąż z jarzma tego korzyść macie? Zawiodszy zwłaszcza ty ją/ Ewiracie Trzeba cię pono/ mdłego Juncze karku Zbyć na Jarmarku. Albo się wstydzcie za tę hańbę Męże Albo nierówną parę/ niech rozprzęze Zwierzchność: bo
Łozku (pchnion) niepogotowiu Grotem zołowiu. Ey otrząśni się Stello á kaz sercu Wykonáć: coś iey przyśiągł ná kobiercu Czuła to oná niechcący przez dźięki Podác ći ręki Iáko niechćiáłá przestąpić y progá Iáko rzewne łzy roniłá niebogá Iák słowá slubne/ zá nię/ co z nią były Kmoszki mowiły. Wrozyło serce niewiádomey Dámie Ześ miał bydź márnym leniwcem w Thálámie Y nád Száráyskie bez dźiatek otuchy Płonszy Eunuchy. A iákąż z iárzmá tego korzyść maćie? Záwiodszy zwłaszczá ty ią/ Ewiraćie Trzebá ćię pono/ mdłego Iuncze kárku Zbydź ná Iármárku. Albo się wstydzćie zá tę háńbę Męze Albo nierowną parę/ niech rozprzęze Zwierzchność: bo
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 200
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
/ w postępkach rzetelny Odpasze Kołczan hartownych strzał pełny Bezpieczen od potyczki. Napięty szpuści szybki łuk Getycki Dawna to powieść/ teraz model inny Już musi zbroję na się brać niewinny Przypadku zjęty strachem. Musi stalonym piersi okryć blachem Trudno się człowiek ma schronić przygodzie/ I trafunkowej zabiec w zdrowiu szkodzie/ Co ma być niewiadomy. A zboku nań szwank przypadnie kryjomy/ Temu Egipskie straszne krokodyle Inszy się boi Charybdy i Scylle Aż od miecza umiera Niespodziewana tego śmierć pożera Przyszłe nieszczęście Fatum człeku kryje I w ciemnych Księgach los dekretu ryje A zgadnąć to nie snadnie. Jako ostatnia człeku bierka padnie A to i Ciebie Tomaszu Cnotliwy/ Podkał niewinnie szwank
/ w postępkách rzetelny Odpasze Kołcząn hártownych strzał pełny Beśpieczen od potyczki. Nápięty szpuśći szybki łuk Getycki Dawna to powieść/ teraz model inny Iuż muśi zbroię ná się bráć niewinny Przypadku zięty stráchem. Muśi stalonym pierśi okryć bláchem Trudno się człowiek ma zchronić przygodźie/ Y tráfunkowey zábiedz w zdrowiu szkodźie/ Co ma bydź niewiádomy. A zboku nąń szwánk przypadnie kryiomy/ Tęmu Egypskie strászne krokodyle Inszy się boi Chárybdy y Scylle Aż od mieczá vmiera Niespodźiewána tego śmierć pożera Przyszłe nieszczęśćie Fatum człeku kryie Y w ćiemnych Xięgách los dekretu ryie A zgádnąć to nie snádnie. Iáko ostátnia człeku bierká pádnie A to y Ciebie Thomaszu Cnotliwy/ Podkał niewinnie szwánk
Skrót tekstu: KochProżnLir
Strona: 201
Tytuł:
Liryka polskie
Autor:
Wespazjan Kochowski
Drukarnia:
Wojciech Górecki
Miejsce wydania:
Kraków
Region:
Małopolska
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1674
Data wydania (nie wcześniej niż):
1674
Data wydania (nie później niż):
1674
Kiedy chce i kogo chce, bez minuty zetnie. 135 (P). OCCASIO FACIT FUREM
Złym położeniem złodziej, a niewiara druga Przyczyną, że się często psuje wierny sługa. Nie posądzaj, komuś już swych powierzył kluczy. Niejeden, zabiegając zdradzie, zdradzać uczy: Rozliczne wiary jego wymyślając próby, Dotąd mu niewiadome podaje sposoby. Kogo nie rządzi cnota ani bojaźń boża, Choćby miał stookiego Argusa za stróża, Niech ztem kłódek zamyka, jeszcze w większej liczy Złodziej, im co subtelniej ukradnie, zdobyczy. 136 (P). OBIERANIE PRZYJACIÓŁ
Błądzisz, choć nie na jednej doświadczyłeś próbie, Jakiego masz obierać przyjaciela sobie.
Kiedy chce i kogo chce, bez minuty zetnie. 135 (P). OCCASIO FACIT FUREM
Złym położeniem złodziej, a niewiara druga Przyczyną, że się często psuje wierny sługa. Nie posądzaj, komuś już swych powierzył kluczy. Niejeden, zabiegając zdradzie, zdradzać uczy: Rozliczne wiary jego wymyślając próby, Dotąd mu niewiadome podaje sposoby. Kogo nie rządzi cnota ani bojaźń boża, Choćby miał stookiego Argusa za stróża, Niech stem kłódek zamyka, jeszcze w większej liczy Złodziej, im co subtelniej ukradnie, zdobyczy. 136 (P). OBIERANIE PRZYJACIÓŁ
Błądzisz, choć nie na jednej doświadczyłeś próbie, Jakiego masz obierać przyjaciela sobie.
Skrót tekstu: PotFrasz1Kuk_II
Strona: 66
Tytuł:
Ogród nie plewiony
Autor:
Wacław Potocki
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
fraszki i epigramaty
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1677
Data wydania (nie wcześniej niż):
1677
Data wydania (nie później niż):
1677
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Dzieła
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Leszek Kukulski
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Warszawa
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1987
samych nas uważyć chcieli tę jego powieść/ nie bylicę być/ łacno znaszlibyśmy. uważylibyśmy abowiem sami w sobie/ skąd to on ma/ co nam do wierzenia za prawdę podaje: zwłaszcza rzecz taką/ która i doczesny pokoj miedzy Bracią turbuje/ i na pokoj wieczny/ za oszukaniem ludzi niewiadomych/ następuje. Pytalibyśmy o tym napierwej Rusi/ Przodków naszych. Potym Greków/ rodziców naszych w Duchu. Po tych Rzymian/ Braci. A na koniec i samych Heretyków. Którzy jeśliby nam wszyscy w jedno słowo odpowiedzieli/ a w te słowo/ jakie nam Kleryk do wiadomości doniósł/ godzien wiary u nas
sámych nas vwáżyć chćieli tę iego powieść/ nie bylicę bydź/ łácno znászlibysmy. vważylibysmy ábowiem sámi w sobie/ zkąd to on ma/ co nam do wierzenia zá prawdę podáie: zwłaszcżá rzecż táką/ ktora y doczesny pokoy miedzy Bráćią turbuie/ y ná pokoy wiecżny/ zá oszukániem ludźi niewiádomych/ nástępuie. Pytálibysmy o tym napierwey Ruśi/ Przodkow nászych. Potym Graekow/ rodźicow nászych w Duchu. Po tych Rzymian/ Bráći. A ná koniec y sámych Hęretykow. Ktorzy ieśliby nam wszyscy w iedno słowo odpowiedźieli/ á w te słowo/ iákie nam Klerik do wiádomośći doniosł/ godźien wiáry v nas
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 78
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
Z. czynił. Do Narodu Ruskiego. Zrzeczenie się Autorowe wszytkich Schismatickich błędów i Herezji. Zabiega się obiectiom które kto może Autorowi zadać.
RZeczemisnać kto: miałeś z tym poczekać do Soboru/ przy już powiedzianej przyczynie/ zapytam go jeżeli mię on mógł upewnić w tym/ żem przedtym/ mnie i wszytkim nam niewiadomym Soborem umrzeć niemiał? Rzecze powtóre: czemużeś nieuczynił tego dawniej? odpowiem mu i na to. Uczyniłem to tegdy/ kiedy Pan Bóg zezwolił/ i zdarzył. A uczyniłem po wielkim moim wybadywaniu/ i doświadczaniu. Świadomi są tego dobrze ci/ którym wiadome były moje lucubracie naprzeciw scriptu Unią
S. czynił. Do Narodu Ruskiego. Zrzeczenie sie Autorowe wszytkich Schismátickich błędow y Hęreziy. Zábiega sie obiectiom ktore kto może Autorowi zádáć.
RZeczemisnáć kto: miałeś z tym poczekáć do Soboru/ przy iuż powiedźiáney przyczynie/ zápytam go ieżeli mię on mogł vpewnić w tym/ żem przedtym/ mnie y wszytkim nam niewiádomym Soborem vmrzeć niemiał? Rzecze powtore: czemużeś nieuczynił tego dawniey? odpowiem mu y ná to. Vcżyniłem to tegdy/ kiedy Pan Bog zezwolił/ y zdárzył. A vcżyniłem po wielkim moim wybádywániu/ y doświádczániu. Swiádomi są tego dobrze ći/ ktorym wiádome były moie lucubracie náprzećiw scriptu Vnią
Skrót tekstu: SmotApol
Strona: 104
Tytuł:
Apologia peregrinacjej do Krajów Wschodnich
Autor:
Melecjusz Smotrycki
Miejsce wydania:
Dermań
Region:
Ziemie Ruskie
Typ tekstu:
proza
Rodzaj:
teksty perswazyjne
Gatunek:
pisma religijne
Tematyka:
religia
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1628
Data wydania (nie wcześniej niż):
1628
Data wydania (nie później niż):
1628
Jeszcze o pierwszej godzinie
Błagając okropne cienie Żałosne powtarza pienie, Pomniąc na nieuleczone Rany w sercu zatajone.
Z tymci się ja zgodzić mogę Mając wielką w sercu trwogę, Gdy cię nie dobrego pana Lecz srogiego znam tyrana;
Gdy twe oko nieżyczliwe Moje serce nieszczęśliwe
Tak w popioły obróciło, Jak słońce ziemię spaliło,
Gdy woźnica niewiadomy Źle woz kierował złocony. Wami, o progi kochane Świadczę, na was skłopotane
Skronie się moje skłoniły, Wyście je snem posiliły. Jeżeli snem słusznie mienię Zdumiałych zmysłów strętwienie
I wiedz to, jeśli mię dalej Serce się twe nie użali, Że co ja dzisia hejnały Śpiewam ci, to za czas mały
Ty
Jeszcze o pierwszej godzinie
Błagając okropne cienie Żałosne powtarza pienie, Pomniąc na nieuleczone Rany w sercu zatajone.
Z tymci się ja zgodzić mogę Mając wielką w sercu trwogę, Gdy cię nie dobrego pana Lecz srogiego znam tyrana;
Gdy twe oko nieżyczliwe Moje serce nieszczęśliwe
Tak w popioły obrociło, Jak słońce ziemię spaliło,
Gdy woźnica niewiadomy Źle woz kierował złocony. Wami, o progi kochane Świadczę, na was skłopotane
Skronie się moje skłoniły, Wyście je snem posiliły. Jeżeli snem słusznie mienię Zdumiałych zmysłow ztrętwienie
I wiedz to, jeśli mię dalej Serce się twe nie użali, Że co ja dzisia hejnały Śpiewam ci, to za czas mały
Ty
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 379
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
rogi Wołowe przyprawował, to drugi raz złoty Deszcz się mienił panieńskiej zwodziciel prostoty. Co nimfom poczynili dzicy satyrowie? Niech i dziś z tego rzędu która wierzba powie, Które za głupstwo swoje od Diany złotej Przeklęte, już tak wiecznie stać będą nad błoty. A Parys co gładkością zmamiwszy niebogę Od męża i od dziatek w niewiadomą drogę Uwiodł i cudzą żonę i skarby nieswoje, Co potym i przyczyną zguby było Troje A ta potym mężnemu oddana Atrydzie, W srogiej hańbie i w wiecznym zostawała wstydzie. Zaczym żeby nie było, jako starzy dzieją, Wtenczas gdy jedne kury rzną, to drugie pieją, Szczęśliwy co cudzymi karze się przykłady I który takowymi
rogi Wołowe przyprawował, to drugi raz złoty Deszcz się mienił panieńskiej zwodziciel prostoty. Co nimfom poczynili dzicy satyrowie? Niech i dziś z tego rzędu ktora wierzba powie, Ktore za głupstwo swoje od Dyany złotej Przeklęte, już tak wiecznie stać będą nad błoty. A Parys co gładkością zmamiwszy niebogę Od męża i od dziatek w niewiadomą drogę Uwiodł i cudzą żonę i skarby nieswoje, Co potym i przyczyną zguby było Troje A ta potym mężnemu oddana Atrydzie, W srogiej hańbie i w wiecznym zostawała wstydzie. Zaczym żeby nie było, jako starzy dzieją, Wtenczas gdy jedne kury rzną, to drugie pieją, Szczęśliwy co cudzymi karze się przykłady I ktory takowymi
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 382
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
wspaniały Huraor, ciebie twe cnoty porównały Z tymi, którym więc poważniejsze sprawy I dowcipniejsze smakują zabawy. Tegoś ty drzewa roszczka, co w ojczystym Gruncie głęboko wzrosło a krzewistym Wierchem się wznosi, tam kędy ma cnota Między gwiazdami stanowisko złota. Jak dom twój zacny, jako zacne domy Z nim spokrewnione, a któż niewiadomy, Któż nie wspomina? I mnie trzeba było, Żeby się nad tym pióro zabawiło. Ale w tak wielką wkroczyć materią, Nie tylko za tak małą okazją, Lecz choćbym i chciał z umysłu, trudnoby Wszytkie mi przyszło wyliczać ozdoby. Takiemu się też nie dziwuj porządku, Że święte pozad, świeckie na
wspaniały Huraor, ciebie twe cnoty porownały Z tymi, ktorym więc poważniejsze sprawy I dowcipniejsze smakują zabawy. Tegoś ty drzewa roszczka, co w ojczystym Gruncie głęboko wzrosło a krzewistym Wierchem się wznosi, tam kędy ma cnota Między gwiazdami stanowisko złota. Jak dom twoj zacny, jako zacne domy Z nim spokrewnione, a ktoż niewiadomy, Ktoż nie wspomina? I mnie trzeba było, Żeby się nad tym pioro zabawiło. Ale w tak wielką wkroczyć materyą, Nie tylko za tak małą okazyą, Lecz choćbym i chciał z umysłu, trudnoby Wszytkie mi przyszło wyliczać ozdoby. Takiemu się też nie dziwuj porządku, Że święte pozad, świeckie na
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 393
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910
Carm. III, 2).
W nędzy i w niedostatku, zaraz w młodym lecie Niewyrodny potomek niech zawsze w namiecie, Niechaj pod niebem twardy swój żywot prowadzi A w polu dużym drzewcem o piersi zawadzi Wściekłego najezdnika. Tak nań wylękniona Z zamku poglądać będzie tyranowa żona, Wzdychając: o gdybyż mój boju niewiadomy Mąż nie napadł na tego, co to zajuszony I niepohamowany jako lew srożeje A nieuchronną ręką krwie potoki leje. Pięknać rzecz i przystojna za ojczyznę miłą Polec i własną jej być przykryty mogiłą. Zwłaszcza, że też lękliwy przed nią nie uciecze, Tak w grzbiet tchorza, jak w piersi śmiałego ta siecze. Cnota niefarbowana
Carm. III, 2).
W nędzy i w niedostatku, zaraz w młodym lecie Niewyrodny potomek niech zawsze w namiecie, Niechaj pod niebem twardy swoj żywot prowadzi A w polu dużym drzewcem o piersi zawadzi Wściekłego najezdnika. Tak nań wylękniona Z zamku poglądać będzie tyranowa żona, Wzdychając: o gdybyż moj boju niewiadomy Mąż nie napadł na tego, co to zajuszony I niepohamowany jako lew srożeje A nieuchronną ręką krwie potoki leje. Pięknać rzecz i przystojna za ojczyznę miłą Polec i własną jej być przykryty mogiłą. Zwłaszcza, że też lękliwy przed nią nie uciecze, Tak w grzbiet tchorza, jak w piersi śmiałego ta siecze. Cnota niefarbowana
Skrót tekstu: MorszZWierszeWir_I
Strona: 438
Tytuł:
Wiersze
Autor:
Zbigniew Morsztyn
Miejsce wydania:
nieznane
Region:
nieznany
Typ tekstu:
wiersz
Rodzaj:
liryka
Gatunek:
pieśni
Poetyka żartu:
nie
Data wydania:
1675
Data wydania (nie wcześniej niż):
1675
Data wydania (nie później niż):
1675
Tekst uwspółcześniony:
tak
Tytuł antologii:
Wirydarz poetycki
Redaktor wersji uwspółcześnionej:
Aleksander Brückner
Miejsce wydania wersji uwspółcześnionej:
Lwów
Wydawca wersji uwspółcześnionej:
Towarzystwo dla Popierania Nauki Polskiej
Data wydania wersji uwspółcześnionej:
1910